U źródeł nieśmiertelności
i
"Alegoria nieśmiertelności", Giulio Romano, ok.1540 r./Detroit Institute of Arts (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

U źródeł nieśmiertelności

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 13 minut

Wiele wskazuje, że wiara w życie pozagrobowe sięga początków duchowości. Zaświaty nie od razu były obietnicą raju – ludzie postrzegali je najpierw jako mroczną krainę, dom ciemności. Aby odkryć narodziny rytuałów religijnych, potrzeba archeo­logicznego śledztwa w sprawie prehistorycznych pochówków. Oto ustalenia.

Najstarsze zabytki piśmiennictwa mówią o pewnej formie życia pozagrobowego. Zgodnie z popularnym poglądem ateistycznym wiara w nieśmiertelność – czy też w ogóle religia – powstała jako przejaw myślenia życzeniowego, rodzaj kompensacyjnego samooszukiwania się w obliczu grozy i nieuchronności śmierci. Podobny argument można jednak bardzo łatwo zbić – wystarczy zagłębić się w historię religii.

Pierwsze zapisane przez Sumerów i Akadów wyobrażenia zaświatów wcale nie traktują o krainie wiecznej szczęśliwości. „Tamten świat” starożytnej Mezopotamii to znajdująca się pod ziemią mroczna kraina, z której nie ma powrotu i w której zmarli przebywają w przygnębiającej ciemności, nie do końca świadomi włas­nego położenia. Pokryci pyłem, żywią się glinianymi kluskami i gaszą pragnienie mętną wodą. To miejsce nie jest nazywane „rajem” ani „niebem”, lecz „domem prochu i ciemności”. Z wyjątkiem bogów i herosów trafiają do niego wszyscy, nawet królowie. Los zmarłych polepsza się nieznacznie o tyle, o ile pamiętają o nich żywi i np. przynoszą im do grobu lepsze pożywienie; najgorzej zaś mają ci, o których nikt nie pamięta (i stąd miałaby wynikać istotność pochówku).

Jak jednak wiadomo, zarówno starożytne cywilizacje Bliskiego Wschodu, jak i wszelkie inne cywilizacje stanowią nowość w dziejach człowieka. Istnieją powody, by przypuszczać, że myślenie o zaświatach jest znacznie starsze.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Na ogół uznaje się, że ogromny obszar prehistorii oddziela od historii wynalazek pisma. To kryterium nie wydaje się szczególnie fortunne, bo najczęściej towarzyszy mu mniej lub bardziej ukryty sąd wartościujący, jakoby lepsi byli ci, którzy posługują się pismem. Problem polega też na tym, że w niektórych rejonach nie używano pisma aż do naszych czasów. Dlatego w tym podziale dziejów przyjmuje się perspektywę zachodniocentryczną czy – ściślej rzecz ujmując – bliskowschodnią.

Z drugiej strony pojawienie się pisma wyznacza granicę, za którą wszystko zaczyna być bardzo niejasne. Dobrze pokazują to próby zrekonstruowania wierzeń religijnych człowieka prehistorycznego. Badaczki i badacze mogą bowiem na ten temat jedynie spekulować, opierając się na pomysłowych wnioskowaniach. Być może prehistoria religii jest raczej dziedziną stawiania fascynujących pytań niż udzielania na nie odpowiedzi.

Co pomyślą o nas kosmici?

Aby zilustrować to, jakich trudności nastręcza odtworzenie prehistorycznych idei religijnych, posłużę się dwoma dającymi do myślenia przykładami.

Pierwszy z nich to obserwacja Gerarda Reichela-Dolmatoffa, amerykańskiego badacza szamanizmu, dotycząca pogrzebu Indianki z plemienia Kogi, który odbył się na terenie Kolumbii w latach 60. XX w. Na początku trwającej 2 godziny ceremonii szaman wybierał miejsce przeznaczone na grób. Gdy wreszcie to zrobił, określał go symbolicznymi nazwami „wioski śmierci”, „domu śmierci” i „łona”. Rytualnie starał się „otworzyć dom”. Następnie polecił członkom plemienia wykopanie dołu. Zwłoki owinięto białym płótnem, które następnie zaszył ojciec zmarłej. Kobiety śpiewały w tym czasie monotonną pieśń. W dole ułożono muszle i zielone kamyki. Szaman upozorował osiem nieudanych prób podniesienia ciała. Za dziewiątym razem wreszcie je udźwignął i ułożył w zgiętej pozycji, na prawym boku, z głową zwróconą na wschód; następnie grób zasypano.

"Martwa natura. Vanitas", Pieter Symonsz. Potter, 1646 r./Rijksmuseum (domena publiczna)
„Martwa natura. Vanitas”, Pieter Symonsz. Potter, 1646 r./Rijksmuseum (domena publiczna)

Reichel-Dolmatoff zwrócił wtedy uwagę­,­ że przyszli archeolodzy znajdą w miejscu pochówku jedynie szkielet skierowany na wschód, kilka kamyków i muszli. Cała ideo­logiczna otoczka pogrzebu będzie nie do odtworzenia na podstawie samego znaleziska. Mistyczne utożsamienie grobu z łonem, dziewięciokrotne podnoszenie zwłok, które ma „odwrócić” dziewięć miesięcy ciąży, celowe ułożenie ciała w pozycji płodu, potraktowanie zmarłej jako „pokarmu” śmierci – bogactwo tej symboliki po prostu przepadnie.

Drugi przykład to eksperyment myślowy, którym posłużył się archeolog André Leroi-Gourhan, gdy polecał wyobrazić sobie istoty przybyłe z innej galaktyki i odwiedzające świątynie chrześcijańskie na Ziemi. Zobaczą one kielich, ampułki na wino i wodę, kadzidło – ale jak na tej podstawie mają odtworzyć rytuał mszy świętej i jej znaczenie dla wiernych? Kosmici ujrzą na ścianach kościołów osły, barany, ludzkie postacie torturowane i chłostane. Czy na tej podstawie uda się im zrekonstruować teologię chrześcijańską? Albo chociaż treść Nowego Testamentu czy samo istnienie tej księgi? A co ze Starym Testamentem? Co z obrazem świata powstałego z niczego? Co z kultem świętych, aniołów, ideą miłości bliźniego, wyobrażeniem piekła, czyśćca i nieba, spowiedzią, apokalipsą?

Prehistoria religii obrosła w rozmaite teorie, nierzadko wzajemnie przy tym sprzeczne. Leroi-Gourhan błyskotliwie oczyszczał tę dziedzinę badań z rozmaitych nadinterpretacji. Francuz trafnie zauważał na przykład, że archeolodzy zbyt szybko traktowali nietypowe odkrycia jako świadectwa zjawisk o podłożu religijnym. Podkreślał, że sama psychologiczna sytuacja badaczy jest już nacechowana pewną niezwykłością – wszak odnalezienie archaicznego szkieletu sprzed dziesiątków tysięcy lat ma posmak numinotyczny. Zwłaszcza wtedy, gdy odkryty szkielet znajduje się w dziwnej pozycji lub towarzyszą mu kości zwierzęcia, badacze mają skłonność do snucia fantastycznych wizji. A przecież nauka potrzebowała dziesięcioleci, by kolejno odrzucić takie teorie, jak prehistoryczny kult czaszek niedźwiedzich czy rytualne uczty kanibalistyczne, podczas których spożywano neandertalczyków.

Mimo to niektóre odkrycia i fakty bardzo trudno wyjaśnić inaczej niż przez związek z religią. Jak już zostało wspomniane, dziś mamy pewność, że od początków pisma człowiek był religijny. Dlaczego więc nie moglibyśmy przypuszczać, że nie był taki wcześniej? Tylko jak zrekonstruować te dawne wierzenia? Czy rzeczywiście niczym kosmici obserwujemy absurdalne pozostałości po przeszłości, z których może wynikać wszystko i nic?

Istnieje spora grupa religioznawców sugerujących, że za każdym razem, gdy próbujemy zrozumieć prehistorię, wcale nie znajdujemy się w aż tak beznadziejnym położeniu, jak zdaje się wskazywać Leroi-Gourhan. Nie jesteśmy przecież kosmitami, tylko ludźmi, możemy więc domyślać się specyficznie ludzkich zachowań u innych osób, nawet jeśli żyły one w odległym czasie i miejscu. Mamy prawo przypuszczać, że w określonych sytuacjach umysł ludzki zachowuje się podobnie i wytwarza podobne symbole oraz znaczenia.

Leroi-Gourhan radykalnie odrzucał metodę interpretowania znalezisk archeo­logicznych przez analogię do wzorców znanych z praktyk współczesnych kultur, np. opisywanych przez etnografów niepiś­miennych społeczeństw łowiecko-zbierackich, których sposób funkcjonowania miałby przypominać to, jak żyli ludzie w czasach paleolitu. Tej metody faktycznie nadużywano. Dobrym przykładem może być sposób interpretacji paleolitycznych „Wenus”, czyli figurek kobiecych z wyolbrzymionymi piersiami. Posążki te chętnie odczytywano jako bóstwa płodności, macierzyństwa czy obfitości, Wielkie Matki itp. Archeolog Peter Ucko odkrył jednak, że zapisy pochodzące z predynastycznego Egiptu pozwalają zweryfikować tę interpretację. Co się okazało? Zgodnie z treścią Tekstów Piramid figurki kobiet podtrzymujących swój obfity biust symbolizowały, przynajmniej na terenie Egiptu, jedynie „smutną kobietę”!

Z drugiej strony metoda zestawiania znalezisk archeologicznych z ich odpowiednikami ze znanych kultur jest – mimo wszystkich swoich niedoskonałości – jedyną, która pozwala nam choć częściowo zrozumieć człowieka prehistorycznego. Zakładamy bowiem, że jakiekolwiek aktywności ludzie podejmują, robią to dlatego, że przypisują tym działaniom okreś­lone znaczenie. Interpretacja „Wenus” pochodzących z dawnego Egiptu okazała się błędna, ale sam fakt interpretacji był słuszny: każda taka figurka coś wyrażała. Może więc lepiej ryzykować błędną hipotezę, ze świadomością jej ograniczeń i prowizoryczności, niż rezygnować z wszelkiego myślenia na ten temat.

Garść przykładów

Zmierzając do odpowiedzi na pytanie o to, od jak dawna ludzkość wierzy w życie pośmiertne, musimy rzecz jasna przyjrzeć się prehistorycznym pochówkom. Już samo grzebanie ciała sugeruje pewną intencjonalność religijną. Nie ma bowiem żadnego oczywistego sensu „praktycznego” w grzebaniu zmarłych. Niektórzy sugerowali wprawdzie, że pierwsze prymitywne grobowce jedynie ukrywały zwłoki przed padlinożercami. Ale po co zadawano by sobie tyle trudu, gdyby nie przypisywano szczątkom jakiegoś szczególnego znaczenia? Nawiasem mówiąc, pozostawianie zmarłych bez pochówku również nie przeczy istnieniu kultury religijnej; współcześnie znamy społeczności praktykujące tzw. pogrzeb powietrzny, polegający na ofiarowaniu zmarłego ptakom drapieżnym, a mimo to życie duchowe tych wspólnot jest bardzo bogate, sam pogrzeb zaś wynika z przekonań religijnych. Ponadto chowanie zmarłych wraz z kosztownymi przedmiotami sugeruje ideę zaświatów, w które udaje się człowiek po śmierci, co przyznaje nawet tak sceptyczny badacz jak Leroi-Gourhan (zauważmy od razu, że skoro wybrane przedmioty rzeczywiście włożono do grobu razem z ciałem, musiano wierzyć nie tylko w życie pośmiertne, lecz także w to, że zmarły podejmie wtedy określoną aktywność).

"Nieśmiertelność Nelsona", Benjamin West, 1807 r./ Royal Museums Greenwich (domena publiczna)
„Nieśmiertelność Nelsona”, Benjamin West, 1807 r./ Royal Museums Greenwich (domena publiczna)

Rozważania nad prehistorycznymi formami wiary w życie pozagrobowe wydają się ponadto o tyle atrakcyjne, że prowadzą równocześnie do refleksji nad pierwszymi zachowaniami stricte religijnymi. Odnaleziona figurka może być równie dobrze magicznym talizmanem, wyobrażeniem bóstwa albo po prostu przedmiotem pozbawionym jakichkolwiek odniesień religijnych (niektórzy twierdzili, że pradawne­ „Wenus” to nic innego jak prymitywna pornografia). Resztki kości odkryte obok pozostałości po ognisku mogą stanowić świadectwo zarówno ofiary złożonej bóstwu, jak i czegoś banalnego, czyli spożytego posiłku. Odkrycie kilku czaszek renifera niekoniecznie dowodzi kultu tego zwierzęcia, gdyż może być dziełem przypadku albo konsekwencją aktywności drapieżnika. Dopiero w wypadku cmentarzysk mamy pewność, że chodzi rzeczywiście o akt religijny.

Tak zwana rewolucja górnego paleolitu, która doprowadziła do gwałtownego skoku aktywności kulturotwórczej homo sapiens, nie tylko przyniosła rozmaite pochówki, ale także – co istotne dla nas – malowidła jaskiniowe. O sensie tych dzieł dyskutuje się w kontekście transu szamańskiego co najmniej od lat 60. XX w. Przedstawienia figur łączących cechy ludzkie i zwierzęce oraz postaci ptasiogłowych czy męskich w erekcji mogą bowiem sugerować stan ekstazy. Zwolennik tej interpretacji archeolog David Lewis-Williams wskazuje, że zarówno sztuka naskalna, jak i same jaskinie – tj. miejsca ukryte oraz trudno dostępne, w których tworzono te malowidła – mogły pełnić funkcję „inicjacyjnych labiryntów” umożliwiających ówczesnym elitom religijnym pogłębienie swoich doświadczeń.

Przypomnijmy, że jedną z podstawowych cech szamanizmu jest właśnie umiejętność „podróży psychicznej” odbywanej w czasie transu do zaświatów, gdzie szaman komunikuje się z duchami. Jeśli te teorie są poprawne, słynna sztuka jaskiniowa z dzisiejszej Hiszpanii i Francji również potwierdzałaby istnienie pewnej formy wiary w rzeczywistość pozazmysłową.

Przejdźmy jednak do pochówków. Afrykański grób wczesnego homo sapiens sprzed 90 tys. lat odkryto w jaskini Border, na granicy RPA i Eswatini. Zawierał szczątki półrocznego dziecka posypane ochrą. Włożono tam też muszlę morską pochodzącą – co ciekawe – z morza odleg­łego o 80 km. W 2021 r. naukowcy odkryli szkielet trzyletniego Mtoto (w języku suahili „dziecko”), pochowanego około 78 tys. lat temu. Badania wykazały, że głowa chłopca została oparta na czymś w rodzaju poduszki z liści, a ciało ułożone było w pozycji płodu. Według słów odkrywców Mtoto mógł być także przykryty liśćmi lub skórą zwierzęcą – zupełnie tak, jakby ktoś ułożył go do snu.

Zdaniem religioznawcy i etnologa religii Andrzeja Szyjewskiego liczba odnalezionych pochówków pochodzących z młodszego paleolitu utwierdza nas właściwie w przekonaniu, że ówcześni ludzie wierzyli w życie pośmiertne. Przykłady te pozwalają również na sformułowanie kilku ważnych uogólnień.

Wiemy na tej podstawie, że z reguły kopano jamy w ziemi i wkładano tam całe ciała lub czaszki z muszlami, kośćmi czy zębami zwierząt. Co ciekawe, powszechnie spotykanym zwyczajem było pokrywanie zwłok ochrą. Zdaniem zarówno Leroi-Gourhana, jak i Mircei Eliadego ochra to rytualny zamiennik krwi, czyli „symbol życia” (do naszych czasów u rdzennych mieszkańców Australii przetrwały zwyczaje posługiwania się nią w celach magicznych). Posypywanie zwłok ochrą mogło mieć podobne znaczenie, na co wskazuje fascynujący przypadek grobu z Cavillon w Grimaldi. Odkryto tam czaszkę z 18-centymetrowym rowkiem biegnącym od nosa i ust, wypełnionym właśnie tym pigmentem. Według Leroi-Gourhana sama przez się narzuca się tu myśl o utożsamieniu ochry z „tchnieniem życia”, ewentualnie z mową. Taką hipotezę potwierdzałaby sztuka magdaleńska, w której przedstawienia zwierząt często zawierają analogiczne linie, w taki sam sposób interpretowane przez badaczy.

Wspomnijmy przy okazji o polskim znalezisku, a mianowicie o odkrytych przypadkiem w 1965 r. nad brzegiem mazurskiego jeziora Kisajno dwóch grobach. W pierwszym znajdował się szkielet młodej kobiety i trzyletniego dziecka. Obok nich odkryto 54 zęby różnych zwierząt, m.in. łosia i tura. W drugim grobowcu był szkielet półtorarocznego dziecka i 24 zęby młodego jelenia nawleczone na sznurek. Choć jest to znalezisko „raptem” sprzed kilku tysięcy lat, na tych szkieletach też widniały ślady ochry.

Neandertalczyk i religia

Przejdźmy do człowieka neandertalskiego. Wciąż w myśleniu potocznym pokutuje niesprawiedliwy obraz neandertalczyka jako charczącego prymitywa o bardzo ograniczonych możliwościach umysłowych. Prawdą jest jednak to, że posiadał on mózg na ogół większy od naszego. ­Znaleziska z okresu mustierskiego (100–30 tys. lat temu) dowodzą jednoznacznie jego kultury technologicznej i duchowej. Przypisywany mu brak większych zainteresowań artystycznych, używany jako argument za jego prymitywnością, nie dowodzi braku zainteresowań estetycznych – neandertalczyk jako doskonały łowca żył przecież blisko przyrody, która mogła zaspokajać jego głód piękna.

Czy jednak homo neanderthalensis był istotą religijną? Mamy prawo podejrzewać, że tak. Wskazują na to prawdopodobne pochówki, w których odnaleziono szkielety z głową często zwróconą na wschód, prymitywne narzędzia, a także… czerwoną ochrę i bryłki innych barwników.

Zacznijmy od często komentowanego w literaturze przypadku grobowca sprzed 65–100 tys. lat, odkrytego w Teszik Tasz w Uzbekistanie. To grób chłopca w wieku 8–9 lat, którego szkielet, ułożony na prawym boku, otaczał wieniec z rogów pięciu koziorożców syberyjskich. Rogi zdawały się osłaniać głowę dziecka. W pobliżu były też ślady po ognisku. Andrzej Szyjewski, komentując to znalezisko, zastanawiał się, czy zwierzę symbolizowało wierzchowca przenoszącego duszę zmarłego w zaświaty, czy rogi regularnie zrzucane co roku, symbolizujące odradzanie się przyrody, mogły sugerować odrodzenie się duszy chłopca.

W La Chapelle-aux-Saints znaleziono ciało z narzędziami krzemiennymi oraz czerwoną ochrą sprzed około 60 tys. lat (rzecz ciekawa, na szczątkach zębów odkryto ślady leczenia sugerujące, że neandertalczycy udzielali sobie jakiejś formy pomocy medycznej). Wspomnijmy jeszcze o fascynującym przypadku z groty Mas-d’Azil, a mianowicie o kobiecej czaszce ze „sztucznymi oczami”, tj. włożonym w oczodoły porożem rena.

W jaskini góry Karmel odnaleziono kilkanaście szkieletów sprzed 100 tys. lat. Pochowano tam m.in. 13-letniego chłopca, w którego ręce włożono czaszkę i rogi daniela. W jednym z wgłębień odkryto szkielet mężczyzny ułożonego na prawym boku ze zgiętymi nogami. Obok jego prawej ręki leżała żuchwa dzika. W kolejnym grobie znajdowały się zwłoki młodej kobiety i 6-letniego dziecka – oba ciała pochowano na prawym boku i ze zgiętymi nogami, dziecko zakopano u stóp kobiety.

Inny pochówek, odkryty na dzisiejszym terytorium Izraela (Amud) w niszy skalnej, to 9-miesięczne niemowlę, na którym położono szczękę jelenia oraz muszelki.

Tych kilka przypadków pozwoli nam na wyprowadzenie na ich podstawie pewnych cech wspólnych. Szyjewski błyskotliwie zauważył, że skoro człowiek neandertalski chował zmarłych w kierunku wschodnim, to: 1) musiał orientować się w stronach świata oraz rozróżniać ruchy Słońca i przypisywać im znaczenie symboliczne; 2) pochówki rodzinne wskazują na świadomość pokrewieństwa, która – by tak rzec – przekracza „granice śmierci”; 3) istnienie resztek po ogniskach może poza tym dowodzić składania ofiar, w których płonął pokarm konieczny zmarłym w drodze w zaświaty; 4) przewodnikami w tej wędrówce mogły być zwierzęta: koziorożec czy dzik; 5) przewaga zwłok układanych w pozycji z podkurczonymi nogami odsyła prawdopodobnie do symboliki płodu oraz ponownych narodzin. Inna, bardziej niepokojąca interpretacja sugeruje, że określona pozycja była rezultatem związywania zmarłych, które z kolei wynikało ze strachu przed wyjściem nieboszczyka z grobu…

Pięciostopniowa intencjonalność

Według antropologa i psychologa ewolucyjnego Robina Dunbara system religijny, jaki znamy, wymaga „pięciostopniowej intencjonalności”. Niewykluczone, że pojedyncze jednostki miały indywidualne doświadczenie religijne, w tym własną wizję życia pośmiertnego, ale żeby powstała tradycyjnie przekazywana wiedza o zaświatach, potrzebujemy człowieka żyjącego w grupie. Człowiek ten potrafi zaś przeprowadzić pięcioetapowe rozumowanie: 1) podejrzewam, że… 2) sądzisz, że… 3) myślę, iż istnieją bogowie… 4) …których wolą jest wpływać na naszą egzystencję, gdyż… 5) …rozumieją nasze, ludzkie, potrzeby.

Zdaniem brytyjskiego naukowca pięciostopniowa intencjonalność jest możliwa dopiero pod warunkiem wykształcenia określonego rozmiaru mózgu. Zgodnie z obserwacjami przeprowadzonymi na małpach i ludziach współczesnych dany poziom intencjonalności zależy od objętości płata czołowego. Skamieniałości człowiekowatych pozwalają nam oszacować rozmiar ich mózgów, a więc i możliwości umysłowe. Na tej podstawie zaś da się wysnuć wniosek, że religia jako zjawisko społeczne mogła się pojawić dopiero u ludzi anatomicznie współczesnych, czyli 200 tys. lat temu.

Odpowiadając zatem na wyjściowe pytanie – o ile oczywiście szacunki Dunbara są poprawne – możemy podejrzewać, że wieczność powstała 200 tys. lat temu albo, w przypadku indywidualnych wizjonerów, nawet trochę wcześniej.

rysunek: Marek Raczkowski
rysunek: Marek Raczkowski

Czytaj również:

Dziesięć nowych faktów na temat śmierci
i
ilustracja: Igor Kubik
Wiedza i niewiedza

Dziesięć nowych faktów na temat śmierci

Kevin Dickinson

Od setek lat w rozmaitych kulturach antropomorfizowano śmierć, by oswoić tę straszliwą tajemnicę. Współczesna nauka zdołała ją odczarować, przedstawiając ją jako proces biologiczny. Mimo to pozostaje wciąż wiele zagadek. Śmierć bada się po to, by ulepszyć życie – a nie dla podkreślenia, jak smutny koniec czeka nas wszystkich. 

Czarna peleryna. Kosa. Uśmiech trupiej czaszki. Ponury Żniwiarz to klasyczne sposoby na przedstawienie śmierci w zachodnich społeczeństwach, ale bynajmniej nie jedyne. Starożytne kultury antropomorfizowały śmierć na przeróżne sposoby. W greckiej mitologii przybierała ona postać uskrzydlonego młodzieńca Tanatosa. Skandynawskie mity mówią o posępnej bogini Hel, hinduizm ma natomiast boga Jamę.

Czytaj dalej