Trzymaj się!
i
rysunek: Daniel Mróz, archiwum nr 788/1960 r.
Pogoda ducha

Trzymaj się!

Czyli jak zachować radość życia
Przekrój
Czyta się 16 minut

Po pierwsze, naucz się rezygnować z tego, co lepiej odpuścić. Po drugie, miej cele i znaj sposoby. Po trzecie, nie bój się smutku ani pracy. Rady na życie z „Przekrojowego” archiwum w ogóle się nie zestarzały.

Gdy ogłosiliśmy temat naszego dyskusyjnego spotkania w Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” w Krakowie – „Jak zachować radość życia” – usłyszeliśmy głosy sceptyków: „A z czego właściwie mamy się cieszyć? Kłopotów jest chyba aż nadto we współczesnym zwariowanym świecie, więc…”.

Otóż to „więc” – pełne zastrzeżeń w ustach sceptyków – dla nas stanowiło argument za dyskusją. Nie jest bowiem problemem zachowywać radość życia w sytua­cjach niekłopotliwych, nietrudno cieszyć się, gdy życie płynie gładko. Radość życia staje się natomiast problemem godnym dyskusji właśnie w sytuacjach, w których – jak we współczesnej cywilizacji – łatwiej o stresy niż o bodźce pozytywne, więc radość i pogodę ducha trzeba umieć odnaleźć i skrzętnie zachować.

Okazało się, że – sądząc po frekwencji w Klubie Dziennikarzy – tym pozornie łatwym, pozornie beztroskim i naiwnym tematem trafiliśmy – jak to się mówi – w dziesiątkę. Ludzie pragną wiedzieć, jak pielęgnować w sobie skłonność raczej do radości niż pesymizmu i depresji. A może też monotonia codziennych utyskiwań na drobne i duże kłopoty, utrudniające nam życie, spowodowała, iż zamarzył nam się jakiś wyższy pułap rozmów? Jakiś niemal intelektualny ton wobec tonu zwykłych narzekań? Próba refleksji nad sobą samym w prozie dnia powszedniego?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Organizując spotkanie, nie powodowaliśmy się naiwną wiarą, że wyniesiemy z niego gotowe recepty. Poniższe wypowiedzi nie zawierają też tych rad i formułek, których stosowanie w życiu wystarczy do osiąg­nięcia radości. Stanowią one natomiast próbę sprecyzowania, jak powinniśmy się zachowywać w trudnych sytuacjach życiowych, co przeszkadza nam w zachowaniu radości życia, czego należy unikać, a co pielęg­nować w sobie, aby o tę radość było łatwiej i by trwała jak najdłużej.

Z wielości stanowisk zapewne będziecie mogli wybrać postawę najbliższą Wam, wyeliminować ze swego zachowania czynniki, które na pewno są przeszkodą w dobrym samopoczuciu, lub choćby utwierdzić się w tym, co już sami wiecie, bądź wreszcie – znaleźć nowe wątki do tych przemyśleń.

Do honorowych, zaproszonych przez „Przekrój” gości należeli między innymi: prof. dr Maria Gołaszewska – filozof, prof. dr Julian Aleksandrowicz – lekarz medycyny, prof. dr Karol Estreicher – historyk sztuki, prof. dr Edward Rużyłło – lekarz, prof. dr Włodzimierz Szewczuk – psycholog, prof. dr Janusz Reykowski – psycholog, i doc. dr Andrzej Szyszko-Bohusz – pedagog.

Poniżej przedstawiamy najważniejsze fragmenty ich wypowiedzi, niektóre z głosów naszych Czytelników, którzy wzięli udział w dyskusji, a także krótkie opinie redakcyjnych koleżanek i kolegów.

MIŁOŚĆ DETERMINUJE RADOŚĆ ŻYCIA – twierdzi red. Lucyna Winnicka

Radości życia trzeba szukać w sobie, w swoim wnętrzu oraz w uczuciu miłości do drugiego człowieka, do ludzi. Filozofia Wschodu pojmuje radość jako stan wewnętrznej harmonii, który jest możliwy do osiąg­nięcia nawet przy istnieniu cierpienia. Radość – mówi filozofia Wschodu – to miłość do człowieka, do idei, do świata. Zdrowie – głosi medycyna ludowa – to wiedza, wola i miłość, to harmonia między tymi trzema składnikami. Harmonia wewnętrzna nie sprzyja po prostu chorobom. Człowiek musi dążyć do osiągnięcia tej harmonii, musi stale nad tym pracować. Jesteśmy zdolni kształtować swoje wnętrze do pewnych granic i szansę tę trzeba wykorzystać.

Poznać własne możliwości – sugeruje prof. Janusz Reykowski

Radość życia może być dla części ludzi celem samym w sobie, dla innych tym celem jest osiąganie różnych wartości – i dzięki ich osiąganiu człowiek staje się szczęśliwy. Oczywiście ta druga postawa jest społecznie bardziej wartościowa.

U człowieka młodego, między 14. a 20. rokiem życia, kształtuje się sfera celów, aspiracji i ambicji. Cechą charakterystyczną tego okresu jest to, że te cele, aspiracje, ambicje są bardzo duże. Po to jednak, żeby człowiek mógł działać, muszą być zrealizowane dwa warunki: trzeba mieć nie tylko sprecyzowane cele, trzeba też znać sposoby ich realizacji i wierzyć w ich osiągalność.

W młodości ludzie mają przede wszystkim wyobrażenie o wartościach, jakie chcieliby osiągać – i bardzo kiepskie wyobrażenie, jak to robić. Im ludzie są starsi, tym więcej wiedzą właśnie o sposobach. Można powiedzieć nawet, że ludzie młodzi dostrzegają więcej celów, ale nie znają sposobów, a ludzie u schyłku wieku znają sposoby, nie widzą zaś wiele celów przed sobą. Żadna z tych dróg – ani wielość celów, ani przewaga znajomości sposobów – nie jest w stanie dać człowiekowi szczęścia.

Szczęście, zadowolenie osiąga człowiek wtedy, gdy ma cele i zna sposoby. Propozycja prof. Reykowskiego brzmi zatem: Nie rezygnować z celów, tylko szukać takich, które są osiągalne. Nie mogą one jednak być zbyt małe, bo wtedy i radość jest niewielka. Nie mogą też być zbyt wielkie, bo stają się wtedy niemożliwe i znowu nie ma miejsca na radość.

Problem sprowadza się zatem do wyboru celów współmiernych do możliwości człowieka. Oczywiście łatwo to powiedzieć, dużo trudniej zrealizować. Czy da się bowiem jednoznacznie określać granice swoich możliwości? A zatem niezbędne jest – podkreślił prof. Reykowski – poszukiwanie wiedzy o sobie samym i o swoich możliwościach.

PAMIĘTAJMY O ROLI RODZINY – przypomina red. Dorota Terakowska

Istnieje oczywisty kryzys rodziny, spowodowany przede wszystkim faktem, że oboje rodzice, czy też małżonkowie, pracują. Oboje doznają ujemnych często bodźców na zewnątrz, poza domem – i do tego domu wnoszą w efekcie głównie swoje stresy, nerwice, niepokoje. Dom stał się takim workiem, do którego – po powrocie z pracy – wrzucamy swoją złość, irytację, niezadowolenie z faktu, że w autobusie był tłok, w pracy nie dostaliśmy awansu lub szef popatrzył na nas krzywo, a w sklepie była kolejka. Rodzina przestała w niektórych przypadkach stanowić bezpieczny azyl przed ujemnymi bodźcami świata zewnętrznego. Radość dzielona wspólnie z rodziną staje się powoli luksusem. Tymczasem rodzina to czynnik inspirujący radość życia, pomagający ją zachować, dodający pogody naszej rodzinnej postawie życiowej. Jeżeli w odpowiednim czasie, póki nie jest za późno, przypomnimy sobie o takiej roli rodziny, opanujemy chęć wyładowania swych stresów właśnie tu, w domu, jeśli przywrócimy rodzinie jej rolę czynnika inspirującego radość i satysfakcję – chyba będzie nam trochę łatwiej żyć, w niełatwych zwłaszcza warunkach.

WYKSZTAŁCIĆ SAMO­KONTROLĘ NAD SWOJĄ POSTAWĄ I ZACHOWANIEM – sugeruje ­doc. ­dr Andrzej Szyszko-Bohusz

Pod kierunkiem doc. Szyszki-Bohusza prowadzone były badania nad studentami studiów zaocznych, a plon ich posłużył do napisania pracy naukowej właśnie pod tytułem „Jak zachować radość życia”. Studenci podkreślali wszystkie te same elementy i czynniki – będące wyznacznikami czy też tworzące warunki do zaistnienia radości życia – które wymieniane były w naszej dyskusji. Dodali jednak pewien nowy element: rolę samokontroli, umiejętności sterowania własnym zachowaniem. Ta umiejętność daje poczucie wolności, a wolność poczucie szczęścia. Nie możemy przyspieszyć kolejki, w której stoimy do sklepu, nie zlikwidujemy sami tłoku w autobusie, którym jedziemy do pracy – ale możemy przyjąć i w kolejce, i w autobusie taką postawę, która nie wymaga naszej ani innych irytacji. Nie uzdrowimy sami, jednym gestem, atmosfery w naszym zakładzie pracy – jeśli jest ona zła – ale możemy zachować taką postawę, która tej atmosfery dodatkowo nie zaogni, wręcz przeciwnie, złagodzi ją. Umiejętność samokontroli, sterowania sobą jest niezbędna w sytuacjach trudnych. Dzięki samokontroli stać nas będzie na większą dozę życzliwości wobec swego otoczenia.

DZIELMY SIĘ Z INNYMI TYM, CO W NAS NAJLEPSZE – podpowiada prof. Julian Aleksandrowicz

Ćwierć wieku temu grupa krakowskich intelektualistów, naukowców i lekarzy, m.in. prof. prof. Klemensiewicz, Szewczuk, Aleksandrowicz, założyła Towarzystwo Higieny Psychicznej. Już wtedy tej nowatorskiej i pilnie potrzebnej akcji pomagał „Przekrój”. Założyciele Towarzystwa zastanawiali się długo, jakie hasło wybrać dla swojej działalności. Jaką wybrać myśl z wielkiej skarbnicy myśli już wypowiedzianych na temat stanów psychicznych człowieka, a zwłaszcza jego dobrego samopoczucia? Z pomocą przyszedł nieoceniony K.I. Gałczyński:

 

Czasem o byle cień

człowiek ma żal do człowieka,

A życie jak osioł ucieka…

Prof. Tatarkiewicz wypowiedział w swoim traktacie o szczęściu myśl inną, ale jakże zbliżoną do wiersza poety: najniewątpliwszy udział w szczęściu człowieka mają inni ludzie. Rozwijając tę myśl, prof. Aleksandrowicz podpowiada nam, że: tyle jest w nas radości życia – ile jej potrafimy świadczyć innym; tyle dobra czerpiemy z innych – ile go innym dajemy; tyle spływa na nas nienawiści – ile jej od nas wylewa się na innych.

Nasza społeczność ludzka ma immanentną skłonność do tego, by przysparzać sobie radości życia i szczęścia – tylko nie wiemy, jak do tego podejść. Nie umiemy wynajdywać tych spraw, które ludzi wiążą ze sobą, bo łatwiej nam znaleźć te, które dzielą. Gdyby Chrystus 2000 lat temu miał elektrokardiogram, przekonałby łatwo ludzi, że nienawiść zabija zawałem. Gdyby ludzie w zakładach pracy zawsze dobrze współżyli ze sobą, nie utrudniali sobie życia, to produkcja byłaby lepsza, gospodarka efektywniejsza, być może brakoróbstwo znikome.

W ludzkich możliwościach leży takie zachowanie, aby czuć radość życia wśród ludzi, dla ludzi, dzięki ludziom.

NIE BÓJMY SIĘ CIERPIENIA – mówi prof. Maria Gołaszewska

Najbardziej radośni byliśmy jako dzieci. Jaką radość życia mamy zachować? Tę dziecięcą? Infantylną? Nie idzie o to, jak zachować radość, jak zatrzymać w nas, dorosłych, ten spontaniczny świat radości dziecka – ale o to, jak budować radość w życiu już dorosłym.

Oczywiście, że życie to w jakiś sposób sztuka rezygnacji, ale równocześ­nie – rezygnując z pewnych celów – życie otwiera przed nami możliwość postawienia sobie nowych. Człowiek musi stawiać sobie coraz to nowe cele, musi też podejmować ryzyko ich osiągnięcia – a gdy podejmuje się ryzyko, trzeba się liczyć też z możliwością klęski. Stąd walka człowieka o cele i stąd napięcie, które w nim tkwi przez całe życie i związane jest ze świadomością ryzyka.

Radości, szczęścia nie można się nauczyć, ale można nauczyć się określać warunki, które sprzyjają powstawaniu tych stanów. Musimy sobie też uświadomić, że nie tylko radość życia jest wartością cenną dla człowieka. Jest nią także jej odwrotność – cierpienie. Jeśli człowiek sobie to uświadomi, łatwiej mu przyjdzie znosić cierpienie, a tym samym – choć brzmi to paradoksalnie – łatwiej doń przyjdzie radość. Gdy zastanowimy się, z czego powstała sztuka, jaki rodowód mają wybitne dzieła artystyczne, dostrzeżemy, że bardzo często u ich źródła leży cierpienie, smutek.

A zatem nie bójmy się cierpienia i smutku, nie dążmy ślepo, za wszelką cenę do radości. To też jest, o dziwo, metoda na osiągnięcie i zachowanie tej radości, lub choćby pogody ducha. Ale będzie to wtedy głębsza radość, pełniejsza pogoda, uwzględniająca czynnik cierpienia, smutku, przeciwieństw życiowych. Nie będzie to radość przelotna, płytka, polegająca nieraz na ukrywaniu przed samym sobą rzeczywistych kłopotów.

Opanować sztukę rezygnacji – mówi prof. Karol Estreicher

Nasze życie składa się z kolejnych, koniecznych rezygnacji. Który chłopiec nie wierzy – mając 15 lat – że będzie Napoleonem? Która dziewczyna w tym wieku nie wyobraża sobie swojej przyszłej wielkiej kariery? Z upływem czasu rezyg­nujemy jednak z wielkich celów, z przeros­tów ambicji, częściowo je korygujemy – lub przynajmniej powinniśmy to zrobić.

Całe nasze życie jest taką powolną rezygnacją z coraz to innych ambicji, nadziei, celów, które stają się niedostępne, o których już wiemy, że są niemożliwe do realizacji. Rzecz w tym, że tej rezygnacji trzeba się uczyć, jest ona prawdziwą sztuką, to ona prowadzi do faktycznej niezależności człowieka.

Najgorzej na życiu wychodzi ten człowiek, który nie zrezygnuje w porę z tego, z czego już powinien zrezygnować. Wtedy nie ma w nim miejsca na radość, jest natomiast narastające poczucie klęski i zagrożenia.

Ktoś, kto w odpowiednim czasie nie zrezygnuje z nierealnych ambicji i celów, jest nie tylko nieszczęśliwy, ale staje się też człowiekiem uciążliwym dla innych. Kobiety – zdaniem prof. Estreichera – są tu w lepszej sytuacji niż mężczyźni; łatwiej i bardziej w porę potrafią rezygnować. Ludzie, którzy znają właściwy czas i właściwą hierarchię tych rezygnacji, są pogodni mimo wszystkich przeciwności, na jakie natrafiają w życiu.

Nie można jednak rezygnować z rzeczy, celów i nadziei najważniejszych dla danego człowieka. Wybór tego, z czego rezygnujemy – to też sztuka. Ten wybór to już jednak sprawa indywidualna, to indywidualna hierarchizacja wartości.

Niech zatem jak liście z drzew, wraz z upływem czasu, opadają z nas bezboleśnie te ambicje, cele i nadzieje, których już nie spełnimy, nie mamy na to szans.

DUŻO ZALEŻY OD ZDROWIA FIZYCZNEGO – twierdzi prof. Edward Rużyłło

Stan zadowolenia z życia uzależniony jest zarówno od czynników somatycznych, jak i psychicznych. Nie jest to pojęcie abstrakcyjne i każdy z nas inaczej odczuwa radość życia. Natomiast ta radość, stan zadowolenia z życia są zjawiskami udzielającymi się i dlatego człowiek szczęśliwy udziela szczęścia innym, zaś człowiek niezadowolony źle wpływa na otoczenie. Stąd chyba waga tego tematu, radość życia w tym aspekcie staje się bowiem wartością społeczną.

Nie możemy szukać abstrakcyjnych i absolutnych wzorców tej radości; każdy musi szukać wzorca własnego. Ale warunkiem znalezienia tego wzorca jest poczucie sprawności fizycznej, zdrowia fizycznego i psychicznego. Sprawa zdrowia nie jest błaha. Bardzo wiele niezadowolenia z życia, poczucia krzywdy wynika z gorszej sprawności fizycznej. I na odwrót: doznania negatywnych bodźców psychicznych bardzo łatwo wyrażają się doznaniami fizycznymi, np. stresy ułatwiają rozwój choroby wrzodowej. Znamy sporo chorób, które nazywamy stresowymi, psychogennymi; rzutują one na nasze codzienne samopoczucie. Mózg odgrywa wielką rolę w naszym samopoczuciu. A skoro poczucie szczęścia zależy od doznań, które odbieramy, jeżeli jesteśmy aktywnym składnikiem tych doznań – nie jest obojętne, w jakiej jesteśmy kondycji fizycznej i psychicznej. Jacy jesteśmy, taki w efekcie wywieramy wpływ na ludzi, którzy nas otaczają.

Mamy szanse formować naszą kondycję. Znamy ogólne zasady, ale ich nie realizujemy na co dzień, często po prostu z lenistwa. A zdrowie to nie jest jakaś abstrakcyjna i niezależna od nas sprawa – wynika po części z zasad higieny, które trzeba znać i kultywować. Nie doceniamy też sprawności fizycznej, przesłania ją nam karykaturalny obraz sportu jako wyczynu. Sprawność fizyczna warunkuje sprawność ogólną i jest też warunkiem zadowolenia z życia.

TREŚCIĄ ŻYCIA I JEGO RADOŚCIĄ JEST PRACA – twierdzi prof. Włodzimierz Szewczuk

Jest względność radości życia. Bywa radość szybka i ulotna – i radość związana z całością życia ludzkiego. Ta druga jest w ogromnym stopniu zależna od tego, jaki nadaje się sens swemu życiu. Warunkiem tej rzeczywistej, głębokiej radości jest to, aby praca człowieka, obojętnie jakiego rodzaju, była rzeczywiście treścią życia. Bez spełnienia tego warunku można co jakiś czas cieszyć się z tego czy owego, ale nie można osiągnąć pełni radości. Rzeczywista radość występuje u tych ludzi, dla których życie jest procesem spełniania czegoś: idei, celu. Elementem tego jest też praca. Rzecz ciekawa, ale na przykład u starych rzemieślników, ludzi z reguły kochających swoją pracę, uderza ogromna pogoda ducha. Oczywiście, bolączki i trudności nie omijają ich, tak jak wszystkich ludzi, ale ponieważ tkwią oni w sposób aktywny w tym, co wypełnia ich życie – w pracy – ona to daje im tę spokojną, nie „wybuchową”, ale stałą, głęboką radość życia. Ważne jest też, aby nauczyć się przymierzać te tzw. drobne radości do tej wielkowymiarowej, tej, która wynika z sensu życia. Obojętne, czy jest się rolnikiem, robotnikiem, naukowcem czy artystą – w tym aspekcie wymiary tej zasadniczej radości życia są jednakowe.

WYBRAĆ ŚWIADOMIE MODEL ŻYCIA – doradza red. Wiesław Górnicki

Na całym świecie nie uda się znaleźć społeczeństwa, które jest w całości i w pełni szczęśliwe. Wszędzie spotka się ludzi niezadowolonych, nieszczęśliwych. Ludzi na ogół można podzielić na dwie grupy, zależnie od wyboru modelu życia, bez względu na to, czy jest to wybór świadomy, czy też nieświadomy. Jeden model to postawa Colasa Breugnona z powieści Romain Rollanda, a drugi to postawa bohaterów sztuki Becketta Czekając na Godota. Tych, którzy czekają na Godota, żadna recepta na szczęście nie przekona, a z kolei ci, którzy mają usposobienie Colasa Breugnona, żadnych recept nie potrzebują. Owszem, istnieją czynniki obiektywne, które burzą nam co jakiś czas postawę Breugnona, wzmagają naszą irytację, złość, niepokoje. Są to czynniki związane z życiem we współczesnej cywilizacji, jest to wręcz cena tej cywilizacji. Mimo to świadomy wybór postawy Colasa Breugnona jest możliwy w praktyce i przynosi efekty w życiu codziennym, jeśli staramy się zbliżyć do tego modelu.

PORADY DROBNE

Red. Krystyna Kurczab: Do osiąg­nięcia jakiegokolwiek sukcesu, mniejszego czy większego, niezbędna jest atmosfera życzliwości wokół. Nie zapomnijmy o tej życzliwości. „Przekrój” nie bez kozery prowadzi „Kronikę życzliwych”…

Krystyna Maleska: Trzeba umieć cieszyć się każdą chwilą życia, pomyśleć zawsze, że mogło być lepiej, niż jest, to prawda, ale też, że mogło być znacznie gorzej.

Lidia Żukowska: Śpiew chóralny rozładowuje stresy. Proszę mi powiedzieć, dlaczego w Polsce śpiewamy chórem tylko wtedy, gdy np. na imieninach wypijemy ponad pewną miarę…?

Pan Włoch (imienia nie podał): Moja recepta to czterowiersz:

Najważniejsza rzecz humorek!

Trza z uśmiechem wszystko brać,

Trzeba budzić się ze śmiechem

I z uśmiechem chodzić spać.

Pan z sali (nazwiska nie znamy): Za dużo w nas egoizmu – to raz. A dwa – lubimy komplikować sprawy proste, zaś nieskomplikowane upraszczamy. To nie sprzyja szczęściu.

Pani z sali (nazwisko podała niewyraźnie, nie chcemy przekręcić): Nie należy czekać, aż szczęście przyjdzie samo. Trzeba je samemu wypracować. Czuję się szczęśliwa, ale też nikt nie jest w stanie niczego mi narzucić – poglądów, opinii, sugestii, co mam robić. Decyduję sama o sobie i to daje mi poczucie szczęścia. Szczęście można znaleźć wszędzie: w ciekawej rozmowie, w dobrej książce, w obcowaniu z przyrodą. Jestem tylko księgową i słucham tu wypowiedzi wybitnych naukowców, autorytetów. Stwierdzam – i to też daje mi poczucie radości – że nie mając tego wykształcenia i tej wiedzy, co panowie naukowcy, doszłam do podobnych konkluzji co oni. Trzeba tylko chcieć pomyśleć: o sobie, o innych, o świecie.

Pan z sali (nazwiska nie znamy): Czemu niektórzy myślą, że radość życia jest immanentnie związana z młodym wiekiem? To nieprawda! Nie jestem młody, a czuję się szczęśliwy!

Pan z sali (nazwiska nie znamy): Kto mi odpowie, czy istnieje związek między światopoglądem a radością życia?

Prof. Reykowski odpowiada: Istnieje. Gdy człowiek posiada zdecydowany światopogląd, idealistyczny czy też materialistyczny, obdarzony jest niższym poziomem lęku przed światem, przed życiem, przed końcem życia.

Jerzy Pikulski: Radość życia to kontakt z przyrodą. Szukajmy na to czasu, nie traćmy go na byle co.

Teresa Lisicka: Dla kogo praca przestała być radością i sensem życia, a stała się męczącym obowiązkiem, i komu czas wolny upływa na jego „zabijaniu”, ten nie ma w sobie miejsca na radość. Poza tym zróbmy coś z tzw. międzyczasem, np. tym pomiędzy wyjściem z pracy a – długim nieraz, mocno opóźnionym przez komunikację – powrotem do domu; zagospodarujmy mądrze tę jakąś wolną godzinkę, która nam zbywa między jedną a drugą czynnością – zwiększymy wtedy nasze szanse na radość.

STOSUNEK DO RZECZYWISTOŚCI: ONA NAS CZY MY JĄ…?

Młody chłopak z sali: Rzeczywistość narzuciła nam konsumpcyjny styl życia. Daliśmy sobie też narzucić konsumpcję wiedzy, zamiast jej tworzenia, daliśmy sobie narzucić obłęd posiadania – poglądów, racji, przedmiotów, a nawet ludzi! C o  r z e c z y w i s t o ś ć  z  n a m i  r o b i?!

Prof. Janusz Reykowski odpowiada: U nas w kraju lubimy pytać „co ta rzeczywistość z nami robi”, a na przykład już Amerykanie częściej pytają: „c o  m o ż n a  z r o b i ć  z tą rzeczywistością?”. Wolę to drugie pytanie. Bardzo wiele zależy od tego, jak się patrzy na rzeczywistość. Można, czemu nie, patrzeć na nią jak na coś, co jest dane i co nas ciśnie. Jesteśmy wtedy jednak tylko biernym przedmiotem działań zewnętrznego świata. Można też patrzeć na nią jak na coś, co w pewnym stopniu możemy modelować, w większym, mniejszym, ale przecież możemy nadawać jej kształt. Na pewno sposób patrzenia na rzeczywistość jako na coś, co nas „przydusza”, utrudnia pogodę i radość.

Badaliśmy kiedyś, wspólnie z lekarzami, tzw. samoistne ciśnienie tętnicze krwi. Nas, psychologów, interesowały uwarunkowania psychiczne, powodujące te chorobowe zmiany ciśnienia. Co się okazało? Grupa ludzi chorych z reguły była bardzo skoncentrowana na sobie samych, zaś zdrowi poza sobą interesowali się też pracą, innymi ludźmi, rzeczywistością. Ludzie chorzy to byli z reguły ci, którzy, owszem, posiadali różnorakie cele, ale w sytuacjach konfliktowych poddawali się, byli bezradni, na trudności życia odpowiadali ucieczką lub zamknięciem się w sobie.

Okazało się, że możemy wykazać pewną, jeszcze nieokreśloną, relację między postawą człowieka, jego stosunkiem do siebie samego i do swoich zadań a skłonnością do choroby. A zatem, myśląc o radości życia, nie możemy pominąć pytania, skierowanego do siebie samych: ile uwagi poświęcam sobie, a ile innym ludziom? Ile jej poświęcam zadaniom, które sobie stawiam? Istotne jest jeszcze przekonanie o własnej wartości – lub jego brak. Ludzie z poczuciem małej własnej wartości mogą starać się ją podnieść dwoma sposobami: przez działanie lub przez próby obniżania wartości innych. Niestety, ten drugi sposób „dowartościowania się” jest dość powszechny.

Radości człowiek nie znajdzie w sobie, pozostając tylko w relacji z samym sobą, zamiast w relacji z innymi ludźmi. Radość życia to nie jest sfera stosunków „ja – ja”, ale „ja – i społeczność, w której żyję”.

(opracowała: ter)


Tekst pochodzi z nr 1763–1764/1979 r.(pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

Czytaj również:

Radość poznawania (i grania na bębnach)
i
Richard Feynman, 1959 r.; zdjęcie: domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Radość poznawania (i grania na bębnach)

Aleksandra Kozłowska

Fizyka mnie bawiła i dlatego udało mi się opracować coś, za co później otrzymałem Nagrodę Nobla – mówił Richard Feynman, najweselszy z wielkich naukowców XX wieku.

Ulubioną anegdotą Billa Gatesa o Richardzie Feynmanie jest ta o pierwszej wizycie młodego naukowca w Oak Ridge National Laboratory w związku z projektem Manhattan. „Grupa wojskowych poprosiła go o wskazanie słabych punktów na podstawie rzutu laboratorium, ale Feynman nie umiał czytać rzutów – pisze Gates we wstępie do książki Pan raczy żartować, panie Feynman! Przypadki ciekawego człowieka. – Pokazał na kwadracik z iksem i spytał, co by się stało, gdyby zawór się zatkał, licząc na to, że ktoś go poprawi i przy okazji poinformuje, co ten symbol naprawdę znaczy. Feynman nie tylko był genialny, ale również miał fart, ponieważ nie dość, że ten symbol oznaczał zawór, to jeszcze istniał w tym obszarze problem, który wymagał naprawienia. Koledzy podziwiali go za bystrość umysłu i spytali, jak on to robi. Feynman odpowiedział: Po prostu próbujesz ustalić, czy to jest zawór, czy nie”.

Czytaj dalej