Pokusa pustyni
i
ilustracja: Daniel Mróz
Opowieści

Pokusa pustyni

Adam Aduszkiewicz
Czyta się 12 minut

Ponad półtora tysiąca lat temu coś wygnało paru europejskich myślicieli i wielu egipskich chłopów na pustynię. Porzucili rodziny, zrzucili ubrania i oddali się postom. Dręczyły ich demony, które i nam nie dają dziś spokoju.

W lizbońskim Muzeum Sztuki Dawnej można podziwiać tryptyk Hieronymusa Boscha przedstawiający kuszenie św. Antoniego. Czegóż tam nie ma! Antoni z pobożnie złożonymi rękami unosi się w powietrzu, leżąc na wznak na brzuchu skrzydlatej ropuchy, orszak diabłów pośpiesza do jaskini otwierającej się między pośladkami kogoś, kto stoi rozkraczony na czworakach, dwie kobiety odprawiają mszę, a pośród stworów, które tłoczą się, żeby przyjąć komunię, wyróżnia się mandolinista z twarzą wieprza i sową na głowie, Antoni patrzy na stół podtrzymywany przez nagie demony. Na stole – niby parodia Eucharystii – leży chleb i stoi kielich, z którego sterczy świńska noga. Gdzieś w tle płonie wieś. Patrzymy i zadajemy sobie pytanie: co tu jest pokusą? Dlaczego Antoniego nie wabią powszechnie znane uroki tego świata, lecz paskudne monstra oraz sceny bluźnierstwa i gwałtu? Co takiego dostrzegł artysta w historii świętego, że postanowił przedstawić go otoczonego ohydą i przemocą?

Hieronymus Bosch, "Kuszenie św. Antoniego", fragment, ok. 1501 r., Museu Nacional de Arte Antiga w Lizbonie; zdjęcie: domena publiczna
Hieronymus Bosch, „Kuszenie św. Antoniego”, fragment, ok. 1501 r., Museu Nacional de Arte Antiga w Lizbonie; zdjęcie: domena publiczna

Droga do grobu

Historia Antoniego zaczęła się dość niewinnie. Żył w Egipcie mniej więcej od 250 do 357 r. Jego biograf, biskup Atanazy z Aleksandrii, podaje, że urodził się w małej wiosce w dość zamożnej rodzinie. Chyba był nieśmiały i wycofany: „Jako dziecko przebywał z rodzicami i niczego nie znał poza nimi i domem. Kiedy podrósł i już osiągnął wiek młodzieńczy, nie chciał się uczyć liter, aby nie stykać się z gromadą chłopców i z ich obyczajami […]. Z rodzicami jednak przychodził do Domu Pańskiego […] i przysłuchiwał się czytaniom, aby mieć z nich dla siebie pożytek”. Gdy Antoni miał 18 lub 20 lat, jego rodzice zmarli. Osierocony nie chciał zajmować się odziedziczonym majątkiem. Gdy pewnego razu wszedł do kościoła i usłyszał słowa: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; a przyjdź, a pójdź za mną”, uznał, że są skierowane do niego. Ziemię odziedziczoną po przodkach przekazał chłopom ze swojej wsi. Ruchomości sprzedał, większość pieniędzy oddał biednym, pozostawił tylko niewielką sumę dla młodszej siostry. Później jednak i to rozdał, siostrę zaś „powierzył znajomym i godnym zaufania pannom, aby wychowywały ją w dziewictwie”.

Sam najpierw osiadł w pobliżu rodzinnej wsi z postanowieniem, żeby maksymalnie ograniczyć potrzeby i zająć się swoją duszą. I wtedy, jak relacjonuje Atanazy, biskup Aleksandrii i uczeń Antoniego, natychmiast zaczął dręczyć go szatan. Najpierw trapił go troską o siostrę, przypominał domowe zwyczaje i wygodę, jaką daje posiadanie pieniędzy. Kusił seksem, pojawił się w postaci chłopca „tak czarnego, jak jego zmysły”. Antoni jednak nie uległ zwodniczym sztuczkom i potrafił odeprzeć wszystkie ataki. Po pewnym czasie postanowił bardziej oddalić się od ludzi i zamieszkał w starym grobie na pustyni. Tam również dopadł go diabeł: „[…] przyszedł jednej nocy z całą gromadą demonów i zbił Antoniego tak bardzo, że ten, głosu wydać nie mogąc od zadanych razów, leżał na ziemi”. Człowiek z wioski, który przyniósł mu chleb, zatroszczył się o niego i zabrał ze sobą. Antoni jednak, gdy odzyskał siły, wrócił do grobu, a diabeł zaatakował wówczas ze zdwojoną siłą: „[D]emony […] wtargnęły do środka w postaci różnych dzikich zwierząt i płazów, tak że natychmiast miejsce to napełniło się zjawami lwów, niedźwiedzi, leopardów, bawołów, żmij, węży jadowitych, skorpionów i wilków. […] Antoni zaś bity i kąsany przez nie cierpiał straszliwe męki cielesne, ale bez lęku i z czujnością w duszy”. Oczywiście diabeł nic nie wskórał. Niedługo potem Antoni odszedł znacznie dalej na pustynię, gdzie zatrzymał się w opuszczonej fortyfikacji zwanej Pispir. Zamknął jej bramę i w odosobnieniu spędził 20 lat. Z czasem wokół jego pustelni gromadzili się ludzie, którzy chcieli go naśladować. Został ich nauczycielem. Zdarzało mu się podróżować w ważnych dla świata chrześcijańskiego sprawach. Aż wreszcie znużony aktywnością ponownie odszedł jeszcze dalej, na górę Kolzim, skąd widział Morze Czerwone. Założył kolejną pustelnię. Znów walczył z diabłem i spotykał uczniów. Aż zmarł.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Nic nie posiadać, umartwiać się i unikać ludzi

Idea odrzucenia „świata”: jego celów, ambicji, codziennych utrapień i ćwiczenia się w radykalnym dyscyplinowaniu cielesnych pragnień znana była długo przed Antonim. W czasach bezpośrednio poprzedzających Jezusa takie życie wybierali esseńczycy. Postacią emblematyczną dla postawy radykalnego odcięcia się od cielesności był Orygenes – wybitny, choć kontrowersyjny dla ortodoksji myśliciel wczesnego chrześcijaństwa (zmarł w 250 r.). Jako 18-latek, który nie chciał żyć „według ciała”, własnoręcznie się wykastrował. Przez całe życie nie jadł mięsa, nie pił alkoholu ani nie używał oliwy.

Od Antoniego jednak popularność życia pustelniczego gwałtownie rośnie. Znawca tego fenomenu ks. Marek Starowieyski pisze: „[…] nawet jeśli odrzucimy jako nie­autentyczne większość liczb podanych nam przez źródła zbyt łatwo operujące setkami i tysiącami […], masowość tego zjawiska jest niewątpliwa”. Wielu, bardzo wielu ludzi porzucało domy i pola, żeby odejść na pustynię i tam samotnie lub w mniejszych i większych wspólnotach oddawać się surowej ascezie i modlitwie. Olbrzymia większość z nich to byli egipscy chłopi, ale wśród Starców albo Ojców (abba), jak ich nazywano, pojawiali się również ludzie z różnych stron chrześcijańskiego świata, także wykształceni przedstawiciele elit, jak Arseniusz czy Ewagriusz z Pontu, autor sławnych dzieł poświęconych duchowości. Pustelnicy rzadko coś pisali. Jednak w 385 r. na pustynię dotarł Jan Kasjan, który spisał szeroko czytane w chrześcijańskim świecie Rozmowy z Ojcami, a w V w. powstały zbiory powiedzeń (apoftegmatów) i pouczających anegdot z ich życia, z których najbardziej sławny jest Gerontikon, czyli Księga Starców, klasyka literatury wczesnochrześcijańskiej.

Odejść na pustynię to zerwać ze wszystkim, czym żyją ludzie. „Mówiono o abba Teodorze […], że te trzy sprawy uważał za najważniejsze: nic nie posiadać, umartwiać się i unikać ludzi”. O pewnym pustelniku opowiadano, że wyszedł kiedyś na pustynię i tam spotkał zupełnie nagiego człowieka, który zaczął przed nim uciekać. Goniąc go, sam zrzucił swe odzienie. „Ścigany, gdy zobaczył, że zrzucił odzienie, zaczekał na niego i powiedział: »Kiedy odrzuciłeś to, co jest ze świata, i ja poczekałem na ciebie«. Brat ów zapytał go: »Ojcze, powiedz mi słowo, abym stał się zbawiony«. Ten mu odrzekł: »Unikaj ludzi, zachowaj milczenie, a będziesz zbawiony«”. Sławny abba Makary poszedł kiedyś na pustynię, gdzie u wodopoju dzikich zwierząt spotkał dwóch zupełnie nagich ludzi, którzy opowiedzieli mu, że żyją tak już 40 lat, że nie szkodzi im ani chłód, ani upał i że jeśli ktoś nie wyrzeknie się wszystkiego, co jest na świecie, nie może zostać mnichem. Dlatego Makary mówił o sobie, że sam nie jest mnichem, ale że widział mnichów.

Zerwanie ze światem idzie w parze z radykalnym odcięciem się od ciała i jego potrzeb. Ciało symbolizuje świat. Zakorzenia w nim, uzależnia od niego. Bez końca można opowiadać o umartwieniach mnichów. O jedzeniu raz na dwa dni, o diecie ograniczonej do ziół i korzonków, o kimś, kto jadł dziennie jedną figę i dwie śliwki, pod warunkiem że były zgniłe. O ograniczaniu snu. O piciu brudnej wody, o niemyciu się…

Odejść od świata to trochę jak odejść od życia. Dla Antoniego i innych droga od świata ludzi w świat pustyni prowadzi przez grób. Makary sypiał w grobie, a jako poduszki używał starej mumii. Zachowała się opowieść o mniszce, która 38 lat spędziła na dnie jaskini. Schronieniem bywały również stare, martwe już świątynie pogańskie. Dla pustelnika – tak jak dla Jezusa – grób, do którego schodzi, staje się bramą do nowego życia. W grobie ciało ma się przemienić, przygotować do ponownych narodzin. Choć najpierw, podobnie jak Jezus, pustelnik musi zstąpić do piekieł.

Ucieczka od świata, zejście do grobu, wyjście na pustynię nie oznaczają bowiem uwolnienia od trosk i utrapień. Wręcz przeciwnie. Dopiero na pustyni przychodzą najtrudniejsze próby. Alfonso di Nola w swojej monografii o diable przypomina, że na pustyni, porzuciwszy bezpieczne życie w Egipcie, Żydzi spotykają twarzą w twarz samego Boga. Jezus na pustyni staje oko w oko z szatanem, który wodzi go na pokuszenie. Antoni i jego naśladowcy, wychodząc na pustynię, żeby uciec od pokus ciała, muszą zmierzyć się z jeszcze straszniejszymi pokusami – ducha.

Osiem złych duchów

Diabeł w opowieściach o życiu ojców pustyni jest wszechobecny. Demony przybierają postać zwierząt, człekokształtnych istot o nadludzkich wymiarach, pięknych kobiet, które wodzą mnichów na pokuszenie (bywa, że skutecznie) albo wprowadzają zamęt, udając anioły. Antoniego odwiedza diabeł pod postacią centaura. A pewnemu starcowi, który długo dzielnie opędzał się od złych duchów, diabeł ukazał się pod postacią Chrystusa. „Starzec zobaczywszy go, zamknął oczy. Diabeł powiedział: »Jestem Chrystusem, dlaczego zamykasz oczy?«. Starzec odparł: »Nie chcę tu oglądać Chrystusa, lecz w życiu przyszłym«. Gdy diabeł to usłyszał, zniknął”.

Można zbyć te widzenia uwagą o halucynacjach udręczonego postem, bezsennością i upałem umysłu. Według psychologii głębi jednak dzikie zwierzęta, które pojawiają się w snach, to manifestacje traumatycznych afektów doświadczanych przez śniącego. Potwory, które prześladują Antoniego i innych, wiele mówią o uczuciach skrytych w wynędzniałych ciałach pustelników. Możemy tylko zadziwić się siłą i grozą tych afektów, które eksplodują, gdy na pustyni nic nie stawia im granic.

Wiele o emocjonalnych doznaniach mnichów mówi Ewagriusz w opartym na własnych doświadczeniach i obserwacji innych traktacie o ośmiu duchach zła. Nie opowiada w nim o kręgach piekielnych ani nie popisuje się ezoteryczną wiedzą o imionach demonów, lecz pisze o łakomstwie, pysze, rozwiąz­łości, chciwości, rozpaczy, gniewie, acedii i próżności. Szczególnie destruktywna okazuje się acedia, gdy – jak pisze, objaśniając myśl Ewag­riusza o. Szymon Hiżycki OSB – ­demon ukazuje człowiekowi jego życie jako całkowitą klęskę. I właśnie takie wyobrażenie własnego życia jest najbardziej niebezpieczną pułapką. Wedle słów Ewagriusza: „wiatr północny uodparnia latorośle, a pokusy wzmacniają wytrzymałość duszy”. Natomiast acedia niszczy wszystko. Acedię wywołuje „demon południa”, który nęka mnicha między godziną dziesiątą a czternastą. Wytwarza wrażenie, że wszystko stanęło w miejscu, że słońce się nie porusza. Mnich zaczyna się niecierpliwie miotać, „odczuwać nienawiść do życia i pracy, demon zaś próbuje skłonić go do opuszczenia celi” (pisał di Nola). „Wzrok uległego acedii tkwi ciągle w oknie, a jego umysł wyobraża sobie odwiedzających” – pisze Ewagriusz. Męczy go niepewność i frustracja, nie potrafi na niczym się skupić ani usiedzieć w jednym miejscu. Chciałby porzucić to, co ma, gdzieś pójść, spotkać jakąś nową szansę. Kto wie? Może acedia męczyła go już wcześniej? I to ona wygnała go na pustynię? Uczony Ewagriusz nie mógł znieść swego życia i świetnie zapowiadającej się kariery. Któregoś dnia miał „straszny sen”, po którym postanowił zostać pustelnikiem. Swym biednym życiem rozczarowani byli egipscy chłopi i uciekali od niego na pustynię, gdzie zdarzało się, że dzięki ofiarom i szacunkowi wiernych ich status materialny i społeczny stawał się lepszy, niż gdyby pozostali w swych nędznych gospodarstwach.

Na pustyni wolno też było po prostu oszaleć. Chodzić nago, pić wodę z dzikimi zwierzętami, snuć niezwykłe fantazje o seksie, bojach z nadludzkimi przeciwnikami. Uwierzyć we własne przebóstwienie. Powiadają o jednym z bardziej znanych ojców – Janie Karle – że umyślił sobie kiedyś, iż będzie żył jak anioł. Zdjął ubranie i poszedł na pustynię, ale po tygodniu wrócił. Kiedy zapukał do drzwi, mnich, z którym mieszkał, nie otworzył mu, lecz spytał: „Kto tam?”. Gdy odpowiedział: „Jestem Jan, twój brat”, tamten odparł: „Jan został aniołem i nie ma go już wśród ludzi”. Dopiero po wielu godzinach wpuścił go i powiedział: „Skoro jednak jesteś człowiekiem, to powinieneś znowu pracować na swoje utrzymanie”. A Jan padł na twarz i powiedział: „Przepraszam”.

Skąd w tobie tyle lęku i złości?

Gdyby jednak powiedzieć o wizjach i ekstrawagancjach ojców pustyni, że są wyrazem stłumionych uczuć i pragnień, to byłoby o wiele za mało. Jeśli przyjrzeć się im uważniej, widać ważne podobieństwo do doświadczeń pacjentów Freuda, Junga i ich następców. Nie po to, żeby sprowadzić przeżycia egipskich pustelników do poziomu zaburzeń psychicznych, lecz aby lepiej zrozumieć, z czego one wypływają. Współczesny jungista Donald Kalsched w książce Wewnętrzny świat traumy pisze o powracającej w relacjach pacjentów postaci diabolicznego mężczyzny z toporem, mordercy z bronią czy samego diabła. Strachem powstrzymuje on przed podjęciem aktywnego życia. Terroryzuje, ale zarazem ochrania przed czymś jeszcze straszniejszym. Przed traumą, która naznaczyła czyjeś życie tak bardzo, że świat przerażających fantazji wydaje się bezpieczniejszy niż realne życie. Ale Kalsched pisze również, że „diaboliczna postać wewnętrzna jest często bardziej sadystyczna i brutalna niż jakikolwiek zewnętrzny sprawca, co wskazuje, że mamy tu do czynienia z psychologicznym czynnikiem uwalnianym w wewnętrznym świecie przez traumę – archetypowym traumatogennym działaniem w obrębie samej psychiki”. Jakieś doświadczenie obudziło w psyche bohaterów Gerontikonu mroczną siłę, dla której woleli uciec na pustynię, niż pozostać w świecie ludzi. Być może tę siłę miał na myśli abba Arseniusz, gdy przed śmiercią wyznał: „Strach, który przeżywam teraz, zawsze mi towarzyszył. To on sprawił, że stałem się mnichem. Bardzo się boję”. Ile w tej sile strachu i ile złości? „Mówił abba Ammonas: »Czterdzieści lat spędziłem w Sketis, błagając Boga dniem i nocą, aby dał mi łaskę opanowania gniewu«”.

Gniew i strach każą uciekać od ludzi, dręczyć ciało, snuć wizje pełne grozy i złudzeń własnej wielkości. Antoni przeczuwał pułapkę. Powiedział kiedyś: „Zobaczyłem wszystkie sidła nieprzyjaciela rozpostarte na ziemi, jęknąłem więc i powiedziałem: »A któż im się wymknie?«. I usłyszałem głos mówiący do mnie: »Pokora«”. Powiadają też, że „nie mogąc pojąć głębi wyroków Bożych, pytał: »Panie, dlaczego jedni umierają w młodości, a inni żyją aż do sędziwej starości? Dlaczego jedni żyją w niedostatku, a drudzy mają olbrzymi majątek? Dlaczego niesprawiedliwym dobrze się powodzi, a sprawiedliwi cierpią nędzę?«. I usłyszał głos: »Antoni, zajmij się samym sobą, gdyż nie wypada, byś poznał, co jest boskim zrządzeniem«”. Jakby ów głos powiedział mu: Antoni, zamiast oceniać i osądzać, widzieć wokół siebie same złe rzeczy, przyjrzyj się samemu sobie i zastanów, skąd w tobie tyle lęku i złości.

I może właśnie o tej pokusie chciał nam opowiedzieć Bosch, malując swój sławny tryptyk. Pokusie, żeby poddać się swoim strachom i złościom, przyjąć obietnicę bezpieczeństwa od ciemnej, archetypicznej mocy, która każe widzieć wokół zło i ohydę, wzgardzić ludźmi i nie szanować własnego życia.

Na szczęście na tym opowieść o ojcach pustyni się nie kończy. Abbie Makaremu zdarzyło się kiedyś, gdy się modlił, że usłyszał głos: „Makary, jeszcze nie osiągnąłeś miary doskonałości pewnych dwóch kobiet we wskazanym mieście”. Makary natychmiast udał się do owego miasta, odnalazł dwie kobiety i spytał o ich dobre uczynki. Zdziwiły się: „Mamy mężów, żyjemy z nimi. To tylko możemy o sobie powiedzieć, że nie pamiętamy, byśmy kiedyś pokłóciły się ze sobą lub by jedna drugiej powiedziała złe słowo. I obiecałyśmy sobie i Bogu, że do śmierci z ust naszych nie wyjdzie świeckie słowo”. I to było wszystko, czego dowiedział się Makary. Odszedł, być może roz­myślając o tym, jak bardzo trzeba pogodzić się ze sobą, żeby żyć w zgodzie z drugim człowiekiem. Żeby się nie bać. I że jest to znacznie ważniejsze zadanie niż wszystkie boje z włas­nym ciałem i diabłem, które tak bohatersko przez długie lata toczył na pustyni. I że to jedyna szansa, żeby życie nie było porażką.

Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!

Czytaj również:

666 twarzy Bestii
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Wiedza i niewiedza

666 twarzy Bestii

Adam Węgłowski

Heksakosjoiheksekontaheksafobia. Ten skomplikowany termin istnieje naprawdę. A oznacza rzecz bardzo prostą: odwieczny zabobonny lęk przed liczbą 666.

„Wszyscy zostaną zabici, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi Bestii – straszył autor biblijnej Apokalipsy św. Jana wieszczącej koniec świata. – […] Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”. Te słowa głęboko zapadły w pamięć czytelnikom Biblii. I tak od prawie 2 tys. lat trwa wypatrywanie mitycznego Antychrysta, Szatana czy innego Zła kryjącego się za trzema szóstkami. Wydawałoby się nawet, że w naszych czasach „liczba Bestii” jest popularna jak nigdy wcześniej!

Czytaj dalej