Prawdziwe życie
i
Zdjęcie: Karla Alexander/Unsplash
Marzenia o lepszym świecie

Prawdziwe życie

Piotr Stankiewicz
Czyta się 3 minuty

Rozchodziły się niedawno po Facebooku wszem wobec dyskusje o tym, czym jest tzw. prawdziwe życie, kto je zna, a kto nie, kto ma prawo się o nim wypowiadać, a kto nie. „Wszystko to jest jednak bardzo niemądre” – jak powiedział Marek Aureliusz. Prawdziwe jest bowiem tylko życie stoickie.

Nie wiem, czy trafili Państwo na tę czy inną odnogę tej dyskusji (może lepiej, jeśli nie). Sporów było wiele i szły w różne strony. Czy prawdziwe jest tylko życie w wielkim mieście, czy na wsi też? Czy właśnie odwrotnie? Czy o prawdziwym życiu może mówić tylko ten, kogo stać na latte (sojowe? niesojowe? z solą morską?) i fryzjera, czy właśnie tylko ten, kogo na nie nie stać? Kto ma prawo kogo pouczać i kto w kogo powinien się wczuwać? Miastowi w niemiastowych? Klasa pracująca posiadającą czy odwrotnie?

Flejmy można oczywiście toczyć, a czasem nawet warto. Niewykluczone, że nawet się w nich dojdzie do jakichś owocnych konkluzji (choć rzadko). Ale uniwersalna, wspólna dla wszystkich odpowiedź jest tylko jedna. Prawdziwe życie to życie stoickie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Stoicyzm to jest ta jedna rzecz wspólna i dostępna wszystkim ludziom bez wyjątku. Ta jedna opowieść, która idzie na wskroś wszystkich klas i warstw społecznych, która przyda się wszystkim, każdemu i każdej, pod każdą szerokością geograficzną, niezależnie od tożsamości i progu podatkowego.

Uniwersalność to jedno ze źródeł siły stoicyzmu. On od początku był zaprojektowany tak właśnie, by się żadnym okolicznościom czy partykularyzmom nie kłaniać, by być dostępnym i użytecznym dla wszystkich i wszędzie. „Kto bowiem powiedział – parafrazując klasyczkę – że prawdziwe życie to tylko pogoń za rzeczami niezależnymi, zewnętrznymi, za sławą i majątkiem, za lajkami i opinią ludzką?”. Skąd w ogóle ten pomysł, nie mogliby się nadziwić stoicy, że życie jest „prawdziwe” tylko wtedy, kiedy stanowi walkę na arenie światów zewnętrznych, szarpaninę z tym i o to, czego i tak nie da się zdobyć? Skąd ten szalony pomysł, że „prawdziwe” może być tylko to, co odległe, niepewne i co może nam zostać w każdej chwili odebrane?

Jest dokładnie odwrotnie i ta prawda od 23 stuleci krąży nad Europą: prawdziwe jest tylko życie stoickie. Samodzielne zdefiniowanie naszych wartości i celów, względna stałość i żelazna konsekwencja w ich realizacji, skupienie się tylko na tym, co od nas zależy i co jest nam dostępne – to właśnie to! Taką postawą osiągamy pełnię naszego ludzkiego spełnienia i maksimum naszych możliwości. Cała reszta to manowce, ulotność, złuda, która kusi powierzchowną zmiennością, ale która, gdy tylko wyciągniemy rękę, zawsze okaże się szara i pusta. Jedyną wartość prawdziwą i niezmienną, jedyny sukces i szczęście, jakie w życiu mamy – gwarantuje tylko droga stoicka. I to nie jest pusta deklaracja. O tym każdy może się przekonać na własną rękę: szukanie szczęścia poza stoicyzmem prędzej czy później na tym stoicyzmie się skończy. Czy nie najwygodniej więc zacząć od niego? Katolicy mawiają, że nie ma zbawienia poza Kościołem, stoicy powiedzą, że nie ma prawdziwego życia – poza stoicyzmem.

Czytaj również:

Królestwo za orzechy
i
zdjęcie: Wouter Supardi Salari/Unsplash
Dobra strawa

Królestwo za orzechy

Dominika Bok

Przypominają kształtem ludzki mózg i znakomicie wpływają na pamięć, koncentrację oraz nastrój. Żeby były lepiej przyswajalne, warto namoczyć je przed spożyciem albo – w wersji dla zaawansowanych smakoszy – wytłoczyć z nich olej.

Sama nazwa orzecha włoskiego sugeruje, że ta roślina szczególnie lubi ciepło – typowe dla południowej Europy. Rzeczywiście w wyjaśnieniach etymologicznych jest trochę prawdy, gatunek ten można było spotkać w naszej – całkiem słonecznej wówczas – strefie klimatycznej, zanim nastała epoka lodowcowa, a wraz z nią doszło do wymarcia dużej części flory. Kiedy jednak orzech na dobre zadomowił się po raz wtóry na naszych terenach, doszło do zabawnej pomyłki. Tak naprawdę przywędrował on bowiem nie z Półwyspu Apenińskiego, lecz z Bałkanów przez Wołoszczyznę (górzystą krainę w Rumunii). Nie bez powodu w starych książkach kucharskich do dziś wśród wielu innych ingrediencji znaleźć można w przepisach „orzechy wołoskie”. Dolejmy jeszcze trochę oliwy do ognia tej językoznawczej historii: w Anglii orzechy włoskie nazywane są English walnut, Persian walnut, a czasami – kamień z serca – tylko walnut. Tyle określeń na jednego niepozornego orzeszka! Chociaż czy rzeczywiście tak niepozornego?

Czytaj dalej