Sen przy stole
i
Jozef Israëls, Chłopska rodzina przy stole, 1882 (domena publiczna)
Pogoda ducha

Sen przy stole

Magdalena Róża Skoczewska
Czyta się 6 minut

Bliskość w rodzinie nie bierze się znikąd – to wynik ciężkiej pracy. Do rodzinnej sielanki tęsknimy, ale zamiast wziąć sprawy w swoje ręce, wolimy śnić przy wspólnym stole o szczęściu, na które sobie i innym zwyczajnie nie pozwalamy.

Rodzina może być wielką pokusą nieśmiertelności. Posiadanie biologicznych dzieci funkcjonuje w podświadomości jako częściowa wygrana ze śmiercią. To dlatego często traktujemy potomstwo jak „przedłużenie” nas samych. Nie ma w tym nic złego pod warunkiem, że jednocześnie pamiętamy o odrębności dziecka i darzymy je szacunkiem. Problem zaczyna się wtedy, gdy nie jesteśmy świadomi, że wymagamy od niego czegoś, czego sami nie potrafimy, lub gdy złościmy się na nie o coś, czego tak naprawdę nie lubimy w sobie. Najczęściej mamy wtedy do czynienia z jednym z dwóch zachowań: albo „sklejamy” się z potomstwem, żeby mieć jak najbliższy kontakt z „potencjalną nieśmiertelnością”, albo „odrzucamy” dziecko, aby odsunąć od siebie strach przed jej utratą. W obu sytuacjach nie chodzi już wtedy o samego potomka, tylko o ego rodzica i jego biologiczną potrzebę, by to, co w nim najlepsze, przetrwało dzięki dziecku.

Ludzką rzeczą jest dążyć do perfekcji – to naturalne, że wymagamy od dzieci, by stawały się coraz lepsze, jednak takie postępowanie ma też w sobie coś zgubnego. Bardzo ważna jest tu kwestia skali. Nie powinniśmy pozwalać, aby nasze dążenie przesłaniało nam to, co jest teraz. Nie zapominajmy, że uporczywemu poszukiwaniu ideału towarzyszy najczęściej brak akceptacji dla siebie – takiego, jakim się jest – i dla otaczającego świata. Może to prowadzić do zaburzeń postrzegania rzeczywistości. Uruchamiają się różne mechanizmy obronne, np. wyparcie, projekcja czy fiksacja. Umysł może wytworzyć bardziej odpowiadającą nam rzeczywistość lub taką, którą po prostu będziemy w stanie przyjąć. Wszystko, co pozwala „uciec od prawdy”.

Pustka i pragnienie miłości

Koncepcja rodziny zakłada ciągłość towarzyszenia sobie w transformacji. Transformacja rodziny jest wielo­wy­miarowa. Mówimy tu choćby o przemianie związanej z narodzinami i śmiercią poszczególnych osób, czyli przemianie pokoleniowej. Rodzina może ewoluować dzięki pracy i rozwojowi każdego z jej członków. Zmiany zachodzące w jednostce zmieniają cały system rodzinny.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Niezależnie od pozycji zajmowanej w rodzinie szukamy wśród bliskich ukojenia i miłości. Niestety często jej tam nie znajdujemy. Ulegamy złudzeniu, że miłość znajdziemy „na zewnątrz”, skoro nie odczuwamy jej w nas samych.

Wyobraźmy sobie, że zajmujemy miejsce przy wielkim stole po brzegi zastawionym potencjałem miłości i bliskości. Zazwyczaj siadamy do niego głodni, nie wiedząc, że tak samo głodni są wszyscy inni, którzy nam towarzyszą. Tak właśnie często dzieje się w rodzinie. Zapatrzeni jesteśmy w swój brak, swoją pustkę i swoje poczucie krzywdy. W psychologii poczucie braku powiązane jest z koncepcją kompleksu (Freud, Jung, Adler), który nie pozwala nam widzieć siebie samych w pełni. Jeśli np. wystarczająco nie doświadczyliśmy w rodzinie miłości, pojawi się kompleks, który będzie wywoływał iluzję, że tej miłości w nas nie ma. Co więcej, za każdym razem, kiedy spróbujemy zbliżyć się do miłości, będziemy odczuwać nieprzyjemne doznania – lęk, odrzucenie, niepokój – ponieważ miłość będzie nam się kojarzyć z tym, czego nie dostaliśmy, a więc również z bólem. Warto sobie wtedy uświadomić, że ten brak jest złudzeniem.

Pustce, odczuciu braku towarzyszy panika związana z tym, że nie wiemy, nie umiemy, że nie jesteśmy warci, nie dostaliśmy tego, co powinniśmy dostać… „Nie” ogranicza nas, a przecież to my sami mówimy „nie” i boimy się coraz bardziej. Najczęściej jest to strach uogólniony, którego nie potrafimy przyporządkować do czegoś konkretnego.

Spadkobiercy w hierarchii

Według jednych odziedziczyliśmy boskość i pełnię po Bogu Stwórcy, dla innych – w kodzie genetycznym, ale trudno zaprzeczyć, że jesteśmy czyimiś spadkobiercami, choćby dlatego, że żyjemy. Rodzinę możemy więc traktować w kategoriach szerszych. Poczucie obcości w świecie to tylko inna forma braku i pustki, które odczuwamy w rodzinie. Skala jest oczywiście inna, lecz mechanizmy psychologiczne wywołujące te uczucia takie same.

Weźmy pod uwagę choćby różnice „rang” w domu rodzinnym. Raz zapamiętane i nauczone będą się przekładać na nasze zachowania wobec osób pełniących analogiczne funkcje. Nigdy „jeden do jednego”, ponieważ spektrum relacji i postaw jest ogromne. Różnice „rangowe” – czy w najbliższej rodzinie, czy „w świecie” – nie sprzyjają bliskości. Budowanie bliskich relacji zawsze jest łatwiejsze, gdy opiera się na partnerstwie i równości. To nie lada zadanie, ponieważ świadomość posiadanej w rodzinnej strukturze „rangi” jest znikoma. Człowiek najczęściej nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką siłę oddziaływania na innych członków ma faktycznie. Z reguły zaniżamy swoją „rangę”, co niekiedy wynika z niskiego poczucia własnej wartości, a czasem łączy się z arogancją i paradoksalnie staje się sposobem na wywyższenie się – jednak i jedno, i drugie zachowanie jest przykładem zaniżania rangi. Człowiek, który zna swoją siłę, nie musi ani siebie umniejszać, ani się wywyższać. Jednak już sama świadomość zajmowanej pozycji daje wysoką „rangę”.

Mówiąc o randze, mam na myśli pozycję społeczną, psychologiczną, duchową, sytuacyjną (wywołaną przez jakąś sytuację, np. wypadek, w którym zachowujemy się jak bohaterzy, chociaż nigdy nie myśleliśmy o sobie jak o kimś odważnym), finansową, fizyczną lub strukturalną (np. pozycja w pracy wynikająca ze struktury firmy). Rodzina, jaką znamy, ma najczęściej charakter hierarchiczny i liczy się w niej każdy z wymienionych wyżej aspektów. Co więcej, system rodzinny jest oparty na wykluczających się wzajemnie strukturach, ponieważ hierarchiczność i bliskość emocjonalna nie idą ze sobą w parze. Hierarchia z zasady wiąże się z dystansem. Już samo poczucie wyższości i władzy wobec drugiego człowieka wynikające np. z wieku, jak w relacji rodzica z małym dzieckiem, czy pozycji, czego przykładem jest stosunek dziecka do starzejącego się rodzica, niesie ryzyko nadużyć. Nie oznacza to, że bliskość emocjonalna w relacjach hierarchicznych nigdy nie jest możliwa. Dużo będzie tu zależało od tego, jaką definicję bliskości przyjmiemy, a także od rodzaju hierarchii. Niemniej należy podkreślić, że w relacjach, które próbują łączyć bliskość i hierarchię, zdarzają się największe nadużycia.

Miłość bez ograniczeń

Dopiero świadomość posiadanej rangi połączona z wolą tworzenia bliskości są w stanie okiełznać nasze ego, pozwolić pozbyć się kompleksów i wyleczyć emocjonalne rany. Należy jednak pamiętać, że w końcu nie wszyscy wyrażają chęć tworzenia bliskich relacji i pracy nad sobą, by osiągnąć szeroko pojęte „dobro”. Każdy człowiek niesie własny bagaż doświadczeń i ma pewne ograniczenia, co zawsze należy uszanować. Przymus pozostawania w bliskości z rodziną, nawet jeśli wydawałby się w założeniu „dobry”, pozostaje przymusem, a więc formą przemocy, której do miłości daleko.

System rodzinny nie jest możliwy bez bliskości, nawet jeżeli jest to tylko bliskość biologiczna lub emocjo­­nalna. Może natomiast istnieć bez hierarchii, ale żeby to było osiągalne, musielibyśmy wcześniej zadbać o samo­świadomość i wypracować w rodzinie poczucie jedności. Kryzys rodziny w naszych czasach wiąże się – według mnie – z brakiem równowagi. Chodzi tu o równowagę między naszym światem zewnętrznym a wewnętrznym. Jeśli wewnątrz nas nie ma zrozumienia, czułości, cierpliwości czy wyrozumiałości, jeśli nie pielęgnujemy bliskości wewnątrz siebie, nie może ona zaistnieć w świecie zewnętrznym, a co za tym idzie – w rodzinie. Hierarchia, która jest powierzchowna (zewnętrzna), powoduje dystans, wiąże się z oceną i ustawianiem w szeregu – nie sprzyja więc równowadze. Z drugiej strony równość, która w moim rozumieniu najwięcej ma wspólnego z szacunkiem, wymaga wysiłku – ego musi „zejść z piedestału”, abyśmy mogli być bliżej drugiego człowieka. Niełatwo wyjść poza swoje kompleksy i przestać kompensować swoje braki pozycją w hierarchii. Powinniśmy jednak pracować nad zmniejszaniem poczucia pustki, pamiętając, że jest ona złudzeniem. Warto też wypełniać ją akceptacją i miłością zamiast dużymi oczekiwaniami wobec innych.

Rysunek z archiwum, nr 1240/ 1969 r.
Rysunek z archiwum, nr 1240/ 1969 r.

Czytaj również:

O czym śni śpiący rycerz
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 613/1957 r.
Opowieści

O czym śni śpiący rycerz

Monika Waraxa

Śpiący rycerz to popularny temat mitów i legend. Wchodząc do jaskini, wojownik symbolicznie oddala się od świata, co można interpretować jako zetknięcie z tym, co nieświadome.

Spoczęliśmy w jej skalnej grocie:
Wzdychała i spływała łzami;
Zamknąłem dzikie, dzikie oczy
Pocałunkami.

Czytaj dalej