Prymitywność i postęp
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Opowieści

Prymitywność i postęp

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

W powszechnej świadomości odkrycie rolnictwa jest uważane za ogromny postęp w stosunku do gospodarki opartej o łowiectwo i zbieractwo. Podręczniki historii uczą nas, że po paleolicie przyszedł neolit, który był wielkim osiągnięciem ludzkości.

Okazuje się jednak, że przy bliższym zbadaniu sprawa nie przedstawia się wcale tak prosto, a obiegowe myślenia jest – jak to najczęściej bywa – efektem naszego etnocentryzmu.
Wybitny francuski antropolog Claude Lévi-Strauss w swoim eseje Czy istnieje tylko jeden typ rozwoju? z 1990 roku zebrał kilka ciekawych faktów etnograficznych i argumentów kwestionujących jednoznaczną wyższość i atrakcyjność społeczeństw rolniczych.

Po pierwsze, uprawa roślin i hodowla zwierząt, są zajęciami znacznie bardziej czasochłonnymi i żmudnymi niż zbieranie czy polowanie. „Pierwotne” ludy Australii, Ameryki i Afryki nie pracowały dłużej niż cztery godziny dziennie (sumowano tutaj zbieranie pożywienia, gotowanie i wytwarzanie potrzebnych przedmiotów). Wielu tym populacjom znana była uprawa roślin (choćby stąd, że parali się nią sąsiedzi), lecz rezygnowano z niej z powodu nieopłacalności. Według pewnych obliczeń, społeczności zbieracko-łowieckie pod względem zdobywania ilości pożywanie były bardziej wydajne od europejskich chłopów lat 30 XX-wieku. Zauważano też, co oczywiste, że pracochłonna uprawa wymagała rezygnacji z odpoczynku, rozrywki czy powinności religijnych.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pierwsze opinie „białych” o biedzie i nędzy „prymitywnych” nie uwzględniały ogromnej wiedzy botanicznej tubylców. Przykładowo, Indianie z Kalifornii, żyjący na pustynnych terenach (w których my nie potrafilibyśmy przetrwać), żywili się aż kilkudziesięcioma dzikimi roślinami o dużych właściwościach odżywczych.

Tutaj docieramy do kolejnego ciekawego argumentu. Według Lévi-Straussa, rolnictwo wywarło negatywny wpływ na dietę. Z około tysiąca roślin, które znano jako jadalne, uprawa rolnicza na ogół ogranicza się do kilkudziesięciu, i to wysokokalorycznych, a przy tym nieszczególnie bogatych w składniki odżywcze. Pewien „pierwotny” indiański szczep z lasów amazońskich spożywał każdego dnia dwukrotnie więcej kalorii i protein i sześć razy więcej witaminy C niż wynoszą normy ustalane przez współczesnych zachodnich dietetyków.

ilustracja: Joanna Grochocka
ilustracja: Joanna Grochocka

Jak wiadomo, największe zalety rolnictwa polegają na możliwości wytworzenia dużej ilości pożywienia w danym miejscu i czasie, które z kolei umożliwia wykarmienie większej populacji, a następnie osiedlanie się, budowle osad, miast, metropolii, cywilizacji, słowem, wszystkiego, czego warunkiem koniecznym są większe skupiska ludzkie.

Oczywiście zbyteczne wyjaśniać, dlaczego dziś absolutnie nie jesteśmy już w stanie z rolnictwa zrezygnować. Warto jednak pamiętać, że samo pojawienie się rolnictwa jest w gruncie rzeczy zagadką historyczną, której wystąpienie należy wyjaśnić bardziej złożonymi i pomysłowymi teoriami niż „postępem”.

I oczywiście nie można zapominać, że hodowla zwierząt doprowadziła do zjawiska, które przyniosło i nadal przynosi wiele szkód naszemu gatunkowi – do chorób zakaźnych.

Czytaj również:

Tak zwane zło
Opowieści

Tak zwane zło

Tomasz Wiśniewski

Od dawna antropolodzy i antropolożki, poszukujący różnic dzielących nasz gatunek od zwierząt, wskazują na mało sympatyczną cechę, elegancko formułowaną jako: brak hamulców w agresji wewnątrzgatunkowej.

Zwierzęta prowadzą zażarte spory między sobą, ale ostateczne unicestwienie przeciwnika nigdy nie jest celem samym w sobie. Nie spotyka się, powiedzmy, wróbli, gromadzących się w grupy, by napadać na inne wróble z zamiarem odebranie im życia.

Czytaj dalej