W dziewięć lat dookoła świata
i
"Żeglująca dziewczyna", Winslow Homer, 1880 r., The National Gallery of Art/Rawpixel (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

W dziewięć lat dookoła świata

Marta Kmerzanka
Czyta się 11 minut

Łatwo przyjąć prawo do edukacji czy przemieszczania się za coś oczywistego i gwarantowanego. Tymczasem jeszcze nie tak dawno, by zaspokajać głód wiedzy i ciekawość świata, potrzeba było sporo sprytu i jeszcze więcej determinacji. Poznajcie Jeanne Barret – pierwszą kobietę, która opłynęła kulę ziemską.

Najpierw stała się bohaterką skandalu, dopiero potem uznano jej osiągnięcia w dziedzinie botaniki, a król Ludwik XVI przyznał jej rentę, której nie odebrały ani rewolucja francuska, ani nowe cesarstwo Napoleona. Jeanne Barret (albo Baré, albo Baret – jej nazwisko nie było wcześniej specjalnie znane, bo też nie należała do możnych tego świata) urodziła się w 1740 r. w La Comelle, niewielkiej wiosce w Burgundii, jednym z najuboższych regionów Francji, jako córka niepiśmiennego najemnego parobka. Jak wynika z zapisów w księgach parafialnych, była jedną z jego wielu córek o imieniu Jeanne. Wcale nie było to szczególnie dziwne w czasach, gdy większość dzieci z ubogich rodzin umierała – zawsze jakaś Jeanne przeżyła.

Na początku nic nie zapowiadało burzliwych losów, jakie ją czekały. Prawdę mówiąc, o jej dzieciństwie nie wiadomo wiele, poza tym, że wcześnie została osierocona przez matkę i pomagała w domu starszej, zamężnej siostry (również noszącej imię Jeanne) do czasu, kiedy ta szybko owdowiała. Jest pewne, że już w dzieciństwie interesowała się roślinami. Prawdopodobnie razem z kobietami z wioski chodziła po okolicznych wzgórzach i zgłębiała tajemnice roślin, doceniając ich lecznicze właściwości, bo jak się okaże, miała wyjątkowo dobre oko do rozpoznawania liści, pędów, kwiatów i potrafiła wszystko prędko zapamiętać.

Bonne foy

Była drobną, rudowłosą i piegowatą dziewczyną, wielokrotnie określano  ją słowami: ani ładna, ani brzydka. Za to wiele osób doceniało jej charakter, szczerość, uczciwość i lojalność, nawet zyskała przydomek Bonne foy – dobroduszna. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach nauczyła się czytać – może gdy znalazła się pod opieką zakonnic; niewykluczone też, że jej matka była hugenotką, a protestanci przywiązywali dużą wagę do edukacji dzieci; albo nauczył ją tej sztuki ksiądz François Beau, znaczący obywatel Toulon-sur-Arroux,­ ­miasteczka leżącego 20 km na południe od jej rodzinnej wioski. Zapewne pracowała dorywczo u tego duchownego, który docenił jej pracowitość i zdolności organizacyjne, ponieważ umieścił ją jako służącą w domu swojego szwagra potrzebującego – po śmierci żony w połogu – gospodyni.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Philibert Commerson był miejscowym lekarzem, ale przede wszystkim zapalonym botanikiem poświęcającym większość czasu studiom nad florą Francji. Jednak po stracie żony ogarnęła go rozpacz; zaniedbał praktykę, gospodarstwo i pracę badawczą; popadł w nałogi i otaczał się coraz gorszym towarzystwem. Słowem: pomoc była mu niezbędna. Okazało się, że w nowej gosposi znalazł nie tylko wymarzoną guwernantkę dla swojego synka, lecz także organizatorkę życia domowego, a zwłaszcza ciekawą i zapaloną do nauki asystentkę, która szybko zapoznała się z teorią Linneusza dotyczącą klasyfikacji roślin ze względu na ich sposób rozmnażania się i pomagała swojemu pracodawcy uporządkować zbierane latami materiały.

Wiele wskazuje na to, że ta współpraca była jednak zbyt bliska. Commerson wyjechał do Paryża i zabrał ze sobą służącą, by jej błogosławiony stan nie został zauważony. Gdy dziecko przyszło na świat, oddano je do przytułku, co dziś może wywoływać oburzenie, jednak w tamtych czasach nie było naganne – dość wspomnieć, że podziwiany i powszechnie szanowany filozof Jean-Jacques Rousseau ze swoim potomstwem postąpił tak samo, chociaż napisał przecież wiele prac z zakresu pedagogiki i edukacji. Nie było też mowy o małżeństwie ze służącą – takie rozwiązanie nigdy nie wchodziło w grę.

Zdobywcy mórz i lądów

W Paryżu botanik zaprzyjaźnił się z Jérôme’em Lalande’em, wybitnym astronomem podobnie jak on pochodzącym z Bourg-en-Bresse, i często spotykał naukowców zgromadzonych wokół Obser­watorium Paryskiego. Szybko zyskał również uznanie wśród wybitnych francuskich przyrodników epoki – braci de Jussieu, Buffona i Adansona, a co najważniejsze, ­nawiązał przyjaźń z Pierre’em-Isaakiem Poissonnierem, członkiem Akademii Nauk i cenionym lekarzem, który zarekomendował go jako uczestnika wyprawy dookoła świata przygotowywanej przez hrabiego­ Bougain­­ville’a. Miał w niej wziąć udział jako   „królewski lekarz i przyrodnik”.

Philibert zastanawiał się, czy wykorzystać szansę; był wątłego zdrowia i nawet nie chciał sobie wyobrażać niewygód, jakie mogły go czekać w ciągu dwóch lat planowanej podróży przez niepoznane jeszcze morza i lądy. Podzielił się swoimi wątpliwościami w korespondencji z księdzem Beau. Jednak wreszcie propozycję przyjął – wiązała się ona z zaszczytem zostania w imieniu króla Francji zdobywcą świata, odkrywaniem i nazywaniem tysięcy nieznanych roślin, a po powrocie, kto wie, może nawet wejściem do elitarnego kręgu uznanych uczonych, czyli do Akademii Nauk. Niewykluczone, że na podjęcie tej decyzji wpłynęła Jeanne – zdrowa, młoda i bardzo ciekawa świata.

Jednak podróż naukowca nie oznaczała bynajmniej, że w wyprawie tej będzie towarzyszyła mu służąca: kobiety nie miały wstępu na pokład królewskich statków, nawet w charakterze gościa. Nie wiadomo, jakim sposobem Jeanne przekonała Commersona – syna notariusza, który zawsze dbał o legalną stronę wszelkich swoich poczynań – do maskarady i zabrania jej na pokład w charakterze lokaja i posługacza. Wiemy jedynie, że Jeanne stała się Jean­em: obcięła włosy, przebrała się w strój marynarza i w ostatniej chwili przed odpłynięciem fluity „L’Étoile” zamustrowała się na pokładzie jako chłopiec okrętowy, chętny do wypełniania obowiązków służącego królewskiego przyrodnika.

Ekspedycja Louisa Antoi­ne’a de Bougain­ville’a z 1766 r. składała się z dwóch statków: fregaty „La Boudeuse”, na której podróżował dowódca wyprawy, oraz transportowej fluity „L’Étoile”, w której ładowni znajdował się prowiant na całą ekspedycję, w tym żywe zwierzęta; tam też miały zostać umieszczone rośliny, jakie Commerson zbierze podczas wyprawy. Botanik ze służącym popłynęli zatem tym drugim statkiem. Ze względu na słabe zdrowie przyrodnika i konieczność prowadzenia pracy naukowej kapitan odstąpił mu swoją kajutę, w której mógł on wygodnie podróżować tylko ze swoim służącym. Oba statki wypłynęły z Francji oddzielnie, żeby spotkać się na Malwinach, gdzie Bougain­ville w 1764 r. założył kolonię francuską, którą jednak Ludwik XV na mocy politycznego porozumienia z królem Karolem III przekazał Hiszpanii. Założyciel kolonii przyjechał więc na wyspy po to, by przekazać je nowemu zarządcy.

Sprytna mistyfikacja

Dość trudno wyobrazić sobie, jak udawało się Jeanne podczas wielu miesięcy podróży nie zdradzić swojej płci. Co prawda biust owijała sobie specjalnie przygotowanymi lnianymi bandażami i udawała, że ma głos niższy niż w rzeczywistości, lecz łatwo nie było. Wyznała komuś z załogi, że wskutek nieszczęśliwego wypadku w młynie została eunuchem, nie wszystkich jednak udało się przekonać i podejrzenia co do prawdziwej płci drobnego sługi pozostały. Tymczasem morska podróż nie sprzyjała zdrowiu Commersona, oprócz rzadko ustępującej choroby morskiej prześladowały go bowiem wrzody na nogach. Obdarzony cholerycznym temperamentem naukowiec nie wzbudzał powszechnej sympatii i wciąż podnosiły się głosy, że opiekujący się nim lokaj jest kobietą. Szczęśliwie żadnych konsekwencji tych uwag na razie nie było. Pogodne i koleżeńskie usposobienie „służącego” oraz jego pracowitość przyczyniły się do ucięcia spekulacji. Istnieją przesłanki, że o całej mistyfikacji wiedziało kilka wysoko postawionych osób w dowództwie marynarki królewskiej, w tym szef ekspedycji, ale żadne dokumenty tego nie potwierdzają.

Po opuszczeniu Malwinów statki skierowały się na północ ku Rio de Janeiro, by następnie popłynąć wzdłuż wschodniego wybrzeża Ameryki na południe aż do Cieśniny Magellana, a potem wypłynąć na Ocean Spokojny. Każdą wolną chwilę Commerson wraz ze swoim „bydlęciem jucznym” – jak z charakterystycznym dla siebie taktem nazywał „służącego” – wykorzystywali na zbieranie okazów roślin, ryb, owadów i kopalin. W okolicach ówczesnej brazylijskiej stolicy znaleźli nieznane w Europie pnącze rosnące w wielkich kępach, obsypane kwiatami w rozmaitych kolorach – od bieli poprzez różne odcienie pomarańczu, różu i czerwieni aż po fiolet. Roślina ta na cześć dowódcy wyprawy otrzymała nazwę bugenwilla i do dziś jest jednym z najpopularniejszych krzewów ozdobnych. Szczególnie dobrze udokumentowana została flora Patagonii, u brzegów której wyprawa oczekiwała na możliwie najlepsze warunki pogodowe, żeby pokonać Cieśninę Magellana.

XIX-wieczna ilustracja przedstawiająca Jeanne Barret przebraną za marynarza powstała już po jej śmierci. Anonimowy autor przedstawił podróżniczkę z bukietem kwiatów w ręce, symbolizującym jej botaniczne zainteresowania.
XIX-wieczna ilustracja przedstawiająca Jeanne Barret przebraną za marynarza powstała już po jej śmierci. Anonimowy autor przedstawił podróżniczkę z bukietem kwiatów w ręce, symbolizującym jej botaniczne zainteresowania.

Morska legenda

Po znalezieniu się na Pacyfiku ekspedycja zaczęła szukać lądu, o którego istnieniu już od jakiegoś czasu krążyły pogłoski. Wraz z upływem dni jego odkrycie stawało się dla załogi coraz pilniejsze, bo słodkiej wody zaczynało brakować, a nie wynaleziono jeszcze żadnego skutecznego sposobu odsalania wody morskiej. Racje żywieniowe systematycznie się kurczyły, żeglarzy nękał także szkorbut. Nie dysponowano, rzecz jasna, żadnymi precyzyjnymi mapami tamtych okolic. Słowem – Australia ciągle jeszcze była morską legendą, a jej odległości od Ameryki nie znano. Swoją drogą oficjalnym odkrywcą kontynentu został podróżujący w tym samym czasie James Cook. Podczas jego wyprawy w latach 1769–1771 powstała bogata dokumentacja tego lądu z mapami oraz opisami warunków naturalnych, w tym bogactwa flory i fauny.

Wyprawa hrabiego Bougainville’a trafiła natomiast na którąś z wysepek południowego Pacyfiku, gdzie nie została pokojowo przyjęta. Załogę opanowywał coraz większy strach. Kiedy więc dopłynęli na Tahiti, wydało im się, że dotarli do ziemi obiecanej. Marynarze nie tylko znaleźli wodę i mnóstwo owoców, ale również uznali, że odkryli ziemię „szczęśliwych dzikusów”, którzy wiodą pozbawione trosk życie nieskażone cywilizacją. Entuzjazm podróżników wzbudziła zwłaszcza gościnność, której przejawem miało być chętne dzielenie się kobietami z nowo przybyłymi. Zapewne wszystko wzięło się stąd, że francuscy odkrywcy, nadzwyczajnie stęsknieni za damskim towarzystwem, oszaleli na widok półnagich kobiet, które nie odmawiały seksu. Kiedy zatem pośród tłumu mężczyzn schodzących ze statków miejscowi dostrzegli kobietę, natychmiast dali wyraz swojemu odkryciu, wykrzykując Vahiné!, czyli kobieta. Jeszcze i tym razem udało się zapewnić wszystkich, że to eunuch. Nawet Aoutourou – opisywany przez Diderota Tahitańczyk, który wsiadł na fregatę „La Bou­deuse” i trafił do Paryża, gdzie stał się na jakiś czas ulubieńcem wielkiego świata – choć początkowo pewien, że lokaj Commersona jest kobietą, dał się przekonać, że to hermafrodyta, i odnosił się do Jeanne z szacunkiem, bo osoby o niejednoznacznych cechach płciowych były uważane na Tahiti za istoty obdarzone szczególną mocą.

Zdemaskowana

Jednak podejrzenia towarzyszy podróży wciąż narastały. W końcu postanowili rzecz sprawdzić. Dokładnie nie wiadomo, czy doszło do zbiorowego gwałtu, czy tylko – jak to nazwano w późniejszych zeznaniach – „badania”; dość powiedzieć, że wątp­liwości już więcej nie było. Hrabia de Bougain­ville, prowadząc dochodzenie w sprawie przestępstwa, jakim była obecność kobiety na królewskim statku – bo gwałt na służącej nim nie był – usłyszał już od Jeanne, nie od Jea­na, lekko zafałszowaną historię jej życia, całkowicie wybielającą Commersona, którego miała poznać dopiero na statku i z którym, naturalnie, nic jej nie łączyło. Podczas pokonywania Oceanu Indyjskiego już nie podawała się za mężczyznę.

Tymczasem badacz, wiedząc, że zbliżają się do ówczesnej Isle de France – francuskiej kolonii, czyli dzisiejszego Mauritiusa – przypomniał sobie, że przedstawicielem króla jest na wyspie jego znajomy, również botanik, Pierre Poivre. Chętnie przyjął on do swojej siedziby kolegę razem z nietypowym służącym, co szczęśliwie rozwiązało problem hrabiego Bougainville’a, bo gdyby nadal pozostali na pokładzie, we Francji musiano by przeprowadzić proces sądowy i skandal towarzyski mógłby zagłuszyć fanfary na cześć wracającego odkrywcy oraz jego osiągnięć. Większość zebranych wcześniej roślin i okazów popłynęła wraz z ekspedycją do Paryża i tam trafiła do królewskiego ogrodu botanicznego, Jardin des Plantes.

Baretia bonafidia

Commerson i Jeanne Barret przez jakiś czas jeszcze wspólnie zajmowali się   zbieraniem okazów flory na Mauritiusie, potem przyrodnik już sam odwiedził­ ­­w celach naukowych sąsiednie wyspy: Reunion i Madagaskar. Na Reunion zdecydował się nazwać na cześć swojej towarzyszki przygody jedną z tamtejszych roślin (należącą do rzędu mydleńcowców) Baretia bona­fidia, choć z biegiem czasu nazwa ta uleg­nie zmianie i dziś to Turraea heterophyl­la. Najpopularniejszą rośliną opisaną przez francuskiego naukowca zostanie zaś hortensja – wywodząca się pierwotnie z Chin, ale popularna na Mauritiusie – nazwana przez niego Peautia coelestina na cześć Nicole-Reine Lepaute, przyjaciółki z Paryża, wybitnej matematyczki i astronomki oraz pięknej kobiety, przez bliskich nazywanej Hortensją. Jednak i tę łacińską nazwę zatrze czas – dziś znamy hortensję jako Hydrangea macrophylla, chociaż jej popularne określenie przetrwało w wielu językach.

Botanik – zawsze słabego zdrowia – zmarł na wyspie w marcu 1773 r. w wieku 45 lat, a 34 skrzynie z egzemplarzami roślin oraz ich opisami trafiły do zbiorów królewskich, jednak nigdy nie zostały opracowane ani opublikowane. Jak na ironię to, o czym zawsze marzył, nadeszło tydzień po jego śmierci: paryska Akademia Nauk, nie wiedząc o jego przedwczesnym zgonie, wybrała go na swojego członka korespondenta…

Statek o imieniu „Jeanne”

Nie znamy dokładnych losów Jeanne Barret w tym czasie – nie pisała popularnych wówczas wspomnień ani dzienników, nikt też nie pisał o niej; wiemy tylko, że uzyskała licencję na prowadzenie lokalu z wyszynkiem w stolicy wyspy Port Louis, zapewne jeszcze z pomocą Pierre’a Poivre’a, który wcześ­niej wrócił do Paryża. U siebie w barze poznała Jeana Dubernata, ­oficera francuskiej marynarki, z którym wzięła ślub w katedrze w Port ­Louis w maju 1774 r. W następnym roku wrócili do Francji, a Jeanne w ten sposób zamknęła swoją wyprawę wokół globu. Udało się jej zgromadzić nieco oszczędności i otrzymała spadek, który zapisał jej Commerson jeszcze przed wyruszeniem w podróż dookoła świata. Małżonkowie Dubernat zamieszkali w Saint­-Aulaye-de-Breuilh, rodzinnej miejscowości Jeana, na południu Francji w regionie Dordogne, gdzie dołączyły do nich dzieci siostry Jeanne. Kolejny król Francji, Ludwik XVI, w uznaniu jej zasług jako botanika i asystenta przyrodnika Commersona przyznał Jeanne Barret rentę, która pozwoliła jej na dostatnie życie. Pomimo burzliwych zawirowań politycznych w swoim kraju pozostała szanowaną obywatelką – pierwszą kobietą, która opłynęła kulę ziemską.

Do dziś jest upamiętniana na różne sposoby – choć pierwsza zadedykowana jej roślina szybko zmieniła swoją nazwę, to ponad 300 lat po śmierci Jeanne Barret, w 2012 r. jedną z roślin psiankowatych odkrytych w Ameryce Południowej nazwano Solanum baretiae. W wielu miastach Francji podróżniczka ma swoje ulice. W 2018 r. na jej cześć jeden z łańcuchów górskich na Plutonie został oficjalnie nazwany Górami Baret, a ostatnio – w marcu 2022 r. – jej imieniem ochrzczono statek patrolowy straży morskiej w Hawrze.

Czytaj również:

Dzicy pływacy
i
Niedźwiedź polarny, Svalbard, zdjęcie: Rob Oo/Flickr (CC BY 2.0)
Doznania

Dzicy pływacy

Leszek Naziemiec

Planując zanurzenie w otwartych wodach, warto przygotować się na wszystko, nawet na spotkanie z niedźwiedziem. Nie zawsze jest łatwo, ale za każdym razem odczuwa się ten sam zachwyt nad przyrodą i radość z obcowania z nią. Przedstawiamy fragment książki Dzikie pływanie Leszka Naziemca.

Jak dobierać wyzwania w dzikiej wodzie? Obowiązuje tutaj całkowita wolność. Każdy może robić, co chce. Być może wstępem do dzikiego pływania mogą być imprezy typu slow swimming. Pomagają one ludziom przełamać się do pływania w ogóle, a niektórzy z nich mogą też przy tej lżejszej formule po prostu pozostać. Tę bardzo prostą ideę podejrzałem na stronie internetowej angielskich pływaków z Colchester. Zachęcają oni do spokojnego pływania, niespiesznego pokonywania pięknej trasy, by na koniec przygotować piknik i częstować się nawzajem ciastem.

Czytaj dalej