Szwedzki spokój
i
zdjęcie: Jan Wańczyk
Wiedza i niewiedza

Szwedzki spokój

Kinga Zemła
Czyta się 4 minuty

Najlepiej odpoczywamy, spacerując po lesie. Nic dziwnego zatem, że wiele osób wybiera go na miejsce wiecznego spoczynku. Redakcja „Przekroju” poleca szczególnie pewien las w Sztokholmie.

Skogskyrkogården – dosłownie cmentarz leśny – projektu Erika Gunnara Asplunda i Sigurda Lewerentza to niemal koronne dzieło nordyckiego klasycyzmu, o czym bez wątpienia świadczy znamienita pozycja na Liście światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO. Powstawał w latach 1917–1920, choć ostatni i już modernizujący budynek Leś­nego Krematorium wraz z Halą Monumentalną i trzema dodatkowymi kaplicami został ukończony dopiero dwie dekady później.

Nordycki klasycyzm, ze szczególną szwedzką odmianą zwaną Swedish Grace, nie nosił obrazoburczych cech kwitnącego w Europie modernizmu. Stanowił raczej harmonijne przedłużenie zastanych tradycji architektonicznych. Kanon klasyczny łączy się w nim z budownictwem rustykalnym, niekiedy z elementami minimalistycznego modernizmu. Obiekty tego czasu wyróżnia ich urbanistyczny wymiar i ogromny szacunek dla kontekstu otoczenia, także naturalnego. Erik Gunnar Asplund, czołowy architekt tego czasu, za kluczową uważał atmosferę miejsca, jego milieu.

Ten drugi pod względem wielkości szwedzki cmentarz jest położony w południowej części Sztokholmu – rozpięty na ponad 100 ha malowniczego parku. Na niezwykle zamaszystą sekwencję przestrzenną składają się otwarte pola z osiowymi połączeniami, podniosłe w wyrazie i niemal totalne w sposobie traktowania krajobrazu, ale też zaciszne ustronia o bardzo intymnym charakterze, wąskie ścieżki i cieniste gaje. Program rzeźbiony niejako w naturze sporadycznie uzupełnia architektura – odpowiadająca formą atmosferze poszczególnych miejsc.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Wychowanym w polskiej kulturze cmentarz – zwłaszcza w dzień Święta Zmarłych lub, jak kto woli, Dziadów – jawi się jako miejsce melancholijne, ale i potencjalnie mistyczne, czego źródeł można upatrywać zarówno w obrządku katolickim, jak i w tradycji słowiańskich pogan. Tymczasem cmentarzowi leśnemu brak tej charakterystycznej upiorności zimnego i głuchego grobu, tajemniczej aury złowieszczych kamiennych posągów o hiobowych obliczach. Nie spotkamy tutaj mickiewiczowskiego młodzieńca, który pojawia się „na świecie znowu, ale nie dla świata”. Nie zaskrzypi odsuwana płyta nagrobna, więc nie trzeba się obawiać, że zza niej wysunie się zaraz zasuszona trupia łapka. Nie odtańczą danse macabre gruchoczące groteskowo szkielety z powyginanymi gnatami – Szwedzi skutecznie zabezpieczyli się przed taką ewentualnością, na wszelki wypadek spopielając ciała zmarłych. Jak pisze Philippe Ariès w nieco przygnębiającej, ale bardzo zajmującej książce Człowiek i śmierć: „Wybór kremacji oznacza, że odrzucamy kult grobów i cmentarzy, jaki rozwinął się z początkiem XIX wieku”. Rodziny poddanych kremacji na ogół nie stawiają pomników swoim bliskim (mimo usilnych starań firm kremacyjnych).

Mistycyzm i groza cmentarna muszą tutaj ustąpić zgoła innej tonacji – łagodnemu spokojowi. Panuje wręcz piknikowy nastrój (ku pamięci Adasia Miauczyńskiego czytać, akcentując na drugą sylabę od końca!). W gajach zmarłych rosną strzeliste sosny, piękno takiego lasu jest bardziej bajkowe niż mroczne – wysoko zawieszone korony drzew nie pogrążają przestrzeni wokół w głębokim cieniu. W prześwitach między grubymi, chropowatymi pniami, na kołderce nisko przystrzyżonej trawy stoją grzeczne rządki schludnych, niewielkich nagrobków. Te, którym żadna tęskniąca ręka nie zasadziła skromnego kwiecistego krzewu, nie budzą trwogi, jaką często czujemy, patrząc na zaniedbane grobowce naszych cmentarzy, w swoim opuszczeniu przywodzące na myśl najwymyślniejsze ludzkie tragedie i rodzinne patologie rodem z Wichrowych Wzgórz.

zdjęcie: Jan Wańczyk
zdjęcie: Jan Wańczyk

W jednym z tych uroczych zakątków, schowana w iglastych gąszczach, stoi przypominająca przytulną leśną chatkę pierwsza kaplica cmentarna zaprojektowana przez Asplunda i – jak sądzę – najbardziej wzruszające dzieło szwedzkiego klasycyzmu. Budzi pierwotny instynkt zaufania – skojarzenie z ogniskiem domowym. Dopiero odnajdując główną ścieżkę prowadzącą do eleganckiego frontowego portyku, gdzie drewniane kolumny powtarzają rytmikę otaczających je pni sosnowych, poznajemy się na subtelnej kompozycji zestawiającej klasyczne rozwiązania z surową prostotą skandynawskiego budownictwa. Uroczyste jest także wnętrze – w masywnym, dwuspadowym dachu krytym gontem wycięto pękatą czaszę kopuły.

Na terenie cmentarza funkcjonują też krematoria, w tym jedno nowe, otwarte kilka lat temu. Wedle szacunków w Szwecji kremacji poddaje się około 80% zmarłych. Ze względu na kurczącą się liczbę miejsc pochówku praktyka ta jest szczególnie powszechna w dużych miastach. Dla porównania w Polsce wskaźnik ten wynosi około 15%. Światowym rekordzistą pozostaje Japonia, gdzie kremuje się prawie 100% zwłok.

W zsekularyzowanym kraju, jakim jest Szwecja, poza względami ekonomicznymi nie ma jednoznacznego uzasadnienia tego zwyczaju. Ariès podejmuje się takiej interpretacji: „Krewny spalonego odrzuca jednocześnie materializację miejsca, jego więź z ciałem, które budzi odrazę, i publiczny charakter cmentarza. Akceptuje natomiast absolutnie osobisty i prywatny rodzaj żałoby: kult grobu zastąpiony został przez kult wspomnień w domu”.

Cmentarz leśny istotnie sprawia wrażenie opustoszałego – zmory dawno przeniosły się straszyć gdzie indziej, a żywi zmieniają swoje obyczaje nie tylko w sposobie przeżywania żałoby. Szwedzkie społeczeństwo, które wyniosło całkowitą niezależność na piedestał swoich wartości, staje się jednym z najbardziej samotnych na świecie. Spośród śmiertelnie chorych pacjentów szpitali aż 16% umiera w zupełnej samotności. W głośnym filmie dokumentalnym Erika Gandiniego Szwedzka teoria miłości liczba ta w skali całego kraju sięga nawet jednej czwartej. W Sztokholmie aż 58% obywateli to mieszkający w pojedynkę single, żyjący jak najsłynniejsza szwedzka postać fikcyjna Pippi Pończoszanka, która – sama w wielkim domu, z workiem pieniędzy – nie musi słuchać się nikogo. Tymczasem homo sapiens jest z natury gatunkiem stadnym: „Nie pytaj, komu bije dzwon, bije on tobie”. Choć doniesienia naukowe dość jednomyślnie określają samotność chorobą XXI wieku, nic nie wskazuje na polepszenie sytuacji. W obliczu takich zmian spokój cmentarza leśnego mogłaby napiętnować boles­na obojętność, pomniejszając jego znaczenie w miejskim krajobrazie. Myślę jednak, że tak się nie stanie – urzekający czar tego miejsca będzie jeszcze długo przyciągał amatorów piękna i architektury.

Czytaj również:

Nieokreślone ciała w ruchu
i
Teatr Królewski w Turynie; zdjęcie: dzięki uprzejmości Museo Casa Mollino w Turynie
Doznania

Nieokreślone ciała w ruchu

Zygmunt Borawski

Cudowne dziecko, syn w cieniu ojca, architekt, dekorator, konstruktor, pilot akrobata, kierowca wyścigowy, fotografik. Carlo Mollino.

Tworzyć architekturę i bić się na pięści: dla niego to była kwestia moralności; nie miał trosk materialnych” – napisał w 1933 r. Carlo Mollino o swoim alter ego – Ettore Lavazzy alias Oberonie. Życie Oberona to wydana w latach 30. na łamach włoskiego pisma architektonicznego „Casabella” biografia niespełna 30-letniego ekscentrycznego turyńskiego architekta, który żył pięknie, a umarł młodo. Autor fikcyjnej biografii fascynował się tematem śmierci i tym, co po niej nastąpi, przez całe swoje – jak się miało okazać – dość długie życie.

Czytaj dalej