Film o krowie?! – zdziwienie było chyba najczęstszą reakcją po pierwszych pokazach nowego filmu Andrei Arnold, sławnej reżyserki współczesnego brytyjskiego kina, która właśnie wykonała niespodziewaną, ale bardzo ciekawą woltę w swojej karierze. O to, dlaczego bohaterką jej najnowszego filmu stała się akurat krowa, pyta ją Kuba Armata.
Po oscarowej Osie (2003) i późniejszym sukcesie wyreżyserowanych przez nią American Honey oraz Fish Tank wydawało się, że dla Andrei Arnold drzwi do Hollywood są nie tyleż uchylone, co otwarte na oścież. Ale zamiast kolejnej wysokobudżetowej produkcji z gwiazdorską obsadą brytyjska reżyserka zrobiła kameralny, proekologiczny dokument Cow (Krowa) o czarno-białej Lumie, który swoją premierę miał na festiwalu w Cannes w 2021 r.
„Ten film to próba zbliżenia nas do tego zwierzęcia. Tak, by zobaczyć piękno Lumy, nie w sposób romantyczny, a realistyczny. Kiedy patrzę na Lumę, widzę w niej cały świat” – mówi Andrea Arnold. Jej dokument to zniuansowana opowieść o rzeczywistości mlecznej krowy i roli, jaką pełni w naszym ludzkim życiu. Przedstawiona z perspektywy zwierzęcia, bo ludzie mają tu co najwyżej drugoplanowe role. Chociaż to oni obsługują całą skomplikowaną maszynerię na farmie, której podporządkowana jest codzienność Lumy. Filmowanej z bliska, z dużą empatią i czułością, kamerą polskiej autorki zdjęć Magdaleny Kowalczyk. W chwilach błogiego spokoju, wycieńczającej pracy, cudu narodzin, ale i w tym najbardziej dramatycznym momencie, który niechybnie