We wnykach nawyku
Pogoda ducha

We wnykach nawyku

Paweł Malinowski
Czyta się 5 minut

Z  jednej strony warto w życiu realizować swoje zamierzenia, z drugiej jednak dobrze jest uniezależnić się od przymusu działania pod wpływem własnych preferencji. Przedstawiamy fragmenty książki Pawła Malinowskiego Umysł, ciało, duchowość (fragmenty pochodzą z rozdziału: Mit wolnego wyboru).

Utarło się przekonanie, że jako ludzie mamy prawdziwie wolną wolę. Większość z nas nie umie jednak działać inaczej, niż podpowiadają emocje, nie umie też wytworzyć pewnego dystansu oraz niezależności wobec posiadanych poglądów. Dlatego nierzadko mawiamy: „Po prostu taki/taka właśnie jestem”. Nawet ci z nas, którzy pracują nad sobą intensywnie, mają znacznie ograniczony zakres wyboru przez różne uświadomione i nieuświadomione preferencje, skłonności i uwarunkowania, częściowo wrodzone, a częś­ciowo nabyte. Innymi słowy: po prostu coś lubimy lub czegoś nie lubimy, a także do czegoś mamy przekonanie (indywidualne czy wpajane kulturowo) albo wręcz przeciwnie. I zwykle te konfiguracje osobistych preferencji, niczym rodzaj oprogramowania, kierują nami i naszymi decyzjami. Na skutek tego posiadany zakres wolnej woli ulega ograniczeniu. Nie jest to żaden zarzut, a jedynie stwierdzenie faktu. Co do zasady posiadamy wolną wolę, leży jednak ona w pewnym przedziale wynikającym z realnych możliwości danej osoby. Natomiast reakcje wewnętrzne oraz idące za nimi zachowania, które znajdują się poza tym przedziałem, składają się jedynie na potencjalne możliwości wyboru. Jeśli chcemy sprawić, żeby weszły one w zakres wyboru realnie dostępnego i poszerzyły go, musimy najpierw w pewnym stopniu się zmienić. Trzeba więc inaczej ukształtować swoją wewnętrzną konfigurację, a to wymaga wysiłku, zaangażowania, właściwej metody oraz czasu. Dopiero dzięki takiej zmianie będziemy mogli w nowy sposób rozumieć sytuacje, które nam się przytrafiają, inaczej się w nich czuć, inaczej reagować na niektóre emocje albo też podejmować w podobnych okolicznościach inne niż dotąd decyzje.

Uleganie nawykom a świadome wybory

Istnieje pewien rodzaj postawy wobec różnych codziennych wyborów, która w kulturze Zachodu często postrzegana jest jako wyraz największej wolności osobistej. Można by ją określić jako „rób to, co lubisz, a nie rób tego, czego nie lubisz”. Przyświeca temu założenie, że im bardziej będziemy mogli pozwolić sobie na takie podejście, tym bardziej poczujemy się wolni. I rzeczywiście, kiedy różne zamiary życiowe – te większe i te drobniejsze – udaje się w znacznej mierze realizować według własnych planów, doznajemy zadowolenia oraz poczucia wpływu i swobody. Z jednej strony warto do tego dążyć, rozwijając przydatne umiejętności. Z drugiej zaś nie należy tracić przy tym z oczu jeszcze innej perspektywy, która może być źródłem odmiennego rodzaju wolności, nakierowanej bardziej do wewnątrz niż na skuteczność w zewnętrznych działaniach. Efekty działań zewnętrznych zawsze będą podlegały wielu uwarunkowaniom, których duża część nie zależy od nas, przez co nie wszystko może się toczyć ściśle według naszego scenariusza, nawet kiedy zasadniczy kierunek biegu wydarzeń odczuwamy jako pomyślny. Natomiast świat wewnętrzny bardziej leży w zakresie naszego potencjalnego wpływu. Z tego powodu w tradycji duchowej za szczególnie cenne uznawano rozwijanie umiejętności zarządzania własnym światem wewnętrznym. W przypadku omawianego zagadnienia dotyczy to budowania niezależności od własnych preferencji w rodzaju „lubię – nie lubię”, co obejmuje także elastyczność wobec swoich nawyków. Podążanie taką drogą prowadzi stopniowo do sytua­cji, w której możemy pozwolić sobie na odczuwanie zarówno tego, co lubimy, jak i tego, czego nie lubimy, razem z wynikającą z tego ochotą na określone zachowania. Równocześnie mamy poczucie wyboru, które z tych własnych chęci zrealizujemy. Jest to o tyle ważne, że odczuwane preferencje emocjonalne – które wynikają po części z nabytych osobistych uwarunkowań, a po części z cech wrodzonych – nie zawsze prowadzą nas w korzystnym kierunku i nie warto ślepo na nich polegać.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

[…]

Przy dążeniu do uniezależniania od przymusu działania pod wpływem włas­nych preferencji szczególną ostrożnością powinny wykazać się zwłaszcza osoby, które mają skłonność do zaniedbywania siebie. Istnieje ryzyko mylenia procesu wyzwalania się od własnego „lubię – nie lubię”, który odbywa się z równoczesnym zachowaniem własnej asertywności i gotowością do dbania o siebie, z nawykowym wyrzekaniem się swoich potrzeb w ramach wyuczonej skłonności do uleg­łości i podporządkowywania się innym, co prowadzi do długotrwałego zaniedbywania swoich potrzeb. W duchowości chodzi jednak o autonomiczny wybór wolnej osoby, która jest oswojona z własnymi uczuciami i nie popada w masochistycznie zabarwione wyrzeczenia ani nie krzywdzi siebie. W przeciwnym razie wchodzimy w stany, kiedy skrycie szukamy satysfakcji z naszej rezygnacji oraz wynikającego z niej cierpienia. Możemy wtedy na przykład czynić z cierpienia cnotę moralną, aby zrekompensować sobie faktyczne poczucie krzywdy wynikające z leżącego głębiej braku zgody na wybór, którego dokonaliśmy z uległości. To jednak mija się z wolnością od własnych preferencji.

Jak może wyglądać niezależność od tych preferencji w kontekście prostych życiowych czynności? Istotą jest wypracowanie elastyczności wewnętrznej, a więc wewnętrznej wolności. Weźmy za przykład skłonność do namiętnego oglądania jakiegoś serialu, który szczególnie przypadł nam do gustu. Co daje w tym przypadku wolność od własnych preferencji? Dzięki niej, kiedy wciągnie nas oglądanie, możemy cieszyć się tym, ale równocześnie wiemy, że jest to tylko serial. Bez wielkich zmagań ze sobą będziemy w stanie wyłączyć go, zanim za oglądanie wielu odcinków jeden po drugim zapłacimy nieprzespaną nocą przed kolejnym dniem pracy. Ważne jednak, żeby to nie działo się w poczuciu krzywdy, że świat nie pozwala nam robić tego, co byśmy chcieli. Zamiast popadać w poczucie krzywdy, umiemy wtedy zobaczyć inne niż serial źródło własnej radości. Może nim być poczucie, że mamy wpływ na własne nastawienie i zachowanie, a więc radość z kierowania własnym życiem wewnętrznym. Jeśli mamy jasność, że jest to serial, a nie życie toczące się na bieżąco, wiemy również, że akcja poczeka na nas i będzie można do niej wrócić. W takim stanie wewnętrznej wolności pamiętamy ponadto, że w życiu jeszcze inne sprawy mają dla nas znaczenie – chociażby tak proste jak to, że lubimy poczucie wyspania i chcemy je sobie zapewnić, zamiast zarywać noc. Nie izolujemy się więc od różnych reakcji, ale jesteśmy elastyczni i decydujemy, w którą stronę chcemy podążyć, a to jest przeciwieństwem kompulsji. Poprzez kierowanie własnym spojrzeniem na daną sytuację zachowujemy wpływ zarówno na nastawienie emocjonalne, jak i na zachowanie.


Fragmenty pochodzą z książki Umysł, ciało, duchowość. Drogi do zdrowia i rozwoju duchowego z perspektywy psychoterapeuty Pawła Malinowskiego, Edgard, 2021 r.

Czytaj również:

Zachwyt nad przepaścią
Ziemia

Zachwyt nad przepaścią

Paulina Wilk

Oto planeta, która umiera. Jej mieszkańcy fotografują ostatnie piękne stworzenia, nie patrzą już w gwiazdy, przestają szukać dowodów na obecność innych istot w kosmosie. Są coraz bardziej samotni. Doprowadzili swój świat na skraj przepaści i wciąż prawie nic nie robią, by ratować oszałamiająco bujną różnorodność życia. Świadkami tej zagłady są również dzieci, najmłodsi mieszkańcy Ziemi – wrażliwi i szczególnie zagrożeni. To o nich pisze Richard Powers w nowej powieści Bewilderment.

Amerykański pisarz nominowany za Bewilderment do Nagrody Bookera i National Book Award porusza w swojej powieści najważniejsze tematy współczesności. Jest tu wielka miłość do przyrody i lament nad jej dewastacją. Jest tytułowe oszołomienie – uczucie o kosmicznych proporcjach; jedyne adekwatne, jeśli uświadomimy sobie cud, jakim we wszechświecie jest Ziemia z jej obfitością i różnorodnością form żywych. Są nowe technologie, badania i urządzenia – w roli poważnych sojuszników ludzkiego przetrwania i przyrodniczego rozwoju. Wreszcie – jest międzypokoleniowość, ta wysoce zaawansowana i skomplikowana zależność pomiędzy dorosłymi a dziećmi, którą trudno dziś zamknąć w określeniu „przekazywanie życia”. Dorośli nie mają przydatnych wskazówek odnośnie do przetrwania gatunku, ocalenia zagrożonego jutra. Czy są w stanie przekazać najmłodszym coś innego niż od lat stosowany przepis na katastrofę?

Czytaj dalej