Włącz się
i
rys. Karyna Piwowarska
Pogoda ducha

Włącz się

Katarzyna Sroczyńska
Czyta się 2 minuty

„Aktywne zaangażowanie się w świat – jeśli nie fizycznie, to przynajmniej intelektualnie lub artystycznie – jest ważnym kluczem do szczęścia” – piszą w książce „Najmądrzejszy w pokoju” Thomas Gilovich i Ross Lee, psychologowie społeczni (zastanawiają się w niej, co to znaczy, że ktoś jest mądry). „Dowody na to, że działanie sprzyja poczuciu dobrostanu, nie ograniczają się do tego, czego ludzie najczęściej żałują. Przypomnij sobie na przykład, że kiedy badani odbierają sygnały dźwiękowe przez telefon komórkowy i za każdym razem mają zapisać, co robią w chwili odebrania sygnału i w jakim stopniu czują się zadowoleni, oglądanie telewizji wypada całkiem nieźle. Lokuje się niżej niż spotkania z przyjaciółmi czy uprawianie seksu z partnerem, ale zdecydowanie wyprzedza przygotowywanie posiłków i zajmowanie się dziećmi. Kiedy jednak badacze pytają o bardziej trwały rodzaj zadowolenia, ujawnia się silna korelacja negatywna między czasem spędzanym przed telewizorem a deklarowanym poczuciem dobrostanu. Oglądanie telewizji – podobnie jak granie w gry komputerowe czy przeglądanie Facebooka – przypomina jedzenie pączków albo pizzy: odrobina bywa bardzo przyjemna, ale większa ilość prowadzi do apatii i samooskarżania”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Przypomniał mi się ten fragment książki Gilovicha i Lee, kiedy dowiedziałam się niedawno o istnieniu słowa „upstander”. To jedno z całkiem nowych angielskich słów, wpisanych do Oxford Dictionaries zaledwie w zeszłym roku. Nie zyskało takiej popularności jak „postprawda”, choć niewątpliwie ma z nią pewien związek (albo tylko mnie się wszystko kojarzy z jednym). W przeciwieństwie do „bystandera” – „widza, biernego obserwatora” „upstander” się angażuje i włącza: działa lub wypowiada się, wspierając ludzi i sprawy, zwłaszcza jeśli trzeba wystąpić przeciwko niesprawiedliwości. Wiem, że modnie jest raczej zwalniać i zachowywać dystans, ale ponieważ modnie jest też szukać szczęścia, to może warto rozważyć to, o czym piszą Gilovich i Lee: bycie biernym widzem tylko przez chwilę jest przyjemne i wygodne.    

Czytaj również:

Królestwo za orzechy
i
zdjęcie: Wouter Supardi Salari/Unsplash
Dobra strawa

Królestwo za orzechy

Dominika Bok

Przypominają kształtem ludzki mózg i znakomicie wpływają na pamięć, koncentrację oraz nastrój. Żeby były lepiej przyswajalne, warto namoczyć je przed spożyciem albo – w wersji dla zaawansowanych smakoszy – wytłoczyć z nich olej.

Sama nazwa orzecha włoskiego sugeruje, że ta roślina szczególnie lubi ciepło – typowe dla południowej Europy. Rzeczywiście w wyjaśnieniach etymologicznych jest trochę prawdy, gatunek ten można było spotkać w naszej – całkiem słonecznej wówczas – strefie klimatycznej, zanim nastała epoka lodowcowa, a wraz z nią doszło do wymarcia dużej części flory. Kiedy jednak orzech na dobre zadomowił się po raz wtóry na naszych terenach, doszło do zabawnej pomyłki. Tak naprawdę przywędrował on bowiem nie z Półwyspu Apenińskiego, lecz z Bałkanów przez Wołoszczyznę (górzystą krainę w Rumunii). Nie bez powodu w starych książkach kucharskich do dziś wśród wielu innych ingrediencji znaleźć można w przepisach „orzechy wołoskie”. Dolejmy jeszcze trochę oliwy do ognia tej językoznawczej historii: w Anglii orzechy włoskie nazywane są English walnut, Persian walnut, a czasami – kamień z serca – tylko walnut. Tyle określeń na jednego niepozornego orzeszka! Chociaż czy rzeczywiście tak niepozornego?

Czytaj dalej