U źródeł wojen, czyli przemoc a ewolucja
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Przemyślenia

U źródeł wojen, czyli przemoc a ewolucja

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Wśród niektórych historyków panuje przekonanie, iż wojna mogła narodzić się dopiero po rewolucji neolitycznej, wraz z przejściem na rolnictwo i osiadły tryb życia, co miało związek z zaostrzeniem się konfliktów terytorialnych. Temu założeniu przeczą jednak odkrycia archeologiczne.

Nomadyczne plemiona myśliwych walczyły ze sobą równie zaciekle, jak w czasach późniejszych. Poszukując początków wojen, amerykańska eseistka Barbara Ehrenreich wskazała już na okres mezolitu.

Mylny jest pogląd, że wojny wynikały jedynie z potrzeb materialnych, z chęci grabieży surowców czy konieczności zdobycia pożywienia. To kolejny stereotyp, niebiorący pod uwagę danych etnologicznych, które ukazują wiele innych możliwości – przykładowo, dla licznych plemion wojna czy udział w bitwie był skomplikowanym rytuałem inicjacyjnym bądź religijnym. Tego rodzaju wojenny rytualizm był też jedną z przyczyn spektakularnej klęski armii imperiów Ameryki Łacińskiej w walce z konkwistadorami, mimo że imperia te miały miażdżącą przewagę liczebną. Aztekowie i Inkowie, przystrojeni w pióra kwezala, tańczyli i śpiewali, gdy Hiszpanie po prostu strzelali.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jeszcze innym przykładem na to, że wojna nie musi wynikać z prymitywnego materializmu, są odkrywane przez archeologów kolekcje czaszek. Przywołują one skojarzenie z praktykami znanymi z późniejszych, lepiej opisanych czasów (praktykami występującymi zresztą na wielu kontynentach): łowcy głów z Borneo czy starożytni Celtowie ucinali i zbierali głowy swoich przeciwników, aby zwiększać swój wojowniczy prestiż, a także by absorbować magiczną moc wroga. Zabijano nie w samoobronie czy w celu rabunkowym, lecz po prostu dla kolejnych czaszek.

Powszechność wojny i przemocy nasunęła niektórym teoretykom myśl o znaczeniu, jakie odgrywały one w procesie ewolucji. Plemiona, które wygrywały bitwę, zyskiwały dostęp do większej liczby kobiet, a tym samym skutecznie przekazywały swoje geny. Ta reguła miała zastosowanie również w przypadku agresywnej jednostki funkcjonującej w obrębie danej grupy. Łowca głów dzięki przemocy uzyskiwał wyższy status społeczny, który zaś ułatwiał mu dostęp do partnerek seksualnych, a w rezultacie umożliwiał posiadanie większej liczby potomstwa. Czyż rycerz z europejskich baśni, który zabijał wrogów, nie zasługiwał na rękę księżniczki? 

W książce Niedostosowani. Dlaczego ewolucja nie nadąża brytyjski badacz i popularyzator nauki Adam Hart zauważył jednak, że przemoc, choć w przeszłości miała ewolucyjne znaczenie, do dzisiejszego świata już nie pasuje. Jest ona kolejnym przykładem „niedopasowania” narzędzi, w które wyposażyła nas ewolucja. Talent w zabijaniu innych nie umożliwia już przekazania genów: jednostka, która zabija, ma mniejsze szanse na prokreację. Współczesne społeczeństwo zasadniczo potępia wszelką zbrodnię; agresywna jednostka jest izolowana, raczej traci niż zwiększa szanse na potomstwo. W świetle optymistycznej teorii Harta przemoc jawi się jako jeszcze jeden przykład rozmijania się kultury i ludzkiej natury, uformowanej w czasach i światach, które już przeminęły.

ilustracja: Joanna Grochocka
ilustracja: Joanna Grochocka

Czytaj również:

Nieludzkie zabijanie
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Wiedza i niewiedza

Nieludzkie zabijanie

Tomasz Wiśniewski

Popularną strategią psychologiczną spotykaną podczas wojny czy podboju jest dehumanizacja przeciwnika: odebranie mu statusu istoty godnej szacunku, zrównanie ze zwierzęciem bądź demonem, co ułatwia jego zabicie. Rzadziej podkreśla się jednak, że aby wojownik czy żołnierz mógł mordować, musi również „zdehumanizować” samego siebie. Nie może być słaby, bać się, wątpić, mieć skrupułów czy poczucia winy, a przede wszystkim nie może współczuć.

Historia i antropologia dostarczają bogatego materiału ilustrującego mechanizm porzucania swojej normalnej tożsamości podczas walki. Rozpowszechniony jest zwłaszcza wątek rytualnej przemiany w drapieżne zwierzę. Jak wiemy, słynni berserkowie zmieniali się najczęściej w wilka lub niedźwiedzia. Obrzęd metamorfozy prowadził do ekstazy, dającej ponoć nadnaturalne moce. Według treści Vatnsdæla saga szczekali oni niczym psy. W innym wariancie dawni wikingowie tworzyli „drużynę Odyna”, która na czas bitwy przemieniała się w zaświatowe istoty mieszkające w Walhalli. Jak podkreśla Leszek Paweł Słupecki, badacz kultury skandynawskiej, ta identyfikacja nie była teatralnie odgrywana, lecz odczuwano ją jako coś oczywistego.

Czytaj dalej