Rozmaitości sportowe – 2/2019
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Wiedza i niewiedza

Rozmaitości sportowe – 2/2019

Michał Szadkowski
Czyta się 11 minut

Prezeska po przejściach

Jeszcze niedawno Ineta Ra­dē­vi­ča była twarzą łotewskiego sportu. Trzykrotnie wybieraną na sportsmenkę roku, wicemistrzynią świata i mi­strzynią Europy w skoku w dal, chorążą podczas igrzysk w Londynie w 2012 r. Tak w kraju popularną, że zapraszaną na sesję do „Playboya”. Osiągnięcia na skoczni pomogły jej wygrać wybory na szefową łotewskiej lekkoatletyki w 2017 r. Niedawno jej sukcesy ze skoczni mocno jednak wyblakły, a prezesowska kariera się skończyła. MKOl ogłosił bowiem, że podczas igrzysk w 2012 r. Radēviča przyjmowała steryd anaboliczny oxandrolon. Gdy formalnoś­ciom stanie się zadość, Łotyszka straci czwarte miejsce z Londynu. Do medalu zabrakło jej wówczas centymetra, po igrzyskach zakończyła karierę. ­„Zawsze byłam i będę przeciwna używaniu niedozwolonych środków. Świadomie nigdy bym ich nie użyła. Sprawa dotyczy zdarzeń sprzed kilku lat, co czyni obronę trudniejszą, gdyż nie zachowała się cała dokumentacja medyczna z tamtego czasu” – tłumaczyła na Instagramie 37-letnia Radēviča. Łotyszka jest czwartą nakoksowaną uczestniczką finału skoku w dal w Londynie. Nie została do niego dopuszczona Turczynka Karin Melis Mey (testosteron), później wpadły piąta Białorusinka Nastassia Mironczyk-Iwanowa oraz siódma Rosjanka Anna Klasztorna (obie przyjmowały turinabol). Niewykluczone, że na tym się nie skończy, MKOl otwiera bowiem kolejne lodówki z próbówkami z 2012 r. Olimpijskim władzom zaczyna się śpieszyć, według zasad próbki z Londynu mogą sprawdzać tylko do sierpnia 2020 r.

Więksi niż Waligóra i Wyrwidąb

Yékini, Bombardier, Tyson – tak nazywają się gwiazdy sportu uprawianego w jednej części świata, ale popularnością przebijającego tam nawet piłkę nożną. Chodzi o senegalskie zapasy, tradycyjną sztukę walki uprawianą przez zamieszkujących Senegal i część Gambii Sererów. Zasady są proste: żeby wygrać, trzeba powalić rywala na plecy, sprawić, by wszystkimi kończynami dotykał ziemi, lub wypchnąć z otoczonego workami z piaskiem ringu. O wyniku decyduje trzech sędziów. Walka nie jest długa, ale poprzedzają ją ceremonie, które zaczynają się już w domu zawodnika (mają pomóc odegnać złe duchy), a kończą niedługo przed wejściem na ring, kiedy zapaśnik wykonuje bàkk, czyli pieśń o sobie. Kiedyś młodzi mężczyźni rywalizowali o żony, żeby udowodnić swoją męskość, albo dla rozrywki przywódców. Dziś senegalskie zapasy – pewnie także na fali rosnącego zainteresowania mieszanymi sztukami walki (MMA) na całym świecie – to wielki biznes. Zawodnicy trenują na pełen etat, ćwiczą elementy judo, boksu i zapasów. Przy najlepszych Waligóra i Wyrwidąb poczuliby się jak chucherka. Serigne Ousmane Dia, czyli wspomniany Bombardier, mierzy 190 cm i waży 150 kg, Tyson ma 199 cm i 135 kg. Walki odbywają się na stadionach piłkarskich, są transmitowane przez telewizje i oblegane przez sponsorów. Najlepsi zarabiają po 200 tys. dolarów za wyjście na ring, co w Senegalu jest fortuną (PKB na głowę wynosi tam 2,7 tys. dolarów rocznie, czyli 11 razy mniej niż w Polsce). Co więcej, gwiazdy są wzorami do naśladowania. „Kiedy topowy zapaśnik mówi, ludzie go słuchają” – podkreślał w CNN senegalski minister sportu Mata Ba.

zdjęcie: Pierre-Yves Beaudouin, Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0)

zdjęcie: Pierre-Yves Beaudouin, Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0)

 

Farerska flaga na igrzyska

Mają własny język. Kulturę. Historię. Reprezentację piłkarską. Ale na igrzyskach sportowcy z Wysp Owczych występować nie mogą. To znaczy mogą, ale tylko pod duńską flagą. „To dziwactwo. Mogłem albo zrezygnować z wyjazdu na igrzyska, albo wystartować dla Danii. A ja nie czuję się jej reprezentantem” – mówi urodzony w Vágur pływak Pál Joensen, olimpijczyk z lat 2012 i 2016. Wszystkiemu winni biurokraci z Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl), którzy w 1996 r. uradzili, że do organizacji mogą dołączać wyłącznie „kraje niepodległe, uznawane przez społeczność międzynarodową”. Nie wyrzucili jednak niespełniających tych kryteriów Brytyjskich Wysp Dziewiczych i Portoryko, ale zamknęli drzwi m.in. przed Wyspami Owczymi. Ten leżący na Morzu Norweskim archipelag od 1948 r. jest terytorium zależnym Danii, mimo to zachował dużą autonomię, nie odpowiada jedynie za politykę zagraniczną i obronną. Resztą, także sportem, Farerowie (bo tak nazywa się ten naród) zarządzają sami, dlatego chcieliby zobaczyć flagę ­na stadionie olimpijskim. Tamtejszy rząd do 2025 r. przeznaczy 55 mln euro na budowę stadionów, hal sportowych i pływalni, wynajął też agencję PR, która ma wywierać presję na MKOl. „Sportowy rozwój to sprawa narodowa, popierana przez rząd i wszystkie partie” – mówi Jon Hestoy z Farerskiego Komitetu Olimpijskiego. Wyspy wsparli już Islandczycy, Norwegowie oraz Duńczycy. Tak, ci ostatni nie mają nic przeciwko temu, by Wyspy Owcze samodzielnie startowały w igrzyskach. Pewnie także dlatego, że przez 70 lat tylko dwóch sportowców z archipelagu dostało się do olimpijskiej reprezentacji Danii.

 

Medalista wylądował na ulicy

Tamiru Demisse ma 25 lat, niemal nic nie widzi, na paraigrzyskach w 2016 r. zdobył jedyny medal dla Etiopii, a po nich wylądował na ulicy w Rio de Janeiro. „Straciłem swoje życie. Teraz chcę nowego” – mówi biegacz. Wszystko zaczęło się podczas paraolimpijskiego finału wyścigu na 1500 m. Demisse wpadł na metę drugi, krzyżując ręce nad głową. Był to protest przeciwko prześladowaniu Oromów, największej grupy etnicznej w Etiopii, przez ówczesnego premiera Hajlego Marjama Desalegne. Kilka miesięcy wcześniej Oromowie protestowali przeciwko rządowym inwestycjom oznaczającym wycinkę lasów i wysiedlenie farmerów. Pokojowe demonstracje zostały zmasakrowane przez policję – według Human Rights Watch zginęło co najmniej 500 osób. W Rio najpierw zaprotestował – też wbiegł na metę ze skrzyżowanymi rękami – srebrny w maratonie Feyisa Lilesa. „Gdybym teraz wrócił do kraju, zostałbym zabity albo wtrącony do więzienia” – mówił biegacz i uciekł do USA. Demisse został w Brazylii, liczył, że dostanie obywatelstwo i na igrzyska w Tokio w 2020 r. pojedzie już z nowym paszportem. Jego wniosek utknął jednak w urzędach, sprawa może zakończyć się nawet za cztery lata, a on nie ma za co żyć. Po igrzyskach mieszkał w ośrodku dla uchodźców, kościele, schronisku dla bezdomnych, dopiero ostatnio dostał się do internatu dla niepełnosprawnych sportowców. „Władze w Etiopii się zmieniły, sytua­cja nie jest tak zła jak w 2016 r., ale chcę żyć tutaj i być Brazylijczykiem” – deklaruje Demisse. Feyisa Lilesa po dwóch latach w USA wrócił do kraju, startuje pod etiopską flagą.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

 

Igrzyska bezdomne

W dzisiejszym świecie stabilność jest najtwardszą walutą. Wszyscy mogą jej nam zazdrościć” – mówił niedawno szef MKOl Thomas Bach, choć wyraźnie traci grunt pod nogami. Igrzyska, które kiedyś dodawały miastom prestiżu, dziś są niepotrzebnym i bardzo drogim towarem, którego nikt nie chce, co widać przy wyborze organizatora zimowej edycji w 2026 r. Najpierw ze starań zrezyg­nował szwajcarski Graubünden, bo pomysłowi w referendum przeciwstawili się mieszkańcy. Później – również po głosowaniu – upadł pomysł, by trzeci raz w historii igrzyska gościł Innsbruck. Norwegowie zastanawiali się nad Telemarkiem i Lillehammer, ale ostatecznie zdecydowali, że może zgłoszą się po igrzyska w 2030 r. Sion też przepadł w referendum, Graz nawet go nie zorganizował. Sapporo zapowiedziało, że zadzwoni do MKOl za kilka lat. W końcu – także w referendum – zaprotestowali mieszkańcy Calgary. To była bardzo bolesna porażka. Władze miasta od miesięcy starały się przekonać obywateli, że ograniczą koszty do minimum, nie będą budowały nikomu niepotrzebnych obiektów. Tym samym o igrzyska w 2026 r. starają się już tylko Sztokholm oraz wspólnie Mediolan i Cortina d’Ampezzo. Ale wielkiego entuzjazmu w Szwecji i we Włoszech nie ma, obie kandydatury nie mogą się doprosić o gwarancje finansowe od swoich rządów. Problemy MKOl nie są nowe. Zimowe igrzyska w 2022 r. odbędą się w Pekinie, te w 2014 r. zorganizowano w Soczi, czyli w krajach, gdzie władze nie zwykły pytać obywateli o opinię. Kolejnej dyktaturze oddać igrzysk olimpijskie władze jednak nie chciały – tureckiego Erzurum w ogóle nie dopuściły do kandydowania.

 

Powrót braci, jakich nie było. I nie będzie

Dzielą ich 2 minuty. 29 kwietnia 1978 r. najpierw urodził się Mike, a po chwili Bob Bryanowie. Później bliźniacy stworzyli, jak sami mówią, jeden organizm. W rodzinnym domu spali w tym samym łóżku, na studiach – w tym samym pokoju. Za czasów kawalerskich korzystali z jednego laptopa i e-mai­la, pożyczali sobie nawet szczoteczkę do zębów. Byli już po trzydziestce, gdy przyznawali, że zaledwie trzy razy w życiu rozstali się na dłużej niż tydzień. W tenisa też, rzecz jasna, zaczęli grać razem i stworzyli najlepszą parę deblową w dziejach. Nie chodzi tylko o to, że rozumieją się lepiej niż rywale, lecz także o to, że doskonale się uzupełniają – Mike jest prawo-, a Bob lewo­ręczny. W sumie Bryanowie triumfowali w 114 turniejach, 16 razy wygrywali turnieje wielkoszlemowe. Przez 438 tygodni utrzymywali się na szczycie rankingu deblistów. Wszystko to rekordy, które pewnie nigdy nie zostaną pobite. W ubiegłym roku bracia nie mogli śrubować wyników, wiosną Bob uszkodził biodro, leczył się do końca sezonu. Mike musiał poszukać tymczasowego zastępstwa. Choć z Jackiem Sockiem triumfował w Wimbledonie i na US Open, kiedy tylko brat stanął na nogi, znów zaczęli grać razem. Bryanowie wciąż mają bowiem cel. Jedyną parą, która wygrała cztery turnieje wielkoszlemowe w roku kalendarzowym, pozostają Australijczycy Ken McGregor i Frank Sedgman, którzy pokonali wszystkich rywali w 1951 r. Bryanowie najbliżej tego wyniku byli w 2013 r. po zwycięstwach w Australii, we Francji i w Wielkiej Brytanii, przegrali jednak – na swoich ulubionych kortach! – w Nowym Jorku.

zdjęcie: Boss-Tweed (CC-BY-2.0)
zdjęcie: Boss-Tweed (CC-BY-2.0)

Podwórkowy mecz kupię

Ten przykład doskonale ilustruje, że do ustawiania meczu może dojść na każdym poziomie” – mówi Thibault De Gendt z belgijskiego związku piłkarskiego, zajmujący się badaniem nieprawidłowości w tamtejszym futbolu. Kilka miesięcy temu reprezentantki Belgii do lat 16 mogły sprzedać mecz za 150 tys. dolarów. Tuż po treningu podszedł do trzech z nich nieznajomy mężczyzna i zaproponował każdej 50 tys. dolarów za odpuszczenie kolejnego meczu. Piłkarki odrzuciły propozycję i zawiadomiły władze belgijskiego związku, który zgłosił sprawę policji. Śledztwo trwa, dlatego nie wiadomo, kto miał być rywalem Belgijek, nie ujawniono też nazwisk piłkarek. Ta sprawa jest małą częścią coraz większego problemu. Łatwiej bowiem zarobić na nielegalnych zakładach, wpływając na wynik obserwowanego przez garstkę meczu juniorów niż szlagieru Ligi Mistrzów. Afery korupcyjne – na różnych poziomach – świeżo za sobą mają Grecy, Ukraińcy i Albańczycy, a za jedną z najbardziej narażonych na korupcję lig uchodzi maltańska. Niedawno UEFA zdyskwalifikowała dożywotnio dwóch zawodników tamtejszej reprezentacji do lat 21, bo wzięli pieniądze przed meczami z Czarnogórą i Czechami w eliminacjach młodzieżowych mistrzostw Europy. Tajemniczy przybysz z Azji – działający na zlecenie tamtejszej mafii bukmacherskiej – proponował pieniądze w sumie dziewięciu maltańskim zawodnikom za wynik 0:3 z Czarnogórą i jakąkolwiek porażkę z Czechami. Przekonał tylko Kyle’a Cesare’a i Emanuela Briffę, pozostali piłkarze, którzy nie przyjęli łapówki, zgłosili sprawę policji.

Pięciogwiazdkowy grillowany kurczak nokautuje

TBE 50 – to znak, który Floyd Mayweather opatentował przed 50. zawodową walką w karierze. „TBE” oznacza „najlepszego w historii” („The Best Ever”), pięćdziesiątka – pobicie rekordu legendarnego mistrza wagi ciężkiej Rocky’ego Marciano, który zszedł z ringu z bilansem 49 zwycięstw, 0 porażek, 0 remisów. Żaden pięściarz nie skończył kariery z tyloma zwycięstwami, bez porażek i remisów. Owszem, Julio César Chávez doszedł do bilansu 87–0–0, ale później zaczął się potykać i na emeryturę przechodził z wynikiem 106–6–2. May­weather w 2017 r. doprowadził bilans do stanu 50–0–0 i zakończył karierę, lecz z rekordu cieszył się krótko. Wanheng Menayothin w sierpniu pobił jego wynik, a w listopadzie wygrał już 52. walkę. „Kiedy zaczynałem, nie myślałem nawet o takim osiągnięciu” – mówił Tajlandczyk. Z porównaniami do Mayweathera nie ma się jednak co rozpędzać. Amerykanin uchodzi za jednego z najlepszych pięściarzy w historii, był mistrzem świata w pięciu kategoriach wagowych, ściągał tysiące ludzi do hoteli oraz hal w Las Vegas i Nowym Jorku, zdarzało mu się zarabiać na walce 250 mln dolarów. Menayothin ma 158 cm i waży 47 kg, występuje w wadze słomkowej, najniższej w zawodowym boksie, nigdy nie walczył poza krajem. Jego ksywka to Gigantyczny Karzeł, ale w trakcie najważniejszych walk korzysta z przydomku Kaiyanghada, co dosłownie oznacza „pięciogwiazdkowy kurczak grillowany” („Five-Star Grilled Chicken”). To część umowy sponsorskiej z CP Chicken, największym tajlandzkim producentem żywności.

 

Stek na sterydach

Nadmiar seksu, ciąża, spisek CIA – to tylko niektóre wymówki sportowców i sportsmenek przyłapanych na stosowaniu środków dopingujących. Niedawne tłumaczenia meksykańskiej chodziarki Maríi Guadalupe González wyjaśniającej, że zakazany klenbuterol znalazł się w jej organizmie po zjedzeniu skażonego mięsa, nie wydają się zatem wyjątkowo oryginalne. Ale w tym przypadku sytuacja jest bardziej skomplikowana. Klenbuterol służył kiedyś do leczenia chorób dróg oddechowych, lecz skutki uboczne (palpitacje, stany lękowe) spowodowały, że dziś niemal na całym świecie ludziom podawać go nie można. Mimo to używają go kulturyści, bo w zwiększonej dawce pomaga w budowaniu masy mięśniowej i spalaniu tłuszczowej. Legalnie można aplikować go zwierzętom, by leczyć astmę. Farmerzy – zwłaszcza w Chinach i Meksyku – faszerują nim jednak bydło z powodu drugiej, budującej mięś­nie, właściwości. Sportowiec wcinający stek w Tijuanie sam się zatem prosi o kłopoty. Kiedy w 2011 r. w Meksyku odbywały się mistrzostwa świata 17-latków, u 100 piłkarzy wykryto podwyższony poziom klenbuterolu. Rok później wpadło pięciu zawodników seniorskiej reprezentacji Meksyku, kilka miesięcy temu – pięściarz „Canelo” Álvarez. Kłopot polega na tym, że nie ma sposobu, by stwierdzić, kiedy zakazana substancja dostała się do organizmu razem z mięsnym posiłkiem, a kiedy została przyjęta świadomie. Efekt jest taki, że olimpijski medalista w trójskoku Will Claye wytłumaczył przekroczenie norm wycieczką do Meksyku i uniknął kary, a estoński hokeista Marko Kettunen – za to samo przewinienie! – został zdyskwalifikowany na cztery lata.

 

Tam, gdzie USA wyłącznie wygrywają

Nigdy wcześniej w żadnym sporcie nie istniał zespół, który tak bardzo dominowałby nad rywalami” – pisał „Sports Illustrated” o koszykarskiej reprezentacji USA na igrzyska w Barcelonie w 1992 r. Amerykanie pierwszy raz zaprosili wówczas do niej zawodowców z NBA i stworzyli „Dream Team”. Michael Jordan, Magic Johnson, Larry Bird i inne gwiazdy (tam wybitni koszykarze robili także za rezerwowych) najlepszej ligi świata sięgnęli po złoto, miażdżąc rywali. Średnio Amerykanie wygrywali każdy mecz różnicą 43,8 punktów. W finale pobili Chorwację 117:85. Później czasy się zmieniły. Drużyny z Ameryki Południowej i Europy zmężniały, a koszykarze z NBA zaczęli wygrywać niżej, raz nawet przegrali (w 2004 r. w Atenach wzięli zaledwie brąz). Wciąż istnieje jednak turniej, na którym Amerykanie są nie do pokonania. W pięciu edycjach rozgrywanych od 2010 r. mistrzostw świata 17-latków nie przegrali meczu; w trakcie ubiegłorocznej edycji Chiny pokonali 78 punktami, a Chorwację – 74. Inaczej wygląda sytuacja na mistrzostwach dla koszykarzy do lat 19. Tam z sześciu ostatnich edycji Amerykanie wygrali tylko trzy, w 2011 r. nie dostali się nawet do półfinału, na ostatnim zaś turnieju zajęli trzecie miejsce. Na mistrzostwa 17-latków USA wysyłają bowiem wszystkich najlepszych koszykarzy, na imprezę dla 19-latków często zabierają rezerwowych. Najlepsi albo mają już podpisany kontrakt z klubem NBA, albo podpiszą go lada chwila i w ich przypadku wyjazd na juniorski turniej nie ma już wielkiego sensu.

Czytaj również:

Joga, czyli harmonia (dolarów)
Złap oddech

Joga, czyli harmonia (dolarów)

Piotr Żelazny

Wyobrażamy sobie jogę jako drogę ku szczęściu, harmonii i spokojowi. Są jednak tacy, którzy chcieliby ją widzieć na igrzyskach olimpijskich. Cios zadany tradycji? Nie do końca…

Reakcja większości joginów jest podobna: rywalizacja i joga? Przecież to oksymoron. Niemal każdy nauczyciel jogi każe uczniom skupiać się wyłącznie na sobie, nie rywalizować, nie porównywać się z innymi. Tymczasem joga sportowa, w której walczy się o tytuły i medale, istnieje. I zyskuje coraz większą popularność. Powstają kolejne federacje, odbywają się mistrzostwa na poziomie krajowym i kontynentalnym. Od niedawna rozgrywane są mistrzostwa świata, które organizuje Międzynarodowa Federacja Jogi (International Yoga Committee – IYC). Celem związku jest wprowadzenie jogi na igrzyska olimpijskie.

Czytaj dalej