Praktyka zen uwrażliwia. Otwiera umysł i serce, nie prowadzi do skamienienia, a jednocześnie daje nam coś w rodzaju tarczy ochronnej, dzięki której udaje się nie stracić gruntu pod nogami, kiedy dzieje się coś złego – przypomina Aleksandra Porter. Publikujemy kolejną część wywiadu z mistrzynią zen.
Zachęcamy do lektury pierwszej i drugiej częściej rozmowy.
Julia Fiedorczuk: Czytałam gdzieś ostatnio, że zen jest nauką umierania. Zgodziłabyś się z takim stwierdzeniem?
Aleksandra Porter: To tylko część prawdy. Zen jest przede wszystkim nauką życia. Ale śmierć jest częścią życia – jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało. Zatem, tak, zen jest także nauką śmierci, sposobem na oswojenie się ze śmiercią.
Co właściwie znaczy słowo zen? Ludzie mają dużo błędnych koncepcji na ten temat.
To prawda, jest dużo nieporozumień. Zen w dosłownym tłumaczeniu to po prostu medytacja, czyli świadomość tego oto momentu, świadomość tego, co robisz w danej chwili, co dzieje się w twoim umyśle. Tylko w niewielkim stopniu możemy wpłynąć na wydarzenia zewnętrzne, możemy jednak nauczyć się prawidłowo reagować na to, co przynosi życie. Praktyka zen uczy przekraczania swoich słabości i ograniczeń, pomaga w pokonaniu uwarunkowań, w rozbrojeniu nawyków, czyli „programów” kontrolujących nasze zachowanie. Te programy uruchamiają się przede wszystkim w sytuacjach podszytych silnymi emocjami, zwłaszcza lękiem. Wyzwolenie się z pęt nawykowego reagowania pomaga poradzić sobie w trudnych sytuacjach, także wtedy, gdy zagrożone jest nasze życie, gdy stajemy twarzą w twarz ze śmiercią.
Dlaczego tak bardzo boimy się śmierci? Wydaje się, że lęk przed śmiercią leży u podstaw wielu innych lęków, także