O Marii, co patrzyła w niebo
i
„Alegoryczny portret Uranii”, Louis Tocqué, XVIII w., Sotheby's/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

O Marii, co patrzyła w niebo

Jan Pelczar
Czyta się 7 minut

Kopernik może nie była kobietą, ale w XVII w. w Świdnicy działała nie mniej zdolna astronomka. O Marii Cunitz słychać nawet w kosmosie – imię genialnej Ślązaczki nosi jeden z kraterów na Wenus, a planetoidę 12624 nazwano na jej cześć Mariacunitia.

„Da nam autograf?” – zastanawiają się na świdnickim rynku dwaj mężczyźni w średnim wieku. Spotykam ich przy ławce pomnikowej przedstawiającej postać kobiecą. Jeden z nich trzyma w ręku otwarty zeszyt z wklejonym zdjęciem. „Kto ma dać autograf?” – dopytuję. W odpowiedzi pokazują mi fotografię popularnej aktorki Soni Bohosiewicz. Wystąpi jeszcze tego wieczoru w Świdnickim Ośrodku Kultury z koncertem 10 sekretów Marilyn Monroe. „A od niej byście nie woleli?” – wskazuję na rzeźbę, ale mężczyzn już koło mnie nie ma…

Wszechstronnie uzdolniona

Postacią z ławki jest astronomka Maria Cunitz (1610–1664). Na kolanach trzyma swoje epokowe dzieło Urania propitia (Urania łaskawa, czyli astronomia uczyniona zrozumiałą). Dzięki precyzji i uporowi stała się jedną z najbardziej znanych kobiet nauki od czasów aleksandryjskiej Hypatii. Obliczała położenie planet na tyle skutecznie, że udoskonaliła Tablice rudolfińskie Keplera.

Od miejscowego historyka dowiaduję się, że Cunitz miała więcej przymiotów niż Marilyn Monroe sekretów. „Pięknie malowała, opanowała koronkarstwo, świetnie wychodził jej fechtunek” – wylicza dr Radosław Skowron z Muzeum Dawnego Kupiectwa w Świdnicy. Ponoć już jako 5-latka biegle czytała i pisała. Nim dorosła, posługiwała się łaciną, greką, polskim, niemieckim, hebrajskim, francuskim i włos­kim. Śpiewała, grała na lutni, miała dar do matematyki, zgłębiła też medycynę.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Świdniczanie wszystko to dobrze wiedzą. Już od kilkunastu lat są przyzwyczajeni do obecności Marii Cunitz. Świętują jej urodziny, słuchają o niej wykładów, oglądają poświęcone jej wystawy. Ławka stanęła na miejscowym rynku w nieprzypadkowym miejscu, bo w pobliżu kamienicy Pod Złotym Chłopkiem, gdzie mieszkała i skąd obserwowała niebo XVII-wieczna astronomka. Nieco wcześniej odrestaurowano fasadę kamienicy, umieszczono na niej także tablicę pamiątkową.

O Marii nie pozwoliły zapomnieć dwie badaczki, Ingrid Guentherodt z Trewiru i Margarethe Arndt z Norymbergi, autorki prac na temat jej dokonań. Razem z Klausem Goldmannem – dawnym mieszkańcem Świdnicy, potomkiem znanej rodziny kupieckiej – ufundowały też wspomnianą tablicę. Z naukowczyniami utrzymuje kontakt Radosław Skowron. W 2008 r. w Muzeum Dawnego Kupiectwa zorganizował sesję popularnonaukową poświęconą Cunitz i wystawę, na której zaprezentowano instrumenty astronomiczne, starodruki i obrazy. Wypożyczono je z bibliotek Paryża, Wiednia, Warszawy i Wrocławia, a także z muzeów – z Wrocławia, Gdańska, Torunia, Krakowa i Poznania. Pomógł też kolekcjoner Stanisław Dzbański.

Obserwatorium na dachu

Warto przypomnieć, że w czasach Cunitz kobiety na Śląsku zdobywały wiedzę same, najczęściej korzystając z domowych bibliotek, bez wsparcia nauczycieli. Nie mogły chodzić do szkoły, zabraniano im studiować, więc sięgały po to, do czego miały dostęp w domu. Młodziutka Maria przysłuchiwała się lekcjom udzielanym jej bratu Antonowi. Ich ojciec zajmował się astronomią i był jednym z asystentów Tychona Brahe, założyciela obserwatorium Uranienborg na wyspie Ven. Z wiedzy ojca czerpała również córka.

Cunitz słuchała nauk i robiła z nich użytek, ale musiała też wypełniać rodzinne obowiązki. Początkowo nie miała większego wpływu na swój los. Jako 13-latka została wydana za mąż, a po dwóch latach owdowiała. Wróciła wtedy do rodzinnej kamienicy, osiągnąwszy już inną pozycję społeczną. Skorzystała z częściowej niezależności i nawiązała kontakt z uznanym matematykiem i nauczycielem jej brata, Eliasem von Löwenem. To on zainteresował Marię astrologią i astronomią, zauważył, jak biegła jest w trygonometrii. Wspólnie obserwowali Wenus i Jupitera. Z czasem Löwen został jej drugim mężem. Podczas prowadzenia badań Maria odkryła, że Tablice rudolfińskie Keplera, którymi się wówczas posługiwano, mogą zostać ulepszone. Uprościła więc metody obliczania położenia planet, dzięki czemu naukowcy chętniej sięgali po jej publikację.

„W tamtych czasach astronomów fascynowały odkryte przez Galileusza fazy Wenus, które ostatecznie pozwoliły dowieść, że Ziemia krąży wokół Słońca. Naukowcy koncentrowali się na tym, jaki kształt ma nasz układ planetarny. Kopernik napisał jedynie, że Słońce jest w centrum, ale nie podał żadnych konkretnych danych. Astronomowie starali się więc udowodnić tę tezę. Maria żyła w czasach, gdy Galileusz musiał się wyrzec swojej teorii, wcześniej spalono Giordana Bruna. Cunitz musiała zatem ukrywać niektóre ze swoich odkryć. Ale każdy astronom obliczający pozycje planet wiedział, że to Słońce jest najważniejsze” – opowiada mi dr Skowron.

Cunitz jako pierwsza opracowała sposób na obliczanie faz Wenus. Swoje wnioski opublikowała nie tylko po łacinie, lecz także w języku niemieckim. Była to istotna decyzja i pionierskie działanie. Ówczesna wiedza o planetach za sprawą Cunitz trafiła do szerokiego grona odbiorców dzięki podwójnemu wysiłkowi lingwistycznemu. A wszystko to działo się w czasach, kiedy aspiracje intelektualne kobiet były dławione. Annie Marii van Schurman – uczonej, malarce i poetce, pierwszej kobiecie, której pozwolono studiować na europejskiej uczelni – stawiano na Universiteit Utrecht parawan. „Chodziło o to, by ją przysłonić na wykładach, by nie widzieli jej inni studenci” – wyjaśnia Skowron. Historyk przyznaje, że kobiety, które poszukiwały wiedzy, dużo częściej spotykał wtedy inny los: „Płonęły na stosach, były uważane za czarownice”.

W niektórych biografiach czytamy, że Marię uważano za dziwaczkę, bo zamiast spać czy pilnować gospodarstwa, chodziła nocami po dachach, a w ciągu dnia odsypiała i zaniedbywała prace domowe. Inni biografowie dają temu odpór, wskazując, że wychowała dwóch synów, miała czas dla rodziny i potrafiła pogodzić pasje z obowiązkami. W XVII w. łatwo można było zostać posądzoną o „czary”. Kontaktów z ciemnymi mocami na szczęście jej nie zarzucono. A skoro widok wspinającej się po dachu Cunitz nie wydał się nikomu z jej współczesnych podejrzany, może to świadczyć o jej ważnej i potrzebnej roli w lokalnej społeczności lub o umiejętności zjednywania sobie sąsiadów. „Niech pan sobie wyobrazi grupę ludzi, która wchodzi na dach i taszczy ze sobą radius astronomicus, czyli laskę Jakuba – urządzenie przypominające trzymetrowej długości obracany krzyż. Co mogli sobie pomyś­leć o niej sąsiedzi, ludzie o różnym wykształceniu? To musiało być szokujące” – ocenia dr Skowron.

Cunitz była ewangeliczką, osobą religijną. Cieszyła się nieposzlakowaną opinią w ówczesnej katolickiej Świdnicy. Co najważniejsze, za pomocą prostych przyrządów dokonała zaskakująco dokładnych obliczeń. „Wytknęła szereg nieścisłości Heweliuszowi. Podobno się ich potem wstydził. Jeśli mielibyśmy wykazać, kto był lepszym astronomem, to byłaby nim Maria” – podsumowuje historyk.

Śląska Atena

W czasie wojny trzydziestoletniej z powodu prześladowań religijnych Maria i Elias musieli uciekać z rodzinnego miasta. Znaleźli schronienie w tolerancyjnej wówczas Polsce, w wiosce Łubnice, należącej do katolickiego klasztoru Cysterek w Ołoboku koło Kalisza. To tam powstała Urania, a o autorce zrobiło się głośno. Zaczęli do niej docierać przedstawiciele elity intelektualnej ze Śląska i z Europy. Wieść o Cunitz dotarła do Samuela Hartliba, reformatora z Londynu.

„Hartlib był taką dzisiejszą wyszukiwarką Google. Miał po prostu niesamowitą ilość informacji o różnych postaciach i przekazywał je dalej. Bardzo szybko Europę obiegła wiadomość o tym, że na Śląsku jest kobieta, która biegle posługuje się tablicami astronomicznymi, ma olbrzymią wiedzę o układzie planetarnym, zna wszystkie nowinki, w tym Tablice rudolfińskie z 1627 r. To wtedy okrzyknięto ją śląską Ateną i najwybitniejszą od czasów matematyczki Hypatii kobietą naukowcem” – opowiada dr Skowron.

Dwór Ludwika XIV próbował doprowadzić do spotkania Marii z Janem Heweliuszem, uczona mogła też liczyć na stypendium u najdłużej panującego władcy wszech czasów. Niestety do spotkania nigdy nie doszło, stypendium zaś ostatecznie przeszło jej koło nosa. Dostępu do możnowładców miał bronić dworzanin z rodziny Czepków, z którymi Cunitzowie spierali się o majątek w Modliszowie. Przetrwała legenda o tym, że śląska astronomka odmówiła postawienia horoskopu królowi Janowi Kazimierzowi. Jej samej pisany był w gwiazdach niewesoły koniec. Ostatnie lata spędziła w Byczynie, rodzinnym mieście męża. Wybuchł tam pożar, w którym stracili majątek, a także prawie wszystkie narzędzia i owoce swojej ówczesnej pracy. Elias był nadal czynnym lekarzem, oboje pracowali jako farmaceuci. Ogień strawił i leki, i naukowy warsztat Marii. Jak podsumowuje dr Skowron: „Jedynie wiedza zostawiona na kartach Uranii nie poszła z dymem”. Księga trafiła do sprzedaży w 1657 r., a wkrótce stała się podręcznikiem.

Przed publikacją Cunitz ponoć otrzymała od wydawnictwa prośbę o przygotowanie ryciny portretowej. Autorem miał być uznany rytownik Jeremiasz Falck. Uczona wysłała swoją podobiznę, lecz artysta akurat wyjechał, ona zaś nie chciała zwlekać, więc wydała Uranię bez wizerunku.

Dziś portret genialnej astronomki możemy tworzyć jedynie w wyobraźni. Ale im więcej się dowiemy, tym lepszy uzyskamy obraz. Dawna mieszkanka Świdnicy na pewno zasługuje na upamiętnienie. Elżbieta Janota – anglistka, tłumaczka i autorka podcastów, która w 2021 r. wygrała konkurs na herstorię zorganizowany przez magazyn „Wysokie Obcasy” i miasto Rybnik – przekonywała, że Cunitz powinna mieć swoją biografię. W zwycięskim liś­cie czytamy m.in.: „Nie ma wątpliwości, że cechowały ją wybitny umysł i niezmierzona ciekawość świata, wydaje się jednak, że najważniejszymi jej cechami musiały być upór i determinacja. Strzępki informacji, które można znaleźć na jej temat w Internecie, składają się na obraz życia, które od wczesnego dzieciństwa było walką ze stereotypami i konwenansami”.

O tej niezwykłej kobiecie warto też opowiadać dzieciom. Specjalne materiały edukacyjne o astronomce przygotowało czasopismo „Kosmos dla Dziewczynek”. Uczyniło ją jedną ze swoich superbohaterek. Faktycznie, wydaje się, że trudno o atrakcyjniejszą postać historyczną. Samodzielna, mądra i wnikliwa badaczka, która doskonale radziła sobie także z przyziemnymi obowiązkami, również dzisiaj pokazuje, że dziewczyny, jeśli zechcą, mogą sięgnąć gwiazd.

ilustracja: Marek Raczkowski
ilustracja: Marek Raczkowski

Czytaj również:

Dobrze zadane pytania
i
zdjęcie: Bryce Vickmark/AFP/East News
Edukacja

Dobrze zadane pytania

Paulina Wilk

Jeśli chcesz komuś pomóc, najpierw dowiedz się o nim jak najwięcej. Nie stosuj złotych zasad, do każdego dobieraj rozwiązania szyte na jego miarę. I najważniejsze: nie wierz w oczywiste prawdy, cały czas sprawdzaj i pytaj – radzą Esther Duflo i Abhijit V. Banerjee, nobliści, badacze współczesnego ubóstwa.

Oboje jeszcze spali, kiedy zadzwonił telefon. Zegarki w Cambridge w stanie Massachusetts wskazywały dopiero piątą rano. Był październik 2019 r. Kiedy 47-letnia Esther Duflo, naukowczyni zajmująca się tematyką biedy i łagodzenia jej skutków, w końcu odebrała, przez moment mogła myśleć, że nadal śni. Usłyszała w słuchawce, że właśnie – jako druga kobieta w historii – otrzymuje Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii. Odpowiedziała pytaniem: „Wspólnie z kim?”.

Czytaj dalej