Wodny kryzys w mieście Flint
i
„Strölin edition, 1905", Édouard Manet, 1870–1874 r. / The Metropolitan Museum of Art
Ziemia

Wodny kryzys w mieście Flint

Artur Zaborski
Czyta się 11 minut

W kwietniu 2014 r. we Flint w stanie Michigan z kranów zaczęła cieknąć śmierdząca woda w różnych odcieniach żółci. Jak się okazało wiele miesięcy później, zawierała ogromne ilości trujących związków ołowiu, inne rakotwórcze chemikalia i bakterie, ale władze miasta uspokajały, że to przejściowe kłopoty, niegroźne dla zdrowia.

Flint jest jednym z najbiedniejszych miast Ameryki, 40% mieszkańców żyje w biedzie. Skażoną wodę piły dziesiątki tysięcy osób, których nie stać było na kupowanie wody butelkowanej. Zachorowało blisko 10 tys. dzieci. Złej wodzie przypisano także pojawienie się choroby legionistów, na którą zmarło kilku mieszkańców.

„LeeAnne Walters przeraził krzyk dochodzący z łazienki. Jej 18-letnia córka stała pod prysznicem z pękiem swoich długich brązowych włosów w ręku. Cała rodzina od pewnego czasu traciła włosy, pozostała trójka dzieci miała ostre ­wysypki, trzylatek Gavin przestał ros­nąć, a 14-latek miał tak silne bóle brzucha, że trzeba było jechać do szpitala. Któregoś dnia LeeAnne zauważyła, że wypadły jej rzęsy” – tak zaczynał się reportaż z miasta Flint w portalu „Mother Jones” opublikowany w styczniu 2016 r.

To LeeAnne Walters razem z Nay­yirah Shariff i Melissą Mays stanęły na czele protestu mieszkańców i w końcu wygrały z urzędnikami.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Biedni ludzie w biednym mieście

W 2011 r. miasto Flint ogłosiło stan zapaści finansowej, gubernator stanu Michigan wyznaczył mu zarządcę komisarycznego. A ten zaczął ciąć koszty. W marcu 2012 r. ogłosił, że zmieni dostawcę wody pitnej na tańszego. Dotychczas wodę do Flint dostarczano z jeziora Huron. Zadłużone miasto uznało, że taniej będzie pobierać wodę z rzeki Flint poprzez system rezerwowych wodociągów. Ale te były budowane w początkach XX w., kiedy na przyłączach domowych powszechnie stosowano wygodne w montażu rurki ołowiane. Żeby ołów nie przedostawał się do wody, trzeba ją wzbogacić w specjalne środki chemiczne, czego z oszczędności nie zrobiono.

Przełączenie nastąpiło 21 kwietnia 2014 r. I zaczęło się. Żółta, śmierdząca woda pociekła z kranów w dużej części Flint. Cztery miesiące później zarząd miasta zmuszony był ogłosić, że jest zdatna do picia tylko po przegotowaniu.

W źle oczyszczanej wodzie pojawiły się bowiem bakterie, których próbowano się pozbyć przez chlorowanie. Tym razem przeholowano w drugą stronę. W październiku 2014 r. zakłady General Motors zaprzestały pobierania wody z sieci miejskiej, bo miała tak dużą zawartość związków chloru, że zaczęły korodować produkowane w tej fabryce silniki samochodowe.

Jednak woda z rzeki Flint nadal­ płynęła do domów. Mieszkańcy protestowali coraz głośniej. Na posiedzenie rady miasta przynieśli setki butelek z żółtą, śmierdzącą cieczą. Jedną z najbardziej aktywnych uczestniczek protestu była LeeAnne Walters. Zleciła zbadanie wody i pod koniec lutego 2015 r. służby ochrony środowiska stwierdziły siedmiokrotne przekroczenie poziomu związków ołowiu w jej kranach. W czerwcu – w czterech kolejnych domach. Ale burmistrz wciąż twierdził, że woda nie jest groźna dla zdrowia i przed kamerami lokalnej telewizji wypił butelkę żółtej kranówki.

8 września 2016 r. zaalarmowany przez zrozpaczonych mieszkańców zespół badaczy z politechniki Virginia Tech wykrył podwyższony poziom związków ołowiu w wodzie dostarczanej do 40% domów we Flint. Virginia Tech zaleciła, by uznać ją za nienadającą się ani do picia, ani do gotowania.

24 września pediatra z miejskiego szpitala poinformowała, że odsetek dzieci z podwyższonym poziomem związków ołowiu we krwi wzrósł z 2,5% w 2013 r. do 5% w 2015 r.

15 października gubernator stanu Michigan Rick Snyder przekazał miastu prawie 10 mln dolarów na powrót do poprzedniego dostawcy. Dzień później następuje przełączenie, ale ołowiane rury nadal zanieczyszczają wodę.

5 stycznia 2016 r. gubernator ogłasza stan klęski żywiołowej. Gwardia Narodowa zaczyna rozdawać mieszkańcom za darmo butelkowaną wodę pitną. Gubernator zwraca się do prezydenta Obamy o ogłoszenie federalnej klęski żywiołowej, co następuje 16 stycznia. Do Flint zaczynają płynąć fundusze na wymianę rur i sfinansowanie dostaw wody butelkowanej. Zarzuty kryminalne dostaje najpierw trzech urzędników z miasta i stanu, a potem jeszcze dwunastu.

4 maja Barack Obama przyjeżdża do Flint i wypija szklankę oczyszczonej wody z kranu.

24 stycznia 2016 r. władze ogłaszają, że poziom związków ołowiu w wodzie spadł i nie zagraża już zdrowiu.

1700 mieszkańców miasta wystąpiło z kilkoma zbiorowymi pozwami przeciw miastu i stanowi Michigan. Żądają w sumie 700 mln dolarów odszkodowań.

Nie tylko Flint

Z raportu Agencji Reutera z grudnia 2016 r. wynika, że co najmniej 3 tys. miejscowości w Stanach ma wodę zanieczyszczoną ołowiem w stopniu dwukrotnie wyższym niż Flint. Obrońcy praw człowieka dowodzą, że najbardziej dotknięte problemem są mniejszości narodowe, które mieszkają w zaniedbanych tańszych dzielnicach zaniedbanych miast – we Flint 56% mieszkańców to Afroamerykanie.

Fatalny stan wody pitnej stał się ogólnonarodowym tematem. Tragedia mieszkańców Flint była opisywana w setkach reportaży prasowych i telewizyjnych. Do miasta przyjeżdżali sławni politycy i celebryci, m.in. córka arcybiskupa Desmonda Tutu czy aktor Matt Damon. Powstał też serial telewizyjny Flint. Jill Scott ­zagrała w nim jedną ze zbuntowanych mieszkanek, Nayyirah Shariff. Obok niej w serialu występuje również Queen Latifah, która była jego współproducentką.

Miasto Flint podpisało umowę na 30 lat na dostawę czystej wody pitnej z jeziora Huron. Ale nadal jest biedne i bez funduszy federalnych grozi mu kolejna upadłość.

Czytaj również:

Szczęście i brudna woda w kranie
i
zdjęcie: https://www.flickr.com/photos/alphonsephotography/ (CC BY-SA 2.0)
Przemyślenia

Szczęście i brudna woda w kranie

Artur Zaborski

Czy piosenkę zatytułowaną Trucizna tru­dno sobie wyobrazić? Nie, zwłaszcza te­raz, kiedy klimat w Ameryce jest taki, jaki jest. Artyści muszą zmierzyć się z rzeczywistością. Z Jill Scott rozmawia Artur Zaborski.

Jill Scott na muzycznym rynku stuknęła właśnie osiemnastka. Wciąż pozostaje wierna ideałom, które wkładała w swoje kompozycje, kiedy zaczynała. Nie zachowuje się jak gwiazda, gdy spotykamy się w Los Angeles. Na wywiad przychodzi w imponującej egrecie i pokaźnych kolczykach. Mimo że rzucają się w oczy, ona sama woli trzymać się w cieniu, z którego podgląda innych i śpiewa o nich w swoich piosenkach. Mnie też bacznie się przygląda i usypia czujność swoim aksamitnym głosem. Nawet nie musi śpiewać…

Czytaj dalej