Samba na placu Defilad
Wiedza i niewiedza

Samba na placu Defilad

Ewa Pawlik
Czyta się 3 minuty

Przygotowania rozpoczęto rok wcześniej, w 1954 r. Zgodnie z planem w trakcie trwającego dwa tygodnie V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Warszawie miało się odbyć ponad 750 wydarzeń kulturalnych i sportowych. Specjalnie na tę okazję wybudowano Stadion Dziesięciolecia. Plac Defilad zamienił się więc w gigantyczny taneczny parkiet.

Warszawa podnosiła się z gruzu, ale daleko jej było do czasów świetności. W latach 50. przypominała raczej ponure, smutne prowincjonalne miasto. Mroczne były czasy i zachmurzone twarze warszawiaków. „Słońce narodów” odeszło na zawsze dwa lata wcześniej, jednak w Polsce terror trwał w najlepsze. Odwilż miała dopiero nadejść.

Na potrzeby festiwalu stolicę zamieniono w olbrzymią scenę teatralną. W pustych sklepach pojawiły się nagle wszelkie dobra i tak samo nagle zniknęły, gdy zakończono celebracje – jak potrzebne na moment rekwizyty. Główny element dekoracji stanowił fryz zaprojektowany i wykonany przez młodych artystów: Wojciecha Fangora i Henryka Tomaszewskiego. Nowoczesna, 400-metrowa kompozycja plastyczna, ciągnąca się wzdłuż Marszałkowskiej – od ulicy Świętokrzyskiej do Alei Jerozolimskich – z gołąbkami pokoju i uproszczonymi, geometrycznymi symbolami państw biorących udział w imprezie. Wzdłuż tras pochodów drzewa udekorowano kokardami projektu Oskara Hansena. Agnieszka Osiecka wspominała, jak ozdobiono ulicę Nowy Świat: „Nie na czerwono, nie na biało-czerwono, nie na maryjnie, tylko całkiem po prostu – na pstro. Pstre lampki, lampiony, szmatki, kokardki, bufy i bombki huśtały się na sznurkach, spadały z nieba i wyglądały z okien”. Ale zza frywolnej, dalekiej od obowiązującego socrealizmu scenografii na każdym kroku wyłaniała się propaganda.

W instrukcji Prezydium Zarządu Głównego Związku Młodzieży Polskiej pisano o festiwalu jako o „przeglądzie sił młodzieży świata walczącej o pokój, postęp i demokrację”. Rodzimi delegaci musieli jeszcze wcześniej zawalczyć o prawo udziału w celebracjach. Zaszczytu dostąpić mogli jedynie wybitni robotnicy, wyrabiający przysłowiowe 200% normy, lojalni, żarliwi w wyrażaniu poparcia dla obowiązującego systemu politycznego. Wytypowano 140 tys. spełniających te warunki Polek i Polaków. Od siebie partia dorzuciła jeszcze trudne do oszacowania ilości agentów UB, szpicli, tłumaczy o podwójnej roli. Zaproszono wreszcie ponad 26 tys. uczestników ze 114 krajów, nie tylko tych ideowo ówcześnie nam bliskich.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

okładka z archiwum, nr 538/1055 r.

okładka z archiwum, nr 538/1055 r.

Uroczyste pochody, ogniste dyskusje i sportowe rywalizacje relacjonować miało 600 dziennikarzy. A wśród nich – w granatowym oficjalnym ni to fraku, ni to waciaku – zdumiony wysłannik „Dziennika Polskiego”, Sławomir Mrożek. W swojej autobiografii tak wspomina tamte wydarzenia: „[…] nigdy nie było wiadomo, który autobus odjeżdża w którą stronę i o której godzinie. Chroniczny brak programu, poczta wyłącznie pantoflowa, czyli niepewne wiadomości na temat tego, czy dana narodowość będzie przedstawiała swój program i którego dnia. W rezultacie jeździłem przepełnionym tramwajem po Warszawie, której nie znałem, dowiadywałem się o programie w ostatniej chwili oraz spóźniałem się na rauty i bale”.

W założeniu delegaci zagraniczni nie powinni byli poruszać się po Warszawie bez obstawy. W założeniu młodzież interesować się miała głównie pogadankami, konkursami i wymianą poglądów. W praktyce skala wydarzenia przerosła możliwości ówczesnych władz i straciły one kontrolę. Festiwal zamienił się w karnawał. Ulice i parki wypełniły dźwięki muzyki etnicznej i zakazanego dotąd jazzu. Młodzież nie udawała się na spoczynek o regulaminowej porze, skwery pustoszały z reguły nad ranem. Mimo barier językowych zawierano przyjaźnie, nawiązywano romanse. Polacy początkowo wydawali się zagranicznym gościom smutni, ale po kilku dniach zapanował nastrój obyczajowego rozprzężenia. Władze zagwarantowały ponad 660 ton mięsa i 750 tys. litrów piwa, inicjatywa prywatna ochoczo uzupełniała niedobory. Święto socjalizmu zamieniło się w celebrację indywidualizmu, otwartości i erotyzmu.

Władze uniosły na moment żelazną kurtynę w nadziei, że socjalizm podbije cały świat i to my, Polacy, będziemy ojcami tego sukcesu. Tymczasem to my zachłys­nęliśmy się światem zewnętrznym i po dwóch tygodniach szaleństwa kurtyny nie można było z powrotem opuścić.

Rok później w Poznaniu na ulice wyszli już nie tancerze samby, lecz robotnicy z Zakładów Przemysłu Metalowego. Pomiędzy szalonym festiwalem w stolicy a krwawymi zamieszkami w Wielkopolsce rozpoczął się proces demokratyzacji państwa.

Nie takie były założenia.

Czytaj również:

Przekrój wiosny 2021
Wiedza i niewiedza

Przekrój wiosny 2021

Przekrój

1 marca

Kusotymalek czarnobrewy, ptak uważany za wymarłego, zostaje zauważony po raz pierwszy od 170 lat na Borneo. Gdzieżeś ty bywał, kusotymalku?

19 marca

W CERN udaje się zarejestrować odderon, cząstkę teoretycznie przewidzianą w 1973 r. przez Leszka Łukaszuka z Węgrowa i Basaraba Nicolescu z Ploeszti.

Czytaj dalej