Spotkać się z życiem
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Marzenia o lepszym świecie

Spotkać się z życiem

Rozmowa z pierwszą polską Mistrzynią Zen, Aleksandrą Porter
Julia Fiedorczuk
Czyta się 9 minut

Ludzie wykształcili bardzo silny nawyk, uzależnienie od szybkiego tempa. Oczekują natychmiastowych gratyfikacji, co w życiu większych wspólnot (na przykład narodów) skutkuje egoizmem: interesuje nas nasze dobro, może jeszcze dobro paru najbliższych osób. Mało kto dostrzega, że wszyscy jesteśmy połączeni.

Takie jest prawo wszechświata. I wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za zjawiska, które oglądamy – pierwsza część rozmowy Julii Fiedorczuk z polską Mistrzynią Zen, Aleksandrą Porter. 

Julia Fiedorczuk: Uświadomiłam sobie ostatnio szokującą rzecz: węgiel kamienny powstawał przez dziesiątki milionów lat, a my spaliliśmy go w trzysta lat – cały. Czy to nie symptomatyczne? Mam na myśli tempo ludzkich działań: zalew informacji i towarów. Jesienna kolekcja odzieżowa wchodzi do sklepów już w lipcu, nowe modele telefonów co pół roku…

Aleksandra Porter: To ciekawe, co mówisz o węglu. Łatwo coś zniszczyć, trudniej stworzyć czy naprawić. To samo dotyczy ludzkiego życia: wartościowe rzeczy tworzy się latami, a potem niszczy się je, czy to w indywidualnym życiu, czy w życiu większych wspólnot, zawsze z tych samych powodów: braku tolerancji, zachłanności, niecierpliwości. To prawda, ludzie wykształcili bardzo silny nawyk, a właściwie uzależnienie, od szybkiego tempa. Oczekują błyskawicznych gratyfikacji. Chcą zdobywać wiedzę, pozycję w świecie, sukces materialny, czy spełnienie duchowe – natychmiast. Tymczasem ważne procesy zachodzą powoli.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zarówno w życiu indywidualnym, jak i w życiu większych wspólnot (na przykład narodów), ten pęd i oczekiwanie błyskawicznego spełnienia wiążą się z głębokim egoizmem. Interesuje nas nasze własne dobro, może jeszcze dobro paru najbliższych osób. Mało kto dostrzega, że wszyscy jesteśmy połączeni, że tak naprawdę nie ma oddzielnych bytów. Takie jest prawo wszechświata: wszystkie rzeczy, wszystkie sytuacje współpowstają w połączeniu z innymi.

Myślę, że ludzie często czują się bezsilni. Twierdzą, że z perspektywy pojedynczego życia nie da się wpłynąć na procesy rządzące światem. Nic nie można zrobić. Owszem, istnieje niesprawiedliwość. W Syrii giną dzieci, ludzie uciekający przed wojną lub głodem toną w Morzu Śródziemnym, gdzie ci, którzy mają więcej szczęścia, jadą na wakacje. Zmienia się klimat, wymierają rafy koralowe. Ale przecież nic na to nie poradzimy.

Tak, rzeczywiście mamy skłonność do takiego myślenia. Tymczasem, wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za zjawiska, o których mówisz, wszyscy w nich współuczestniczymy.

Oczywiście, patrząc z wąskiej perspektywy można dojść do wniosku, że wojnę w Syrii wywołały konkretne państwa czy organizacje, konkretne decyzje i działania – nie będziemy tego teraz rozstrzygały. Można stwierdzić, że za zniszczenie klimatu odpowiadają korporacje. Ale patrząc nieco głębiej, wszyscy odpowiadamy za sytuację na świecie, właśnie dlatego, że jesteśmy połączeni. Co możemy zrobić? Sam fakt, że zadajemy sobie to pytanie już coś zmienia. Przeważnie jesteśmy tak pochłonięci bieganiem w codziennym kieracie, że chcemy tylko spokoju. „Daj mi spokój” – mówią rodzice do dziecka, bo bez ustanku są zmęczeni. Czy to jest życie? Czy tylko na tyle nas stać? Przecież ludzie to niezwykłe istoty: istoty zdolne do zachwytu. Dlaczego żyjemy poniżej swojego ludzkiego potencjału? Zasadniczą rolę odgrywają trzy czynniki: złość, pragnienie, ignorancja. Wszyscy bez wyjątku mamy w sobie te rzeczy. Niektórzy zaczynają z nimi pracować, inni nie. Zdarza się, że ludzie cierpią w swoim życiu osobistym z powodu złości i pragnienia, i zauważają to. Trudniej zauważyć, że cierpimy także z powodu ignorancji. Każde zdarzenie ma swoją przyczynę. Rozmawiamy tu o praktyce Zen: ona polega na docieraniu do pierwotnej przyczyny cierpienia. W pewnych sytuacjach przyczyny są niezwykle złożone – jak choćby w przypadku wojny w Syrii. Kto jest odpowiedzialny? Oczywiście, trzeba próbować zrozumieć te mechanizmy z perspektywy historycznej, polityczno-ekonomicznej, eksperckiej. Ale jedno jest jasne: ty też jesteś za nią odpowiedzialna. Dlaczego? Z powodu złości, pragnienia i ignorancji występujących także w twoim umyśle. To są ogólne przyczyny cierpienia. Zen to także akceptowanie tej niechcianej prawdy.

rys. Karyna Piwowarska
rys. Karyna Piwowarska

Przeciwieństwem ignorancji nie jest wiedza

Ignorancja? Przecież mamy ogromną wiedzę naukową. Liczba aktualnie żyjących naukowców jest większa od sumy wszystkich, którzy żyli przed 1980 rokiem. Dokonaliśmy sekwencjonowania ludzkiego genomu. Wykryliśmy fale grawitacyjne. Pracujemy nad komputerami kwantowymi. Internet daje ludziom dostęp do informacji. To sytuacja bez precedensu w historii ludzkości.

Zgadza się. Mamy ogromną wiedzę. Ale przeciwieństwem ignorancji nie jest wiedza, lecz mądrość. Wiedza funkcjonuje w świecie relatywnym, pochodzi z drugiej ręki. Mądrość jest wewnętrzna. Dostęp do niej bywa trudny, ale nie jest niemożliwy. A życie jest nieprzewidywalne. Żadne gotowe instrukcje nie zadziałają we wszystkich sytuacjach. Wiedza jest oczywiście potrzebna. To wspaniale, że mamy łatwy i powszechny dostęp do informacji.  Trzeba rozwijać, uelastyczniać, rozbudowywać umysł. To wszystko jest dobre, ale to nie wystarczy, żeby adekwatnie reagować na zmieniający się dynamicznie świat, zwłaszcza w momentach, kiedy nie ma czasu do namysłu i trzeba działać spontanicznie. Świat jest procesem nieustannego powstawania, czy raczej współpowstawania wszystkich zjawisk. Należy do nich także ludzki umysł. Gotowe formułki, czyli powierzchowna wiedza, nie wystarczą w chwili prawdziwego kryzysu – w chwili próby.

W praktyce Zen mówi się czasem skrótowo o umyśle „nie wiem”. W jaki sposób to „nie wiem” łączy się z mądrością?

„Nie wiem” to nie jest powierzchowne stwierdzenie, jak wtedy, kiedy ktoś mówi, że nie wie tego czy tamtego. Chodzi raczej o stan umysłu. Czasami używamy także określenia „umysł przed myśleniem”. Jest to stan, w którym na moment ustaje wyczerpujący monolog wewnętrzny, to nieustanne kombinowanie w ludzkiej głowie. Człowiek przestaje gorączkowo szukać natychmiastowej odpowiedzi na jakąś nurtującą kwestię i pozostaje na pewien czas w otwartej, szerokiej przestrzeni. Jeśli to się zdarzy choćby na sekundę, to już jest coś cudownego. Ludzie boją się tego momentu, boją się puścić swój nawykowy sposób patrzenia na świat, poluzować swoje poglądy. Są przyklejeni do tych rzeczy, skupieni na swoich emocjach, uczuciach, opiniach, na sobie, na swoim „ja”. Ale kiedy uda się na moment odkleić od tych rzeczy, wydarza się coś wspaniałego. To właśnie z tej przestrzeni „nie wiem” pochodzą najlepsze rozwiązania, niestandardowe pomysły, tam otwierają się niespodziewane możliwości.

Religia albo zdrowy rozsądek

Kolejną przyczyną cierpienia, jak mówisz, jest pragnienie. Ale co jest złego w tym, że pragniemy różnych rzeczy? To ludzkie.

Oczywiście. Nie chodzi o to, żeby niczego nie pragnąć, bo to byłoby niemożliwe. Chodzi tylko o to, żeby panować nad tymi pragnieniami.

Czy to nie jest jakiś religijny purytanizm? Religie zawsze każą panować nad pragnieniem.

I słusznie (śmiech). To kwestia zdrowego rozsądku. Powiedzmy, że ktoś lubi dużo jeść. Jeśli nie opanuje tego nadmiernego pragnienia, zachoruje i będzie cierpiał, a także powodował cierpienie. To kwestia zdrowego rozsądku. Folgowanie zachciankom nikogo nie uszczęśliwia. Trzeba kierować się zwykłą troską o siebie i innych.

Ale jak panować nad pragnieniem? Osoba, która ma problemy z jedzeniem nie przestanie objadać się od tego, że tak sobie postanowi, że powie sobie: od dzisiaj koniec (vide: postanowienia noworoczne).

No tak, zrozumieć problem intelektualnie – to jedno. Wprowadzić to rozumienie w życie – to drugie. Do tego potrzebny jest trening, praktyka. Istnieją różne sposoby pracy nad sobą, Zen jest jednym z takich sposobów. W przeciwieństwie do wielu popularnych dziś metod obiecujących natychmiastową przemianę, Zen wymaga dyscypliny i wytrwałości. Nie ma dróg na skróty.

Cóż, nie lubimy słuchać o dyscyplinie, ciężkiej pracy, ograniczeniu egoizmu… kiedy idziemy na terapię, albo do trenera osobistego, przeważnie chcielibyśmy usłyszeć coś innego, raczej coś w stylu: masz prawo, pozwól sobie…

„Jesteś tego warta”. Kupuj, kupuj… Ale Zen, choć ma w sobie elementy terapeutyczne, nie jest terapią i z pewnością nie ma nic wspólnego z doradztwem osobistym.

Ale czy dyscyplina nie jest ograniczeniem wolności? Ludzie często rozumieją wolność jako prawo do zaspokajania swoich potrzeb, pragnień i zachcianek. Wiele osób protestowałoby przeciwko wprowadzeniu pro-ekologicznego prawa (na przykład, ograniczającego zużycie wody) ponieważ to nakłada jakiś limit na ich wolność.

To bardzo krótkowzroczne, wąskie rozumienie wolności. Taki sposób myślenia wypływa właśnie z ignorancji. Wąskie rozumienie, które widzi tylko tyle: ja mam prawo do tej wody (bo ona jest w moim kranie). Ignorancja to odmowa zrozumienia, że wszystko jest ze sobą powiązane, a także – że wszystko jest nietrwałe, stale się zmienia, ewoluuje. Ignorancja to przywiązanie do małego „ja”, które sprawia, że człowiek staje się niewolnikiem, przeżywa swoje życie jak automat, stale zaprzężony do kieratu napędzanego przez pragnienie.

To jest może paradoks pragnienia, im więcej chcemy, tym mniej mamy.

Im więcej chcemy, tym mniej nas jest. Znikamy.

rys. Karyna Piwowarska
rys. Karyna Piwowarska

40 lat z Zen

Przeciwieństwem ignorancji jest mądrość. A co jest przeciwieństwem pragnienia?

Trzeba powiedzieć, że są różne pragnienia. Małe, egocentryczne pragnienia – chcę tego, chcę tamtego. Ale są też większe pragnienia. Dość łatwo poszerzyć perspektywę tak, aby obejmowała ulubionych ludzi. Ale próbujmy poszerzyć ją jeszcze bardziej, objąć swoją społeczność, kraj, inne istoty, świat. Niechby ludzie pragnęli wspólnoty nie tylko z najbliższymi, i nie tylko wtedy, kiedy, dajmy na to, przyjeżdża papież…

Albo umiera…

…albo wtedy, kiedy Polska strzeli gola (śmiech). Niedawno obserwowałam stan powszechnego uniesienia po jakimś meczu, w którym grała Polska. To był piękny moment. Gdyby tylko tego rodzaju uniesienia nie były wykluczające…

W jaki sposób budować szerszą perspektywę, o której mówisz? 

Do tego służy praktyka. Ale w codziennym życiu warto zwracać uwagę nie tylko na swoje działania, ale też na myśli. Jaki procent mojego myślenia dotyczy wyłącznie mnie? To bardzo ciekawe, warto to obserwować. Jak często całkiem automatycznie nastawiamy się negatywnie, do innych, do świata, do przyszłości? Trzeba to zauważyć i pracować z tym.

Czyżbyś sugerowała pozytywne myślenie?

Nie, oczywiście, ze nie. Zmiana nastawienia wymaga wysiłku, ciężkiej pracy. Praktykuję Zen od ponad 40 lat, mimo to nadal zdarza mi się odczuwać irytację i złość, zwłaszcza kiedy jestem zmęczona albo mam gorszy nastrój. Zwykle jednak od razu to zauważam i staram się zrozumieć o co mi właściwie chodzi. Pytam siebie: „dlaczego jesteś taka nietolerancyjna?” Dlaczego inni mieliby spełniać twoje oczekiwania? Staram się temu przyglądać. Przez uważność, świadomość, obserwację, udaje się rozpuścić egoistyczne myśli. One nie mają żadnej substancji. Codzienna medytacja to trening, który pomaga nam zauważyć, kiedy pojawia się złe, egoistyczne, oceniające myślenie.

Ostatnio uszkodziłam samochód wjeżdżając do garażu. Raz na jakiś czas – bardzo rzadko – odzywa się we mnie ułańska fantazja, i właśnie wtedy tak się stało, z jakiegoś powodu przyszło mi do głowy, żeby wykonać efektowny manewr, nie wyrobiłam się i uderzyłam w ścianę garażu. Oczywiście natychmiast poczułam się idiotycznie – co za głupota! Nie mogłam znieść tej swojej głupoty, więc natychmiast zaczęłam szukać usprawiedliwienia: przecież ktoś miał mnie podwieźć, a w ostatniej chwili odwołał, i tak dalej. Ale kiedy się na tym przyłapałam, powiedziałam sobie: odpuść. Praktyka sprawia, że to jest możliwe. Mój przykład jest akurat dość trywialny, ale to samo dotyczy poważniejszych sytuacji. Być może w chwili kryzysu, kiedy życie zażąda od jakiegoś naprawdę trudnego działania, zareagujemy właściwie.

Zachęcamy do lektury drugiej i trzeciej części rozmowy z Aleksandrą Porter!

Aleksandra Porter/ fot. Paul Brymer
Aleksandra Porter/ fot. Paul Brymer

Aleksandra Porter:

Praktykuje medytację Zen od 1978 roku, kiedy spotkała koreańskiego Mistrza Zen Seung Sahna Sunima. Od 30 lat mieszka w ośrodku zen w Falenicy, w którym pełniła funkcję opatki przez ponad 20 lat. W 1992 roku dostała przekaz „Inka” (pozwolenie na samodzielne nauczanie), a w 2006 roku została mistrzem zen. Od 25 lat naucza medytacji zen w kraju, całej Europie, a także w ośrodkach Kwan Um w Stanach Zjednoczonych, Izraelu i Korei. Wcześniej tańczyła w Balecie Form Nowoczesnych i pracowała jako tancerka w krakowskiej operetce. Jak sama wspomina, taniec bardzo jej pomógł w wyćwiczeniu dyscypliny.
 

Czytaj również:

Spotkać się z życiem (2)
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Pogoda ducha

Spotkać się z życiem (2)

Rozmowa z pierwszą polską Mistrzynią Zen, Aleksandrą Porter
Julia Fiedorczuk

Przeważnie jesteśmy tak pochłonięci biegiem w codziennym kieracie, że chcemy tylko spokoju. Czy to jest życie? Czy tylko na tyle nas stać? Przecież ludzie to niezwykłe istoty: dlaczego żyjemy poniżej swojego ludzkiego potencjału? Zasadniczą rolę odgrywają trzy czynniki: złość, pragnienie, ignorancja, a praktyka Zen polega na docieraniu do pierwotnej przyczyny cierpienia – druga część wywiadu z Mistrzynią Zen, Aleksandrą Porter. 

Pierwszą część rozmowy mogą Państwo przeczytać tutaj.

Czytaj dalej