W punkt!
i
zdjęcie: archiwum prywatne Izabeli Miętki
Promienne zdrowie

W punkt!

Agnieszka Rostkowska
Czyta się 15 minut

Nawet jedna igła może pomóc przywrócić równowagę nie tylko na poziomie fizycznym, lecz także emocjonalnym i duchowym. W pozornie prostym nakłuciu zawiera się cała wiedza o tym, jak skomplikowaną siecią połączeń jest człowiek.

Agnieszka Rostkowska: Akupunktura to wschodnia technika lecznicza stosowana od ponad 2 tys. lat. Jak ma się ona do najnowszych badań i odkryć medycyny zachodniej?

Izabela Miętka: O akupunkturze wspomina już słynny Kanon medycyny chińskiej Żółtego Cesarza, czyli księga datowana na IV w. p.n.e., do dziś uznawana za podstawę całego systemu tradycyjnej medycyny chińskiej. Można w niej znaleźć ilustracje pierwszych narzędzi, których używano, bo wówczas nie były to jeszcze igły – zamiast nakłuwania stymulowano konkretne punkty na ciele na zasadzie akupresury, czyli ucisku. Z Kanonu… oraz innych klasycznych dzieł wciąż korzystamy, są tłumaczone i objaśniane tak, aby były użyteczne dla współczesnego człowieka. Zajmują się tym wybitni sinolodzy, m.in. prof. Elisabeth Rochat de la Vallée, która interpretuje je, odwołując się do historycznego kontekstu. Medycyna chińska cały czas się rozwija – obecnie musimy uwzględniać wszystko to, co dzieje się w medycynie zachodniej, m.in. nowe leki i procedury, np. związane ze wspieraniem płodności i z leczeniem bólu. Bierzemy też pod uwagę specyfikę poszczególnych regionów świata. Przykładowo mieszkańcy Nepalu żyją w nieogrzewanych domach, więc kiedy przebywałam tam na stażu, większość pacjentów leczyłam z tzw. zimna, bo wskutek wychłodzenia mieli aż fioletowe języki. A jednocześnie były w nich spokój i równowaga emocjonalna, prawie niespotykane u ludzi z krajów Europy Zachodniej, których trzeba leczyć głównie ze skutków stresu. Współczesna medycyna chińska rozwija się w kierunku medycyny komplementarnej, czyli łączenia wiedzy z tradycji wschodniej i zachodniej. Są sytuacje, w których jedynym wyjściem jest operacja, ale akupunktura może pomóc pacjenta do niej przygotować, np. głęboko rozluźnić jego ciało, w tym narządy wewnętrzne, by w czasie zabiegu nie doszło do ich perforacji. Albo zmniejszyć poziom lęku i stresu, jako że za pomocą tej techniki możemy regulować również emocje. Podczas wizyty studyjnej w jednym ze szpitali w Hajfie w Izraelu obserwowałam zespół akupunkturzystów, którzy uczestniczyli w codziennym obchodzie lekarskim. Wraz z lekarzami podejmowali oni decyzję, czy na daną dolegliwość – np. na nudności będące skutkiem ubocznym zabiegu chirurgicznego – można zalecić pacjentowi akupunkturę zamiast leków. W Państwie Środka tradycyjnej medycyny chińskiej naucza się na uniwersytetach, a w niektórych szpitalach poszczególne piętra przypisano konkretnym technikom leczenia, np. na pierwszym stosuje się ziołolecznictwo, na drugim – akupunkturę itd.

A od kiedy akupunktura jest wykonywana w Polsce?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Wiedzę o niej sprowadził do Polski prawdopodobnie około XVII w. jezuita Michał Boym, który zgłębiał ją na misji w Chinach. Upowszechnili ją natomiast dopiero prof. Zbigniew Garnuszewski, który w 1978 r. otworzył w Warszawie pierwszą w Polsce państwową poradnię akupunktury, oraz Marek Kalmus, założyciel Polskiego Towarzystwa Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, który zapraszał do Krakowa wybitnych specjalistów, m.in. Claude’a Diolosę, by nauczali tej sztuki polskich terapeutów. Jest to więc u nas dziedzina młoda, ale bardzo prężnie się rozwijająca – obecnie w naszym kraju działa kilka szkół akupunktury – i coraz popularniejsza, co widać po liczbie zarówno studentów, jak i pacjentów.

Od jakiego wieku można ją stosować?

Tego typu zabiegi można wykonywać już u noworodków, chociaż w ich przypadku najpierw próbujemy akupresury, np. w formie masażu pediatrycznego Tuina. Moim najmłodszym pacjentem było dziecko mające zaledwie tydzień – wspierałam głównie jego układ trawienny oraz laktację jego mamy, która regularnie korzystała z tej metody również w trakcie ciąży. Pomagałam też 6-tygodniowemu maluszkowi, który w wyniku bardzo ciężkiego przebiegu porodu prawie bez przerwy płakał. Wystarczył jeden zabieg, by się uspokoił. Nie ma też górnej granicy wieku, by korzystać z akupunktury.

Teraz powiedzmy sobie szczerze: to nieprawda, że akupunktura nigdy nie boli!

To zależy od progu bólu, a także nastawienia pacjenta. Ten sam punkt akupunkturowy może jedną osobę tak zaboleć, że aż krzyknie, a druga nic nie poczuje. U kobiet ta wrażliwość zmienia się wraz z fazą cyklu – największa jest na kilka dni przed miesiączką. Oczywiście są i punkty bardziej bolesne ze względu na swoje położenie, np. na palcach. Tradycyjnie dążymy do tego, by uzyskać tzw. De Qi, czyli odczucie „rozpierania” w danym punkcie, ale nie musi ono być bolesne czy nieprzyjemne. Akupunkturzysta ma możliwość regulacji jego intensywności, np. może wykonywać wkłucia delikatniej albo poprosić pacjenta, by w momencie wbicia igły wziął wdech. Igły – zawsze jednorazowe i sterylne – wbijamy najczęściej na głębokość jedynie kilku milimetrów. Choć są również miejsca, takie jak łydka, brzuch czy – jak w przypadku rwy kulszowej – pośladek, gdy rekomendowana jest większa głębokość, nawet 1–1,5 cm, w zależności od grubości tkanki tłuszczowej. Igły można włożyć dosłownie na kilka sekund: tak robimy zwykle u dzieci, ale niektórzy akupunkturzyści stosują taką szybką technikę także u dorosłych. Najczęściej jednak zostawiamy je na 3 minuty lub 21 minut – wtedy pacjent może sobie w spokoju poleżeć, co w dobie nieustannego pośpiechu jest wartością dodaną.

Zawsze się leży?

Nie, akupunktura może być też wykonywana na stojąco, np. jeśli ktoś przychodzi z tak silnym bólem pleców, że trudno mu się położyć, albo na siedząco, kiedy nakłuwamy tzw. punkty ruchome, czyli takie, którymi potrzebujemy poruszać dla dodatkowej stymulacji, m.in. w przypadku sztywnego karku czy bólu lędźwiowego odcinka kręgosłupa.

To przypomina suche igłowanie, jedną z popularnych technik zachodniej fizjoterapii.

Pozornie tak, ale to zupełnie inna technika. Suche igłowanie bazuje na tzw. punktach spustowych, a one nie są tożsame z punktami akupunkturowymi. Akupunktura ortopedyczna pozwala miejscowo rozluźnić mięśnie, jej celem jest jednak zlokalizowanie głębszego problemu, który stoi za tym napięciem. W medycynie chińskiej patrzymy znacznie szerzej: nie tylko na dolegliwości ciała, lecz także na ich przyczyny – na trzech poziomach: fizycznym, emocjonalnym i duchowym. Są nawet takie techniki akupunktury, w których używa się dokładnie trzech igieł – po jednej dla każdego z tych poziomów. Niezależnie od tego, którego poziomu dotkniemy, to i tak poruszymy całym systemem, bo według medycyny chińs­kiej człowiek to sieć połączeń, a poziom fizyczny jest jak lustro natury emocjonalnej i duchowej. Terapeuci medycyny Wschodu zwracają więc uwagę na to, że dwóch pacjentów może mieć dokładnie tę samą dolegliwość, ale zupełnie inną jej przyczynę, a tym samym odmienną ścieżkę leczenia. Dlatego diagnozując daną osobę, zawsze patrzą jej w oczy – czasem od razu widać, czy jest w nich iskra, błysk, czy przeciwnie: ktoś jest nieobecny albo ma oczy tak smutne, że wiemy, iż funkcjonuje już tylko siłą woli. Chińczycy mówią też, że przez oczy patrzy Shen.

To w medycynie chińskiej bardzo ważny termin, trudno jednak znaleźć jego definicję.

W języku angielskim najczęściej tłumaczy się go jako spirit, w polskim rzeczywiście niełatwo znaleźć dobre słowo – „duch”, może „dusza”. Chińczycy uważają, że aby pojawił się nowy człowiek, Shen musi się połączyć z Jing, czyli – upraszczając – z ciałem fizycznym. Porównują Shen do cesarza, który zarządza ciałem oraz zachodzącymi w nim procesami. Mawiają również, że Shen mieszka w sercu, a dokładnie: że serce to pałac cesarza, oraz że niezwykle istotne jest, by serce było puste.

Puste? A nie pełne miłości?

Shen samo w sobie jest pełne miłości, rozumianej nie jako afekt, zakochanie się, lecz jako miłość uniwersalna, pełna ufności i pragnienia czynienia dobra. Ta pustka serca nie oznacza więc braku miłości czy braku emocji, tylko dbałość o to, żeby żadnych emocji nie przechowywać zbyt długo, ale pozwolić im przepłynąć i odejść. Medycyna chińska łączy konkretne emocje z poszczególnymi organami, np. złość z wątrobą, lęk z nerkami, smutek z płucami. Po stracie kogoś bliskiego może doskwierać nam kaszel – krótki i intensy­wny albo chroniczny, nawet przez kilka miesięcy – nie dlatego, że zmarzliśmy na pogrzebie, ale właśnie z tego powodu, że w naszych płucach jest rozpacz czy żal. Ostatecznie jednak wszystkie emocje dotykają serca. Jeśli jest ono cały czas nimi przepełnione, to tracimy równowagę. Ważne więc, by ich nie zatrzymywać, tylko oczyścić je, dać im ujście, posprzątać w pałacu cesarza – ­czasem oznacza to wypłakanie się, czasem rozmowę z kimś ­bliskim, a czasem wyjście na spacer. Serce ma mieć miejsce dla Shen, czyli tak naprawdę dla nas samych. Shen jest też zakorzenione w większym porządku, bo według medycyny chińskiej człowiek to mikrosystem, który jest częścią makrosystemu. Współcześnie jednak o tym zapominamy; wydaje nam się, że wiele zależy tylko od nas, od jednostki, a przecież nasze ścieżki są ze sobą powiązane. Zazwyczaj intuicyjnie wiemy, czujemy, czy podążamy swoją ścieżką – np. zawodowo robimy coś, co jest „nasze” – czy też z niej zbaczamy. O tym często informuje nas ciało, wysyłając sygnały w postaci konkretnych dolegliwości. Wtedy pomocna okaże się akupunktura właśnie na poziomie Shen. Podobnie będzie w przypadku trudnych przeżyć i traum, takich jak wypadek czy strata kogoś bliskiego. Wszystkie aspekty – fizyczny, emocjonalny i duchowy – są więc ze sobą ­połączone. Naszym zadaniem jako terapeutów jest dostrzec początek tej układanki.

Jak więc go szukamy? Jak wygląda diagnoza przed akupunkturą?

Kiedy do gabinetu wchodzi pacjent, patrzymy w jego oczy, a także na postawę i strukturę całego ciała – czy jest odżywione, nawodnione, spięte czy rozluźnione. Następnie słuchamy, co sam opowie nam o swoim samopoczuciu oraz dolegliwościach i objawach, które go sprowadziły. Potem badamy puls: jego jakość, czy jest przyśpieszony, czy spowolniony, pusty czy pełny. Pusty to inaczej słabo wyczuwalny – występuje m.in. w przypadkach tzw. niedoboru krwi, który po pewnym czasie staje się widoczny również w wynikach badań jako anemia. Natomiast puls pełny może być napięty, np. wskutek stresu lub gdy organizm walczy z infekcją. Później prosimy pacjenta, by pokazał język. Patrzymy na jego grubość, kształt, kolor oraz na to, czy jest na nim nalot, który – w zależności od rodzaju – może sygnalizować m.in. zaburzenia układu pokarmowego albo problem z zatokami. Na podstawie tak przeprowadzonej diagnozy wybieramy kanały, tzw. meridiany – to nimi płynie Qi, energia życiowa – i znajdujące się na nich konkretne punkty, które będziemy nakłuwać.

Ile ich mamy?

Głównych kanałów – 12, a punktów – 365. Meridiany różnią się od siebie m.in. długością. Najdłuższy jest kanał pęcherza moczowego, który zaczyna się w kąciku oka, biegnie do góry przez głowę, szyję i całe plecy, po tylnej części nogi, aż do małego palca stopy. Tylko na tym kanale znajduje się aż 67 punktów, przy czym nie wszystkie dotyczą pęcherza, część – innych organów. Podobnie długie są kanały pęcherzyka żółciowego i żołądka. Ale mamy też krótkie, np. kanał serca zaczyna się pod pachą i biegnie po ręce, kończąc się na małym palcu dłoni. Tego meridianu używamy jednak rzadko, bo to tak, jakbyśmy dotykali samego Shen. Nawet w pierwszych księgach poświęconych medycynie chińskiej zwracano uwagę, że do leczenia cesarza potrzebny jest wyjątkowo wyspecjalizowany lekarz.

Czyli nakłuwając dane kanały, przywracamy w nich prawidłowy przepływ energii, Qi, a tym samym równowagę w poszczególnych narządach?

W uproszczeniu – tak, co jest również związane z tzw. zegarem narządów. Medycyna chińska zakłada, że każdy z meridianów ma w ciągu doby dwie godziny największej aktywności. Ten obieg rozpoczyna kanał płuc, dla którego wspomniany czas przypada między godz. 3.00 a 5.00 rano, co też wyjaśnia, czemu na oddziałach pulmonologii pacjenci właśnie wtedy zaczynają ­silnie kaszleć. Potem – między godz. 5.00 a 7.00 – swój szczyt osiąga kanał jelita ­grubego, dlatego to idealny czas na to, by wstać i się wypróżnić. Pomiędzy 7.00 a 9.00 jest czas kanału żołądka, czyli optymalna pora na śniadanie. Od 9.00 do 11.00 w najlepszej formie znajduje się śledziona, która w medycynie chińskiej – poza swoimi funkcjami fizjologicznymi – odpowiada za aktywność intelektualną, więc to dobry czas na egzamin lub rozmowę rekrutacyjną. W przedziale 11.00–13.00 następuje szczyt aktywności serca. Następne dwie godziny to czas jelita cienkiego, czyli organu decydującego, które składniki zostają przyswojone, a które nie, w szerszym rozumieniu: co jest dla nas dobre, a co nie, dlatego to najlepszy czas na podejmowanie wszelkich decyzji. Między godz. 15.00 a 17.00 swoje maksimum osiąga pęcherz moczowy, z kolei między 17.00 a 19.00 – nerki, a ponieważ w medycynie chińskiej są one związane ze strachem, w tym czasie może nam się pogorszyć samopoczucie. Od 19.00 zaczyna się czas osierdzia odpowiadającego za nasze relacje z ludźmi, to zatem dobra pora na randkę bądź spotkanie z przyjaciółmi. Potem, między godz. 21.00 a 23.00, następuje czas tzw. potrójnego ogrzewacza, który jest nie tyle narządem, ile raczej siecią połączeń w całym organizmie odpowiadającą m.in. za metabolizm wody i termoregulację. To jest też najlepszy czas, by położyć się spać, bo o 23.00 zaczyna się okres maksimum pęcherzyka żółciowego, który może nam utrudnić zaśnięcie. Obieg ten zamyka wątroba, naj­aktywniejsza w przedziale 1.00–3.00, która w tych właśnie godzinach będzie nas budzić, jeśli np. przechowujemy w niej za dużo frustracji i złości. Nieprawidłowe funkcjonowanie nawet jednego organu prowadzi do zaburzenia całego obiegu.

Podstawą tego obiegu jest ruch, przepływ Qi?

Tak, ten przepływ Chińczycy od wieków obrazują na rycinach anatomicznych: człowiek przyjmuje na nich pozycję stojącą i wznosi ręce ku górze. W ten sposób zostaje symbolicznie ukazany jako istota żyjąca pomiędzy ziemią, czyli yin, a niebem – yang, a więc dwoma różnymi jakościami, między którymi zachodzi ruch. Yinyang są jak dwa bieguny, które dążą do równowagi, a jednocześnie trwa między nimi swoista gra. Wspomnianych już 12 głównych meridianów również dzieli się na yinyang. Patrząc na tę postać człowieka stojącego na ziemi z rękami wzniesionymi ku niebu, zobaczymy, że kanały yin zaczynają się w dolnych częściach ciała i energia płynie nimi ku górze, kanały yang zaś mają swój początek w górnych częściach ciała – w tym przypadku na palcach dłoni – i energia płynie nimi w dół. Na końcówkach palców rąk i nóg następuje zmiana kierunku. A wszystko sprowadza się do tego, by pomiędzy yinyang była równowaga.

Mówi się, że kobieta ze swojej natury jest bardziej yin, a mężczyzna yang.

Tak, ale każdy ma w sobie oba te pierwiastki. Chińczycy porównują to do dwóch stron wzgórza: yin to ta zacieniona, yang – słoneczna. Bywa, że współczesnym kobietom trudno w pełni poczuć swój potencjał yin, bo np. muszą w pracy rywalizować z mężczyznami. Akupunktura może go wspierać, co ma znaczenie wtedy, gdy kobieta podejmuje starania o dzieci. I podobnie mężczyzn akupunktura może wspomóc w stawaniu w sile yang. Prawidłowo funkcjonujące yang zawsze chce opiekować się yin i być dla niego jak rozświetlające je słońce. Dlatego zdarza się, że parom starającym się o dziecko wykonuję zabieg akupunktury razem – to zbliża, łączy. Oczywiście diagnozuję ich osobno, bo i mężczyzna, i kobieta potrzebują jako jednostki wrócić do równowagi, a fazy yinyang dodatkowo zmieniają się w cyklu kobiety.

Także narządy dzielą się na yinyang.

Narządy yin to te, których funkcja wiąże się z przechowywaniem, np. wątroba przechowuje krew, a nerki przechowują tzw. Esencję, czyli rodzaj bazy energii, którą dostaliśmy od naszych rodziców i uzupełniamy codziennie odżywczym jedzeniem i snem odpowiedniej jakości. Natomiast narządy yang są związane z aktywnością, z działaniem; w medycynie chińskiej mówimy o nich również, że lubią być puste, jak chociażby żołądek – przetrawi jedzenie i czeka w gotowości na kolejną akcję. Ale są też narządy łączące w sobie funkcje yinyang; nazywamy je „cudownymi”. To np. pęcherzyk żółciowy, który zarówno przechowuje, jak i produkuje żółć, a także macica, naczynia krwionośne, kości oraz mózg. Mamy także „cudowne” kanały, a dokładnie osiem meridianów, które powstają jako pierwsze, dając początek wszystkim innym. One mogą posłużyć do tzw. niezwykłych regulacji, czyli zabiegów akupunktury wykonywanych bardzo rzadko, w ściśle określonych, wyjątkowych sytuacjach. Przykładem może być kanał Chong Mai, za którego pomocą możemy przywracać „ustawienia fabryczne” organizmu, czyli przypomnieć mu, jak to wszystko działało, zanim pojawiła się dysharmonia. Pamiętajmy, że nasz organizm ma liczne mechanizmy samoregulacji.

A czy akupunkturą możemy pomóc także zwierzętom?

Oczywiście, istnieją całe atlasy na temat akupunktury dla psów i kotów, ale można ją stosować nie tylko u zwierząt domowych – doskonale sprawdza się np. u koni. Mój znajomy weterynarz akupunkturą „naprawił” nawet jeża, który nie mógł chodzić!

Jest też coś, co moglibyśmy określić mianem „akupunktury na wynos”.

Tak, to niewielkie plasterki, do których przyczepiona jest igła o długości około milimetra. Przeznaczone są do uszu, bo w akupunkturze istnieją takie mikrosystemy, w których np. nakłuwamy tylko ucho. Ale można je przyklejać również w innych miejscach, jeśli istnieje wskazanie, by w ten sposób wzmocnić, niejako przedłużyć działanie zabiegu w gabinecie – np. w przypadku kaszlu. Pozostawia się je na dzień, dwa, czasem na kilka dni; są niewyczuwalne, więc można z nimi chodzić, a nawet uprawiać sport. Stosuje się je sporadycznie, a przyklejać je powinien terapeuta.

Jak jeszcze oprócz akupunktury możemy zadbać o siebie na wiosnę?

Wiosna to dobry czas na oczyszczanie organizmu po zimie. Medycyna chińska wiąże tę porę z wątrobą i pęcherzykiem żółciowym – podobnie jak w dobowym zegarze, również do każdej z pór roku przyporządkowane są bowiem najaktywniejsze w tym czasie narządy. Funkcjonowanie tych właś­nie narządów wspomoże już trzydniowy detoks, choćby w postaci spożywania samych warzyw. Warto skorzystać z pojawiających się wiosną kiełków, np. dodać je do zupy lub innej ciep­łej potrawy. Medycyna chińska zachęca do jedzenia gotowanych potraw o każdej porze roku, bo to wspomaga nasz układ pokarmowy, który dzięki temu lepiej trawi. Zimą intuicyjnie jemy najwięcej ciepłych dań, takich jak rosół, rozgrzewamy się też przyprawami, do których należą cynamon czy imbir. Może to jednak doprowadzić do przegrzania układu pokarmowego, w medycynie chińskiej powiedzielibyśmy: nagromadzenia gorąca. ­Pojawiające się wiosną zielone warzywa, np. szpinak czy sałata, „wyciągną” ten nadmiar gorąca, oczyszczą nas i wzmocnią. Zazwyczaj im bliżej lata, tym więcej spożywamy ­zimnych produktów – schłodzonych ­napojów, ­lodów – które osłabiają nasz układ pokarmowy i odpornościowy. Zwróćmy uwagę, że mieszkańcy najgorętszych krajów arabskich w upał dla ochłody piją gorącą herbatę miętową! Według medycyny chińskiej lato jest tą porą, w której powinniśmy zgromadzić w ciele ciepło, żeby potem jesienią oraz zimą nie marznąć i nie chorować. Chodzi o to, żeby dbać o wewnętrzną równowagę cały rok, abyśmy akupunktury stosować nie musieli, lecz jedynie mogli, np. profilaktycznie czy też doraźnie. W tradycji chińskiej wiosna to czas nadziei, dalekich horyzontów, możliwości bez granic. Warto to wykorzystać!

zdjęcie: archiwum prywatne Izabeli Miętki
zdjęcie: archiwum prywatne Izabeli Miętki

Izabela Miętka:

Filozofka i socjolożka, terapeutka medycyny chińskiej, akupunkturzystka. Absolwentka Instytutu Avicenny, szkoliła się m.in. w Nepalu, Izraelu i Niemczech. Wykładowczyni na Międzynarodowych Kongresach Medycyny Chińskiej (Cambridge, Graz, Kraków).

Czytaj również:

Język bogów
i
zdjęcie: archiwum prywatne Filipa Rucińskiego
Wiedza i niewiedza

Język bogów

Agnieszka Rostkowska

Święty symbol indyjskiej cywilizacji, wciąż odgrywa ważną rolę – a co ciekawe, jego nauka szczególnie łatwo przychodzi Polakom. O sanskrycie z jego znawcą i tłumaczem Filipem Rucińskim rozmawia Agnieszka Rostkowska.

Sanskryt jest jednym z najstarszych języków świata – jego ślady znajdujemy już w języku starobabilońskim, stanowił także bazę dla gramatyki łacińskiej i greckiej. Nie sposób też przecenić wpływu, jaki wywarł na światową literaturę i filozofię. I choć już wystarczająco się zasłużył, wciąż żyje, a nawet, ba!, rozwija się.

Czytaj dalej