Wakacje, cukier i niewolnictwo
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Wiedza i niewiedza

Wakacje, cukier i niewolnictwo

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 3 minuty

Azory, Madera i Wyspy Kanaryjskie to popularne miejsca wakacyjne, które współcześnie nie kojarzą się z niczym innym niż z turystyką. Mają jednak doniosłą i ponurą historię. Dziś szuka się tam spokoju oraz relaksu, ale kiedyś były to miejsca katorżniczej pracy.

Wyspy Kanaryjskie zostały „odkryte” przez Hiszpanów i Portugalczyków w XIV w. Rzadko pamięta się, że były one już wówczas zamieszkane przez fascynujący lud Guanczów, prawdopodobnie spokrewniony z Berberami. Guanczowie dostali się na Kanary w zamierzchłej przeszłości, po czym porzucili sztukę żeglowania i odtąd nie mieli kontaktów z innymi kulturami. Do momentu spotkania z Europejczykami żyli oni – według naszych miar –  w epoce kamienia. Przez niemal 100 lat stawiali opór najeźdźcy. Ostatecznie zostali wybici, przetrwali tylko nieliczni Guanczowie, przyjmując katolicyzm i zatrudniając się u kolonizatorów. Kultura tego ludu została jednak całkowicie zniszczona. A była niezwykle ciekawa: wspomnijmy chociażby tradycję mumifikacji zwłok.

Europejczycy szybko zorientowali się, że położenie wysp w pobliżu równika sprzyja uprawie trzciny cukrowej. Pierwsza cukrownia powstała w 1484 r. – czyli zaraz po ostatecznym podboju Guanczów – na Gran Canarii. Wkrótce zaczęły pojawiać się kolejne. Ogromny rozwój tej branży świadczy o sporej zyskowności. Cukier, inaczej niż dzisiaj, był wówczas towarem luksusowym. Szacuje się, że korona portugalska zgarniała co najmniej jedną trzecią całego zysku.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Położenie tych wysp miało jeszcze ciekawsze konsekwencje w wymiarze społeczno-kulturowym. Na niewolnictwo w późnośredniowiecznej Europie nie było już miejsca (istniało głównie w Lizbonie oraz dużych włoskich miastach, lecz wiązało się z tradycją „służby w bogatych domach” i miało marginalne znaczenie dla gospodarki). Niemniej odległość wysp od kulturowego centrum najwidoczniej umożliwiła plantatorom wdrożenie nowych rozwiązań. Portugalczycy zaczęli korzystać na dużą skalę z usług afrykańskich handlarzy niewolników. Według źródeł portugalskich, na które powołują się Iza Bieżuńska-Małowist i Marian Małowist w książce Niewolnictwo, za „jednego marnego konia” początkowo można było otrzymać 12 niewolników.

Odkryty przez archeologów w 2009 r. cmentarz niewolników na Gran Canarii zawiera szczątki 14 osób pochodzących z Afryki Północnej; uszkodzone kości i widoczne urazy dowodzą strasznych warunków pracy. Zurara, portugalski kronikarz z XV w., opisując nędzę czarnych niewolników, współczuł im, ale pocieszał się myślą, że czeka ich wieczne zbawienie, które na pewno nie stałoby się ich udziałem, gdyby jako poganie pozostali w swoim kraju. Król Portugalii Manuel I oraz papież Leon X zalecali, by chrzcić niewolników jak najszybciej, już na transportujących ich statkach. Z dostępnych źródeł wynika, że dla Afrykanów był to zupełnie niezrozumiały obrzęd, który w najlepszym razie postrzegali jako symboliczne przejście w stan niewolnictwa.

Zdaniem historyków plantacje na tych wyspach stały się modelem dla przyszłych kolonizatorów Ameryki, którzy adaptowali kolejne tereny pod uprawę dochodowej trzciny cukrowej w Brazylii, na wyspach Morza Karaibskiego, w Meksyku i Peru. 

W XV w.  Portugalczycy odkryli Wyspy Zielonego Przylądka oraz Wyspę Świętego Tomasza i wykorzystali je dokładnie w ten sam sposób. Tam jednak, z uwagi na zabójczy klimat, nie chcieli się osiedlać nawet plantatorzy. W trosce o zysk król Jan II wysyłał przestępców i wykradzionych rodzicom Żydów, aby nadzorowali pracę zniewolonych Afrykanów. Wyspy te stały się również ważnym centrum wywozu czarnych niewolników do pracy w Nowym Świecie. Szacuje się, że nawet 12‒20% z nich umierało już na statkach. Wielu popełniło samobójstwo – ponoć w nadziei na to, że po śmierci ich dusze wrócą do domu.

ilustracja: Joanna Grochocka

ilustracja: Joanna Grochocka

Czytaj również:

Nowe ciało szamana
Wiedza i niewiedza

Nowe ciało szamana

Tomasz Wiśniewski

Szamanizm syberyjski – służący badaczom za modelowy przykład wszelkich szamanizmów – charakteryzuje kilka łatwo rozpoznawalnych motywów: przede wszystkim ekstatyczna podróż w zaświaty, a także egzorcyzmowanie i leczenie, które odbywa się dzięki tej podróży. Przyczyną choroby może być bowiem porwanie duszy przez złe duchy. Jeśli szamanowi uda się ją zwrócić pacjentowi poprzez przebłaganie tych istot, człowiek zostaje uzdrowiony.

Mniej znanym wątkiem, a jednak również szeroko spotykanym wśród „ludów Północy”, jest rozkawałkowanie cielesne, a ściślej skeletonizacja, która odbywa się w ramach inicjacyjnej wizji, snu bądź ćwiczeń medytacyjnych. Szaman wyobraża sobie (albo widzi), jak jego skóra, mięśnie i organy wewnętrzne oddzielają się od kości. Operacji tej, na ogół bolesnej, mogą dokonywać duchy przodków, istoty mityczne albo sam szaman, tak by kontemplować swój szkielet, z którego następnie wyrasta nowe ciało – lepsze, już „szamańskie”.

Czytaj dalej