Specjaliści od ducha
i
zdjęcie: truthseeker08/Pixabay (domena publiczna)
Złap oddech

Specjaliści od ducha

Maciej Wesołowski
Czyta się 17 minut

Bez przewodników duchowych i nauczycieli trudno wyobrazić sobie religijność i – szerzej – duchowość wyznawców hin­duizmu. Mistrzowie nie tylko mówią, jak żyć. Zarządzają też wieloma aspektami codzienności.

Wsiadam do motorikszy gdzieś na prowincji w Bengalu Zachodnim. Przede mną kołysze się spory brelok z uśmiechniętą twarzą mężczyzny, okoloną burzą włosów w stylu afro.

– To śri Sai Baba. – Rikszarz o imieniu Suraj szybko wyłapuje, czemu się przyglądam. – To był święty człowiek, man, mówię ci. Najświętszy ze świętych. Mogłem go słuchać godzinami. Naprawdę dawał do myślenia. Niestety już nie żyje.

– Czemu jest dla ciebie ważny?

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Sai Baba uczył nas, że w każdej chwili musimy czynić dobro i być odpowiedzialni za swoje decyzje. Bóg Brahma już w chwili narodzin obciąża nas skutkami naszych czynów z poprzedniego życia, a mimo to nie jesteśmy straceni! Jeśli w obecnym życiu się postaramy, możemy to zmienić. To dla mnie ważna prawda.

– Czego jeszcze nauczyłeś się od niego?

– Że Bóg jest miłością, a człowiek jest stworzony na boskie podobieństwo. Więc sprawa jest jasna: trzeba kochać! Boga, ludzi, świat. To prosta droga do zbawienia. Tego się trzymam w życiu. Od lat.

Ścieżka prawości

Wizerunków Sai Baby zobaczę w Indiach jeszcze wiele – w rikszach, sklepach, szpitalach czy urzędach. Urodzony w 1926 r. i zmarły w 2011 r. Sathyanarayana Raju, znany szerzej jako Sathya Sai Baba, niemal wszędzie jest tu uważany za świętego. A także za reinkarnację ogromnie popularnego XIX-wiecznego guru Shirdi Sai Baby, który jakoby miał być awatarem, czyli inkarnacją, samego boga Sziwy.

XX-wieczny Sai Baba (ten z breloka) głosił powrót do uniwersalnych wartości i kanonów postępowania. Wspólnych dla wszystkich wielkich religii: hinduizmu, chrześcijaństwa, buddyzmu czy islamu. Takich jak miłość, wierność prawdzie, dążenie do pokoju oraz absolutne zaniechanie przemocy i krzywdzenia innych (w indyjskiej tradycji znane jako ahimsa). Ścieżka prawości (sanathana dharma), dążenie do piękna i harmonii duchowej, pogodzenie się z samym sobą, jak również pomaganie innym to według Sai Baby jedyna droga do zbawienia. Takie życie pozwala zaznać szczęścia, poczucia przynależności do wszechświata i współistnienia z innymi istotami czującymi.

Zdaniem nauczyciela największym problemem współczesnych ludzi jest to, że nie starają się już dążyć do doskonałości, przez co gubią sens życia. A to z kolei skutkuje żalem, frustracją, cierpieniem. Ludzkie pragnienia wynikają według niego z niezaspokojonej potrzeby miłości i tęsknoty za Bogiem. Tylko połączenie z nim może nam dać poczucie spełnienia. Poglądy Sai Baby mają swoje źródło w filozofii hinduizmu i zawierają liczne odniesienia do świętych pism – starożytnych Wed oraz upaniszad (tekstów indyjskich traktujących o relacjach osobowej duszy z absolutem).

Guru wywodził się ze świata hindu, przy tym jednak nie wykluczał ze wspólnoty przedstawicieli żadnej grupy religijnej, a nawet agnostyków czy niewierzących. Podkreślał wręcz równość wszystkich religii, a także potrzebę ich zjednoczenia. Sai Baba dał się poznać jako filantrop i charyzmatyczny lider. To zapewniło mu ogromne powodzenie na całym świecie. Założona przez niego organizacja Sathya Sai otworzyła ponad 1200 ośrodków edukacyjnych w 126 krajach, a najwierniejsi jego wyznawcy do dziś szczerze wierzą, że posiadał nadprzyrodzone moce. Dowodem na to miał być choćby dar materializowania świętego popiołu (wibhuti) czy niewielkich przedmiotów, np. elementów biżuterii bądź zegarków.

Nauczycieli podobnych do Sai Baby jest w Indiach wielu. Tak jak on głoszą potrzebę powrotu do tradycyjnych wartości, konieczność odnowy. Różnią ich zwykle detale i osobista charyzma.

Przekroczyć strumień

Postać mistrza duchowego – nauczyciela – to w Indiach wręcz instytucja. Panuje przekonanie, że prawdziwy rozwój duchowy bez wsparcia ze strony guru nie jest możliwy. „Jak człowiek mógłby stać się orłem, jeśli nigdy orła nie widział” – można usłyszeć na subkontynencie. Od wieków guru są tu otoczeni czcią i ogromnym szacunkiem. Guru to „ktoś, kto osiągnął wyzwolenie”, „pas transmisyjny” Boga do ludzi, osoba stojąca na granicy sacrumprofanum, a jednocześnie ten, kto tę granicę potrafi zatrzeć, by wspomóc wiernych w duchowym rozwoju. Celem życia dla hindusa jest wyzwolenie się z łańcucha sansary, a więc powtarzającego się cyklu narodzin i śmierci. Guru ma tu do odegrania bardzo ważną rolę.

W życiu wspólnoty działalność osoby tak naznaczonej jest gwarantem ciągłości odwiecznych tradycji i nośnikiem wartości – to guru podtrzymuje społeczne więzi oraz utwierdza w kulturowej tożsamości. Jest zarazem mistykiem i terapeutą. Zresztą instytucja mistrza-nauczyciela w Indiach ma wpływ na wiele dziedzin życia, a jego rola jest dużo ważniejsza niż np. w społeczeństwach Zachodu. Relacja mistrz–uczeń w tych realiach bywa zwykle dużo bardziej bezpośrednia, wręcz osobista. Nie przypadkiem wielu z nauczycieli nosi – jak wspomniany Sathya Sai – przydomek baba (ojciec).

Przewodnicy duchowi w tradycji indyjskiej są różni. Jest „uczony w piśmie” zwany panditą. Jest ryszi, będący raczej mędrcem-kapłanem. Doktryna hin­duizmu mówi, że cała wiedza pochodzi od 14 archetypicznych ryszich, którzy narodzili się w głowie boga Brahmy. To oni dostąpili zaszczytu poznania hymnów wedyjskich i mieli obowiązek przekazać je dalej. Sam termin guru (gu – ciemność, ru – rozpraszać; światło) oznacza tego, który rozjaśnia ciemności, pozwala zrozumieć świat. To, co przekazuje guru swoim uczniom, to nie tyle „wiedza”, ile „prawda”, ściśle powiązana z doświadczeniem duchowym mistrza. Dobrze obrazują to liczne metafory wyjaśniające znaczenie guru w religiach Indii. Na przykład u dźinistów jest on kimś, kto „przekracza strumień”, przeprowadzając ludzi z brzegu niewiedzy na brzeg poznania. Z kolei w buddyzmie tybetańskim przypisany jest mu przymiotnik „ciężki”, w domyśle: ciężki od wiedzy, przemądry. Szacunek wobec przewodnika duchowego zapisano jako wymóg etyczny w jednej z upaniszad, które mają formę dialogu nauczyciela i ucznia. Nawet sam termin „upaniszada” oznacza „siedzieć w dole”, u stóp mistrza – tak jak to zwykle wygląda podczas nauczania.

Współcześni indyjscy guru porywają tłumy. W XX w. wielką sławę nie tylko w Indiach zyskał Osho (właściwie: Rajneesh Chandra Mohan Jain). Urodzony w 1931 r. i zmarły w 1990 r. nauczyciel przez całe życie nawoływał do odrzucenia systemu zorganizowanej, instytucjonalnej religii i zachęcał do mocno zindywidualizowanej praktyki duchowej oraz zdobywania osobistego doświadczenia mistycznego. Swoje przesłanie Osho przekazywał w formie wykładów gawęd nasyconych anegdotami i żartami. Do dzisiaj jego wyznawców na świecie można liczyć w milionach.

Bardzo popularny jest również w Polsce. Takie jego książki (o wiele mówiących tytułach), jak Apteka dla duszy; Miłość, wolność, samotność; Życie jako podróż; Medytacja dla zabieganych; Wolność. Odwaga bycia sobą czy Odwaga. Radość z podejmowania ryzyka zyskiwały u nas status bestsellerów. Autor analizuje w nich relacje międzyludzkie, przygląda się naszym lękom i fobiom, diag­nozuje największe problemy człowieka. I stara się znaleźć antidotum na duchowe choroby współczesności. Zachęca czytelników do porzucenia schematów i podjęcia ryzyka wyjścia ze strefy komfortu.

Osho szukał inspiracji w chrześcijaństwie, buddyzmie, dźinizmie, taoizmie, tantrze czy chasydyzmie. Na jego nauki wpływ miały zarówno upaniszady, jak i zachodnia psychoanaliza. Ta ostatnia była zresztą w jego nauczaniu kluczowa: mistrz uważał, że medytacja jest nie tylko praktyką, lecz także – a może przede wszystkim – stanem świadomości. Medytacja w jego interpretacji pozwala wybudzić się z codziennych automatyzmów, a dzięki temu przeżywać życie autentycznie. Dla Osho oświecenie jest stanem naturalnym każdego człowieka, jednak zdecydowana większość ludzi nie potrafi tego dostrzec, ponieważ rozprasza ich nieprzerwana aktywność umysłowa. Tymczasem do oświecenia potrzebna jest umiejętność wyłączenia umysłu i postawienia się obok rzeczywistości. Według guru poza medytacją w życiu ważne są jeszcze: dawanie miłości, świadome działanie, twórcza kreacja, a także oczyszczający śmiech.

Trzy doby pod ziemią

Potęgi medytacji wielokrotnie mog­li doświadczyć uczestnicy Kumbh Meli (Święta Dzbana) – najważniejszego z religijnych festiwali w hinduizmie. W 2001 r. podczas obchodów w Allahabadzie (obecnie Prajagradźu) na skutek bliskiej współpracy ze swoim guru pewna japońska joginka o imieniu Keiko poddała się rytuałowi zwanemu samadhi, który jest wyjątkowym rodzajem medytacji.

Kobietę zamknięto na trzy doby w głębokiej na 3 m ziemnej jamie, na której ułożono dach z blachy falistej, a ten przykryto materiałem i jeszcze zasypano ziemią. Keiko zaczęła medytować na dnie dołu bez wody, jedzenia i z mocno ograniczonym dostępem do tlenu. Jej mistrz duchowy wyjaśniał później dziennikarzom, że jego uczennica potrafi wprowadzić się w stan, w którym jest „poza wiedzą i odczuwaniem”. Zapewniał, że przez czas próby kobieta nie robi kompletnie nic, o niczym nie myśli i niczego nie czuje. Po 72 godzinach joginka wyszła jak gdyby nic po udekorowanej nagietkami drabinie i uśmiechnęła się do publiczności.

Kumbh Mela to również wielkie święto nauczycieli – przewodników duchowych. Są oni tu czczeni na każdym kroku. „Namaste, śri guru” (witaj, szanowny mistrzu) – słyszę powtarzane po wielekroć słowa pielgrzymów w trakcie Święta Dzbana w Haridwarze. Jednym z centralnych wydarzeń Kumbh Meli jest parada przyobleczonych w szafranowe szaty guru po ulicach miasta. Oni, podobnie jak Keiko, mówią swoim wyznawcom o filozofii nieposiadania i nieprzywiązywania się.

Kontemplacja, potrzeba „wejrzenia w siebie”, cisza – indyjscy mistrzowie nauczają o tym często. Są tymi, którzy stoją na straży dobrego postępowania i dyscypliny. Nawołują do skromności, ascezy, czczenia Boga, bezinteresownej ofiary, ale też do pogody ducha i śledzenia dyskusji religijnych. Zazwyczaj potwierdzają to własnym przykładem. A czasem nawet są w tym dość radykalni.

Blisko 100 lat temu doszło do wydarzenia, które w Indiach wspomina się do dzisiaj. 10 lipca 1925 r. guru Meher Baba zdecydował, że do końca życia będzie milczał. I tak się stało – przez kolejne 44 lata, do swojej śmierci w 1969 r., Merwan Sheriar Irani (tak naprawdę się nazywał) nie odezwał się ani słowem. Ze światem porozumiewał się za pomocą tabliczek z alfabetem, a później – gestów. Sam wyjaśniał, że nie złożył ślubów milczenia, lecz jedynie pracuje nad własną duchowością. W roku 1954 Meher Babę okrzyknięto inkarnacją Boga lub wedyjskiego bóstwa. To jemu przypisywana jest dewiza, którą wiele lat później spopularyzował wokalista jaz­zowy Bobby McFerrin: „Don’t worry, be happy” (Nie martw się, bądź szczęśliwy).

Dekalog dobrego życia

Z duchowym rozwojem w realiach indyjskich często powiązana jest joga. Dzięki niej – jak twierdził wybitny rumuński historyk religii (a przy tym filozof, dyplomata i pisarz) Mircea Eliade – mieszkaniec Indii miał szansę lepiej zrozumieć otaczający go świat i w niemal magiczny sposób opanować naturę rzeczywistości. Przy czym warto podkreślić, że joga sama w sobie nie jest religią – nawet jeśli dość często odwołują się do niej zarówno hinduizm, jak i inne religie dharmiczne, tj. dźinizm czy buddyzm. To system filozoficzny zajmujący się związkami między ciałem a umysłem, dyscyplina samodoskonalenia, zbiór zasad, którymi warto kierować się w życiu. Zakłada ona jedność między ciałem a duszą, duchową harmonię, kontrolę umysłu oraz utrzymywanie ciała w zdrowiu. Temu mają służyć ćwiczenia medytacyjne, ale też fizyczne (w tym asceza) i przestrzeganie zasad etycznych – najlepiej pod okiem guru. Ostatecznym celem jest przezwyciężenie prawa karmana oraz wspomnianej wcześniej sansary.

O jodze wspominają już Wedy, starożytne księgi redagowane 1500–500 lat p.n.e. i opowiadające o czasach asymilacji Ariów na terenach najpierw obecnego Pendżabu, a następnie całych Indii. Poświęcony jest jej również pochodzący z III w. p.n.e. traktat Bhagawadgita mający formę dialogu filozoficznego pomiędzy dowódcą armii, księciem Ardźuną, a powożącym jego ryd­wanem awatarem boga Wisznu – Kryszną. W składającej się z 18 pieśni księdze Kryszna wyznacza księciu ścieżkę duchowego rozwoju. Zaleca mu wynikający z jego pozycji społecznej obowiązek przeciwstawienia się złu, podpowiada, co to znaczy żyć etycznie. Staje się jego mistrzem.

Bardzo konkretne wytyczne dotyczące etycznego życia zawiera także XV-wieczny traktat jogiczny Hathajogapradipika autorstwa Swatmaramy – dziś jedno z najważniejszych pism hatha jogi. Opublikowany tam dekalog brzmi (w pewnym skrócie): 1. Nie czyń krzywdy innym; 2. Bądź prawdomówny; 3. Wstrzymuj się od zabierania rzeczy należących do drugiego człowieka; 4. Bądź wstrzemięźliwy; 5. Naucz się cierpieć i przebaczać; 6. Wspieraj; 7. Współczuj; 8. Bądź uczciwy; 9. Bądź umiarkowany w jedzeniu i piciu; 10. Oczyszczaj się.

Jednym z pierwszych, już blisko 100 lat temu popularyzującym jogę na Zachodzie był Paramahansa Jogananda (urodzony jako Mukunda Lal Ghosh) – guru, który stworzył technikę jogiczną i medytacyjną zwaną krija joga (twierdził, że była znana już starożytnym, a potem przez wieki ukrywana przed ludźmi, on jedynie przypomniał ją światu). Polega ona na mentalnym sterowaniu oddechem, który według mistrza powinien orbitować wokół siedmiu centrów na kręgosłupie (czakr).

W książce Autobiografia jogina Jogananda opisał swoją drogę duchową, jej ważną częścią były liczne spotkania ze świętymi mężami, którzy stali się jego mistrzami duchowymi. To dzięki nim oraz technikom jogicznym był w stanie zapanować nad własnym ciałem i umysłem, co z czasem umożliwiło mu dokonywanie cudów. „Człowiek jest duszą i posiada ciało, a nie na odwrót. Kiedy we właściwy sposób umiejscawia swoje poczucie tożsamości, pozostawia za sobą swe wszystkie wzorce i skłonności. Dopóki pozostaje zagubiony w swym zwykłym stanie duchowej amnezji, dopóty spętany będzie subtelnymi kajdanami praw środowiska” – możemy przeczytać w Autobiografii.

Według Joganandy centrum naszego życia jest Bóg. Z tym że nie przynależy on do żadnej religii i nie oczekuje od nas żadnych ofiar ani rytuałów. Ludzie są równi bez względu na pochodzenie czy wyznawaną filozofię życiową.

Opublikowana w 1946 r. Autobiografia jogina miała ogromny wpływ na świadomość nie tylko Indusów, lecz także – a może przede wszystkim – myślicieli (ale też polityków, biznesmenów czy artystów) Zachodu. Dość powiedzieć, że twarz Joganandy znalazła się – pośród innych – na najsłynniejszym albumie The Beatles Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band. Jego książkę przetłumaczono na 34 języki i do dziś powszechnie uważana jest za jedną z najważniejszych pozycji o duchowości XX w. Słynny badacz amerykański Philip Goldberg napisał o niej, że „zmieniła życie milionów ludzi”.

Przytulająca święta

Jedną z nielicznych kobiet, które zyskały wielką popularność jako guru, jest Mata Amritanandamayi (Amma), znana jako „przytulająca święta”. Szczery, przyjacielski uścisk ma jej pomóc w kontakcie z uczniami, ale też sprawić, że świat stanie się choć odrobinę lepszy. Podczas jednej z takich „przytulających sesji” w Indiach Amritanandamayi uścisnęła kiedyś aż 50 tys. osób – zajęło jej to ponad 20 godzin. A szacuje się, że w czasie całego, blisko 70-letniego życia miała w ten sposób kontakt z aż 30 mln ludzi na całym świecie. O tej mistrzyni duchowej opowiadał m.in. film Jana Kounena z 2005 r. Darshan: The Embrace, pokazywany niegdyś na festiwalu w Cannes.

Amma uczy, jak żyć, w czym pomaga prowadzona na wielką skalę działalność charytatywna. Założona przez nią organizacja Mata Amritanandamayi Mission Trust (MATH) buduje domy dla najuboższych, wspomaga szpitale, hospicja, domy dziecka, schroniska dla kobiet uciekających przed przemocą domową, domy spokojnej starości, jadłodajnie… W sumie z tej pomocy skorzystało już ponad 100 tys. ośrodków. Przy czym MATH nie ogranicza swojej działalności jedynie do Indii. Również w Stanach Zjednoczonych pod jej patronatem działają szkoły, świątynie hinduskie (mandiry), a także programy pomocowe, takie jak Mother’s Kitchen (Kuchnia matki) czy Vegetarian soup-kitchens (Kuchnie z wegetariańskimi zupami), gdzie wolontariusze przygotowują i posiłki serwują potrzebującym.

Religijne korporacje

W przeszłości istniały w Indiach specjalne instrukcje, które pozwalały odróżnić prawdziwego guru od szarlatana. Według nich ten autentyczny „kieruje się w życiu najwyższymi standardami etycznymi”, jest utalentowany, a w działaniu – konsekwentny i hojny. Dobrze też, jeśli pochodzi z rodziny o nauczycielskich (mistrzowskich) tradycjach, a co najważniejsze: nie wykorzystuje symboli religijnych, własnej wiedzy i popularności do pomnażania osobistego majątku.

Właśnie to ostatnie nie zawsze idzie w parze z postawą współczesnych. Wspomniany guru Sathya Sai Baba nie dla wszystkich był świętym mężem. Jego krytycy nazywali go raczej niebezpiecznym kuglarzem i formułowali bardzo poważne zarzuty: o wykorzystywanie seksualne, pranie brudnych pieniędzy czy wreszcie niejasne, korupcjogenne powiązania z wpływowymi politykami, sędziami oraz przywódcami religijnymi. Ale nie był on ani pierwszym, ani ostatnim indyjskim guru, który prowokował takie reakcje.

Poważne oskarżenia w ostatnich latach usłyszał np. popularny Baba Ramdev – starający się o wizerunek skromnego i uduchowionego jogina. Nauczyciel, który publicznie wyrzekał się dóbr materialnych tego świata, równolegle reklamował w mediach makaron, pastę do zębów i środek do czyszczenia toalet. A założona przez niego w 2006 r. wspólnie z biznesmenem Acharyą Balkrishną firma Patanjali Ayurved Ltd., produkująca różne dobra konsumpcyjne i nimi handlująca, szybko stała się potężną korporacją. Dziś Baba Ramdev ma umowy z gigantami handlu online, takimi jak Amazon czy Big Basket, i obraca milionami.

Kilka lat temu głośno było również o guru znanym jako Swami Nithyananda, działającym w stanach Karnataka i Tamilnadu na południu Indii. Ogłosił on powstanie „istniejącego w kosmosie i pozbawionego granic państwa hinduskiego”, z włas­nym rządem, tysiącami obywateli i złotymi paszportami. Oficjalnymi językami miały tam być angielski, sanskryt i tamilski. Zanim Nithyananda zdążył zrealizować swoją wizję, jego tropem ruszyła policja – został oskarżony o napastowanie seksualne.

Czarny PR instytucji nauczyciela duchowego zrobił także parę lat temu „błyszczący guru” Gurmeet Ram Rahim Singh, przywódca sekty Dera Sacha Sauda (Obóz Prawdy). Miała ona działać jako organizacja non profit, prowadząc akcje charytatywne (w tym wielkie zbiórki krwi dla potrzebujących), wspierając szpitale i szkoły wyższe. Inicjatywą sekty były też zbiorowe kastracje mężczyzn, które miały zapewnić im oczyszczenie duchowe. Poza tym, że był przywódcą religijnym, Rahim Singh próbował swoich sił jako piosenkarz, aktor i reżyser, jak również biznesmen. Słynął z wielkiego zamiłowania do luksusu. Nie bał się kiczu. Produkował filmy z sobą w roli głównej i zbudował park rozrywki, w którym można było zobaczyć miniaturową wieżę Eiffla, a także ociekający złotem oraz drogimi ozdobami hotel, w którym zamieszkał z rodziną. Obecnie Gurmeet z luksusu korzysta nieco rzadziej – jest rezydentem zakładu karnego w stanie Hariana. Został skazany za gwałt na dwóch kobietach, niegdyś swoich uczennicach. Był nawet podejrzewany o zlecenie dwóch morderstw – w tym dziennikarza, który krytycznie pisał o jego działalności.

Nieco innego rodzaju zarzuty mógł usłyszeć już ponad pół wieku temu Maharishi Mahesh Yogi, twórca tzw. medytacji trans­cendentalnej, nawiązującej do koncepcji znanych z pism wedyjskich. Dzięki niej praktykujący mieli szansę poszerzać świadomość, osiągając tzw. pole czystej inteligencji. Propozycja Yogiego różniła się od przekazu innych guru tym, że zdecydowanie upraszczała techniki medytacyjne. Zamiast skomplikowanych układów jogi guru proponował bardzo proste ćwiczenia, dość szybko redukujące poziom stresu.

Koncepcje Mahesha Yogiego uwiodły m.in. Micka Jaggera, Clinta Eastwooda, Marianne Faithfull, Cillę Black, Donovana czy Davida Lyncha. Szczególnie głośno o Maharishim zrobiło się w roku 1968, gdy do prowadzonego przez niego aśramu w Riszikeszu na północy Indii zjechali członkowie zespołu The Beatles. Spotkaniu towarzyszyła rozczarowująca konstatacja, że dwie największe pasje guru niewiele mają wspólnego z medytacją czy spoglądaniem we własne wnętrze, a nazywają się: seks i pieniądze.

Mahesh Yogi wyszkolił ponad 40 tys. nauczycieli swojej odmiany medytacji, otworzył setki szkół i ośrodków. W holenderskim Vlodrop zbudował transcendentalne imperium, nazwane Globalnym Krajem Światowego Pokoju. Gdy umierał w tym miejscu w 2008 r., jego majątek szacowano na ponad miliard dolarów.

Zbawienna medytacja

Uczniem Mahesha Yogiego był urodzony w 1956 r. Sri Sri Ravi Shankar – fizyk, a także działacz społeczny i filantrop. W 1981 r. założył on fundację Art of Living (Sztuka życia), która jest jedną z największych organizacji non profit na świecie: ma oddziały w 152 krajach i angażuje aż 300 mln osób. Jej dziełem jest wiele programów społecznych mających pomóc m.in. dzieciom ze środowisk dysfunkcyjnych czy kobietom w trudnej sytuacji życiowej, jak również ofiarom wojen, ataków terrorystycznych i klęsk żywiołowych. Sam Ravi Shankar uczestniczył w negocjacjach pokojowych m.in. w indyjskich stanach: Kaszmirze i Biharze, ale też w Iraku, Wybrzeżu Kości Słoniowej oraz Kolumbii – gdzie mediował podczas wojny domowej pomiędzy rządem a partyzantką FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii).

Mistrz duchowy zwraca uwagę na znaczenie medytacji w naszym życiu. „Najważniejszy jest oddech – twierdzi. – Ale istotna jest również umiejętność świętowania, celebrowania radości. No i dzielenie się z innymi. A także spokojne znoszenie krytyki – bez zacięcia, z uśmiechem na ustach” – to najkrótszy z przepisów Shankara na szczęście.

W roku 1982 Sri Sri stworzył technikę oddechową Sudarshan Kriya, która stała się kluczowym elementem wszystkich jego kursów i programów rozwojowych. Dzięki niej – jak dowiadujemy się z broszur fundacji Art of Living – można „pozbyć się stresu i negatywnych emocji, dodać sobie energii, zregenerować organizm i dać impuls do stymulacji umysłu, by zoptymalizować jego działanie”. Technika ta zakłada sekwencję oddechów w określonych rytmach, a następnie relaks. Powiązana jest z elementami jogi, innych typów medytacji oraz technik oddechowych. Praktyka Sudarshan Kriya odbywa się zwykle razem z nabywaniem umiejętności komunikowania się z innymi, współpracy i przywództwa. W tego rodzaju warsztatach uczestniczyło już ponad 30 mln osób na całym świecie. Od wielu lat guru intensywnie promuje też tradycyjną medycynę ajurwedyjską. Sam mistrz obronił doktorat z medycyny holistycznej w St. Joseph’s College na Bangalore University.

Ravi Shankar gromadzi dziś na swoich wykładach wielotysięczne tłumy. Kluczem do jego sukcesu są – jak sam mówi – prostota i umiar. „Nie można stawiać przed ludźmi zbyt wielkich wymagań czy zbyt trudnych wyzwań. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Wszystko musi mieć swój balans. Staram się przedstawiać tylko takie narzędzia radzenia sobie ze stresem, które można łatwo zastosować w życiu. Medytacja też powinna być dawkowana z umiarem, tak by była przyjemnością, a nie koniecznością. Powinna pomagać, ale nie może stać się rodzajem ucieczki od problemów” – twierdzi Sri Sri, który w swoim kraju nazywany jest nierzadko „guru ubogich”. Mimo to w 2010 r. amerykański magazyn „Forbes” sklasyfikował go jako piątą najbardziej wpływową osobę w Indiach.


Korzystałem z: Ravi Shankar, Ziarna mądrości, tłum. Anna Żurowska, wyd. Sztuka życia, 1994; Paramahansa Jogananda, Autobiografia jogina, tłum. Wojciech Szczepkowski, wyd. Alfaton, 2009; Osho, Apteka dla duszy, wyd. Czarna Owca, 2014; Maciej Wesołowski, Szpagat w pionie. W drodze przez Indie, wyd. The Facto, 2015; Philip Goldberg, The Life of Yogananda, wyd. Hay House, 2018; Bhagawadgita, czyli Pieśń Czcigodnego, tłum. Joanna Sachse, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 2020.

Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!

Czytaj również:

Heros w labiryncie
i
zdjęcie: Peter bo/Unsplash
Wiedza i niewiedza

Heros w labiryncie

Tomasz Wiśniewski

Czym zajmuje się mitoznawca? Ten najsłynniejszy w XX stuleciu – Joseph Campbell – surfował, grał na saksofonie, ale przede wszystkim czytał. Mity z całego świata postrzegał jako język duszy, w którym toczy się wielka ludzka opowieść.

W starożytnych opowieściach i tych zbieranych przez etnografów, w porozrzucanych po różnych zakątkach globu baśniach, w ludowych bajkach i legendach, w Starym Testamencie, w mitach azteckich, egipskich oraz indyjskich, w antologii braci Grimm, a także Księdze tysiąca i jednej nocy Camp­bell poszukiwał ukrytych prawidłowości, ponadczasowych i ponadprzestrzennych form ludzkiej wyobraźni. Odkrywając uniwersalne motywy i tematy, takie jak narodziny z dziewicy, podróż do zaświatów, ofiara z króla czy zmartwychwstanie bóstwa, sformułował ideę duchowej jedności człowieka. Jak trafnie zauważył James Hillman, Campbell należał do pokolenia intelektualistów urodzonych przed pierwszą wojną światową, których dzieła wciąż cechowały XIX-wieczne wzorce uczoności: nieprawdopodobna erudycja i pracowitość Amerykanina wiązały się z ambicją stworzenia całkowitej syntezy duchowego życia człowieka.

Czytaj dalej