Stąd do Katanii
i
fot. Paolo Pellegrin
Promienne zdrowie

Stąd do Katanii

Katarzyna Sroczyńska
Czyta się 2 minuty

„Mimo że pod koniec czerwca PayPal zablokował zbiórkę funduszy, skrajnie prawicowe organizacje z różnych krajów Europy zdołały wynająć 40-metrową łódź i wyruszyć na Morze Śródziemne, by stawić czoło >inwazji imigrantów<. […] Łódź […] ma zabrać na pokład aktywistów, którzy wyruszą na patrolowanie wód wokół Libii, by wyłapywać uciekinierów z Afryki i Azji. W ramach projektu >Obrońmy Europę< identytaryści zamierzają oddawać uchodźców w ręce Libijczyków” – czytam w tekście Bartosza Hlebowicza w „Gazecie Wyborczej” (z 13 lipca 2017 r.).

Z Warszawy, w której siedzę z gazetą w ręku, do Katanii, skąd mają ruszyć młodzi aktywiści, nazywający siebie identarystami, w linii prostej jest 1703 km. Gdybym wsiadła do samochodu, miałabym do pokonania po europejskich drogach z północy na południe 2 569 km – dowiaduję się z Google’a. Podróż zajęłaby 26 godzin.

To dużo czy mało? Daleko czy blisko? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu pokonanie tej drogi byłoby zdecydowanie bardziej czasochłonne. Dzisiaj w każdej chwili mogę się skontaktować z kimś przebywającym w Katanii, sprawdzić, jaka jest tam pogoda (w tej chwili słonecznie i gorąco, 35 stopni Celsjusza), dowiedzieć się, co się dzieje w porcie, i czy nie ma korków w mieście (akurat nie ma, serwis Traffico a Catania wszystkie większe drogi pokazuje w optymistycznie zielonych kolorach). A przecież bliskość komunikacyjna to tylko jeden z najłatwiejszych do zauważenia przejawów tego, jak wiele jawnych i niejawnych powiązań istnieje między rozmaitymi miejscami, zdarzeniami, a przede wszystkim ludźmi we współczesnym świecie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zostaję teraz z informacją o tej łodzi i regularnymi ostrzeżeniami Amnesty International o nieludzkim traktowaniu osób przebywających w libijskich obozach dla migrantów. I świadomością, że wiele ekonomicznych i politycznych nitek wiąże moje bezpieczne życie i cierpienie tych ludzi. Nie pojadę rzucić się przez morze, żeby zatrzymać identytarystów. Spotkam się jutro ze znajomą Syryjką, która prawie od roku próbuje ułożyć sobie życie w Warszawie. Ale czuję, że powinnam umówić się też ze znajomymi, którzy na tę łódź identytarystów chętnie by się złożyli. Żebyśmy na początek mogli sobie powiedzieć, czego się boimy.

 

Czytaj również:

Imigranckie morze
i
"Northeaster", Winslow Homer (1895), ze zbiorów The Metropolitan Museum of Art
Doznania

Imigranckie morze

Forrest Gander

Pobudza go jej niedostępność, pragnąłby
jej życia, niechby bardziej w nim żyło. Patrzą

na falujące morze, stojąc tak blisko siebie, że wyczuwa
bijące od jej mokrych włosów ciepło. Co

Czytaj dalej