Specjalistka od wiedźm
i
Margaret Alice Murray bada mumię, Manchester Museum, 1908 r./ResearchGate (CC BY 4.0)
Wiedza i niewiedza

Specjalistka od wiedźm

Alice Tarbuck
Czyta się 11 minut

Margaret Alice Murray, XIX-wieczna brytyjska egiptolożka i folklorystka, uważała, że w Europie przez stulecia istniała tajemna pogańska religia, której wyznawczyniami miały być palone na stosach czarownice.

Urodziła się w 1863 r. w Kalkucie, kiedy imperium brytyjskie było u szczytu swojej potęgi. Margaret Alice Murray otrzymała tylko nieformalne wykształcenie, za to dużo podróżowała. Zaprzyjaźniła się z czołowym egiptologiem Flindersem Petrie oraz jego żoną Hildą i wkrótce sama zaznaczyła swoją obecność w tej dziedzinie nauki, choć przez większość kariery pozostawała w cieniu brytyjskiego naukowca. Z czasem Murray została profesorką na University Col­lege London i prezeską Towarzystwa Ludoznawczego (Folklore Society). Nigdy nie wyszła za mąż, opublikowała natomiast mnóstwo prac, prowadziła wykopaliska na Malcie, spędziła też wiele czasu w Petrze i na Minorce. Dożyła sędziwego wieku 101 lat. Jednak to nie tamte osiągnięcia – iście pionierskie jak na kobietę w owych czasach – rozsławiły jej imię. Dziś można o niej myś­leć jak o wytworze imperium brytyjskiego – osobie, która mimo braku studiów zdołała dzięki uprzywilejowanemu pochodzeniu wejść w środowisko egiptologów, w czym pomogły jej przyjaźnie, koneksje i łatwość podróżowania. Można w niej też widzieć wczesną feministkę, która swoją pracą przecierała szlaki przyszłym archeo­lożkom i akademiczkom. Mimo to obecnie najczęściej pamięta się Murray jako naukowczynię skompromitowaną wadliwą metodologią badań i wątpliwymi tezami. Niektórzy sądzą, że w kłopotliwym spadku po Margaret Alice Murray odbijają się dziwactwa, paradoksy i trudności współczesnych dyskusji wokół czarownictwa.

Sekretna religia

Pogląd, który tak mocno zaciążył na jej wizerunku, miał bardzo luźny związek z egiptologią, choć ukształtował się przy udziale metod archeologicznych. Zgodnie z teorią Murray – swego czasu propagowaną w licznych poważnych czasopismach i wspieraną przez wydawnictwa akademickie – istnieją dowody na występowanie rozciągniętego w czasie „wiedźmiego kultu”, czyli tajnego zbioru pogańskich wierzeń, który przetrwał w ukryciu jak Europa długa i szeroka od najdawniejszych czasów aż po współczesność. Murray twierdziła, że wiedźmy sądzone w procesach o czary nie były niewinnymi ofiarami ludobójstwa służącemu kontroli społecznej, ale prawdziwymi czarownicami, wyznawczyniami sekretnej religii.

Murray uważała wiedźmi kult za w pełni ukształtowaną religię opartą na wspólnych wierzeniach, która pod względem stopnia zorganizowania nie ustępowała innym religiom świata. Badaczka stawiała tezę, że wiedźmi kult zagrażał Kościołowi, który postanowił go stłamsić za pomocą procesów o czary. W ten sposób Kościół zaszczepił w ludziach niechęć do wiedźmiego kultu, przedstawiając boga czarownic jako diabła. Teoria Murray, przypisująca wiedzę tajemną i pogańskie wierzenia setkom tysięcy niewinnych ludzi zamordowanych w całej Europie, z czego przytłaczającą większość stanowili praktykujący chrześcijanie, została gruntownie obalona. Godzi w pamięć o ofiarach średniowiecznego ludobójstwa nazywanego polowaniem na czarownice. Ta nieprawdopodobna teza przyćmiła wszystkie inne aspekty długiej i skądinąd owocnej kariery naukowej Murray. Gdybym jednak miała wskazać najbardziej fascynujący aspekt obalonej teorii, byłby nim nie tyle jej osobliwość, ile przemożny i długotrwały wpływ na rozwój ruchu neopogańskiego wicca i współczesnych praktyk magicznych. Hipoteza wiedźmiego kultu odcisnęła głębokie piętno na czarownictwie. Jak to się jednak stało, że ceniona egiptolożka wykonała zwrot w stronę folkloryzmu i badań nad zachodnim okultyzmem?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Poglądy Margaret Murray na temat wiedźmiego kultu nie formowały się w próżni. Większość XIX-wiecznych historyków była zdania, że kobiet pozbawianych życia wskutek procesów o czary nie łączyło nic oprócz pecha. Z drugiej strony wiele oskarżonych podczas tortur i na rozprawach składało zdumiewająco podobne zeznania. Dziś tłumaczy się to zazwyczaj treścią pytań zadawanych przez inkwizytorów oraz inne osoby biorące udział w torturach i procesach. Owe pytania i zarzuty w dużej mierze opierały się na kilku źródłach szeroko rozpowszechnionych w ówczesnej Europie. Najważniejszym z nich był traktat Malleus Maleficarum [Młot na czarownice], który ukazał się drukiem w Niemczech w 1487 r., a do roku 1669 doczekał się 30 wydań. Malleus Maleficarum zawierał wskazówki, jak rozpoznać wiedźmy, demony i chowańce; tłumaczono w nim również, dlaczego właśnie kobiety są szczególnie podatne na szatański urok – jak łatwo się domyślić, miało to związek z rzekomą słabością charakteru i niepohamowaną chucią. Takie mizoginiczne rozprawy cieszyły się niesłychaną popularnością. Do ich autorów należał m.in. Jakub I Stuart, który próbował w naukowy sposób dociekać, jak to możliwe, że czarownice potrafią latać. Zatrważające, pełne zaleceń i sugestywnych opisów książki stały się żyznym podłożem dla procesów o czary; ich groteskowe tezy były później powielane w niezliczonych zeznaniach wymuszonych torturami. Przyznanie się do niedorzecznych zarzutów wysuwanych przez śledczych – do latania na miotłach i współżycia z diabłem – było często jedynym sposobem na przerwanie tortur.

To wszystko dziś może nam się wydawać oczywiste, ale w XVIII i XIX w. podobieństwa między zeznaniami czarownic z całej Europy – pełnymi wzmianek o paktach, bluźnierczych chrztach i szokujących aktach płciowych z udziałem demonów – skłoniły niektórych historyków do snucia teorii, jakoby średniowieczne czarownice znajdowały się pod wpływem głęboko zakorzenionych stereotypów pochodzących z wierzeń przedchrześcijańskich. W 1828 r. badacz Karl Ernst Jarcke opublikował dokumenty z niemieckiego procesu o czary opatrzone spekulatywnym komentarzem, w którym sugerował, że czarownictwo pierwotnie było pozostałością po nieszkodliwej religii przedchrześcijańskiej i dopiero z czasem przerodziło się w zdegenerowany kult diabła. W 1839 r. Franz Josef Mone poszedł o krok dalej, dodając do tej teorii popularny wówczas element czystości rasowej – według jego przypuszczeń pogańskiej wiary nie podtrzymywali Niemcy, lecz robili to greccy niewolnicy. Podobnych opinii było więcej. Chyba największy rozgłos zyskała jednak amerykańska feministka Matilda Joslyn Gage. W książce z 1893 r. twierdziła ona, że procesy o czary były w istocie atakiem na kobiety, które zdaniem Kościoła zdobyły nadmierną wiedzę i wpływy. Gage wywodziła, że historycznie religia przedchrześcijańska była religią matriarchalną i dlatego Kościół się na niej mścił. Twierdzenie to nie zostało poparte żadnymi dowodami, autorka zaś w swojej napisanej z żarem książce drastycznie zawyżyła liczbę ofiar polowania na czarownice.

O ile pracy Gage można było zarzucić nieścisłość, o tyle inni bohaterowie tej wiedźmiej sagi posuwali się do jawnych fałszerstw. Amerykański folklorysta Charles Leland w opublikowanej w 1899 r. książce Aradia. Ewangelia czarownic zawarł rzekomy opis wiedźmiego kultu; miał go otrzymać w formie rękopisu zatytułowanego Vangel od włoskiej czarownicy imieniem Maddalena, która pomagała mu w zbieraniu włoskich podań ludowych. Historyk Ronald Hutton przedstawia kilka możliwości wyjaśniających tę kwestię: według jednej z nich Aradia mogła być autentycznym tekstem wyznawców podziemnego kultu włoskiej bogini; druga wersja zakłada, że Maddalena, która wydaje się postacią prawdziwą, sporządziła tekst dla Lelanda, opierając się na włas­nych tradycjach rodzinnych. Według ostatniej teorii Charles Leland w ogóle nie otrzymał żadnego rękopisu, tylko spreparował treść książki, posiłkując się swoją rozległą wiedzą na temat ludowych legend. Ta trzecia opcja została powszechnie uznana za najbardziej prawdopodobną. Mimo to – podobnie jak w przypadku książki Murray – obrzędy i zwyczaje opisane w Aradii weszły do głównego nurtu współczesnego czarownictwa.

Teoria wiedźmiego kultu nie pochodzi zatem od Murray. Pogarda i drwina, jakie spadły na badaczkę, gdy podjęła ten temat i pociągnęła go dalej, wynikały raczej stąd, że Murray spopularyzowała istniejące wątki oraz połączyła je w spójną opowieść. Ale co właściwie sprawiło, że egiptolożka porzuciła słońce pustyni, aby zagłębić się w historię brytyjskiego i angielskiego czarownictwa?

ilustracja: Marek Raczkowski
ilustracja: Marek Raczkowski

Teoria pełna dziur

Odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać w okolicznościach, w jakich Murray znalazła się około 1921 r. Kathleen Sheppard zauważa, że „w latach pierwszej wojny światowej, kiedy okazało się, że na polu archeologii nie ma zbyt wiele do roboty (ponieważ większość studentów walczyła na wojnie, uniwersytety w Anglii były zamknięte albo znacznie ograniczały swoją działalność), Murray postanowiła poszerzyć swoje zainteresowania badawcze o antropologię i tradycje ludowe”. Wypada odnotować, że dzieło Murray było pierwszym antropologicznym opracowaniem na temat czarownictwa w Wielkiej Brytanii. Swoje ustalenia po raz pierwszy przedstawiła członkom Towarzystwa Ludoznawczego w roku 1917; następnie rozwinęła je w dwóch książkach: Wiedźmi kult w Europie Zachodniej [1921, wyd. polskie 2016] i The God of the Witches [Bóg czarownic, 1931].

Wczesne odkrycia badaczki są fascynujące: sięga ona do piśmiennictwa historycznego z okresu między VII a XV w. i przytacza wzmianki o pogańskich praktykach religijnych na Wyspach Brytyjskich. W tych opisach (ich autorami byli najczęś­ciej gorliwi orędownicy chrześcijaństwa) doszukuje się licznych podobieństw, którym nie sposób zaprzeczyć. Potem jednak z owego zbioru luźnych spostrzeżeń wysnuwa zdumiewający wniosek, jakoby wszystkie te rozmaite grupy czciły jedno i to samo rogate bóstwo: „Dla nich ten tak zwany Diabeł był Bogiem wcielonym i objawionym, adorowano go więc na kolanach, zanoszono do niego modły” [tłum. Agnieszka Kisiel]. Najprościej mówiąc, nie ma dowodów na historyczną ścisłość relacji o poganach zamieszkujących Wyspy Brytyjskie; Murray na przykład w ogóle nie liczy się z możliwością, że takie źródła mogły być formą chrześcijańskiej propagandy. Nawet jeśli przyjąć, że wszystkie te osobne grupy opisano w sposób wierny, a ich obrzędy zostały dobrze zrozumiane przez postronnych obserwatorów, nie ma żadnych dowodów na to, że łączył je wspólny bóg. Większość świadectw związanych z wierzeniami przedchrześcijańskimi w Europie i Wielkiej Brytanii wskazuje na istnienie wspólnot religijnych o mocno lokalnym charakterze, z obrzędowością dostosowaną do pogody oraz krajobrazu danego miejsca.

Murray dokonuje w swojej pracy śmiałych, pełnych rozmachu generalizacji: zakłada m.in. istnienie rozbudowanych struktur organizacyjnych wiedźmiego kultu. Pisząc o czarownicach i czarownikach, którzy wyparli się swojej wiary, stwierdza, że zdrajców karano śmiercią; milczenie członków i bezpieczeństwo przywódcy były wymuszane surowymi środkami. Te koncepcje Murray zostały drobiazgowo prześwietlone i podważone przez historyków. O bodaj najbardziej zjadliwe podsumowanie dziur w jej teorii pokusili się Jeffrey B. Russell i Brooks Alexander w książce A New History of Witch­craft: Sorcerers, Heretics and Pagans [Nowa historia czarownictwa. Czarnoksiężnicy, heretycy i poganie]. Piszą w niej: „To, że »stara religia« przetrwała w ukryciu, nie pozostawiając przy tym żadnych śladów, jest oczywiście możliwe, tak samo jak nie sposób wykluczyć, że pod powierzchnią Księżyca znajdują się obszerne pokłady sera pleśniowego. […] Niemniej zakładanie istnienia czegoś, na co nie ma żadnych dowodów, to niedorzeczność”.

Tęsknota za dawnymi zwyczajami

Łatwo się przyłączyć do szerokiego potępienia, z jakim tezy Murray spotkały się w świecie naukowym. Trudniej zadać sobie pytanie, dlaczego wywarły tak silny i rozległy wpływ, albo wręcz poszukać w nich ziarna prawdy. Nie chodzi o prawdziwość nadrzędnej hipotezy, bo ta została obalona; rzecz raczej w tym, by zrozumieć, że świat wykreowany przez Murray to świat rozpoznawalny dla czytelników Roberta Gravesa oraz innych brytyjskich legend. Według wielu osób badaczka przedstawia w swoich dziełach wiarygodne scenariusze, swoistą układankę, w której wszystkie elementy do siebie pasują, mimo że na końcu wyłania się z nich fałszywy obraz. Murray zgromadziła ogromny materiał (co prawda z wątpliwych źródeł) na temat praktyk pogańskich na Wyspach Brytyjskich. To, czy jest autentyczny i wytrzymuje krytykę, schodzi tutaj na dalszy plan – liczy się jego sugestywność, moc jednoczenia ludzi wokół pewnej możliwości, w którą chcieliby uwierzyć. Czy nie byłoby ciekawiej, gdyby czarownice spalone na stosie istotnie miały nadziemskie moce i należały do tajemnego zakonu? Podobnie jak powieści Dana Browna lub teorie spiskowe dotyczące wolnomularstwa otaczająca wiedźmi kult cienka pajęczyna prawdopodobieństwa ma swój nieodparty urok. A jeszcze bardziej przemawia do wyobraźni myśl, że ukryte moce istnieją też dzisiaj i gdyby czytelnik znalazł sposób, mogłyby się stać również jego udziałem.

Taka wizja jest nie tylko kusząca, lecz także bardzo zaraźliwa. Obecnie czarownictwo w Wielkiej Brytanii i Europie nie stanowi wprawdzie osobnej religii, ale można w jego przypadku mówić o w miarę wspólnym kanonie fundacyjnych lektur. Do najbardziej poczytnych i wpływowych należą książki Geralda Gardnera, m.in. Współczesne czarownictwo, w którym rozwinął on idee ruchu wicca. Autor opierał się w znacznej mierze na pracach Murray – w rzeczy samej to właśnie ona napisała wstęp do Współczesnego czarownictwa. Kowen [grupa wyznawców wicca lub innego ruchu neopogańskiego – przyp. red.], który Gardner miał odkryć w angielskim New Forest, musiał się zapewne wydawać przejawem ciągłości wiedźmiego kultu.

Choć sama Murray nie angażowała się na poważnie w czarownictwo, jej badania stały się pożywką dla tych, którzy w pierwszej połowie XX w. dążyli do odtworzenia brytyjskiej religii pogańskiej. Wyłaniał się z nich obraz ukrytej, dobrze rozwiniętej religii z szeroko rozpowszechnionym kultem Rogatego Boga. Dziś w Wielkiej Brytanii niewiele pozostało z dawnych wierzeń ludowych i można chyba mówić o sporej wyrwie kulturowej między teraźniejszością a „dawnymi zwyczajami”. Pragnienie powrotu do praktyk przedchrześcijańskich, odzyskania ludowej mądrości i bliższej więzi z przyrodą oraz animującymi ją siłami było na Wyspach obecne od dawna, a Murray dała ludziom klucz otwierający drzwi do tego magicznego świata. W jej pracach upatrywano dowodu na istnienie mocy, wiedzy i wiary czekających na ponowne odkrycie.

Współcześnie trudno znaleźć w Wielkiej Brytanii sklep ezoteryczny, którego nie zdobiłby posążek Rogatego Boga i jego wybranki. Wicca jako religia oraz czarownictwo jako praktyka okazały się bardzo żywotne i stanowią dzisiaj trzon alternatywnej duchowości w Zjednoczonym Królestwie. Czy fantastyczne konkluzje Margaret Murray, tworzącej opowieść z fragmentów, jako podstawa praktyk duchowych są mniej przekonujące niż inne pisma religijne? Hipoteza wiedźmiego kultu, choćby nieprawdziwa, przekazuje nam ważną prawdę o nas samych – o naszej tęsknocie za ciągłością tradycji, o pragnieniu, by znać historię i przyrodę miejsca, w którym żyjemy, o chęci dziękczynienia w zgodzie z cyklem pór roku, o głębokiej potrzebie wiary i wspólnoty. Spuścizna Margaret Murray jest skomp­likowana, dziwna i niepokojąca: stawia przed nami pytania o potrzebę wyjścia poza sferę czysto ludzką i podsuwa opowieści, w których próbujemy się odnaleźć.

Czytaj również:

Baby-Jagi
i
Evelyn De Morgan, „Eliksir miłości”, 1903 r., De Morgan Centre, Londyn (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Baby-Jagi

Tomasz Wiśniewski

Słowiański folklor był pełen znachorek, zielarek, szeptuch i czarownic. Kobiet obdarzonych wiedzą, która przekraczała ówczesne rozumienie świata. Istnieją do dziś – autorowi niniejszego tekstu było nawet dane poznać jedną z nich.

Popularne wyobrażenia dotyczące wiedźm mają dwa podstawowe źródła: ludowe i kościelno-inkwizycyjne. Zajadła propaganda chrześcijańska, za której kulminację uchodzą oczywiście niesławne procesy kobiet oskarżonych o czary, sprawiła, że dzisiaj trudno oddzielić lokalną znachorkę od opisywanej przez teologów czarownicy. Co ciekawe, niektóre z najbardziej kuriozalnych charakterystyk pojawiających się w pismach demonologów wywodzą się z powszechnie szanowanych tekstów starożytnych.

Czytaj dalej