Park nie tylko wolności
i
zdjęcie: Mos.ru (CC BY 4.0)
Opowieści

Park nie tylko wolności

Michał Murawski
Czyta się 9 minut

Od jesieni 2017 r. mieszkańcy rosyjskiej stolicy mogą się cieszyć wspaniałym „darem” od prezydenta Władimira Putina. To olbrzymi park w sercu starej Moskwy, opodal placu Czerwonego i Kremla. Równie niejednoznaczny jak cała współczesna Rosja.

W Zarjadje zebrano „typy rosyjskiego krajobrazu” – tundrę, tajgę, step i nabrzeżne lasy. Z kolei kuchni ze wszystkich zakątków Rosji i z krajów byłego ZSRR można spróbować (za spore pieniądze) w niezwykle okazałym Centrum Gastronomicznym. Jeszcze więcej jeszcze droższych dań (oraz pozaziemską estetykę) serwuje monumentalna restauracja Woschod, neofuturystyczna, odwołująca się do motywów kosmicznych. Są tam lewitujące doniczki, czerwone goździki w wazonach w kształcie kosmonautów, płaskorzeźby przedstawiające demiurgicznych robotników i kołchoźnice (skrzyżowanie Wiery Muchiny z Michałem Aniołem) oraz żyrandole wzorowane na Układzie Słonecznym. Dach został sklonowany z restauracji Kosmos w hotelu Rosja – ogromnego gmachu, który stał na miejscu dzisiejszego parku – a rurowe sufity, przywodzące na myśl organy, z lotniska Szeremietiewo. Co trochę niepokojące, w menu znalazł się niedawno polski bigos.

Kiedy osoby odwiedzające park już się najedzą, mogą wziąć udział w widowiskowej czterowymiarowej symulacji lotu nad Moskwą. Zasadniczo jest to unowocześniona wersja sceny z filmu Aleksandrowa Jasna droga, powstałego w roku 1940, a więc w szczytowym okresie stalinizmu. Inna atrakcja w 4D to Wehikuł czasu, cyfrowa panorama historii Zarjadje, placu Czerwonego i Kremla (coś w rodzaju Panoramy Racławickiej putinizmu). Nie brakuje tu animacji przedstawiających parady zwycięstwa i przepędzenia polskich okupantów w 1612 r. Dzieci mogą dopełnić swoje zarjadjologiczne wychowanie, słuchając wykładów o etnobotanice i genetyce w Centrum Natury, a także chodząc po Florarium, mającym spiralny kształt pomnika Trzeciej Międzynarodówki (tyle że w mniejszej skali), gdzie zebrano 141 odmian rosyjskich roślin.

Po zakosztowaniu wszystkich tych – i wielu innych – płatnych atrakcji (20-minutowy lot nad Mos­kwą kosztuje 790 rubli, czyli około 45 zł) idzie się podziwiać zapierające dech panoramy Moskwy: Kremla, soboru Wasyla Błogosławionego oraz stalinowskiej wysotki przy Kotelniczeskajej Nabierieżnajej. Wszystko to można zobaczyć z dwóch punktów widokowych (pełniących zarazem funkcję selfie spots): z tundry na Centrum Medialnym oraz ze Strzelistego Mostu, wystającego jak klin ponad rzeką Moskwą. Od września w Filharmonii Zarjadje odbywają się koncerty pod batutą Walerija Giergijewa (dyrygował podczas słynnego koncertu w zburzonej Palmirze). Jej inauguracja odbyła się w pierwszą rocznicę otwarcia parku; nie zabrakło prezydenta Putina i mera Siergieja Sobianina. Filharmonię przykrywa wielki szklany kapelusz; we wnętrzu wykorzystano skomplikowaną technologię „kontroli klimatu”, dzięki czemu gościom jest ciepło w zimie i chłodno w lecie. A zatem lato nie jest tylko latem, lecz także zimą, zima zaś jest nie tylko zimą, lecz także latem.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Spod olbrzymiego szklanego kapelusza da się jeszcze zobaczyć pozostałości gorodoku, slumso­podobnego osiedla robotników, którzy zbudowali park. Mają tam swoje magazyny i biura, mieszkają po trzech lub czterech w kontenerach zwanych bytowkami. Większość robotników to migranci z dalekich zakątków Rosji i byłego ZSRR, zatrudnieni na śmieciówkach. Nową Moskwę buduje podklasa. W gorodoku pracownicy z Uzbekistanu, Ukrainy, Dagestanu i rosyjskiej prowincji przyrządzają sobie na prowizorycznych mangałach szaszłyki podobne do tych, które serwuje się w restauracjach na terenie Zarjadje. Według uzbeckiego robotnika warunki nie są tak złe jak na innych budowach: „Putin jest tuż obok, zaraz za murem. Tu nas nie kantują”. Brygadzista, Rosjanin, miał odmienne zdanie. Pokazał wszystko szerokim gestem i rzekł: „Musisz zrozumieć, że każdy budynek w Rosji bierze się z gówna, w którym żyją robotnicy!”.

Lepiej niż za Stalina

Zarjadje zostało zaprojektowane przez modnych manhattańskich architektów z pracowni Diller Scofidio + Renfro (to ona stworzyła w Nowym Jorku park High Line). Panuje tam globalna, nowoczesna, kosmopolityczna, ekofuturystyczna estetyka – zupełne przeciwieństwo strzelistych świecidełek z lat 90. i epoki mera Jurija Łużkowa. A jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że program parku przypomina przegląd narodów ZSRR w monumentalnym Ogólnorosyjskim Centrum Wystawowym, zbudowanym za czasów Stalina na przedmieściach stolicy. Opozycyjny politolog Siergiej Miedwiediew mówi, że Zarjadje wyraża „różnorodność rosyjskiej kolonizacji wewnętrznej”.

Zarjadje to kluczowy element polityczno-estetycznego Nowego Ładu putinowskiej Moskwy. Jej włodarze rozpisywali kolejne głoś­ne konkursy, składające się w najbardziej ambitny program urbanistyczny w dziejach współczesnej Europy. „Moja Ulica”, projekt radykalnej przebudowy i odzyskania dla pieszych śródmiejskich ulic, nabrał niespotykanego dotąd rozmachu, rozchodząc się do dalszych dzielnic i spalnych rajonów. W latach 2016 i 2017 Moskwa wydała na błago­ustrojstwo (upiększanie i ulepszanie miasta) ponad 15% budżetu stolicy, trzykrotnie więcej niż podczas kadencji poprzedniego mera Jurija Łuż­kowa, a w liczbach bezwzględnych 16–17 razy więcej niż w jakimkolwiek innym rosyjskim mieście lub rejonie. Takiego rozmachu, zapału i wystawności w zmienianiu centrum stolicy – odkąd Łużkow został odwołany ze stanowiska w 2010 r. zajmuje się tym wierny Putinowi technokrata Siergiej Sobianin – nie widziano od czasu Stalina.

Politycy, innowatorzy, architekci, projektanci i przedsiębiorcy, którzy kierowali procesem transformacji Moskwy, otwarcie mówią o „inżynierii społecznej”, co budzi skojarzenia z radzieckim językiem lat 20. i 30. XX w. Nie chodzi wyłącznie o to, by upiększyć centrum, zwiększyć przepustowość na drogach, napędzić zleceń deweloperom, firmom budowlanym czy konsultantom. Celem jest odgórne stworzenie nowych, „bardziej cywilizowanych” moskwian.

Slogan na czasy postprawdy

Poczas jednej z debat wokół parku Zarjadje, które współorganizowałem w Moskwie, kulturoznawca Anton Kalgajew przekonywał, że w historii poradzieckiej Rosji można wyróżnić kilka etapów, przy czym każdemu z nich da się przypisać charakterystyczny slogan, podchwycony przez język potoczny i przez media. Okres „dzikiego kapitalizmu” w latach 90. to okres „jak gdyby”, wyrażającego „powszechne niedowierzanie z powodu tego, co się dzieje w kraju”. Pierwsza dekada XXI w. to z kolei etap „w rzeczy samej”, hasła wyrażającego zapewne jakieś dążenie do stabilizacji. Obecnie jednak przyszedł najdziwniejszy okres – „nie tylko, lecz także”, „kiedy każda narracja zamienia się w swoje przeciwieństwo lub uzupełnienie. Sprawy idą nie tylko źle, lecz także dobrze itp.”.

Park Zarjadje, mówi Kalgajew, to wyraz zaskakującego pogodzenia się miejskich planistów ze sprzecznościami i ze złożonością. Już w pierwszej dokumentacji konkursowej przygotowanej w 2013 r. Zarjadje jest określane jako „nie tylko atrakcyjne miejsce, ale też strefa odosobnienia”, „nowe spojrzenie na starą Moskwę”, a nawet „zielona alternatywa dla placu Czerwonego”.

W przypadku Zarjadje uderza, jak nieustępliwie przekładany jest na państwową ideologię. Można to oczywiście uznać za zjawisko pozytywne, chociaż Kalgajew sugerował jednak, że w ostentacyjnym fetyszyzowaniu złożoności kryje się coś groźnego. Moskiewskie władze, mówił Kalgajew, postanowiły uczynić tę „wygodną formułę” bronią – zarówno jeśli chodzi o Zarjadje, jak i tzw. program mieszkaniowy, w ramach którego masowe wyburzania prowadzone przez deweloperów określa się mianem „renowacji”.

Innymi słowy, slogan „nie tylko, lecz także” służy ukrywaniu faktu, że ktoś sprawuje kontrolę. Tworzy fałszywe złudzenie różnorodności i pluralizmu, podczas gdy tak naprawdę mamy do czynienia z monofonią i autokracją.

Autorytarna machina wolności

Park Zarjadje – i w ogóle przestrzeń publiczna w rodzaju „Mojej Ulicy” – staje się tu dosłownie architektonicznym narzędziem służącym urządzaniu ludziom wolności, odgórnie, na podstawie dekretu. Nie tylko autokracja, lecz także swoboda! Mniej więcej tak się przedstawia koncepcja przestrzeni publicznej przyświecająca obecnej fali błagoustrojstwa. Słowa teoretyka architektury Grigorija Rewzina – za Łużkowa był on surowym krytykiem reżimu, obecnie odpowiada za projekt „Mojej Ulicy” – wyrażają to jeszcze lepiej. Rewzin mówi ironicznie, a zarazem szczerze: „Oczywiście »Moja Ulica« została zbudowana wyłącznie przy użyciu autorytarnych środków, bez wiary w jaki­kolwiek obywatelski aktywizm”. Jednak: „stopniowo, jak sądzę […] zachodni, demokratyczny obraz [miasta] obudzi się do życia”.

Czy możemy uznać, że projekt organizowania ludziom wolności przebiega skutecznie? Jeśli za wskaźnik sukcesu błagoustrojstwa przyjąć wyniki wyborcze Władimira Putina i Jednej Rosji, to wiadomo, co tu jest grane. W wyborach prezydenckich w marcu 2018 r. przewaga Putina w Moskwie przekroczyła oczekiwania: zdobył 71% głosów w mieście (w całym kraju 76%), a w centralnych dzielnicach 60%. Sześć lat wcześniej poparło go tylko 49% mieszkańców stolicy. Część komentatorów uważa, że pewną rolę odegrało tu błagoustrojstwo – według jednej z teorii chytra strategia udobruchania mieszczańskich moskwian, uczestników antyputinowskich demonstracji z 2011 i 2012 r.

9 września 2018 r., w pierwszą rocznicę otwarcia parku Zarjadje i w Dzień Miasta, odbyły się wybory mera Moskwy. Ulice w centrum zamieniły się w wielki ogród w ramach Festiwalu Kwiatowego. Na stoiskach rozdawano za darmo najróżniejsze rzeczy – od przekąsek po iPady – przy czym wiele stoisk ulokowano w pobliżu lokali wyborczych. Sobianin zaliczył powtórkę sukcesu Putina: dostał nieco ponad 70% głosów, jedną trzecią więcej niż w 2012 r., kiedy jego kontrkandydatem był opozycyjny bloger Nawalny.

Jeszcze za wcześnie, by orzekać, czy „Moja Ulica” okaże się narzędziem urządzania wolności, na co liczy Grigorij Rewzin. Na razie wydaje się, że błagoustrojstwo sprzyja nie tylko swobodzie i różnicom zdań, ale też w co najmniej takim samym stopniu wzmaga lojalność i posłuszeństwo wobec reżimu.

Czytaj również:

Ruchome miasto przyszłości
i
zdjęcie: Jan Versnel/Fondation Constant
Opowieści

Ruchome miasto przyszłości

Martyna Nowicka

Założenia były proste: miasto tworzą sami mieszkańcy, wszędzie można się szybko dostać, a każdy element zabudowy łatwo przesunąć w inne miejsce. Ale projekt Constanta Antona Nieuwenhuysa miał być nie tylko awangardowym dziełem urbanistycznym i architektonicznym, lecz także wielkim eksperymentem społecznym.

Nad miastem przyszłości wschodzi słońce: wpada przez kolorowe szyby z pleksiglasu, odbija się w błyszczących metalowych konstrukcjach, rozświetla betonowe powierzchnie dachów i tarasów. Pręty i zawieszone na nich niewielkie rośliny rzucają cień. Dopiero po chwili można zauważyć śpiących w środku ludzi. Na metalowych słupach znajdują się też większe budowle – jednopiętrowy budynek wisi kilka metrów nad ziemią, przymocowany do wsporników jak do pylonów gigantycznego mostu. Gdzieniegdzie wyrastają pojedyncze kapsuły na zgrabnych nóżkach, kształtem przypominające oko, kraj­obraz przecinają wielopiętrowe labirynty ze ścianami w najmniej oczekiwanych miejscach.

Czytaj dalej