Rokitniku, rudy rozbójniku!
i
zdjęcie: Philipp Deus/Unsplash
Dobra strawa

Rokitniku, rudy rozbójniku!

Dominika Bok
Czyta się 2 minuty

Rośnie śmiało – uzbrojony w ostre kolce, przystrojony płomiennymi jagodami. Ze względu na smak porównuje się go do ananasa lub cytryny. Z uwagi na drogocenne właściwości – do złota.

Szare gałęzie pokryte srebrnymi włoskami, cierniste liście oraz intensywnie pomarańczowe pestkowe owoce. To Hippophae rhamnoides, czyli rokitnik zwyczajny. Najczęściej przyjmuje on postać krzewu, czasem dorasta do rozmiarów 5-metrowego drzewa. W Polsce w naturalnym stanie spotkamy go na nadmorskich wydmach, dla których jest elementem wzmacniającym. Poza tym pełni funkcję dekoracyjną wśród żywopłotów parkowych i rozgościł się w sadach – doceniony za owocowe walory.

Rozmarynowe drzewko lub oblepicha – bo takie nazwy też spotkamy w Polsce – we wrześniu i w październiku dosłownie oblepia się owocami. Zbójeckie właś­ciwości tego krzewu poznamy, gdy spróbujemy je zbierać bez rękawiczek. Fructus Hippophae dobrze przerabiać świeże, zaraz po zerwaniu. Wrażliwe na utlenianie wymagają szybkiej obróbki. Ważne, by owoce nie miały kontaktu z metalowymi narzędziami – używajmy np. ceramicznych. Jagody zamrażamy lub tłoczymy z nich sok, robimy syropy, marmolady, konfitury. Ich kwaśny i lekko cierpki smak oraz egzotyczny, podobny do ananasa aromat nie ma sobie równych i zdradza obecność wspaniałej plejady substancji czynnych: witamin A, C, E, F i P, kwasów organicznych, garbników i glikozydu kwercetyny.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jagodami rokitnika zajadał się ponoć sam Pegaz. Pewnie ta legenda spowodowała, że w starożytnej Grecji karmiono nimi konie, by miały lśniącą i zdrową sierść. Stąd łacińska nazwa rokitnika: od słów hippos – koń i phaos – błyszczący.

Nie tylko konie doceniały jego walory. Mongołowie zbierali owoce dzikich rokitników i przerabiali na soki oraz zupy. Czyngis-chan wzmacniał się nimi długo przed tym, zanim Rosjanie przebadali je i ze zdumieniem odkryli, że zawierają 30-krotnie więcej witaminy C niż pomarańcze! Czym prędzej włączyli je do diety astronautów i jeszcze polecili im smarować się olejem z nasion rośliny, by chronić skórę przed promieniowaniem. Olej taki – pełen witaminy E oraz kwasów tłuszczowych – ochroni nas również tu, na Ziemi, przed szkodliwym działaniem wiatru, mrozu czy słońca.

Korzystajmy z przetworów rokitnikowych! Na wagę złota będą w okresie zimowym: wzmacniajmy się nimi, a będziemy mieć końskie zdrowie.


Konfitura rokitnikowa

1 kg jagód rokitnika
1/2 kg cukru
400 ml wody

Jagody zalewamy wodą i gotujemy około pół godziny, aż się rozpadną. Przecieramy przez sitko, jeśli chcemy uzyskać gładką fakturę, lub zostawiamy, jeżeli lubimy kawałki owoców. Dodajemy cukier, gotujemy jeszcze 10 minut i przelewamy do wyparzonych słoików. Konfitura rokitnikowa sprawdzi się nie tylko w roli deseru, ale także jako dodatek do wegetariańskich i wegańskich pasztetów oraz serów.


Olejek do skóry

Olej z rokietnika i olej z pestek malin mieszamy w równych proporcjach. Powstały olejek stosujemy na twarz i ciało, wmasowując w oczyszczoną skórę. Zlikwiduje zaczerwienienia, odmłodzi ją i rozpromieni.

Czytaj również:

Czajchemia
i
zdjęcie: Maarten Deckers/Unsplash
Dobra strawa

Czajchemia

Szymon Drobniak

Za prozaiczną z pozoru herbatą, którą parzymy na co dzień, stoją skomplikowana moc cząstek chemicznych oraz proces jej dojrzewania. Co dokładnie sprawia, że ten roślinny napar, który w kolorowych odmianach podbił świat, dodaje nam mocy i pobudza zmysły?

Legenda głosi, że kiedy Bodhidharma – założyciel chińskiego buddyzmu – przybył do klasztoru Shaolin, nie został do niego wpuszczony. Sfrustrowany udał się do pobliskiej jaskini, by tam medytować bez przerwy przez dziewięć lat. Po siedmiu latach siedzenia w bezruchu poczuł senność i choć oczy zmrużył tylko na moment, to gdy się ocknął, serce przepełnił mu wstręt do własnej słabości. W gniewie chwycił za nóż i odciął sobie powieki, by sen już nigdy nie zakłócił mu medytacyjnego transu. Odcięte płatki skóry upadły na ziemię i natychmiast zaczęły kiełkować, dając początek dwóm pierwszym krzewom herbacianym. Od tej pory mnisi Shaolin mogli korzystać z właściwości herbaty, by odpędzić od siebie znużenie i senność.

Czytaj dalej