Osoby zwierzęce
i
źródło: Australian War Memorial
Przemyślenia

Osoby zwierzęce

Rozmowa z Martą Bogdańską
Berenika Steinberg
Czyta się 10 minut

Dlaczego tak trudno porzucić nam poczucie wyższości wobec zwierząt? Czy potrafimy opowiedzieć historię z ich perspektywy? Z Martą Bogdańską, autorką albumu Shifters, na ten temat (i parę innych) rozmawia Berenika Steinberg.

Martę Bogdańską – artystkę wizualną, fotografkę i twórczynię filmów – poznałam wiele lat temu, kiedy mieszkała w Bejrucie i pokazywała w Warszawie swoją wystawę o uchodźcach syryjskich pt. „Exilium”. Dziś spotykamy się przy okazji jej najnowszego projektu Shifters. To tytuł wystawy oraz ponad 800-stronicowego albumu, w którym za pomocą ogromnej liczby archiwalnych materiałów artystka pokazuje historię wykorzystywania zwierząt w siłach zbrojnych i agencjach wywiadowczych.

Berenika Steinberg: Kiedy kilka lat temu dowiedziałam się, że robisz projekt o zwierzętach szpiegach, moją pierwszą reakcją było: „Jakie to ciekawe i zabawne!”. Teraz, kiedy do ręki wzięłam Twój album Shifters, zorientowałam się, że określenie „zabawne” w ogóle tu nie pasuje.

Marta Bogdańska: Rzeczywiście, jest w tym temacie coś egzotycznego, co początkowo przyciąga, działa jak przynęta. Na początku nie wiesz, co cię czeka, wciągasz się i dopiero potem widzisz, jaką straszną historię opowiada mój projekt, co tak naprawdę działo się ze zwierzętami na wojnie i w programach szpiegowskich. Co robiliśmy i co nadal robimy ze zwierzętami. Może akurat w kwestii wykorzystywania w armii czy programach szpiegowskich mniej, bo technologia poszła naprzód i pewne umiejętności zwierząt zostały zastąpione – chociażby przez drony. Natomiast rozwinęły się inne sposoby ich wykorzystywania, takie jak eksperymenty na zwierzętach czy hodowla przemysłowa.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Kiedy w Twojej głowie pojawił się pomysł na Shiftersów?

Sześć lat temu trafiłam na informacje w prasie o zwierzętach szpiegach. Zaczęłam zbierać takie historie. Oczywiście na początku nie planowałam, że zrobię tak i tak, ale pomysł już kiełkował. To były anegdotyczne artykuły o zwierzętach aresztowanych za szpiegostwo, najczęściej w krajach Bliskiego Wschodu, w Azji. Z perspektywy Zachodu sytuacje takie były trochę w tych artykułach obśmiewane – i to też było dla mnie ciekawe: sam gest pokazywania: „O, patrzcie, patrzcie, gołąb może być szpiegiem, bo przeleciał z Pakistanu do Indii, i teraz się z tego śmiejemy”. Większość tych artykułów nie miała żadnego krytycznego kontekstu, jedynie kilka wspominało o tym, jak zwierzęta w historii Europy czy Stanów były wykorzystywane w armii, w programach CIA i innych agencji szpiegowskich. I dla mnie to był punkt wyjścia – z bardzo sensacyjnego miejsca nagle wchodzisz w historię, która otwiera przed tobą zupełnie nowe perspektywy, i – mam nadzieję – pozwala także na głębszą refleksję.

Twoją książkę otwiera rozdział „Natural-Born Agents”, który jest wyborem współczesnych artykułów z zachodniej prasy – np. o aresztowanym w Libanie sępie podejrzanym o szpiegostwo na rzecz Izraela. Jednak już kolejne rozdziały przenoszą nas wstecz i przedstawiają obrazy historycznego wykorzystywania zwierząt – głównie podczas wojen światowych. Każdy z rozdziałów poprzedzony jest krótkim esejem, natomiast wstęp napisał sam Éric Baratay.

Jego książka Zwierzęcy punkt widzenia była dla mnie odkryciem. To on pierwszy zaczął pokazywać historię z perspektywy zwierząt, przepisywać ją na nowo i odkrywać elementy, które do tej pory były traktowane anegdotycznie czy przedmiotowo. Jest to rodzaj herstorii, tyle że zwierzęcej – musimy ją najpierw przywrócić z całym jej okrucieństwem, po to, żeby mogła powstać jakaś krytyczna refleksja. Właśnie takie postantropocentryczne myślenie stało się dla mojego projektu podbudową teoretyczną.

Chodzi o wychodzenie poza myślenie oscylujące jedynie wokół człowieka. Tradycja judeochrześcijańska zepchnęła zwierzęta na sam dół hierarchii, a człowieka posadziła na jej szczycie. Tymczasem jest to podejście nienaukowe, nie jesteśmy wyżej od zwierząt, a jedynie na różnych gałęziach. To Kartezjusz rozdzielił duszę i ciało i zwierzęta bez duszy stały się biologicznymi maszynami. A co można zrobić z biologiczną maszyną, która ani nie czuje, ani nie myśli? Wszystko! Spójrz na nasz język: mówimy „mięso”, a nie „ciało zwierząt”, „zabijamy zwierzęta”, a nie „mordujemy”.

Mogłam zrobić projekt np. o eksperymentach na zwierzętach. Jednak od początku interesował mnie świat wojny, szpiegostwa. Słowo agent z jednej strony oznacza informatora, szpiega, z drugiej zaś podmiot, który działa. Dodatkowo nasuwa się od razu angielskie słowo agency, czyli sprawczość. Dzięki temu powstał w moim projekcie taki supeł: związał historyczną opowieść o zwierzętach-agentach ze współczesną filozofią i myśleniem o zwierzętach, które mają sprawczość, podmiotowość i intencjonalność. Czasem zastanawiam się, dla kogo te zwierzęta pracują. Bo nam się wydaje, że dla nas, ale przecież one też mają swoją wolę, potrzeby, zachcianki, potrafią być złośliwe, stawiać opór. W tym sensie tytuł Shifters mi pasował, bo tak do końca nie wiadomo czyimi agentami one są. Oczywiście mówię tu o sferze symbolicznej – nie powiem przecież, że światem, jak w Autostopem przez galaktykę, rządzą dwie białe myszki.

No właśnie, co oznacza tytuł Shifters?

Określenie shape-shifters pochodzi z mitologii, opisuje postaci bogów, które mogły się zamieniać w zwierzęta, drzewa, ludzi. Jednocześnie funkcjonuje w uniwersum filmowym, szczególnie nurtu fantasy, opisując wszelkie wilkołaki i inne zmiennokształtne istoty. Zwierzęta w moim projekcie, te odnalezione w archiwach, przechodzą przeróżne przemiany, zarówno symboliczne, jak i namacalne, fizyczne. Są tresowane, formowane (biopolityka Foucaulta w przerażającej postaci), ich ciała poddawane są transformacjom na poziomie wręcz molekularnym, stają się hybrydami i cyborgami, doczepia się im urządzenia, kamery, mikrofony, zakłada maski, uprzęże, broń. Modyfikuje się ich ciała nawet po śmierci, gdy stają się – jak martwe szczury – bombami pułapkami, a także gdy są wypychane, ćwiartowane, oprawiane i odzierane ze skóry.

Pies w masce gazowej, źródło: domena publiczna
Pies w masce gazowej, źródło: domena publiczna

W posłowiu piszesz o projekcie CIA, w którym wykorzystywano zwierzęta i którego nazwa brzmiała „Partners”.

Jest w tym wielka hipokryzja ze strony CIA, która bynajmniej nie traktowała tych zwierząt jako partnerów. I w większości tych przypadków tak właśnie jest. Nawet teraz funkcjonuje Marine Mammal Program, w którym specjalnie szkolone delfiny i lwy morskie szukają na dnie morza różnych rzeczy. I to już nie jest tylko wojskowy program, każdy może je sobie wynająć. Oni się tym chwalą, bo delfiny są o wiele sprawniejsze od ludzkich nurków – wiadomo, te zwierzęta mają dużo lepszy instynkt, lepiej poruszają się pod wodą. Nie da się jednak ukryć, że ten program jest też po prostu tańszy. Dlaczego? Bo te delfiny nie mają ubezpieczenia, nie podpisujemy z nimi umów, nie płacimy im. Jest wiele rzeczy w naszym świecie, które powinniśmy odczarować.

W rozdziale „Monkey Business” o oswojonych przez żołnierzy zwierzętach, tzw. army mascots, jest dużo zdjęć upozowanych – np. kotek w lufie czołgu czy pies w kapitańskiej czapce. Skojarzyło mi się to z memami ze zwierzątkami, które mają nas rozczulić albo rozbawić. Ale zastanawiam się, czy to też nie jest częścią antropomorfizującego spojrzenia, które narzuca zwierzętom jakąś rolę. Tak naprawdę nas nie interesuje, co czują, interpretujemy sobie ich zachowania, gesty, miny, tak jak nam się podoba. Czy to też nie jest jakiś rodzaj przemocy?

Tak, myślę, że masz rację. Ten rozdział jest również opowieścią o demokratyzacji fotografii i element tej antropomorfizacji – robienie sobie zdjęć z kotkami, ich upozowywanie – jest tu obecny i ważny. Rzeczywiście, są tu zdjęcia pokazujące sytuacje, gdy żołnierze robią ze zwierząt jakieś śmieszne istoty, przebierają je, jednak myślę, że to wszystko jest bardziej zniuansowane – nie brakuje zdjęć, na których widać także dużo ciepła, czułości, humoru. Ten rozdział przedstawia jednak tak naprawdę emocjonalną pracę zwierząt. Bo choć coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z ich pracy fizycznej i intelektualnej, wciąż zapominamy o tej emocjonalnej. Przecież army mascots były dla tych żołnierzy jakimś totalnym wytchnieniem, a to też jest rodzaj pracy. I to w warunkach, gdy wybuchają szrapnele, latają samoloty, panuje ciągły hałas.

No właśnie, według mnie nawet w domowych warunkach zwierzęta wykonują tego typu pracę. Na przykład ja ciągle mogłabym przytulać moją suczkę Maszę. A podobno psy wcale tego nie lubią.

Dlatego ja w ogóle mam problem z posiadaniem zwierząt domowych: wyhodowaliśmy sobie zwierzątka, trenujemy je, musimy wyrugować z nich wszystko to, co nam się nie podoba, bo np. kogoś obszczekają, a to jest źle widziane. Nie wiem, czy też to zauważyłaś, ale od jakichś 10 lat jest wysyp książek wydawanych w ogromnych nakładach, w których ludzie piszą o swoich zwierzętach, typu Historia mojego psa. I mnie się wydaje, że to jest taki tombak, zastępstwo naszego dbania o zwierzęta. Znowu znaleźliśmy sposób, żeby pisać o sobie, zamiast zastanowić się, czego zwierzęta potrzebują, jak dać im prawa i zająć się ich interesem. Choć może to jest krok na drodze do rozwijania wrażliwości? W końcu niektóre gatunki, takie jak psy czy koty, jeszcze 120 lat temu były uznawane za coś zupełnie niepotrzebnego, były zabijane – a nagle wskoczyły tak wysoko na drabinie ważności dla człowieka. Natomiast inne zwierzęta nadal są traktowane jak śmieci. Wszystko to jest takie arbitralne – nagle to jest mój piesek, chodzę z nim do fryzjera i kupuję mu butki. W Korei Południowej możesz sklonować swojego pupila – gdy umrze, będziesz miała zaraz takiego samego.

Tę zmianę dobrze pokazuje esej otwierający ostatni, najbardziej wstrząsający rozdział Shiftersów. Jest w nim mowa o angielskiej ulotce z początku II wojny światowej, która nawoływała obywateli do niszczenia – dosłownie – swoich zwierząt domowych w obawie przed spodziewanymi niedoborami żywności. Dziś brzmi to absurdalnie, jak jakiś ponury żart.

Tak, w brytyjskiej masakrze zwierząt domowych (British pet massacre) Anglicy w ciągu tygodnia zabili 750 tys. swoich psów i kotów. W ogóle te liczby są niewyobrażalne, np. w czasie I wojny światowej zginęło 8 mln koni, a służyło łącznie 16 mln zwierząt – m.in. gołębie, psy, koty. Nie wiem, jak liczono świnie, które np. na statkach były po prostu żywym mięsem.

Czy coś w czasie zbierania materiału nad książką było dla Ciebie szczególnie zaskakujące albo szokujące?

Bez wątpienia programy szpiegowskie np. wszczepianie skomplikowanych urządzeń do mózgu psa po to, żeby kontrolować go pilotem, żeby chodził, jak chcemy. Albo straszny projekt Acoustic Kitty – CIA wszczepiało czułe mikrofony do uszu kota. Po wpuszczeniu do radzieckiej ambasady taki kot miał być żywym urządzeniem nagrywającym. Jeśli chodzi o wojenne historie, to np. psy antyczołgowe. Po ataku Hitlera armia radziecka łapała się różnych desperackich pomysłów, jak bronić się przed Niemcami. Jednym z nich było szkolenie psów, by podkładały ładunki wybuchowe pod czołgi i uciekały. Ale ponieważ szkolili je na radzieckich czołgach, zaczęły wysadzać nie te czołgi, co trzeba. Zaczęli więc po prostu przywiązywać do ciała psa ładunki wybuchowe, wypuszczali go i kiedy był blisko czołgu, to go zdalnie wysadzali. W ten sposób wysadzili podobno około 500 niemieckich czołgów. Z tych psów zrobiono więc kamikadze. Tak samo jak w amerykańskim projekcie Orcon, który ostatecznie ponoć nie został zrealizowany. Podczas drugiej wojny światowej behawiorysta Skinner szkolił gołębie, aby sterowały specjalnie zaprojektowanymi torpedami – siedząc wewnątrz tych torped. Jeśli chodzi o polskie historie, to dowiedziałam się, że oprócz niedźwiedzia Wojtka, o którym wszyscy słyszeliśmy, była też Baśka – niedźwiedzica polarna, która podawała łapę Piłsudskiemu.

Twojej książce towarzyszy wystawa, na której można m.in. wziąć udział w warsztatach czy obejrzeć film, który nakręciłaś.

To esej wizualny, w którym wykorzystuję różne rodzaje nagrań: archiwalne i własne. Są też zdjęcia, które robiły same zwierzęta.

Na przykład Masza! Przymocowałaś jej do obroży kamerkę i we trzy poszłyśmy do parku,  gdzie Masza buszowała po zaroślach, jednocześnie filmując swój spacer. Ale ją samą też nagrywałaś – miała na sobie torbę szpiegowską.

Razem z moją mamą uszyłyśmy specjalne torby wzorowane na tych, które zwierzęta nosiły w trakcie pierwszej wojny światowej (np. w torbach Czerwonego Krzyża miały leki i opatrunki dla żołnierzy, gołębie i psy nosiły różne malutkie pojemniki na wiadomości, konie dźwigały na sobie rozmaite rzeczy: amunicję, maski gazowe, a nawet działa i nosze). W filmie są ujęcia, gdy różne osoby próbują te torby zakładać innym osobom – kotom, psom, koniom – i widać, że zwierzęta reagują w zróżnicowany sposób. Tutaj chyba trochę podświadomie chciałam zbadać coś, o czym będzie opowiadał mój kolejny projekt – opór zwierząt. To się dla mnie zaczyna właśnie w tym miejscu – kiedy te zwierzęta odmawiają założenia toreb, co robią, żeby się z nich wyplątać, jak się zachowują, kiedy już je na sobie mają.

Powiedziałaś: „Różne osoby zakładały innym osobom”. Mówisz na zwierzęta osoby zwierzęce?

Czasami, jeszcze nie wyrobiłam sobie tego nawyku w stu procentach. Teraz się chyba przejęzyczyłam. Ale może to dobrze? Osoby zwierzęce, osoby nie-ludzkie – tak!

Album dostępny na stronie artystki: Martabogdanska.com.

Czytaj również:

Metafory natury
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Wiedza i niewiedza

Metafory natury

Julia Fiedorczuk

Kiedy wieki temu uznaliśmy, że umysł, język i kultura przynależą tylko nam, zamknęliśmy się na pozaludzkie doświadczenie i wiedzę. A gdyby wreszcie zerwać z dawnym, kartezjańskim podziałem świata: my i cała reszta? Dzisiejsza humanistyka wyraźnie przecież wskazuje na to, że wcale nie jesteśmy najmądrzejsi, bo oprócz naszego istnieją też inne – nie lepsze i nie gorsze – rodzaje poznania.

Co robią głowonogi, kiedy spotykając się w morskich głębinach, stykają się na moment odnóżami? Jaka intencja przyświeca ośmiornicy „plującej” wodą na plecy nielubianego naukowca (taki przypadek opisuje w Innych umysłach filozof nauki Peter Godfrey-Smith) i od czego zależą jej towarzyskie preferencje? Jaką treść zawierają mysie piosenki albo choreograficzne komunikaty krabów? Dlaczego szympansia matka nosi na plecach ciało swojego zmarłego dziecka, nawet przez 40 dni? Dlaczego zdarza się, że zjada skrawek tego ciała, za mały jednak, aby mógł mieć wartość jako pożywienie? Nie znamy odpowiedzi na te pytania i jest dość prawdopodobne, że nieprędko w pełni je poznamy. Co prawda nauka – nasza ludzka supermoc – szybko się rozwija także w dziedzinie etologii, ale metody, którymi dysponuje, nawet te najbardziej zaawansowane, z konieczności bazują na ludzkim aparacie percepcyjnym, formułowane przez nią pytania odwołują się zaś do głęboko uwewnętrznionego systemu pojęć i wartości. W skrócie: ludzkie poznanie zawsze jest w jakimś stopniu antropomorficzne, czyli związane z możliwościami ciała i umysłu naszego gatunku. Czy jednak wynika stąd, że światy nieczłowieczych istot – ich twórcze, w tym sensotwórcze praktyki – muszą pozostać radykalnie niedostępne dla ludzi?

Czytaj dalej