Antyczne rozmaitości sportowe – 3/2018
Promienne zdrowie

Antyczne rozmaitości sportowe – 3/2018

Michał Szadkowski
Czyta się 13 minut

Wieniec z selera

Wszystko zaczęło się prawdopodobnie w 776 r. p.n.e., gdy w Olimpii odbyły się pierwsze igrzyska. Prawdopodobnie, bo niewykluczone, że rozgrywano je wcześniej.

Na początku zawody trwały dzień, a w programie był tylko bieg na jeden stadion, czyli około 200 m. Od tej pory igrzyska rozgrywano co cztery lata w czasie drugiej pełni Księżyca po przesileniu letnim, czyli na przełomie lipca i sierpnia. Później zawody rozrosły się do pięciu dni i były tyleż świętem sportowym, co religijnym – sportowcy rywalizowali ku czci Zeusa, w środku imprezy składano bogu ofiarę ze 100 wołów.

W czasie przygotowań i samych igrzysk obowiązywał „pokój boży”, który obligował Greków do zawieszenia broni, tak by sportowcy mogli bezpiecznie dotrzeć na miejsce i rywalizować. Zawody w Olimpii, choć najbardziej prestiżowe, nie były jednak jedynymi mającymi status ogólnogrecki. Co cztery lata odbywały się również igrzyska pytyjskie (w Delfach), a co dwa – istmijskie (w Istmii) i nemejskie (w Nemei). Organizowano je ku czci – odpowiednio – Apolla, Posejdona i Zeusa. Różniły się programem oraz nagrodami. Na początku igrzyska w Delfach składały się wyłącznie z zawodów muzycznych, później zostały uzupełnione sportowymi.

Na igrzyskach olimpijskich sportowcy rywalizowali o wieńce oliwne, na pytyjskich – o wawrzynowe, na nemejskich – o bluszczowe, a na istmijskich – o wykonane z liści selera bądź gałązek sosny. Historia starożytnych igrzysk olimpijskich skończyła się w 393 r. po 1168 latach i 293 zawodach. Wówczas ze względu na pogański charakter zostały zniesione przez cesarza Teodozjusza I Wielkiego.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

 

 

Do ostatniego tchu

Sędziowie ogłosili go zwycięzcą, mimo że leżał martwy.

Arrichion dwukrotnie został mistrzem olimpijskim, chociaż za drugim razem przypłacił to życiem. W finale igrzysk w 564 r. p.n.e. był duszony przez rywala. Kiedy wydawało się, że przegra, jeszcze raz zebrał siły i silnym ciosem nogą złamał przeciwnikowi kostkę. Ten nie wytrzymał z bólu, podniósł rękę, sygnalizując poddanie się. Gdy padł, okazało się, że Arrichion, wykonując uderzenie, skręcił sobie kark.

To brutalne połączenie boksu i zapasów, którego fanami byli Arystoteles, Platon i Sokrates, nazywało się pankrationem, co po grecku oznacza „wszystkimi siłami”, ale jak pokazuje przykład Arrichiona, lepiej pasuje „do ostatnich sił”. We współczesnych imprezach KSW, polskiej firmy organizującej zawody MMA, czyli mieszanych sztuk walki, zabronione są m.in.: uderzenia łokciem w twarz, w tył głowy, w krocze, szczypanie, drapanie, wkładanie palców w oczy, szarpanie za włosy, uderzanie głową. Podczas starożytnych igrzysk regulamin był o wiele krótszy – walczący nie mogli gryźć i wkładać palców w oczy. Tyle.

Zawodnicy nie byli podzieleni na kategorie wagowe, a walki trwały aż do wyłonienia zwycięzcy. Czyli do momentu, w którym jeden nie był w stanie kontynuować pojedynku albo się poddawał.

Gdy pod koniec XIX w. baron Pierre de Coubertin wymyślał nowożytne igrzyska olimpijskie, zmieścił w programie zapasy. Zrezygnował z boksu, przeciwko włączeniu pankrationu zaprotestował arcybiskup Lyonu. Dziś władze MMA starają się „wrócić” na igrzys­ka, wierzą, że dołączą do programu już w 2028 r.

Skąd wziąć testosteron?

Dopingu w Olimpii nie było. To znaczy mógł być, ale nie uważano go za doping. Dokładniej: skoro nie istniała lista zabronionych substancji, trudno mówić o łamaniu przepisów. Ale wiele wskazuje na to, że – w dzisiejszym rozumieniu – w starożytnych igrzyskach brali udział koksiarze.

Mikstury przygotowywane przez medyków i trenerów powstawały w pełnej tajemnicy (dziś też nikt się z tym nie obnosi), każdy miał swoją metodę na poprawienie szybkości, kondycji, siły, masy mięśniowej, przygotowywano także wywary o właściwościach przeciwbólowych. W grę wchodziły napitki z roślin i grzybów oraz chleb z wyciągiem z maku. Co oczywiste, środki wspomagające dostawały również konie biorące udział w wyścigach rydwanów. Biegaczom długodystansowym podawano natomiast wyciąg ze skrzypu. Rzymski lekarz Claudius Galenus pisał również o stosowanym przez sportowców napoju z gotowanych kopyt osła doprawionych płatkami róży.

Uczestnicy igrzysk zdawali sobie ponadto sprawę z mocy testosteronu, którym wiele lat później szprycowali się lekkoatleci, kolarze i sztangiści. W starożytności sportowcy przyjmowali go, zjadając bycze jądra, przed zawodami pochłaniali też surowe serca zwierząt.

Żeby zwiększyć poziom glukozy i węglowodanów, jedli miód. Musieli uważać tylko na wino. Przed wejściem na stadion sędziowie sprawdzali bowiem oddech zawodników, przeprowadzając tym samym pierwsze kontrole antydopingowe.

 

 

To kto jest największy?

Olimpijczyk wszech czasów urodził się w 1985 r., wystąpił na pięciu igrzys­kach, 28 razy stawał na podium. Michael Phelps z Baltimore, bo o nim mowa, drugą w klasyfikacji wszech czasów gimnastyczkę Łarysę Łatyninę wyprzedza o 10 medali.

Jeśli jednak porównamy amerykańskiego pływaka do rywali z przeszłości, sytuacja zrobi się zdecydowanie bardziej skomplikowana. 2168 lat przed ostatnim medalem Phelpsa bohaterem igrzysk był Leonidas z Rodos. Na czterech igrzyskach (w latach 164–152 p.n.e.) triumfował 12-krotnie, na jego pomniku napisano, że miał „szybkość boga”. Nie napisano tego, że był wytrzymały jak koń i wszechstronny.

Trzy konkurencje, w których brał udział, rozgrywano jednego dnia, co samo w sobie jest wycieńczającym wyzwaniem. Łączenie biegów stadion i diaulos (około 400 m) niczym wyjątkowym nie jest, do dziś sportowcy łączą najdłuższe sprinterskie dystanse. Ale Leonidas po triumfach w tych konkurencjach brał jeszcze udział w „hoplitodromosie”, w którym zawodnicy rywalizowali na takim samym dystansie jak w diaulosie, ale mieli na sobie ważący ponad 22 kg rynsztunek hoplity: hełm, nagolenniki i tarczę.

„Biegali w wyjątkowo niesprzyjających warunkach, w czterdziestostopniowym upale. Ten bieg wymagał od Leonidasa olbrzymiego wysiłku” – mówił prof. Paul Cartledge z University of Cambridge.

Wracając do olimpijczyka wszech czasów: Phelps indywidualnie zdobył 13 złotych medali (pozostałe w sztafetach), czyli jest o jedno zwycięstwo lepszy od Leo­nidasa. Ale Amerykanin czasami jednak przegrywał, a jego rywal ze starożytności wygrał wszystko, co mógł wygrać.

 

Cesarz mistrzem

Tanio nie było, ale czego się nie robi dla sławy i triumfów na igrzyskach. Neron w sumie zapłacił za nie hellanodikom, czyli sędziom igrzysk, milion sestercji łapówki.

A było tak: żądny sukcesów sportowych rzymski cesarz przeniósł się do Grecji i brał udział w zawodach lokalnych oraz panhelleńskich. W sumie zdobył ponad 1800 wieńców. Żeby nie tracić czasu, nakazał poprzekładać zawody tak, by odbyły się w ciągu roku, rujnując kalendarz igrzysk. W Olimpii Neron triumfował we wszystkich sześciu konkurencjach, w których wystartował.

Zajął pierwsze miejsce w dodanych na jego życzenie zawodach muzycznych i dramatycznych, choć jak wiadomo, talentu śpiewaka nie miał. Wygrał także wyścigi rydwanów cztero- i dziesięciokonnych (rozgrywano je ten jeden jedyny raz), mimo że w tym drugim przypadku nie dojechał nawet do mety. Wypadł z wozu i tak się potłukł, że nie był w stanie kontynuować jazdy. Przekupieni hellanodikowie ogłosili go jednak zwycięzcą. Uznali, że gdyby tylko ukończył zawody, z pewnością byłby najlepszy.

Zadanie arbitrom ułatwili konkurenci cesarza, którzy po jego wypadku nie chcieli dalej rywalizować. Trudno im się zresztą dziwić – pokonanie okrutnego władcy mogło się skończyć śmiercią.

Tournée Nerona zwieńczył triumfalny wjazd do Rzymu, w czasie którego tłumom prezentowano sportowe trofea cesarza. Po jego śmierci zdecydowano jednak, że zwycięzcy z 67 r. nie będą wymieniani wśród triumfatorów igrzysk.

 

Wieniec na sprzedaż

Neron jest przykładem skrajnym, ale pokazującym, że dzisiejsze problemy sportu mają swój początek w starożytnych igrzyskach. Z korupcją, ustawianiem zawodów i nielegalnymi zakładami włącznie.

Pierwszym kombinatorem był bokser Eupolus z Tesalii, który w 388 r. p.n.e. przekupił trzech rywali i wygrał igrzyska. Gdy hellanodikowie odkryli oszustwo, ukarali całą czwórkę. Wszyscy musieli sfinansować posągi Zeusa, na których wyjaś­niono, co się zdarzyło. Stały one na drodze do stadionu jako przestroga dla innych.

W ten sam sposób zostali ukarani bokserzy z Egiptu Dei­das i Sarapamnon, którzy najpierw umówili się, że wygra ten pierwszy, a potem postawili na taki wynik pieniądze.

Zdarzyło się również, że dwóch hellanodików przyznało zwycięstwo w biegu Eupolemosowi, a trzeci – Leonowi z Ambrakii. Ten ostatni zaprotestował, dwóch przekupionych arbitrów ukarano.

Wspomnianych posągów powstało jednak tylko około 16, co świadczy o tym, że do ustawiania zawodów (albo do wykrycia oszustw) dochodziło jednak rzadko. Częściej przekupstwo polegało na czymś, w czym dziś specjalizują się kraje z Zatoki Perskiej. Katar, Bahrajn i inne państwa z tego regionu płacą sportowcom z innych krajów miliony, by zmienili obywatelstwo i zdobywali medale dla nowych ojczyzn. W starożytności wyglądało to tak: Astylos, mistrz olimpijski w biegu na stadion i w diaulosie, został przekupiony, by zamiast dla Krotonu startować dla Syrakuz. Został wówczas wygnany, rodacy zniszczyli jego posąg, a dom zamienili w więzienie. W nowych barwach triumfował na igrzyskach jeszcze dwukrotnie, ale zmarł w samotności.

 

Sportowcy, czyli elita

Ten, który rywalizuje dla nagrody – to oznaczało w greckim słowo „atleta”.

Od organizatorów igrzysk olimpijskich sportowcy pieniędzy nie dostawali. Ale po powrocie do domu sukcesy przekładały się na sławę, prestiż i nagrody. Ateny obsypywały mistrzów zwolnieniem z podatków, miejscami w pierwszym rzędzie w teatrze, bezpłatnymi posiłkami oraz pieniędzmi. Wygrana na igrzyskach olimpijskich warta była 500 drachm, na istmijskich – 100. To olbrzymie sumy, gdy się weźmie pod uwagę, że owca kosztowała drachmę.

Z drugiej strony, start w igrzyskach olimpijskich był kosztowny. Sportowcy ostatni miesiąc przed zawodami spędzali, ćwicząc w Olimpii – żeby wystąpić na igrzyskach, musieli przekonać hellanodików, że prezentują odpowiedni poziom sportowy. A wcześniej przysiąc, że poprzednie 10 miesięcy poświęcili ciężkim treningom. Łączenie regularnych ćwiczeń z pracą było niemal niemożliwe, a przecież zawodnicy musieli również sfinansować podróż do trudno dostępnej Olimpii. Dlatego na start było stać głównie arystokratów, biedniejsi musieli szukać sponsorów – bywały nimi miasta, bywała lokalna elita.

Szansę na udział w igrzyskach mieli także kierujący rydwanem, których podnajmowali żądni sukcesu bogacze. Co oczywiste, mówimy tylko o wolnych obywatelach, niewolnicy nie mogli uczestniczyć w igrzyskach olimpijskich, dopuszczano ich jedynie do lokalnych zawodów. Tam nie odnosili zresztą sukcesów, bo nie mieli tyle czasu i pieniędzy na przygotowania, ile rywale.

 

Dieta? Jeden byk dziennie

Przez cały okres treningów nie dotknął żadnej kobiety, o chłopcach nie wspominając – pisał Platon o Ikkosie z Tarentu, triumfatorze pięcioboju (wówczas składającego się ze skoku w dal, biegu, rzutu oszczepem, rzutu dyskiem i zapasów) z 470 r. p.n.e.

Jeszcze dalej poszedł Klejtomachos z Teb, który triumfował na igrzyskach w boksie, zapasach i pankrationie: nie tylko powstrzymywał się od seksu i opuszczał imprezy, gdy ilość wniesionego na salę wina zwiastowała zbliżającą się orgię. Klejtomachos nie chciał o seksie nawet rozmawiać i odwracał głowę, gdy widział kopulujące zwierzęta.

Co oczywiste, abstynencja seksualna przed samymi zawodami nie była wówczas powszechna. Wspomniany Ikkos dołożył do niej lekką, opartą na warzywach i owocach dietę. Po zakończeniu kariery, korzystając z tych metod, wyszkolił dwóch triumfatorów igrzysk w pięcioboju.

Dziś uchodzi za pierwszego, który zauważył zależność między tym, jak zawodnik się prowadzi, a jego wynikami, ale nie był jedyny. Dromeus ze Stymfalos – dwukrotny mistrz olimpijski w biegu dolichos (około 4,8 km) – stosował wyłącznie mięsną dietę, wskazówki dotyczące odżywiania przekazywał atletom również Pitagoras.

Tymi, którzy przy stole odmawiali sobie najmniej, byli zawodnicy występujący w sportach walki. Skoro nie wprowadzono tam podziału na kategorie wagowe, przewagę zdobywali najwięksi i najciężsi. Zapaś­nicy i bokserzy mieli zatem wizerunek obżartuchów. Teagenes z Tazos, który na różnych igrzyskach zdobył 1300 laurów w boksie i pankrationie, potrafił w ciągu jednego dnia zjeść całego byka.

 

Igrzyska bez kobiet

Kobietom nie wolno było startować w starożytnych igrzyskach, mężatki nie mogły nawet oglądać zawodów z trybun. Karą za złamanie zakazu było zrzucenie z góry Typaion. Zawody pozwalano obserwować jedynie kapłance bogini Demeter, której świątynia znajdowała się w Olimpii.

Bez kobiet historia igrzysk byłaby jednak niepełna. W 388 r. p.n.e. Kallipatejra przebrała się w szaty trenera, by towarzyszyć synowi podczas zawodów. Gdy Pejsidoros wygrał zawody bokserskie, pobiegła mu pogratulować. Wtedy zsunęło się z niej ubranie i wszyscy zobaczyli, że jest kobietą. Kallipatejra nie została jednak strącona ze skały z uwagi na zasługi rodziny – wcześniej igrzyska wygrywali jej ojciec i trzej bracia. Zmieniono tylko zasady: od tej pory nie tylko zawodnicy, lecz także trenerzy musieli przychodzić na stadion nago.

Zakaz nie oznaczał jednak, że kobiety nie miały szans na triumfy. W 396 r.­­­ ­p.n.e. ­spartańska księżniczka Kyniska wykorzystała regulamin – zwycięzcą wyścigu czterokonnych rydwanów ogłaszano bowiem nie woźniców, ale właścicieli. Kyniska wynajęła zatem woźnicę i dwukrotnie cieszyła się z triumfu na igrzyskach. Potem dwa razy w tej samej konkurencji zwyciężała inna Spartanka – Euryleonis.

Nawiasem mówiąc, Sparta podchodziła do sportowej aktywności kobiet zupełnie inaczej niż inne greckie polis. Tam uważano, że wysportowana kobieta urodzi zdrowych wojowników. Panie miały własne zawody na cześć bogini Hery. Składały się one z tylko jednej konkurencji – biegu na dystansie 5/6 stadionu (około 160 m). Brały w nim udział wyłącznie niezamężne kobiety podzielone na trzy kategorie wiekowe.

 

Milon znaczy gwiazda

Milon z Krotonu miał to coś. Może charyzmę, może osobowość, w każdym razie coś, co zamienia wybitnego sportowca w kochaną na stadionach gwiazdę.

Był wybitnym zapaśnikiem, sześć razy triumfował na igrzyskach olimpijskich, siedem – na pytyjskich, dziesięć – na istmijskich i dziewięć – na nemejskich. Czasami wygrywał bez walki. Rywale, nie widząc szans na pokonanie mistrza, wycofywali się z zawodów.

Zasłużył się też w wojsku, w 510 r. p.n.e. poprowadził 100-tysięczne oddziały Krotończyków do zwycięstwa z trzykrotnie liczniejszą armią z Sybaris. Bohater. I jak każdego bohatera otaczały go legendy i anegdoty, których zweryfikować się nie da.

Kiedy był u szczytu sławy, w ćwiczeniach fizycznych i nauce matematyki miał mu pomagać Pitagoras. Podobno dziennie Milon zjadał 9 kg mięsa, 9 bochenków chleba i wypijał 10 litrów wina.

Miał też coś, co dziś nazwalibyśmy planem treningowym. Jako nastolatek kupił małego byka, codziennie brał go na ramiona i przebiegał około 200 m. Zwierzę rosło, stawało się coraz cięższe, a Milon – coraz silniejszy.

Lubił popisywać się siłą, skoro przetrwały opowieści o tym, jak zawiązał sobie linę wokół głowy, a potem rozerwał ją, napinając mięś­nie, czy że utrzymał na ramionach zawalający się strop. Podobno potrafił tak trzymać w dłoni granat, że z jednej strony nie dało mu się go odebrać, a z drugiej – nigdy owocu nie zmiażdżył.

Według legendy zgubiła go pycha. Wędrując po lesie, miał zauważyć rozszczepione klinami drzewo. Chciał je rozerwać gołymi rękami, ale przeliczył się i w nim utknął. Uwięzionego herosa rozszarpały wilki.

Czytaj również:

Rozmaitości sportowe – 4/2018
i
rys. Karyna Piwowarska
Rozmaitości

Rozmaitości sportowe – 4/2018

Michał Szadkowski

Liberté, Égalité, Cyclisme!

Tenisistki rywalizują o zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym na tych samych kortach co tenisiści. Piłkarki mają swój mundial, też rozgrywany co cztery lata, tyle że w latach nieparzystych. Lekkoatletki biegają na 100 m, skaczą wzwyż, rzucają młotem (fakt, że lżejszym). A w cieszącym się 115-letnią historią Tour de France wciąż jeżdżą tylko kolarze. „Organizatorzy pewnie nawet nie zdają sobie sprawy, że to seksizm. Poza tym są zwyczajnie leniwi” – mówi była kolarka Kathryn Bertine, twórczyni kampanii „Le Tour Entier”, która ma spowodować, że władze najbardziej prestiżowego, rozciągniętego na trzy tygodnie, wycieńczającego wyścigu zorganizują także tour dla kobiet. Próby były już podejmowane – w latach 80. odbywał się Tour De France Féminin, ale z powodu braku sponsorów upadł po sześciu edycjach. Teraz władze „Wielkiej Pętli” oferują zawodniczkom tylko La Course, ale ten wyścig trudno nazwać substytutem męskich zawodów. Rok temu składał się z dwóch etapów, w tym roku – z jednego. Kolarki przejechały zatem 112,5 km, kolarze – 3351 km (podczas 21 etapów). „Zasługujemy na wyścig trwający od pięciu do dziesięciu dni” – mówi Bertine, która hasłem kampanii uczyniła „Liberté, Égalité, Cyclisme!”. W peletonie nie ma jednak zgody co do tego, jak kobiecy TdF miałby wyglądać. Katarzyna Niewiadoma po ukończeniu tegorocznego La Course na piątym miejscu mówiła, że kobiety nigdy nie będą w stanie przetrwać trzytygodniowego wyścigu. „Natury oszukać się nie da” – dodała Polka, szósta zawodniczka igrzysk w Rio de Janeiro.

 

Bogini szybkości. Jedna na miliard

Na igrzyskach w Rio de Janeiro Indie zdobyły tylko dwa medale. Na olimpijskie złoto czekają od 10 lat, a na podium w lekkoatletyce – od 118. Pewnie także dlatego kraj, w którym mieszka ponad 1,1 mld ludzi, oszalał tego lata na punkcie Himy Das. Zaledwie 18-letnia sprinterka wygrała bowiem bieg na 400 m podczas juniorskich mistrzostw świata. Wyprzedziła królujące w tej konkurencji Amerykanki i Jamajki, zdobywając dla Indii pierwszy medal mistrzostw świata na bieżni. Media okrzyknęły ją boginią szybkości, prezydent Ram Nath Kovind, składając gratulacje na Twitterze, życzył jej olimpijskiego podium. „Nie staję na starcie, myśląc o medalach, chcę pobiec najszybciej, jak się da” – mówiła Das, która regularne treningi sprinterskie zaczęła zaledwie półtora roku przed zdobyciem złota. Urodziła się w wiosce Kandhulimari w północno-wschodniej części kraju. Cała jej sześcioosobowa rodzina żyje z pola wielkości 0,4 ac, na którym ojciec Himy uprawia ryż. Das na początku grała w piłkę nożną i dopiero gdy nauczyciel zauważył, że jest niezwykle szybka, zainteresowała się biegami. Najbliższa akademia sportowa mieściła się w oddalonym o 140 km Guhawati i specjalizowała się w szkoleniu pięściarzy i piłkarzy. Widząc jednak talent Das, władze szkoły pozwoliły jej ćwiczyć sprinty, sprowadziły nawet wyspecjalizowanego szkoleniowca. Dziś trenerką Hinduski jest była rosyjska medalistka olimpijska Galina Bucharina. Od olimpijskiego podium Das wciąż, rzecz jasna, wiele dzieli, ale specjaliści twierdzą, że ona dopiero się rozpędza.

Czytaj dalej