Taniec na ścianie
i
10-letnia Ashima Shiraishi w Hueco Tanks State Natural Area w zachodnim Teksasie, 3 lipca 2012 r.; zdjęcie: © Erich Schlegel/zumapress.com/Alamy Stock Photo
Promienne zdrowie

Taniec na ścianie

Nick Paumgarten
Czyta się 25 minut

Można odnieść wrażenie, że Ashima Shiraishi ma palce ze stali. Jest jak myśląca, żywa maszyna. Jej mięśnie pracują niestrudzenie, ciało z zapamiętanych ustawień wybiera najlepsze, a głowa analizuje żłobienia i pęknięcia w skale – by wspiąć się na szczyt.

Ojciec i matka Ashimy Shiraishi, 14-letniej mieszkanki Nowego Jorku, nazywanej największym talentem wspinaczki skałkowej na świecie, poznali się na początku lat 70. XX w. w szkole mody w Tokio. Ojciec – Hisatoshi Shiraishi – pochodzi z Sikoku, wyspy położonej na południu archipelagu japońskiego, a matka – Tsuya Otake – z Fukushimy, gdzie jej rodzina miała fabrykę tekstylną. Kiedy skończyli studia, wyjechali razem do Europy. Zafascynowani londyńską sceną punkową osiedlili się na jakiś czas w stolicy Anglii. Po powrocie do Japonii Hisatoshi, noszący pseudonim Poppo, podjął naukę butō – awangardowej formy tańca. Kilka lat później Tsuya otrzymała wizę turystyczną i poleciała do Nowego Jorku, skąd napisała, że miasto jest bardziej ekscytujące niż Tokio czy Londyn. Poppo do niej dołączył. Był rok 1978, a Tsuya miała rację: Nowy Jork okazał się wyjątkowo pociągający.

Po tygodniu Poppo znalazł scenę dla swoich występów – była nią fontanna w Washington Square Park. Przez większość dni tańczył w jej płytkim basenie. Gdy nadeszła zima, zaczął występować przed klubami nocnymi w centrum, a także we wnętrzach takich lokali, jak The Mudd Club, Pyramid, Danceteria. W połowie lat 80. zdobył popularność na artystycznej scenie East Village, dzielnicy znanej z żywiołowego teatru ulicznego. Występował nagi, jeśli nie liczyć przepaski na biodra, od stóp do głów pomalowany złotym sprejem. Czasami tańczył z płonącym manekinem, pośród ognisk, które rozpalał na chodniku, albo surfował na przejeżdżających taksówkach. Czasem przez 20 minut stał boso na bloku lodu, nie poruszając się. Założył trupę Poppo and the Go-Go Boys, która liczyła 20 tancerzy, w większości kobiety. Występowali w śródmiejskich teatrach: La MaMa, The Kitchen, The Joyce; wyjeżdżali też za granicę. Filmy z kilku występów przetrwały do czasów YouTube’a. Poppo jest w nich gibki i chudy – ghul (upiór) pokryty złotą lub białą farbą. „The Times” pisał, że na scenie przypominał z ruchów „potężnego, nieco kpiarskiego kapłana”. A według „Spin” Poppo potrafił dostrzec bogów w okolicznych śmieciach i był „wyrazisty w swoim punkowym systemie wartości”. W tym czasie to Tsuya, która pracowała jako sprzedawczyni w japońskim sklepie odzieżowym w East Village, opłacała czynsz.

W końcu Poppo i Tsuya się pobrali. Tsuya miała zieloną kartę. Przez ponad 10 lat starali się o dziecko, wykorzystując każdą metodę, na jaką mogli sobie pozwolić. Kiedy Tsuya przekroczyła pięćdziesiątkę, byli gotowi się poddać, ale ich lekarz nalegał, żeby spróbowali jeszcze raz. „To była nasza ostatnia szansa” – powiedziała Tsuya. W czerwcu 2001 r. urodziła się ich córka Ashima. „Była cudem” – dodała matka.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Tsuya pamięta, że nawet w szpitalu Ashima nieustannie poruszała dłońmi, ramionami i nogami: „Cały czas, non stop. Nie mogłam w to uwierzyć. Myślę, że ma małpie DNA”. Tsuya ma sardoniczne poczucie humoru i chrapliwy śmiech. Dla niej i Poppo angielski wciąż stanowi problem, mimo że mieszkają w Nowym Jorku od prawie 40 lat.

Ich ambicje i plany wobec Ashimy były szczytne, choć mało precyzyjne. „Kiedy się urodziła, miałam dla niej pewien scenariusz – powiedziała Tsuya. – Chciałam, by rosła, robiła twórcze rzeczy i uszczęśliwiała ludzi. Udało się to zrealizować. Teraz dzieci chcą być jak Ashima”.

Wspinaczka nie była w planach. Rodzice Ashimy właściwie nie wiedzieli, że coś takiego istnieje. To wprost cud, że mała dziewczynka z płaskiej jak stół wyspy Manhattan, córka artystów imigrantów, którzy nigdy nie zawiązali węzła ósemki, w wieku 14 lat stała się najlepiej wspinającą się kobietą wszech czasów – Michaelem Jordanem granitu. Wzbudza olbrzymi podziw zarówno wśród zawodowców, jak i młodych, wyżyłowanych „skalnych szczurów”. Zapowiada się na pierwszą kobietę, której osiągnięcia przewyższą dokonania mężczyzn. W gazetach i magazynach sportowych pojawiały się zdjęcia i artykuły na jej temat, powstały filmy i niezliczone klipy na YouTubie. Znalazła się na opublikowanej przez „Time’a” liście najbardziej wpływowych nastolatków w Ameryce i oczywiście wystąpiła na konferencji TEDx. (Nie jest Tonym Robbinsem, ale dała sobie radę). A mimo wszystko nadal mieszka z rodzicami na poddaszu objętego kontrolą czynszów loftu na West Twenty-sixth ­Street­ i ćwiczy pięć dni w tygodniu pod okiem ojca, który wiele lat temu zrezygnował z butō, żeby ją trenować.

Ekonomia ruchu

Każdy rodzaj wspinaczki w różnym stopniu łączy umiejętności techniczne, siłę fizyczną, wyobraźnię, koncentrację i gotowość na ryzyko. Wspinacze są mocniejsi w jednych aspektach niż w innych, dlatego wybierają odpowiadające im dyscypliny. Ich specyfika zależy w dużej mierze od stopnia i sposobu asekuracji. Wspinaczka sportowa odbywa się na drogach wspinaczkowych – zarówno w salach sportowych, jak i na świeżym powietrzu. Miejsca te mają stałe punkty asekuracyjne, do których wpina się linę. Trad (wspinaczka tradowa) polega na wspinaniu się na zewnątrz i zapewnianiu sobie asekuracji samodzielnie. Free solo jest wspinaczką bez ochrony. Spadniesz – zginiesz.

Bouldering to krótkie trasy z „trudnościami” na wolno stojących blokach skalnych i dostępnych nawisach nie wyższych niż 4 m lub na sztucznych ścianach. Wspinacze unikają tu asekuracji – spadniesz, zaboli. Bouldering – jak powiedział kiedyś pionier wspinaczki skałkowej i założyciel marki Patagonia Yvon Chouinard – to „błys­kawiczne cierpienie”.

Bouldering przez lata był tylko formą rozrywki lub rodzajem treningu pod duże wejścia. W latach 50. John Gill, matematyk i gimnastyk z Georgii, uczynił z niego niezależną dyscyplinę. Niewielka jest chwała z wejścia na szczyt 4-metrowej skałki, wszystko zależało więc od tego, jak człowiek tam się dostał: metoda stała się ważniejsza od celu. To tak zrodziła się idea ­boulderingu. Gill opowiadał się za stylem, siłą i wdziękiem wspinacza. Uważał bouldering za odmianę gimnastyki, a także formę osobistej ekspresji oraz medytacji w ruchu. Pierwszy użył kredy gimnastycznej (obecnie powszechnej), żeby osuszyć ręce.

Ashima wyróżnia się we wspinaczce sportowej i boulderingu. Jest dzieckiem ścianki, ale kiedy tylko może, wspina się na zewnątrz. To tam zdobywa się sławę. Jednocześnie twierdzi, że nie interesują jej wysokie ściany Yosemite, nie mówiąc już o poważnych wspinaczkach górskich. „Nie przepadam za wysokimi górami – powiedziała mi. – Nie lubię zimna. Nie lubię lodu ani śniegu”. Woli sjenitowe garby z zagłębieniami w Hueco Tanks niedaleko El Paso – mekki boulderingu. (Spędziła tam weekend Święta Dziękczynienia z ojcem i kilkoma starszymi przyjaciółmi wspinaczkowymi). Dla niej wspinaczka to łamigłówka, nie wyprawa.

A jeśli mowa o wrodzonym, prawdziwym talencie (wspinacze mówią raczej o „sile”) – kiedy Ashima kończy drogę, nie lubi ryzykować. Tak czy inaczej, rodzice nie pozwoliliby jej na to. Ma małe, mocne palce, lekką, choć muskularną sylwetkę i pozornie bezwysiłkową, ale nieprawdopodobnie precyzyjną technikę. Wszystko to pozwala jej dostrzegać chwyty w prawie niezauważalnych szczelinach. Istotną cechą wspinacza skalnego jest wysoki stosunek wytrzymałości do wagi, jednak to zdolność do tworzenia dźwigni – dzięki subtelnym geometrycznym zmianom pozycji ciała – pozwala zwiększyć siłę. Niewtajemniczonym może się wydawać, że wspinaczka jest jak wchodzenie po drabinie – wystarczy sięgnąć i się podciągnąć – ale patrząc, jak Ashima dostosowuje pozycję bioder, ramion lub pięt, gdy wykonuje przechwyt, można odnieść wrażenie, że jej ciało przyjmuje nieskończoną różnorodność pozycji, z których każda służy czemuś innemu.

Dziewczyna ma niesamowitą pamięć mięśniową, więc kiedy już znajdzie odpowiednie ustawienie, za każdym razem jest w stanie pokonać przeszkodę. Ten najwyższy poziom ekonomii ruchu (zarówno wrodzonej, jak i wyuczonej) jest sztuką dostępną tylko dla wtajemniczonych. Patrząc na Ashimę, można dostrzec, jak wywodzący się z butō talent do kontrolowania ciała i pomysłowość Poppo przekładają się na jej umiejętność tańczenia na ścianie. Uzdolnienia Ashimy, siła oraz wdzięk przypominają grację tenisisty Rogera Federera czy baleriny Misty Copeland. Natomiast świadome i nieśpieszne wypróbowywanie przeróżnych pozycji przywodzi na myśl modliszkę.

Młoda zawodniczka i jej rodzice aktual­nie skupiają się na igrzyskach olimpijskich w 2020 r., które odbędą się w Japonii [z powodu pandemii koronawirusa przeniesiono je na 2021 r. – przyp. red.]. Kraj gospodarz może dodać dyscypliny pokazowe i jest szansa, że wspinaczka będzie jedną z nich. Igrzyska to sprawdzony mechanizm promowania mało znanych talentów. To byłaby największa szansa Ashimy, żeby znaleźć się na pudełkach płatków śniadaniowych.

We wspinaczce istnieją kryteria, które pozwalają uprawiającym ją mierzyć osiągnięcia. Jedną z okazji, by to zrobić, są zawody na sztucznych ścianach wspinaczkowych. W sierpniu [2015 r. – przyp. red.] Ashima zdobyła złote medale w boulderingu i wspinaczce sportowej na mistrzostwach świata w Arco we Włoszech w kategorii do lat 15. Dziewczyna nie może zmierzyć się z dorosłymi w oficjalnych zawodach, dopóki nie ukończy 18 lat. Jednak kiedy rywalizowała z nimi podczas innych okazji, była lepsza. W Arco jako jedyna spośród wszystkich zawodników (bez względu na wiek) pokonała cztery trudności boul­deringowe (tzn. wspięła się na szczyt), w tym trzy za pierwszym podejściem.

Ocenę umiejętności umożliwia również skala trudności drogi. Zgodnie z systemem amerykańskim, tzw. Yosemite Decimal System, wejścia sportowe i tradycyjne mają określony stopień trudności: 1 to spacer po płaskim terenie, a 5 – wspinaczka pionowa lub prawie pionowa. Trudność dróg wspinaczkowych jest oceniana od 5.0 do 5.15, z dodatkowymi podkategoriami od „a” do „d”. Najtrudniejsze obecnie trasy to 5.15c – są takie tylko dwie. (System jest otwarty, więc to kwestia czasu, zanim ktoś wytyczy trasę 5.16a i ją pokona). W marcu 2015 r. w północno-wschodniej Hiszpanii Ashima została pierwszą kobietą i najmłodszą osobą (miała 13 lat), która zaliczyła 5.15. Status drogi o nazwie Open Your Mind Direct został niedawno zmieniony z 5.14d na 5.15a ze względu na oderwanie się kilku chwytów. Przepracowanie trasy – tzn. przestudiowanie i rozwiązanie wszystkich jej trudności metodą prób i błędów – zajęło Ashimie zaledwie cztery dni. Mężczyźni, którzy robili to wcześniej, potrzebowali tygodni, jeśli nie miesięcy. Oczywiście system oceny trudności dróg jest subiektywny, ale dla Ashimy ten wyczyn był jak oświecenie. Skoro mogła przejść 5.15 podczas ferii wiosennych w ósmej klasie, na co jeszcze ją stać?

Bouldering ma podobny system oceny – ze skalą od V1 do V15. Ashima jest drugą kobietą, która przeszła więcej niż jedno V14. (Pokonała swoją poprzedniczkę podczas zawodów w 2015 r.). Warta uwagi była również niedawna jesienna sesja [2015 r. – przyp. red.]. W zalesionym obszarze, który wspinacze nazywają Master Bedroom, godzinę jazdy na północ od centrum Nowego Jorku, Ashima pokonała szereg skomplikowanych przejść: V11 nazywany Reckless, V12 – Wetness to Fatness i V14 – Nuclear War. Tego ostatniego w ciągu dziewięciu lat od pierwszego przejścia nikomu, aż do teraz, nie udało się zaliczyć. Swój sukces obwieściła na Instagramie: „V11, V12 i V14 w jeden DZIEŃ! O KURCZĘ!!!”. W Święto Dziękczynienia opublikowała na Instagramie zdjęcie z Teksasu: „Szok! Jestem pierwszą kobietą, która zdobyła legendarną, ostrą jak żyletka Terre de Sienne (V14)!”. (To połączenie szczerego zdumienia włas­nymi możliwościami z postawą pokory i luzem również upodabnia ją do Federera).

Zdjęcie z Master Bedroom ukazywało ekipę filmową, która znajdowała się pod Ashimą – przyklejoną równolegle do ziemi do skąpanego w słońcu gnejsowego nawisu. Filmowcy należeli do wspinaczkowej wytwórni Big Up Productions, która nakręciła o niej kilka filmów. Założyciel firmy, Josh Lowell, który tego dnia ją nagrywał, powiedział: „W ciągu wielu lat byłem w tym miejscu z niejednym utalentowanym profesjonalnym wspinaczem i nigdy wcześniej nie widziałem, żeby ktokolwiek miał taki dzień. Jest szansa, że w ciągu najbliższych kilku lat ta dziewczyna całkowicie odmieni wspinaczkę”.

Od treningu do boulderingu

Po raz pierwszy zobaczyłem wspinającą się Ashimę Shiraishi w Cliffs, ogromnym centrum wspinaczkowym w dzielnicy Long Island City. To było w wakacje, a ona przyjechała z ojcem linią E z Manhattanu. Trenuje głównie tu albo w Brook­lyn Boulders – mniejszym kompleksie, który otwarto w 2009 r. w starym garażu „Dai­ly News” niedaleko kanału Gowanus. Choć jej głos przez telefon brzmiał młodo i dziewczęco, zdziwiło mnie, jaka jest niska. Ma nieco ponad 1,5 m wzrostu, szerokie ramiona, długie ręce i starannie przyciętą grzywkę. Zamyślona sprawia wrażenie melancholijnej, ale gdy tylko się uśmiechnie, jej twarz staje się pogodna. Nieustannie wzrusza ramionami. Mało mówi. Nierzadko staje jak tancerka – z wysuniętą nogą i wypchniętym biodrem. Nie wygląda na siłaczkę, ale kiedy już jest na ścianie, mięśnie jej ramion i pleców pojawiają się jakby znikąd. Przeobraża się.

Wskoczyła do szatni i wyszła kilka chwil później w żółtej koszulce North Face oraz bawełnianych spodenkach w słomkowy motyw bijinga. Jej ojciec kupuje tkaniny w dzielnicy odzieżowej, a matka szyje ubrania na domowej maszynie do szycia. On też obcina włosy Ashimie i wybiera jej stroje na zawody. Sam miał na sobie kraciaste bawełniane spodnie, szarą koszulkę i buty do biegania. Poppo jest niski i nabity, ma postawione na sztorc włosy częściowo przefarbowane na blond. Często patrzy w podłogę, kiedy się z nim rozmawia. Pali parliamenty, które trzyma w srebrnej papierośnicy. Nosi brązową filcową torbę z rzeczami Ashimy: są tam buty, kreda gimnastyczna, klapki, termos, batoniki, szczotka do włosów, krem. Pewnego razu matka jednego z zawodników zapytała go, czy kiedykolwiek myślał o tym, by również zacząć się wspinać, na co odpowiedział: „Nie mam czasu. Muszę czyścić buty Ashimy”.

Poszli na piętro i znaleźli ciche miejsce, gdzie stało kilka rowerów stacjonarnych. W jednym z nich Poppo obniżył siedzenie dla Ashimy. Kiedy usiadła, stanął za nią i zaczął ją czesać. Wtarł krem we włosy przy skroniach, po czym odłożył słoiczek. Ashima patrzyła przed siebie. Miała bose stopy, a jej długie duże palce przypominały kciuki. Na koniec ojciec związał córce włosy w kucyk.

To rytuał przed każdym treningiem lub zawodami – zawsze znajdą jakiś spokojny zakątek w ruchliwej siłowni. Kolejnym krokiem była krótka rozgrzewka. Spojrzeli na siebie i bez słowa zaczęli się rozciągać. Ashima naśladowała ojca, nie dając jednak z siebie wszystkiego. Przechodzili od jednej części ciała do drugiej: kostki, nogi, ramiona, ręce, palce, nadgarstki, szyja. Ugniatali sobie opuszki palców, a następnie przedramiona i tricepsy. Poppo kilkakrotnie uderzył pięściami w swoje uda i klatkę piersiową, ona też to zrobiła, choć bez przekonania. Skończyli przysiadem sumo i wyskokiem w górę, a potem Ashima usiadła na macie i wcisnęła stopy w buty do wspinaczki.

W Cliffs było wielu wspinaczy, różnili się w wiekiem, wzrostem i budową ciała. Kiedy Ashima szła wśród nich, niektórzy oglądali się za nią, inni udawali brak zainteresowania, kilku złożyło gratulacje w związku z sukcesem w mistrzostwach świata. Rozgrzała się serią krótkich, szybkich wejść: drogami boulderowymi, z których każda była nieco trudniejsza od poprzedniej, ale wciąż łatwa dla niej, czarodziejki pośród szarego tłumu.

Po chwili spróbowała dłuższych tras, żeby popracować nad wytrzymałością. W tym celu założyła uprząż, a ojciec asekurował ją z dołu za pomocą 20-metrowej liny. Podczas wspinaczki wpinała linę w kolejne punkty. Wejścia stawały się coraz bardziej skomplikowane. Wraz z ojcem studiowała trasy. Niewiele do siebie mówili, a jeśli już, to po japońsku. (Ashima twierdzi, że lepiej zna angielski i nie pisze zbyt dobrze po japońsku). Ojciec często udziela jej porad taktycznych (określanych przez wspinaczy mianem bety), zwłaszcza po tym, gdy odpadnie od ściany. „Wtedy sugeruje inny sposób – mówi Ashima. – Czasami jest to zła beta. Odpowiadam mu wówczas: »Sam tak spróbuj!«”.

Pokonała drogę, która miała szereg przewieszeń. Była prawie do góry nogami, ścis­kając chwyt wielkości bochenka chleba. Sięgnęła do woreczka z kredą, rozluźniła najpierw prawą, potem lewą rękę, a następnie zawisła na obu, z nogami w dole, trzymając się chwytu wielkości bułki. Bez paniki.

Dwoje wspinaczy w średnim wieku, mężczyzna i kobieta, obserwowało ją ­z dołu. „Zamierzam to przejść – powiedział mężczyzna. – Ale zajmie mi to miesiące. Ma świetnie rozwinięte prostowniki w dłoniach – dodał. – Jest jak szympans. Ma palce ze stali”.

Kobieta westchnęła: „Wisi na cholernych oblakach” – Ashima odpoczywała z wyprostowanymi ramionami na zaokrąglonych chwytach, które w zasadzie najmniej się do tego nadawały.

Kiedy Ashima skończyła, od razu ruszyła inną trasą. „Większość ludzi potrzebowałaby potem pół godziny odpoczynku – skomentował mężczyzna. – Przeszła najtrudniejszą drogę na tej hali. To jakieś szaleństwo”. Patrzył, jak przesuwa się nad półkę. Po kilku minutach dotarła na szczyt, a następnie zjechała na dół asekurowana przez ojca. Przez chwilę siedziała na macie bez butów i wyglądała na niemal znudzoną.

Coś więcej niż zabawa

Tak się składa, że ten człowiek pamięta, jak Ashima zaczynała swoją przygodę ze wspinaczką. „Miała jakieś siedem lat i okropne buty – wspomina. – Podchodziła do nas i podpowiadała kolejne ruchy”.

Było to na Rat Rock [Szczurza Skała – przyp. red.], łupkowym garbie szerokim na jakieś 45 i wysokim na niecałe 10 m, w pobliżu południowego krańca Central Parku. Oficjalnie nazywa się Umpire Rock ze względu na pobliskie boisko piłkarskie, ale mieszkańcy wymyślili bardziej adekwatną nazwę. Jak na światowe standardy boulderingu Rat Rock to nic specjalnego, mimo to wyrosło na niekwestionowane centrum wspinaczki na świeżym powietrzu w Nowym Jorku. Po północnej i wschodniej stronie ma zaskakująco wiele niełatwych przejść, dzięki czemu gromadzi się tu rzesza bardzo różnych wspinaczy.

Kiedy Ashima była mała, rodzice często przyprowadzali ją do tej części parku, żeby pobawiła się na pobliskim placu zabaw. Pewnego dnia, gdy miała sześć lat, podbieg­ła do Rat Rock, chcąc zjechać z łagodnego garbu po południowej stronie. Zobaczyła wspinających się ludzi i wdrapała się z nimi łatwą trasą. Zauważył ją sensei (nauczyciel) z Rat Rock, stary japoński ogrodnik Yukihiko Ikumori, znany wszystkim jako Yuki. Opracował on nowe sposoby radzenia sobie z prawie każdą znaczącą trudnością, w tym Death by Dizzy oraz Tweaky Shit, i często pomagał nowicjuszom nauczyć się je pokonywać. Zaczął pracować z Ashimą. „Muszę przetłumaczyć nasze drogi na ręce sześciolatki” – powiedział przyjacielowi, Vadimowi Marcovallowi, który zaczął wspinać się na Rat Rock w 1981 r. Według niego Ashima podążała za Yukim, robiąc wszystko, co on.

„Wtedy wkroczył jej ojciec – wspomina Marcovallo. – Nie pozwolił już Yukiemu niczego jej pokazywać. Dlatego Yuki nawet na nią nie patrzył, gdy był tam Poppo”. ­Vadim wspominał, że w tamtych pierwszych latach, gdy Ashima pokazała, co w niej drzemie, chciała także biegać po placu zabaw z rówieśnikami, a nawet spędzać czas z licealistami, którzy robili triki parkourowe na innej części skały. „Ale jej ojciec zawsze nalegał, żeby się wspinała, tylko wspinała – opowiada. – Pamiętam, jak powtarzał: »Wspinaj się!«. Było też wiele łez i rozpaczy. Współczuliśmy jej. Zastanawialiśmy się, jak się to wszystko potoczy”. Jak wspomina Marcovallo, ciotka Ashimy przekonała ojca, żeby ustąpił i pozwolił jej trochę pobawić się na placu zabaw – a potem Ashima już sama chciała się wspinać. „Zaczęła po prostu miażdżyć tę skałkę. Przeszła Polish Traverse jak nikt dotąd. Pamiętam, jak próbowała pokonać coś trudnego po zachodniej stronie skały. Kiedy jej się nie udawało, płakała”. Tyle że teraz łzy pojawiały się dlatego, że chciała się dobrze wspinać, a nie że nie chciała robić tego wcale. Niektórzy bywalcy Rat Rock martwili się, że – jak to ujął jeden z nich – „ktoś tu nią manipuluje”. Ale zaczęli dostrzegać efekty. „I spójrz na nią teraz! – stwierdził któryś. – Może właśnie tego było trzeba”. (Ashima i jej ojciec zaprzeczają, jakoby kiedykolwiek zaistniał konflikt między nimi lub między nimi a Yukim. Ashima lekceważy każdą wzmiankę o manipulacji. „Wspinam się dla siebie” – oznajmia).

Kiedy Ashima miała siedem lat, Poppo zaczął zabierać ją do pobliskich centrów wspinaczkowych. W White Plains znaleźli Obego Carriona – trenera, muskularnego Portorykańczyka z Allentown w Pensylwanii, mistrza kraju. Carrion zamierzał nauczyć ją prawdziwej techniki i być może posłużyć jako bufor między Ashimą a jej ojcem. Wkrótce po raz pierwszy zdobyła mistrzostwo kraju. Carrion pracował z nią przez prawie cztery lata, ale z powodu spięć z Poppo zrezygnował i przeniósł się na zachód. „To było dla mnie trochę za dużo – wspominał Carrion. – Skupienie całej energii na jednym dziecku nie wyszło mi na dobre”.

Pierwszy film o Ashimie, Rock Little Angel: Dreaming Rat, został nakręcony przez przyjaciół rodziny, gdy miała osiem lat, właśnie na Rat Rock. Nie tylko ukazuje on talent Ashimy, lecz także stanowi studium jej przedwczesnego rozwoju. Wykorzystano w nim niesamowitą muzykę Nocturnal Emissions, angielskiego kolektywu sound­artowego, który akompaniował niektórym występom Poppo podczas tańca butō. Rat Rock wydaje się dziwnym, dzikim miejscem, Ashima zaś mistyczną nimfą. Czasami można odnieść wrażenie, że jest nie tyle sportsmenką, ile projektem artystycznym.

Spryt i samowystarczalność

Choć wciąż jest dziewczynką i ojciec nadal ma na nią wpływ, Ashima wykazuje się sprytem, jeśli chodzi o karierę, i dziwną samowystarczalnością, jeśli chodzi o interesy. Nie ma żadnego profesjonalnego agenta. Sama zajmuje się mediami. Przed podpisaniem kontraktów co prawda sprawdzali je rodzice, ale ponieważ nie czytają zbyt dobrze po angielsku, dziewczyna stwierdziła: „Nie mają pojęcia, o co chodzi”. Jednak tuż przed Bożym Narodzeniem [2015 r. – przyp. red.] spotkała się z RXR Sports, agencją reprezentującą Alexa Honnolda, mistrza przejść bez asekuracji, i wielu innych wspinaczy, żeby omówić możliwość współpracy.

Podobnie jak w przypadku gimnastyki artystycznej i łyżwiarstwa figurowego również w tej dyscyplinie pojawia się wielu cudownych wspinaczy, zwłaszcza dziewczyn, które mają fenomenalne wyniki w wieku 12 lat, ale przestają się tym zajmować około dwudziestki. „Nie chcą już być pionkami” – powiedział Josh Lowell, filmowiec z Big Up. Zmieniają się im priorytety i ciała. Tori Allen, która dorastała w Beninie, była znana z tego, że przypinała sobie do uprzęży pluszową maskotkę, nawiązując do dzieciństwa, kiedy wspinała się po drzewach z udomowioną małpką. Zanim skończyła 12 lat, była profesjonalistką, a jako 14-latka została mistrzynią ­X Games. Przyciągała uwagę i media do tego stopnia, że ludzie ze sceny wspinaczkowej zaczęli mieć do niej żal. (Nazwali ją wspinaczkową Anną Kurnikową). Porzuciła wspinaczkę sportową na rzecz skakania o tyczce, dzięki czemu otrzymała stypendium Florida State. „Teraz wspinam się dla przyjemności, a nie dla notowań, medali czy czasopism – powiedziała Allen, dziś 27-latka. – Znam wielu wciąż aktywnych wspinaczy, którzy byli u szczytu kariery 10 lat temu. Mieszkają w szóstkę w mieszkaniu w Boulder i trenują, żeby zająć czwarte miejsce. Niektórzy z nich ukończyli studia. Co ich motywuje? Kiedy zamierzają zrezygnować?”.

Ashima zdaje się traktować wspinaczkę raczej jako sposób na osiąganie sukcesów niż jako przygodę. „Kiedyś wspinaczka była dla odmieńców, którzy nie umieli złapać piłki, lub dla małych dzieciaków, takich jak ja, których nie przyjęto do drużyny bejsbolowej – powiedział Lowell. – Teraz jest dla elitarnych sportowców. Próbują wchodzić bezbłędnie”. Jest to szczególnie nieromantyczna odmiana skalnych szczurów; dziki powab – przemierzanie kontynentu, życie w samochodzie – został z niego usunięty. A może dla Ashimy jest to po prostu pomysł na życie.

Nie odrabiaj już tych lekcji!

Loft rodziny Shiraishi znajduje się w dzielnicy odzieżowej na piątym piętrze starej szwalni. Winda jest przedpotopowa i często staje, więc rodzina używa schodów. Mieszkanie ma 180 m², 750 dolarów miesięcznie. Ashima i jej matka śpią na piętrowym łóżku w sypialni na tyłach, gdzie mieści się także archiwum kaset wideo, płyt, książek i wycinków prasowych Poppo. Ashima śpi na dole. Łóżko ojca stoi w głównym pomieszczeniu, w rogu. Jedna część loftu to rodzaj kojca, ogrodzony obszar pełen starych zabawek i prac plastycznych Ashimy. Jej ulubioną książką jest Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa Harukiego Murakamiego, ulubionym filmem – Śniadanie u Tiffany’ego. („Uwielbiam Audrey Hepburn”). Ale tak naprawdę nie ma czasu na filmy. Kiedy tylko może, ogląda Knicksów [nowojorską drużynę koszykówki – przyp. red.].

Jej mama ma fryzurę na boba, nosi jasne spodnie i długie kurtki. Jest po sześćdziesiątce. Nigdy nie próbowała się wspinać. „Nie jestem wysportowana – powiedziała. – Szyję spodnie”. Rodzice Ashimy bardzo pilnują wagi córki. W październiku [2015 r. – przyp. red.] ważyła 37 kg. „Jest za chuda – stwierdził Poppo. – Za lekka. Potrzebuje więcej jedzenia. Pół roku temu ważyła 45”. Te wahania wydają się ekstremalne, podobnie jak ogólne podejście rodziców zawodniczki do tematu. Stoi za tym jednak czysta fizyka – kluczowa dla wspinacza proporcja siły do wagi. Ashima próbuje to zoptymalizować. Jej rodzice chcą, żeby jadła więcej. „Zawodowi wspinacze ciągle udzielają jej rad – mówił Poppo. – Bez glutenu. Ale za mało kalorii. Moja żona stwierdziła przed mistrzostwami świata: »Lepiej chuda niż gruba«. Ale wczoraj powiedziałem Ashimie: »Jedz trochę więcej«. – Miał na myśli konkretną wagę. – Przy 42 zaczyna być trochę pulchna. Potrzebuje 40”. W Boże Narodzenie, kiedy wyjechała do Japonii na wyprawę boulderingową, ważyła równo 40.

Większym problemem jest dla nich sen. Ashima często śpi tylko pięć lub sześć godzin na dobę. Wraca do domu po treningu o 20.30, bierze prysznic i je, a potem zaczyna odrabiać lekcje i nie pójdzie spać, dopóki nie skończy. Często jest jeszcze na nogach dobrze po północy. „Mówimy: ­»Nie odrabiaj już tych lekcji!«” – opowiada Tsuya. Kiedy zapytałem ją, czy Ashima ma same piątki, odparła: „Tak. Czasami dostaje piątki z plusem”.

Ashima jest uczennicą Rudolf Steiner School w Upper East Side. To prywatna szkoła waldorfska – postępowa, praktyczna, artystyczna – w której dzieci tworzą własne książki i narzędzia. Szkoła średnia mieści się w kamienicy, przecznicę na południe od szkoły Michaela Bloomberga. Ashima rozpoczęła naukę w „Steinerze”, gdy miała trzy lata, a jej główną nauczycielką w klasach od pierwszej do ósmej była Dena Malon. W tym roku Malon jest na urlopie naukowym, częściowo po to, aby odświeżyć umysł po ośmiu latach spędzonych z tą samą grupą dzieci i przygotować się na przyjęcie następnych uczniów. „Moim celem jest wypuścić ich w świat – powiedziała Malon. Ashima jest jedną z osób, które wypuścić najtrudniej. – Pracuje ciężej niż ktokolwiek, kogo znam. Nigdy nie spotkałam nikogo takiego jak ona”. Dziewczyna ma w szkole przyjaciół, ale brakuje jej czasu, żeby spotykać się z nimi po lekcjach.

Z końcem roku zamierza opuścić „Stei­nera” i przenieść się do Professional Children’s School – liceum w śródmieściu, które umożliwia swoim uczniom (wielu z nich to aktorzy, modelki lub muzycy) elastyczne układanie harmonogramu. „Normalni ludzie też mogą tam chodzić” – dodała Ashima.

Kobieta pająk

Wcześniej tej jesieni [2015 r. – przyp. red.] Ashima poleciała z rodzicami do Bostonu, żeby wziąć udział w The Heist – corocznych zawodach dla kobiet na ściance wspinaczkowej w Watertown. (W większości tego typu spotkań rywalizują najpierw kobiety, a po nich mężczyźni, te zaś są tylko dla kobiet). Zatrzymali się w pobliskim hotelu Best Western z japońską ekipą filmową z Fuji TV, która towarzyszyła im prawie rok. Kręcili serial o Ashimie zatytułowany The Spider Girl, który w Japonii okazał się hitem.

To był trzeci The Heist. Wszyscy zaangażowani z nostalgią wspominali miniony rok, kiedy Ashima po raz pierwszy rywalizowała z najlepszymi, dorosłymi, profesjonalnymi zawodniczkami. Pokonała Alex Puccio, dziewięciokrotną mistrzynię USA w boulderingu, i Delaney Miller – jedną z najlepszych zawodniczek w kraju. Żadna nie wróciła w tym roku. Najbardziej znaną rywalką Ashimy była Meagan Martin, silna 24-latka znana z występów w programie American Ninja Warrior.

Runda kwalifikacyjna przeciągnęła się do popołudnia. Dziesiątki dziewcząt oraz młodych kobiet w szortach i legginsach pełzały po ścianach lub leżały na grubo wyściełanych podłogach. Tu i ówdzie wybuchały entuzjastyczne okrzyki, gdy konkurentki dopingowały się nawzajem. Nie było nerwowej, pełnej zawiści atmosfery akademii gimnastycznej czy lodowiska do jazdy figurowej. Ashima i Poppo chodzili to tu, to tam, szukając nietypowych trudności. Za każdym razem zbierał się tłumek, żeby obserwować, jak dziewczyna pokonuje każde z wyzwań. Główny twórca tras, trener Shane Messer, przyglądał się jej, gdy szła najtrudniejszą drogą, i powiedział, że była jedyną osobą w tym gronie, która mogła ją ukończyć. „Nadal istnieje różnica między mężczyznami i kobietami, ale dziewczyny są coraz bliżej – powiedział. – Ashima jest silniejsza od, powiedzmy, wszystkich facetów na świecie, jeśli nie liczyć może dwudziestu”.

W finale, który odbył się wieczorem, brało udział sześć kobiet. Zawodniczki zgromadziły się z dala od rodziców i trenerów. Organizator zasłonił drogę o mistrzostwo gigantyczną białą kotarą – ukrył dwa problemy boulderowe i trasę wspinaczki. Salę wypełniały setki widzów, w większości inni wspinacze oraz ich rodzice wyczuleni na sportowe niuanse. Po chwili – przy dźwiękach głośnej muzyki i wśród kolorowych świateł – przedstawiono finalistki, zasłona opadła, a zawodniczki miały 15 minut na podejście do podstawy ściany i przestudiowanie drogi. Poruszały się w grupie, łapały za niewidzialne chwyty, jakby to były świetliki, a nawet od czasu do czasu dzieliły się swoimi wrażeniami i pomysłami taktycznymi. Ashima podbiegła do ojca i wzięła lornetkę. Spojrzała w górę na wyższe odcinki trasy z asekuracją. Poppo przyglądał się w napięciu z oddalenia, powstrzymując się od udzielenia jej rad.

Kiedy zaczęły się zawody, finalistki startowały pojedynczo. Każda miała 5 minut – jeśli po upływie tego czasu nadal była na ścianie, mogła iść dalej, aż do odpadnięcia. Czekające na swoją kolej siedziały obok siebie na krzesłach, odwrócone tyłem do ściany. Nie wolno im było się odwracać, żeby nie wyciągać wniosków z decyzji rywalek. Za każdym razem, gdy któraś wykonywała trudny ruch, tłum wzdychał i wiwatował, a one mogły tylko zgadywać, co się stało. Ashima spokojnie patrzyła przed siebie.

Wspinające się zdobywały punkty za przejście od chwytu do chwytu. Jeden z problemów, mniej więcej na szóstym metrze, był wart 12 punktów. Polegał na pokonaniu kłopotliwego przejścia z jednej strony narożnika na drugi i wejściu na nawis. Zawodniczka, która zaczynała, nie podołała temu zadaniu i zdobyła osiem punktów. Spośród pierwszych pięciu tylko jedna, miejscowa reprezentantka Bimini Horstmann, zaliczyła je, odwracając się tyłem do ściany, i to dopiero za trzecim razem. Tłum szalał. Dotarła na szczyt i zeskoczyła. „Moja dziewczyna!” – krzyczała jej matka. Następna, Meagan Martin, ninja, utknęła w narożniku i zrobiła w stronę publiczności minę w rodzaju „Chyba żartujesz?”. Zeszła z dwiema dziewiątkami.

Ashima, jako czołowa zawodniczka, startowała ostatnia. Ona też zawisła w narożniku i ku zaskoczeniu wszystkich odpadła przy pierwszej próbie. Posypała dłonie kredą i przyjrzała się ścianie. Problemy, problemy. Jeden z organizatorów powiedział do drugiego: „A jeśli Bimini zaliczy wejście, a Ashima nie?”. Ta perspektywa jakby ich zaniepokoiła i zdumiała.

Słyszałem, że Ashima miewa gorsze dni lub zdarza się jej zacząć słabiej w rundach kwalifikacyjnych. Być może dzieje się tak z powodu presji. Pewnego dnia, kiedy rozmawialiśmy o Serenie Williams i jej porażce w półfinale US Open z powodu nerwów, Ashima powiedziała: „Czasami mam wrażenie, że czuję się tak, jak ona mogła się czuć. Ludzie, którzy mnie wspierają… nie chcę ich zawieść”. Teraz jej ojciec patrzył bezradnie, jak Ashima – zwrócona twarzą do ściany – walczy z najważniejszym przechwytem. Podczas wspinaczki opierała się na chwytach, które zdawały się nie istnieć. Przez chwilę, gdy sięgała w górę ku półce, wyglądała na zdezorientowaną, a potem nagle to, co niemożliwe, po prostu się wydarzyło. Przypomniałem sobie zdanie, które usłyszałem od mistrzyni wspinaczki Sashy DiGiulian, że niektórzy wspinacze „na ścianie odzyskują głos”. Ashima się wyróżniała, była pewna, płynna.

„Bardzo szybko tworzy nową betę – powiedział jej ojciec. – I przez to jest taka wyjątkowa”.

Wśród wiwatów i wrzasków przehuśtała się jak lemur przez dwa ostatnie chwyty, zwisając przez sekundę ze szczytu, po czym pomachała do tłumu, uśmiechnęła się z miną w rodzaju „A nie mówiłam” oraz „Mnie też to zdziwiło!” i zeskoczyła. Wróciła na swoje miejsce.

„Co? Co? – sapnęła jedna z sędzi. – Nie rozumiem, co tu się właśnie wydarzyło”. Podobnie jak kobieta, która wyznaczyła trasę. Ashima po prostu wymyśliła nieprzewidziane rozwiązanie.

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach The New Yorker.

Czytaj również:

Domagaj się zmiany!
Marzenia o lepszym świecie

Domagaj się zmiany!

Paulina Wilk

Naomi Klein napisała poradnik dla młodych obrońców planety. Ale nie tylko nastolatkowie mogą odnaleźć w tej książce krótką i wnikliwą historię kryzysu klimatycznego wraz z instrukcją wyjścia z globalnego impasu – ta pigułka faktów i optymizmu przyda się też dorosłym.

Pochodząca z Kanady dziennikarka i aktywistka mogłaby postawić się w roli mentorki, jeśli nie matki chrzestnej, nowego pokolenia zaangażowanego w ochronę środowiska naturalnego. Ale cel tej niewielkiej, wciągającej książki był inny.

Czytaj dalej