Wałówka w marcu
i
zdjęcie: Jerzy Parafianowicz
Ziemia

Wałówka w marcu

Jerzy Parfianowicz
Czyta się 5 minut

W marcu Towarzystwo Krajoznawcze Krajobraz poleca spacer na krawędzi światów. 

Choć łatwo tam trafić, w to niewysokie pasmo górskie zapuszcza się niewiele osób. Brak spektakularnych szczytów nadrabia innymi walorami. Amatorów przyciągają przede wszystkim rozległe połoniny, które szczególnie wczesnym latem, przed sianokosami, zapewniają wędrówkę po pas w trawach i polnych kwiatach (znajdziemy w nich m.in.: patronkę piechurów – cykorię podróżnik). Nocami oferuje szeroki widnokrąg idealny do obserwacji gwieździstego nieba, zaćmień księżyca i rojów meteorów. Ale tak naprawdę każda pora roku i doby jest dobra, żeby wybrać się na spacer po wałach przeciwpowodziowych.

Wały przeciwpowodziowe ciągną się wzdłuż odcinków większych rzek takich jak Wisła, Odra, Warta, Narew, San czy Bug. Ich łączna długość w Polsce przekracza osiem tysięcy kilometrów! Technicznie rzecz biorąc, wycieczka po wale jest typową „graniówką” ze wszystkim urokami, które oferuje tego typu wspinaczka. Po początkowo stromym i wymagającym, ale krótkim podejściu, dalsza droga wiedzie na względnie tej samej wysokości. Nawigacja w tym momencie nie nastręcza już problemów, w orientacji pomagają często tablice kilometrowe rzeki, wzdłuż której idziemy. Trasa nie sprawia większych trudności, a przez całą wyprawę towarzyszy nam rozległy widok na otaczającą nas okolicę.

zdjęcie: Jerzy Parafianowicz

zdjęcie: Jerzy Parafianowicz

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Z perspektywy antropologicznej – zwłaszcza na odcinkach sąsiadujących ze wsiami i miasteczkami – na wale przebiega typowa granica między orbis interiororbis exterior, między oswojonym światem ludzi a tym, co nieznane, żywiołowe i nieokiełznane: dziczą, obszarem tajemniczym i magicznym. Tarciem na styku tych dwóch światów należy też tłumaczyć orogenezę tego pasma. Upraszczając, wały wypiętrzyły się na zbiegu kultury i natury. To drugie dziś to najczęściej cenne przyrodniczo obszary Natura 2000.

Te dwie odrębne strony wału zapewniają różnorodność podczas wycieczki. Gospodarcze zabudowy, jeziora, łąki, pola i lasy, a w końcu to raz przybliżająca, to oddalająca się rzeka. Najciekawsze jest jednak doświadczanie różnymi zmysłami kontrastów między światami, których linią graniczną wędrujemy: jednocześnie możemy obserwować wychodzące o zmierzchu na żer sarny i światła telewizorów w oknach mijanych domów; słyszymy ujadanie psów w lewym uchu i hipnotyzujące hukanie kumaków w prawym; czujemy zmieszany zapach wilgotnej ziemi i kominkowego dymu w nosie. Musimy przy tym uważać, jak każda podróż graniczna, ta również niesie ze sobą ryzyko. Może będzie to zew przygody, a może demon znany z wiersza Leśmiana Topielec, który skusi nas, żeby zejść z wału na drugą stronę i podążać „coraz głębiej – w tę zieleń, w tę zieleń!”. O bujniejszą niż tę za wałem – trudno.

zdjęcie: Jerzy Parafianowicz

zdjęcie: Jerzy Parafianowicz

Przełom zimy i wiosny tradycyjnie przyczyniał się do kształtowania krajobrazu świata za wałem tzw. międzywala. Coraz trudniej nam w to uwierzyć, ale to wówczas topniejące śniegi zasilały wody rzeki, które rozlewały się w dolinach, nawadniając i użyźniając przy okazji tamtejsze gleby. Na tak urodzajnym gruncie roślinność wyrastała obficie, szczególnie charakterystyczne i jednocześnie coraz rzadsze łęgi – zbiorowiska gęste jak tropikalny las. Zanim na dobre się zazielenią, możemy podziwiać ich złożoną konstrukcję. Sieć krzewów w podszycie, leżące kłody martwych drzew, konary i liczne odrosty tych ciągle żyjących. Powyginane wierzby i monumentalne topole. Wszystko to okryte welonem o misternym ściegu z lian chmielu i kielisznika. Brak liści na przedwiośniu nie ułatwia wcale wędrówki. Nasz niedzielny spacer łatwo może zamienić się w wyprawę w głąb puszczy Amazońskiej, a chwila nieuwagi sprawi, że splątani w jeżynach skończymy marnie.

Oprócz łęgów za wałem możemy znaleźć również starorzecza, piaszczyste łachy, kępy czy podmokłe łąki, które wspólnie tworzą wyjątkową ostoję dla wielu gatunków roślin i zwierząt. Nie dziwi więc, że tereny takie zostały objęte różnymi formami ochrony. Same wały, pomyślane jak budowle hamujące napór wody z jednej strony, z drugiej wydają się hamować napór ludzi. Wszystko to może być jednak niewystarczające. Jak gdyby kryzysu klimatycznego było mało, pojawiają się niedorzeczne (dosłownie!) pomysły regulacji odcinków kolejnych rzek. Budowy stopnia wodnego na Wiśle w Siarzewie czy kanału żeglugowego równolegle do Bugu dla związanej z tymi rzekami przyrody byłyby fatalne w skutkach. Na usta ciśnie mi się tylko: „Takiego wała!”.

W swojej historii wały ujawniły również wartość więziotwórczą. Idealnym przykładem są okolice podwarszawskiego Dziekanowa Polskiego. Kiedy w latach 30. ubiegłego wieku przedłużano nadwiślańskie nasypy (budowę, których zapoczątkowano po powodzi w roku 1844), mieszkańcy terenów nieskutecznie protestowali przeciwko tej inwestycji (niepokój budził potencjalny spadek wartości gruntów). 80 lat później lokalna społeczność również zjednoczyła siły, tym razem wspólnie umacniając wały przed nadciągającą wielką falą powodziową.

zdjęcie: Jerzy Parafianowicz

zdjęcie: Jerzy Parafianowicz

Wał ten jest zresztą doskonałym celem podróży. Swój bieg zaczyna tuż za granicą Warszawy, w Burakowie i ciągnie się przez 20 km w stronę Kazunia, a potem za zakrętem Wisły równolegle do Puszczy Kampinoskiej i kto wie, jak daleko jeszcze. Z początkowego odcinka mamy okazję podziwiać wiślane archipelagi, jedne z największych rezerwatów przyrody w województwie mazowieckim: Rezerwat Ławice Kiełpińskie oraz Rezerwat Kępy Kazuńskie. Po drugiej stronie rozciąga się krajobraz rolniczy, pola, obejścia, parę stadnin konnych, ale widać także coraz bardziej postępującą urbanizację.

Powalające widoki znajdziemy również w Zespole Parków Krajobrazowych nad Dolną Wisłą. Według lokalnych przekazów odcinki tutejszych umocnień przeciwpowodziowych wznosili Francuzi, jeńcy po wojnie francusko-pruskiej 1870 r. Zachęcają one do dłuższej wyprawy. Na prawym brzegu zaczynają się tuż nad jeziorem Bałtyk. Z obowiązkową przerwą na zwiedzanie średniowiecznej zabudowy Chełmna można nimi dojść aż do Grudziądza. Jeżeli będzie nam mało, możemy wrócić drugą stroną rzeki. Z wału, z wysokości bocianich gniazd rozpościera się tu niezwykły krajobraz przyrodniczy i kulturowy, m.in. pozostałości po osadnictwie olęderskim. Kiedy usypano wały, część ich gospodarstw została po dzikszej stronie. Po jeszcze nie tak dawno zamieszkałych domach przeważnie pozostały już tylko pagórki, na których były wznoszone. W trakcie coraz rzadszych i jednocześnie coraz mniej przewidywalnych wezbrań rzeki, te pagórki zamieniają się w wyspy.

Taki sposób podróżowania przez długi czas nie był tematem specjalnie wałkowanym. Spory przełom zapoczątkowały zmiany w prawie, które w 2014 r. zezwoliły na prowadzenie ścieżek rowerowych po koronie wału. Od tamtego czasu powstaje wiele tego typu szlaków w całej Polsce (m.in. na odcinkach wzdłuż Odry, Warty, Dunajca i Wisły). Dzięki temu z uroków turystyki wałowej możemy korzystać w sposób wygodny już nie tylko pieszo, ale też rowerem i na wózku inwalidzkim czy z wózkiem dziecięcym. Ciągle zostało też sporo do odkrycia. Nie ma więc co zwlekać. Nie zapomnijmy tylko przed wyruszeniem w drogę zabrać sowitego prowiantu, tak zwanej: wałówki.


Czytaj również:

Jak zostać bagnołazem
i
las w Rawie Mazowieckiej, zdjęcie: Krystian Piątek; źródło: Unsplash
Wiedza i niewiedza

Jak zostać bagnołazem

Jan Mencwel

Początek lutego to czas, w którym wielu z nas nerwowo sprawdza stan pokrywy śnieżnej w górach. Tymczasem bardziej niepokojące rzeczy dzieją się tam, gdzie wzrok nie sięga – na wszechobecnych w Polsce bagnach i mokradłach. Zima to, wbrew pozorom, dobry moment, by zwrócić na nie naszą uwagę. Nie przypadkiem właśnie na początku lutego obchodzony jest Światowy Dzień Mokradeł. Obszary te z roku na rok wysychają, a tegoroczna bezśnieżna zima to dla nich kolejny bardzo zły znak. Skoro więc śniegu brak, to może trzeba spróbować czegoś nowego i zostać „bagnołazem”?

Bagnołażenie może stanowić gratkę zwłaszcza dla tych, którzy czują w sobie nutkę odkrywcy i marzą o szukaniu białych plam na mapie, o dotarciu tam, gdzie „nie ma żywej duszy”. W dzisiejszym świecie coraz o to trudniej. Prawie nie ma już miejsc, znanych jeszcze pół wieku temu jako „niedostępne dla człowieka”, które nie zostałyby doszczętnie zwiedzone, obfotografowane i oznakowane w relacji na Instagramie. Na najwyższy szczyt świata – do niedawna dostępny jedynie śmiałkom Mount Everest – można już wejść tylko pod warunkiem, że schodząc, zabierze się ze sobą ciała zmarłych uczestników ekspedycji, bo tyle ich tam zalega.

Czytaj dalej