Nie ma słodszego widoku od uroczej kuleczki na smyczy lub na rękach (oczywiście uogólniam na potrzeby tekstu). Szczeniaczki wzbudzają zachwyt wszędzie, gdziekolwiek się pojawią – w parku, w tramwaju, na rynku, w kawiarni. Ci, którzy mieli szczenię, wiedzą, że z takim maluchem 20-minutową trasę pokonuje się co najmniej dwa razy dłużej, ponieważ dorośli i dzieci chcą pieska pogłaskać lub pobawić się z nim choć przez chwilę.
Bardziej tolerancyjni i otwarci wychodzą z domu 20 minut wcześniej, bardziej nerwowi – przez cały okres szczenięcy pupila wolą jeździć z nim samochodem lub przemykać się ciemnymi ulicami. Ale problem / ten bardzo miły aspekt* (*niepotrzebne skreślić), jakim są zaczepki, to nie jedyna niespodzianka, która nas czeka przez najbliższych kilka miesięcy.
Po sprowadzeniu do domu psiaka zajdzie znacznie więcej zmian. Czy kupujemy psa dla dziecka, czy bierzemy szczenię ze schroniska, czy chcemy mieć psa do obrony, stróżowania, do pracy w dogoterapii, przy owcach bądź do towarzystwa – potrzeby szczeniaka zawsze są takie same i takie same z nim związane problemy.
Jakie problemy? Przecież szczeniaczek to sama radość! Hm…
Po rozum do głowy
Zakładamy, że szczeniak to sama radość, mały, słodki piesek, który chce się bawić. Nic z nim nie robimy, to znaczy robimy wszystkie te rzeczy, które szczeniaki kochają: dajemy mu biegać swobodnie po łąkach, pozwalamy na kontakty z każdym napotkanym psem i człowiekiem, bo to w naszym mniemaniu wyraźnie sprawia mu radość. Żadne szkolenie nie wchodzi w grę, bo dziecko powinno mieć dzieciństwo, a nie musztrę. Piesek robi, co chce, biega, gdzie chce, oddalając się