Wyśpij się na medal
i
Jean-Baptiste Michel, Sen Kupidyna (XVIII w.)/ zbiory Met Museum
Promienne zdrowie

Wyśpij się na medal

Michał Szadkowski
Czyta się 6 minut

Publiczność kocha takie legendy. O piłkarzach wyciąganych nad ranem z rynsztoka, dowożonych na mecz i strzelających dwa gole. O koszykarzach obżerających się w fast foodach. O alpejczykach, którzy wyszli na stok pod wpływem i pokonali trasę zjazdu z prędkością 150 km/h.

Tak, wszystkie te historie są prawdziwe. Wybranego na najlepszego piłkarza świata w 1968 r. George’a Besta koledzy niejednokrotnie wyciągali z baru. Jeden z najlepszych koszykarzy lat 90. Charles Barkley przychodził na poranny trening z zestawem śniadaniowym z McDonald’s i pochłaniał je w czasie jazdy na rowerku treningowym. A sześciokrotny medalista olimpijski Bode Miller – tu cytat – „imprezował i socjalizował się” przez całe zimowe igrzyska w 2006 r.

Z reguły sport takich epizodów jednak nie wybacza. Albo wybacza tylko przez chwilę – Best skończył karierę przed trzydziestką, Barkley nigdy nie zdobył mistrzostwa NBA, a Miller akurat z igrzysk w Turynie nie przywiózł ani jednego medalu.

W dodatku im dłużej trwa XXI wiek, tym mniej jest miejsca na szczycie dla utracjuszy. Dziś wstęp mają tam wyłącznie ci, którzy sportowcami są 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, przez cały rok. Wliczając wakacje. Wybitnych atletów otaczają naukowcy szukający sposobów poprawiających wyniki o jedną dziesiątą sekundy, centymetr, o to, by pary w płucach wystarczyło na kilka metrów więcej. Zadbasz o trochę szczegółów więcej niż rywale, wyprzedzisz ich, choć talentu mają tyle samo co ty i trenowali równie ciężko jak ty.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Te poszukiwania odbywają się na kilku poziomach. Sponsorzy szyją koszulki z materiałów, których kilka lat temu używała NASA, organizatorzy budują ultranowoczesne boiska, pływalnie i bieżnie, a zawodnicy dumają, zanim pochłoną kolejny leżący na talerzu liść sałaty.

W ten sposób sportowcy dotarli do momentu, w którym różnicę może robić to, ile i jak się śpi. Kiedyś opowiadali, ile w czasie treningu pokonali kilometrów, a dziś chętnie chwalą się tym, ile śpią. Wiadomo zatem, że wybitny tenisista Roger Federer i najlepszy współczesny koszykarz LeBron James spędzają w łóżku po 12 godzin na dobę, a rekordzista świata w biegu na 100 m i 200 m Usain Bolt oraz tenisistka Maria Szarapowa – po 10.

Sen jak tlen

Zaczęło się od Nicka Littlehalesa, który dwie dekady temu przekonał do tego, jak ważny jest sen, legendarnego trenera Manchesteru United Alexa Fergusona. Wejście miał znakomite, dzięki jego radom obrońca Gary Pallister przestał narzekać na chroniczny ból pleców. Littlehales został zatrudniony na stałe, wyrobił sobie markę, dziś doradza mistrzom olimpijskim, wybitnym kolarzom i piłkarzom. Jego najbardziej znanym klientem – i zarazem bandą reklamową – jest Cristiano Ronaldo. Portugalski piłkarz ma wizerunek gogusia, ale to 100-procentowy profesjonalista, robot, który odmówi sobie wszystkiego, co mogłoby obniżyć jego formę.

Za radą Littlehalesa Ronaldo wyłącza telefon, telewizor i tablet półtorej godziny przed pójściem do łóżka, kładzie się na 10-centymetrowym materacu i w pozycji embrionalnej śpi pięć razy po 90 min. Oczywiście mowa o sytuacji idealnej, czasami tak się nie da – Real Madryt, w którym występuje Ronaldo, gra mecze co trzy dni, zdarza się, że z wyjazdów do Londynu, Dortmundu, Warszawy wraca nad ranem. Dlatego Littlehales radzi, by spanie planować na cały tydzień, starając się zmieścić w grafiku 35 półtoragodzinnych cyklów w ciągu siedmiu dni. W ten sposób czas na sen wypada niekiedy w środku nocy, a innym razem – w południe.

Jednocześnie naukowcy prześcigają się w wyliczeniach udowadniających, jak zgubny dla sportowców jest brak snu. Jeśli zawodnik przez cztery dni będzie spał nieregularnie, podniesie na sztandze ciężar 10 kg lżejszy niż wcześniej. Różnica między tenisistą wyspanym a niedospanym może sięgnąć 42%. O tyle może spaść dokładność uderzeń tego drugiego. „Organizując próby wysiłkowe, namawiamy zawodników, by przyjechali na nie dzień wcześniej. Unikamy sytuacji, w której sportowiec zrywa się z łóżka nad ranem, bo nie będzie w stanie osiągnąć optymalnych wyników. Takie próby można tak naprawdę wyrzucić do kosza” – mówi „Przekrojowi” prof. Andrzej Klusiewicz z Instytutu Sportu, od lat badający polskich olimpijczyków. A pracujący przed laty z Adamem Małyszem prof. Jerzy Żołądź twierdzi, że dla sportowców „sen jest jak tlen”.

W świątyni snu

Dbałość o sen przestaje być już jednak wiedzą tajemną, przydatną tylko w przypadku wyczynowego uprawiania sportu, a staje się częścią higienicznego trybu życia, tak jak dieta. Specjaliści radzą, by w czasie nudnego zebrania uciąć sobie drzemkę z otwartymi oczami (podobno można się tego nauczyć) albo wykorzystać na sen przerwę na lunch. Książkę o spaniu napisała Arianna Huffington, która kiedyś zarzynała się, kierując „The Huffington Post”. Trzy–cztery godziny snu dziennie skończyły się omdleniem, po którym obudziła się w kałuży krwi. Lekarze stwierdzili, że jest wycieńczona i pomoże jej tylko regularny odpoczynek. 

Dziś Huffington nazywa sypialnię „świątynią snu”, a wejście do łóżka poprzedza półgodzinnym rytuałem, którego elementem jest lektura książek niemających żadnego związku z jej pracą (czyli raczej poezja niż literatura faktu). To właśnie Huffington twierdzi, że świat stałby się lepszy, gdyby Donald Trump spał po 8 godzin dziennie. Prezydent USA w książkach pisał, że zazwyczaj wstaje po 3–4 godzinach, bo „brakuje mu dnia”, w czasie ubiegłorocznej kampanii zdarzało się, że spał godzinę na dobę. „Jego doradcy powinni wieczorami odbierać mu telefon, nie pozwalać na tweetowanie w środku nocy. Dziś Trump jest książkowym przykładem osoby, której brakuje snu” – mówi Huffington.

Przypomnijmy jednak: to, ile ktoś śpi, nie wyznacza różnicy między mistrzem a outsiderem zajmującym ostatnie miejsce ani między pracownikiem miesiąca a największym niezgułą w firmie. Złotych środków nie ma, nie istnieje jedna metoda zamieniająca przeciętniaka w supermana. Ale jeśli rozsądny sen może cię do niego zbliżyć choćby o kilka kroków, dlaczego nie spróbować?

Czytaj również:

Sztuka podchodzenia
i
Alfons Walde (dzieki uprzejmości Michaela Walde-Bergera, www.alfonswalde.com)
Promienne zdrowie

Sztuka podchodzenia

Mateusz Mróz

Skitouring to sport oparty na wolności i wyzwaniach, uprawiany od ponad 100 lat, jednak do niedawna niezbyt popularny.

Słowo wyjaśnienia dla niewtajemniczonych: głównym zadaniem skiturowca jest podchodzenie w nartach na wybrany szczyt. Odbywa się to w sposób zbliżony do stosowanego w przypadku nart biegowych, do spodu nart przypięte są zaś tzw. foki – syntetyczny lub naturalny materiał, dzięki któremu narta nawet przy dużym nachyleniu stoku nie odjedzie do tyłu. Oczywiście zwieńczeniem i największą nagrodą każdej wycieczki jest zjazd – głównie dlatego podchodzimy, ponieważ nic tak nie cieszy jak szusowanie z góry zdobytej własnymi siłami.

Czytaj dalej