W „kraju puszystego śniegu”
i
zdjęcie: Wojtek Antonów
Wiedza i niewiedza

W „kraju puszystego śniegu”

czyli 10 powodów dla których warto lecieć do Japonii na narty
Wojtek Antonów
Czyta się 6 minut

Japonia to coraz popularniejszy kierunek wśród narciarzy i snowboardzis­tów, którzy chcą posmakować jazdy w prawdziwym puchu. Wyobraźnię fanów dwóch czy jednej deski skutecznie pobudzają zdjęcia i filmy, na których jedni i drudzy szusują w głębokim po szyję śniegu, a także dane meteorologiczne wskazujące, że to właśnie w Japonii pada go wyjątkowo dużo. Około 72% powierzchni kraju stanowią obszary górskie i większość z nich świetnie nadaje się do uprawiania sportów zimowych. Najlepsze ośrodki narciarskie znajdują się na wyspie Hokkaido, a najpopularniejszym z nich jest Niseko – w wielu światowych rankingach narciarskich uznawany obecnie za miejsce, które należy obowiązkowo odwiedzić. Jednak to nie rankingi powinny przekonywać do zaplanowania wyjazdu na narty do Kraju Kwitnącej Wiśni – powodów jest co najmniej 10.

ICHI (jeden) – Śnieg

Zima w Japonii trwa podobnie jak w Europie od grudnia do marca, jednak opady śniegu, które jej towarzyszą, są wyjątkowo obfite. Na północy kraju pokrywa śnieżna często przekracza 8 m, a białe płatki sypią się z nieba średnio ponad 130 dni w roku. Jest to spowodowane napływem zimnych mas powietrza, które przemieszczając się znad Syberii, spotykają się z ciepłym i wilgotnym powietrzem znad Morza Japońskiego, tworząc wilgotne, śniegowe chmury. Padający śnieg bywa tak gęsty, że nie widać wyciągniętych przed siebie dłoni, a w ciągu 24 godzin mogą go spaść nawet 2 m.

zdjęcie: Wojtek Antonów
zdjęcie: Wojtek Antonów

Ilość śniegu to jedno, ale ważne jest też, że różni się on od tego spotykanego na Kasprowym Wierchu czy w austriackich Alpach. Zmrożony syberyjskim podmuchem puch opadający na Hokkaido jest bardzo lekki i „suchy”, a dzięki odpowiedniej średniej zimowej temperaturze (–5°C) zachowuje taką samą postać również na stokach, zapewniając miłośnikom zjazdów niesamowite wrażenia.

NI (dwa) – Freeride

O Japonii marzą zwłaszcza ci, którzy kochają jeździć poza trasami. Freeride to przygoda – rezygnując z przygotowanych stoków, można odkryć dużo więcej, niż śmigając góra–dół wzdłuż wyciągów. Poza tym aby pozjeżdżać sobie po trasie, nie trzeba lecieć 8000 km. Do Japonii przyjeżdża się „pływać” w chmurach puchu między drzewami i skakać po śnieżnych poduchach – skręcanie w lekkim śniegu przychodzi łatwo i bardziej przypomina coś pośredniego między pływaniem a lataniem niż jazdę na nartach.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Freeride w większości ośrodków jest dozwolony i łatwo dostępny. Wystarczy odjechać kawałek od przygotowanej trasy. Dla tych, którzy nie boją się podejść na szczyt na skitourach czy splitboardach, możliwości są praktycznie nieograniczone. Po kilku dniach opadów, kiedy wyjdzie słońce, w góry trzeba ruszać bardzo wcześnie rano. Wśród Japończyków także rośnie liczba fanów jazdy w świeżym puchu – a oni nie lubią długo spać.

SAN (trzy) – Nocne narty

Choć jazda po zmroku przy sztucznym oświetleniu nie jest w sumie niczym niezwykłym, to Japończykom „nocne narty” udało się wprowadzić na zupełnie nowy poziom. Położony na Hokkaido ośrodek Grand Hirafu zainwestował w oświetlenie całej góry, umożliwiając jazdę poza trasami do późnej nocy. Jest to prawdopodobnie jedyne miejsce na świecie, gdzie w świetle lamp, których nie powstydziłby się stadion piłkarski ekstraklasy, można nawet po zmroku „założyć” pierwsze ślady w świeżym śniegu.

SHI (cztery) – Relaks

Obowiązkowym punktem programu po całym dniu jazdy w puchu jest wizyta w gorących źródłach (onsen). Japonia to kraj wulkanów, więc naturalne termy znajdują się tu prawie na każdym kroku. Zanurzenie w ciepłej, lekko pachnącej siarką wodzie odpręża i regenerująco wpływa na mięśnie. Wizyta w gorących źródłach to dobry pretekst do podejrzenia zwykłych Japończyków, masowo korzystających z onsenów, i poznania tradycyjnej etykiety, która tam obowiązuje. Wszyscy kąpią się nago – panie mają swoje źródło, panowie swoje. Czas spędzony w termach ma być relaksem, dlatego nie wypada tam pływać, chlapać ani głośno rozmawiać. Oczywiście całkowicie zakazane są takie czynności, jak jedzenie, picie czy robienie zdjęć. Do niektórych onsenów nie wpuszcza się osób z tatuażami, które w Japonii są wciąż kojarzone z kryminalistami.

GO (pięć) – Jedzenie

Japońska kuchnia to nie tylko sushi, ale też niezwykle smaczne zupy. Wielka, gorąca miska rosołu ramen z makaronem, wołowiną i jajkiem to posiłek idealny, zwłaszcza kiedy ciągle pada śnieg, a kolejne zjazdy w świeżym puchu wzmagają apetyt. Najlepsze jedzenie jest oczywiście w lokalnych i obleganych przez miejscowych barach, gdzie serwuje się tradycyjne makarony udon, zupę soba czy warzywną potrawkę kenchin. Choć Japończycy jedzą bardzo szybko, nad miską takiego wywaru warto posiedzieć chwilę dłużej, delektując się jego aromatem i smakiem.

Odwiedzając przydrożne sklepy Seven Eleven, nie sposób też nie skusić się na choć jedną z wielu japońskich przekąsek: chipsy z wodorostów, ryżowe kanapki, orzeszki wasabi czy suszone glony – każde opakowanie może kryć w sobie niecodzienny smak.

ROKU (sześć) – Ludzie

Generalnie gdy wszyscy są mili, to jest miło. Z takiego założenia zdają się wychodzić Japończycy, którzy są cierpliwi, pomocni i chętni do interakcji. Turystów traktują przyjaźnie, w zamian wymagają jednak przestrzegania ogólnie przyjętych reguł. Kultura osobista, dyscyplina i pracowitość to rzucające się w oczy cechy Japończyków, ale potrafią oni być również towarzyscy, zabawni i bardzo rozrywkowi, zwłaszcza wieczorami, przy lekkim miejscowym piwie.

Warto zaprzyjaźnić się z lokalnymi freeriderami – to oni pokażą najlepsze trasy do zjazdów!

SHICHI (siedem) – Rzeźbienie w śniegu

Śnieżne rzeźby to japoński odpowiednik naszych krasnali ogrodowych. Zimą przed każdym domem, przy wejściach na wyciągi, a także w innych, często najmniej spodziewanych miejscach można się spotkać z lodowymi pokemonami czy smokami.

ilustracja: Karyna Piwowarska
ilustracja: Karyna Piwowarska

Apogeum rzeźbiarskiego szaleństwa przypada na luty, gdy w Sapporo odbywa się największy na świecie festiwal rzeźb ze śniegu. O skali fantazji, z jaką biorący udział w imprezie artyści tworzą swoje dzieła, niech świadczy to, że największą zaprezentowaną pracą była śnieżna replika paryskiego Łuku Triumfalnego mierząca prawie 20 m. Ciekawostka: czwarte miejsce w zeszłorocznym konkursie festiwalowych rzeźb zajęli Polacy.

HACHI (osiem) – Tradycja

Tradycja jest tu obecna na każdym kroku – począwszy od japońskiego przywitania, czyli ukłonów. W Japonii nie podaje się ręki, a tym bardziej nie całuje na „dzień dobry”. Choć odświętne kimona Japończycy zakładają tylko na specjalne okazje, często spotyka się osoby ubrane w yukata: bawełniany, prosty strój domowy.

Jest tu tak wiele tradycyjnych zwyczajów i niegroźnych „zabobonów”, że najlepiej po prostu niczemu się nie dziwić, a po przełamaniu pierwszych lodów Japończycy chętnie wszystko wyjaśnią i doradzą, jak zachować się w danej sytuacji.

KYU (dziewięć) – Technologia

Choć na północnej wyspie Hokkaido nie wszędzie jest Internet, zaawansowane technologie są obecne wszędzie. Najlepszym przykładem „wszędzie” mogą być toalety – oprócz standardowo podgrzewanych desek sedesowych zwykle mają mniej lub bardziej skomplikowany panel sterowania z mnóstwem przycisków, których działanie mogą sprawdzić odważniejsi turyści.

JYU (dziesięć) – Tokio

Planując podróż do „kraju sypiącego puchu”, warto wygospodarować trochę czasu na odwiedzenie jednej z największych metropolii świata. W Tokio zimą nie ma zbyt silnych opadów, a temperatura waha się w granicach 10°C, więc bez problemu można zwiedzać to wielkie i różnorodne miasto. Choć rozkład jazdy tokijskiego metra na pierwszy rzut oka przypomina awangardową grafikę, dojechać można nim wszędzie i – tak, to prawda – większość Japończyków śpi pomiędzy przystankami. Budzą się dokładnie na swojej stacji i tylko niektórzy mają karteczki z napisem: „Obudź mnie na Ikebukuro”.
 

Czytaj również:

Biegówki od rana do nocy
i
ilustracja: Natka Bimer
Promienne zdrowie

Biegówki od rana do nocy

Wojtek Antonów

Wsiadając z nartami do tramwaju w styczniowy sobotni poranek, czuję na sobie wzrok niemal każdego z pasażerów. Nie przejmuję się – w nocy spadło kilkanaście centymetrów śniegu, a mnie udało się wypożyczyć ostatnie narty biegowe, które razem z kijkami ściskam w ręku.

Wysiadam na przystanku przy Lasku Bielańskim na północy Warszawy, mróz przyjemnie szczypie w twarz. Przypinam do butów wąs­kie, długie deski i wykonuję kilka rozgrzewkowych ćwiczeń – chyba wszystko działa, można ruszać…

Czytaj dalej