Pisarz na nartach
i
Arthur Conan Doyle na nartach w Davos
Promienne zdrowie

Pisarz na nartach

Wojtek Antonów
Czyta się 3 minuty

Niektórym może to wydać się dziwne, ale ponad 100 lat temu Szwajcaria wcale nie kojarzyła się ze sportami zimowymi, zaś miejscowi nie potrafili jeździć na nartach. Legenda głosi, że było tak do momentu, w którym w Davos zamieszkał brytyjski pisarz, twórca postaci Sherlocka Holmesa, Arthur Conan Doyle. Był rok 1893.

Conan Doyle przeprowadził się do Szwajcarii ze względu na stan zdrowia swojej żony. Louise chorowała na gruźlicę i lekarze dawali jej kilka miesięcy życia, choć zastregli, że zmiana klimatu mogłaby jej pomóc. Alpejskie powietrze ostatecznie nie wygrało z chorobą, ale pani Doyle przeżyła w Szwajcarii prawie 13 lat – zamiast prognozowanych 6 miesięcy.

Arthur Conan Doyle prezentuje umiejętności narciarskie
Arthur Conan Doyle prezentuje umiejętności narciarskie

Doyle zawsze interesował się sportem. Pływał, boksował, grał w hokeja i krykieta. Podczas podróży do Norwegii zetknął się także z narciarstwem, które go zafascynowało. Gdy zamieszkał w Davos szybko zauważył, że okolica i klimat świetnie nadadzą się do praktykowania jazdy na nartach. Zamówione przez niego narty były pierwszą parą, jaka znalazła się w tej części Szwajcarii.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pisarz z prawdziwym zacięciem zaczął uczyć się jeździć, co opisał w swoich wspomnieniach: „Jeśli ktoś cierpi z powodu przerostu własnej godności to nauka na jazdy na nartach będzie dla niego świetnym lekarstwem”. Po opanowaniu podstaw wyruszył zdobywać okoliczne pagórki, wzbudzając wśród miejscowych niemałą sensację.

Wkrótce wieść o angielskim ekscentryku, który zjeżdża z gór na dwóch deskach dotarła do lokalnych pionierów narciarstwa, braci Brangger. Szwajcarzy szkolili się w jeździe na nartach własnej konstrukcji głównie po zmroku, nie chcąc narazić się na drwiny sąsiadów. Odważyli się pokazać na nartach za dnia dopiero razem ze słynnym pisarzem.

Prawdziwym testem umiejętności narciarskich była pierwsza wyprawa, którą towarzysze odbyli w 1898 r. Zimowe wejście na mierzący ponad 2500 m.n.p.m. szczyt Jacobshorn to nie lekki spacer, jednak bracia Brangger mieli spore doświadczenie w chodzeniu po górach i po ośmiu godzinach wspinaczki cała trójka znalazła się na górze. Widok ze szczytu zapierał dech w piersiach, a sam zjazd był spełnieniem marzeń o sporcie uprawianym wysoko w górach. 

Arthur Conan Doyle prezentuje umiejętności narciarskie
Arthur Conan Doyle prezentuje umiejętności narciarskie

Kolejną wyprawą podjętą wspólnie była podróż pociągiem do sąsiedniego kurortu, Arosy, gdzie wspólnie z braćmi Arhur Conan Doyle wspiął się na wysokość prawie 3500 m. O tym zjeździe ojciec Sherolcka Holmesa napisał tak: „Jadąc z góry czujesz przyjemność, której nigdy nie osiągniesz chodząc. Spływając delikatnymi skrętami w dolinę, bez wysiłku sunąc przez śnieżne polany gdzie jedynym znakiem życia są tropy zwierząt. W towarzystwie górskich szczytów i czując wiatr na twarzy człowiek może się tylko uśmiechać”. I już wtedy przewidywał: „Nadejdzie czas gdy setki Anglików będą przyjeżdżać zimą do Szwajcarii na narty”. 

Jak na to wpadłeś, Sherlocku? 

Czytaj również:

Architektoniczne  dowody zbrodni
Ziemia

Architektoniczne dowody zbrodni

Zygmunt Borawski

W 1996 r. brytyjski historyk David Irving, znany z upartych prób negowania nazistowskich zbrodni, wytoczył proces Deborah Lipstadt, autorce książki Denying the Holocaust. W książce tej Lipstadt zaliczyła Irvinga do grona apologetów Hitlera, którzy starają się nie tylko zmniejszyć skalę morderstw popełnionych w obozach koncentracyjnych, ale wręcz kwestionują istnienie komór gazowych, a tym samym także Holokaustu.

Irving uznał, że książka Lipstadt znieważa go i stawia w złym świetle, dlatego postanowił walczyć o swoje dobre imię w sądzie. W brytyjskim systemie prawnym to nie poszkodowany ma dowieść, że padł ofiarą pomówienia, lecz pozwany musi udowodnić, że nie znieważył powoda. Przed Deborah Lipstadt i jej obrońcami stało więc trudne zadanie. Na szczęście wpadli na pomysł, by powołać na świadka Roberta Jan van Pelta, holenderskiego historyka architektury.

Czytaj dalej