Myśliweczek z Iraku i dzieweczka z Osetii
i
Kholoud Charaf na spacerze w swoim ulubionym Lesie Wolskim, zdjęcie: Aleksandra Kozłowska
Doznania

Myśliweczek z Iraku i dzieweczka z Osetii

Aleksandra Kozłowska
Czyta się 19 minut

Za pisane, głoszone przez siebie słowa są w swoich ojczyznach karani i prześladowani. Pisarze dysydenci i pisarze uchodźcy bezpieczną przystań znajdują w miastach sieci ICORN założonej m.in. przez Salmana Rushdiego. Polskie miasta też już w niej są. 

Ma oczy koloru mocnej kawy i burzę ciemnych włosów na głowie. Siedząc przy oknie swego pokoju w Domu Łaskiego, opowiada o druzyjskich wierzeniach. W dłoni trzyma wisiorek: pięcioramienną, pięciobarwną gwiazdę – symbol tego wyznania. „Zielony oznacza umysł, biały – duszę, niebieski – słowo, żółty – następstwo, a czerwony – podążanie. Razem symbolizują człowieka. Mój ulubiony kolor? Zielony. Kiedyś wydawało mi się, że niebieski, ale teraz, może to kwestia wieku, skończyłam 37 lat, myślę, powinnam postawić na umysł” – śmieje się Kholoud Charaf.

A kiedy mówi o najważniejszych prorokach druzyjskiej religii (wśród nich są m.in. Jezus, Abraham i Arystoteles), komentuje: „Sami mężczyźni. A gdzie się podziały kobiety?”.

Życie pod pancerzem

Kholoud Charaf jest syryjską poetką. Jako stypendystka Międzynarodowej Sieci Miast Uchodźstwa ICORN na dwa lata zamieszkała w Krakowie. Rozmawiamy pod koniec kwietnia – właśnie minęły dwa miesiące od jej przyjazdu. Dom Łaskiego razem z sąsiednią Willą Decjusza toną w bujnej zieleni parku Decjusza na Woli Justowskiej. Ulubiony kolor poetki koi jej ból, tęsknotę, daje nadzieję na przyszłość. Choć gdy opowiada o Syrii, wojnie i rodzinie nadal z trudem powstrzymuje łzy. W kraju zostali jej rodzice i siostra – dzwoni do nich niemal codziennie. „Są w miarę bezpieczni. Ale wielu moich przyjaciół zginęło. Od siedmiu lat żyjemy w strachu, głodzie, terrorze. Tutaj trudno to sobie wyobrazić – wychodzisz z domu i za każdym razem nie wiesz, czy do niego wrócisz”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Dom Łaskiego razem z sąsiednią Willą Decjusza toną w bujnej zieleni Parku Decjusza na Woli Justowskiej, zdjęcie: Aleksandra Kozłowska
Dom Łaskiego razem z sąsiednią Willą Decjusza toną w bujnej zieleni Parku Decjusza na Woli Justowskiej, zdjęcie: Aleksandra Kozłowska

Kraków? „Od razu polubiłam to miasto. Szymborską (w Syrii wszyscy nobliści od razu po otrzymaniu nagrody byli tłumaczeni na arabski) czytałam na długo, zanim dowiedziałam się o sieci ICORN i o tym, że tu zamieszkam. Ludzie są tu delikatni, zaskoczyli mnie otwartością. A nas wojna zrobiła twardymi. Małe drzewko, które chce rosnąć, wytwarza coraz grubszą korę, żeby chronić życie w sobie – tak właśnie stało się z nami”.

Kholoud urodziła się w małej miejscowości Al Mjemr koło As-Suwajdy na południu Syrii. Skończyła studia na uniwersytecie w Damaszku – z wykształcenia jest technikiem medycznym. W latach 2013–2015 pracowała jako kierownik pracowni medycznej w centralnym więzieniu w Suwaydzie, głównie na oddziale kobiecym. Przez niespełna rok była także nauczycielką języka angielskiego w Syryjskim Instytucie Edukacji dla dzieci, które z powodu trwającej wojny nie miały szans na formalną edukację. Ucieczką od prześladowań okazała się poezja. Dzięki niej znalazła się wśród stypendystów ICORN i dzięki niej trafiła do Krakowa.

Miasta ocaleniem dla duszy

ICORN, czyli Międzynarodowa Sieć Miast Pisarzy Uchodźców, istnieje od 2005 r. Organizacja powstała w Norwegii, ma siedzibę w Stavanger. Wśród jej pomysłodawców był Salman Rushdie, jeden z najbardziej prześladowanych pisarzy na świecie. Za powieść Szatańskie wersety on i każdy, kto wspiera publikację wyklętej książki, zostali przez ajatollaha Chomeiniego obłożeni fatwą – wyrokiem śmierci.

ICORN chroni zatem twórców: pisarzy, poetów, dziennikarzy, blogerów, muzyków, obrońców praw człowieka, których wolność, a nierzadko i życie są zagrożone w krajach ich pochodzenia. Dzięki programowi „Writer in residence” (pisarz rezydent) w miastach należących do sieci organizuje im stypendia (zazwyczaj dwuletnie), zapewnia mieszkanie, lekcje języka danego kraju, umożliwia tworzenie, oferuje wszelką niezbędną pomoc.

Tych miast jest już ponad 70 – w Europie, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Ameryce Łacińskiej – a wśród nich są m.in.: Sztokholm, Oslo, Bruksela, Frankfurt, Barcelona, Paryż, Meksyk, ostatnio dołączył Berlin. Polskę reprezentują Kraków, Wrocław i Gdańsk. Miasta nie mogą same starać się o przystąpienie do sieci, są do niej zapraszane. Od 2006 r. schronienie znalazło ponad 170 autorów. Wśród nich była np. Swietłana Aleksijewicz, białoruska pisarka i dziennikarka, która w latach 2006–2008 mieszkała w Göteborgu, a w 2015 r. otrzymała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Podczas Walnego Zgromadzenia ICORN w Paryżu, w 2016 r. powiedziała: „Miasta schronienia dają nam nie tylko azyl i środki do pracy, ale także są ocaleniem dla duszy. Pozwalają nam uratować wrażliwość na otaczający nas świat, na niuanse ludzkich zachowań…”.

ICORN współpracuje z Komisją Europejską, ONZ, UNHCR i Międzynarodowym PEN Clubem.

Pierwszym polskim miastem – i pierwszym miastem Europy Środkowo-Wschodniej – które przystąpiło do sieci był Kraków. Stało się to w 2011 r., w Roku Czesława Miłosza. „Matką” tej inicjatywy można nazwać dr Danutę Glondys, ówczesną dyrektor Stowarzyszenia Willa Decjusza. „Zaczęło się od tego, że dostałam mejla od Helgego Lunde, prezesa zarządu ICORN, z propozycją, by Kraków przystąpił do programu. Lunde czytał mój artykuł Zemsta pamięci, który kiedyś napisałam do »Eurozine« i w ten sposób zainteresował się naszym miastem. Ale ja nie znałam wtedy Helgego i mejla skasowałam (śmiech). Sprawa jednak nie dawała mi spokoju, poczytałam o ICORN i bardzo mnie to zaintrygowało. Zaczęłam przekonywać urzędników do naszego uczestnictwa w sieci. Ale dopiero zaangażowanie Roberta Piaskowskiego, dyrektora programowego Krakowskiego Biura Festiwalowego, i ówczesnej wiceprezydent miasta Magdaleny Sroki przyniosło efekty” – wspomina Glondys.

Po dwóch latach lobbingu, przekonaniu prezydenta Jacka Majchrowskiego i Rady Miasta, która uchwaliła przeznaczony na ICORN budżet (corocznie około 100 tys. zł), udało się uruchomić program.

Nielegalna Norweżka

Wejście Krakowa do sieci od razu okazało się skokiem na głęboką wodę. Pierwszą stypendystką była bowiem Marie Amelie (właściwe nazwisko – Madina Salamowa), ściągnięta do Krakowa w bardzo krótkim czasie z Moskwy. „Marie Amelie jako dziecko uciekła razem z rodzicami z Osetii Północnej; na jej ojca zorganizowano zamach bombowy – opowiada Małgorzata Różańska ze Stowarzyszenia Willa Decjusza, koordynatorka programu. – Rodzina trafiła do Finlandii, później do Norwegii. Jednak ich wniosek o azyl został odrzucony. Zostali tam nielegalnie. Przez ten czas Marie skończyła szkołę, studia, dopiero na etapie pracy okazało się, że nie może jej wykonywać ze statusem, jaki posiada. Na podstawie swoich doświadczeń napisała książkę Illegally Norwegian (Nielegalna Norweżka). Wywołała nią wielkie poruszenie – pokazała hipokryzję systemu, który z jednej strony jest inkluzywny – pomagamy, integrujemy, z drugiej – zmusza ludzi do życia całymi latami w szarej strefie”.

Ponieważ wciąż była osobą nielegalnie przebywającą w kraju, na któreś ze spotkań autorskich wkroczyła policja i Marie bez żadnych ceregieli deportowano do Moskwy (Osetia Północna jest częścią Federacji Rosyjskiej). Dostała przy tym 10-letni zakaz wjazdu do Norwegii. Marie nigdy wcześniej w Moskwie nie była, bała się, nie mając pewności, czy zagrożenia, przed którymi uciekła w dzieciństwie, znów jej nie dopadną.

W tym właśnie momencie wkroczył Kraków i ICORN. Różańska: „Marie przebywała u nas cztery miesiące i cały czas była w centrum uwagi. Zjeżdżali się dziennikarze, fotoreporterzy – po jej deportacji w Norwegii wybuchły wielkie protesty społeczne, dyskusje na szczeblu najwyższym”.

Efektem tej narodowej debaty była zmiana prawa – Marie i inne osoby w podobnej sytuacji mogły wrócić do Norwegii pod warunkiem, że znajdą i utrzymają pracę. Pisarka mieszka tam do dziś.

Drugim krakowskim stypendystą był egipski bloger Kareem Amer. „Miał 24 lata, gdy do nas przyjechał, z czego ostatnie cztery przesiedział w więzieniu za krytykę prezydenta Mubaraka i za obrazę islamu, czyli za ateizm – mówi Małgorzata Różańska. – Walczył też o prawa kobiet, na swoim blogu podkreślał, że to przemoc wobec kobiety obraża islam. Po wyjściu z więzienia dalej się narażał, trafił więc na listę osób z zaocznymi wyrokami śmierci wydaną przez salafitów. I musiał uciekać – tak znalazł się u nas”.

Głośno było o Aslı Erdoğan, działaczce na rzecz obrony praw Kurdów w Turcji, która na stypendium ICORN przyjechała do Krakowa w 2015 r. Za zaangażowane felietony publikowane na łamach lewicowego czasopisma „Radikal” była nękana pogróżkami i regularnie zatrzymywana przez policję. Po roku spędzonym nad Wisłą dostała możliwość kolejnego stypendium rezydenckiego – w Turcji groziło jej bowiem więzienie – ale odmówiła. Chciała wrócić do kraju, wspierać swoich przyjaciół. Kilka miesięcy po powrocie została aresztowana pod fałszywym zarzutem terroryzmu. Wtedy Federacja Anarchistyczna i aktywiści z grupy „Witajcie w Krakowie” zorganizowali na Rynku manifestację w obronie Aslı. „Nasza grupa powstała we wrześniu 2015 r., w szczycie antyuchodźczej histerii. Z jednej strony chcieliśmy się jej przeciwstawić, z drugiej pokazać, że czekamy na te potwierdzone przez rząd Ewy Kopacz 7 tys. uchodźców, że chcemy im pomóc – opowiada Aleksandra Lipczak z WwK. – Od tamtej pory kilku uchodźczym rodzinom w Krakowie udało się znaleźć niedrogie mieszkanie, zebrać dla nich pieniądze czy potrzebne im rzeczy. Nasi członkowie i członkinie pracowali też z uchodźcami jako wolontariusze na Bałkanach, w Grecji, Libanie; organizowaliśmy wsparcie dla czeczeńskich rodzin w Brześciu”.

Jakiś czas później Aslı wyszła na wolność, ale cały czas jest inwigilowana, e-meile wysyłane do niej znikają, kontakt z nią jest utrudniony.

Kholoud Charaf to ósma osoba na stypendium ICORN w Krakowie. Ma sporo planów na te dwa lata. W Syrii opublikowała swój pierwszy tomik wierszy pt. The Remains of Butterfly (Resztki motyla), tu zamierza napisać trzy książki: akademicką pozycję na temat syryjskiej poezji po 2011 r., drugi tom wierszy (o ludziach i wojnie) oraz opowieść o swoim dzieciństwie. „Chcę, żeby moi ludzie byli ze mnie dumni – podkreśla. – Chcę im pomóc. Jeśli napiszę dobrą książkę, pokażę innym, że Syryjczycy to ludzie jak wszyscy: chcą tworzyć, rozwijać się. Pokażę, że nie jesteśmy terrorystami”.

Pisze więc codziennie. W przerwach spaceruje po Lesie Wolskim, gotuje zupę szczawiową (mnóstwo szczawiu rośnie wokół kopca Piłsudskiego), słucha ulubionej libańskiej wokalistki Fairuz, rozmawia z krakowianami – niedawno czytała swoje utwory na kolejnym spotkaniu zorganizowanym przez WwK – tematem była Syria i bombardowania w Ghucie.

Jak rozebrać się przed lekarką

Polskie miasta sieci zaznaczają, że mogą przyjąć tylko stypendystów znających któryś z języków europejskich (program nie przewiduje zatrudnienia całodobowego tłumacza). Zdarza się jednak, że część z nich mówi po angielsku znacznie słabiej niż deklarowała w aplikacji. Bywało więc tak, że dopiero na lotnisku w Krakowie okazywało się, że stypendysta porozumiewa się wyłącznie po persku. Albo tylko po arabsku – jak pierwszy rezydent Gdańska. Pozostaje komunikacja przez Google Translate i intensywny kurs polskiego, co na początku nie zawsze wystarcza. Zaraz po przyjeździe stypendysty – a nie jest to radosna podróż turysty, tylko niebezpieczna droga z ukrywaniem się i ucieczką – cały stres ostatnich miesięcy zaczyna „wyłazić”, objawiając się całą masą różnych psychosomatycznych objawów. Ale jak o tym opowiedzieć, nie znając języka? Albo jak mężczyzna wychowany w patriarchalnej kulturze ma rozebrać się przed lekarzem kobietą? I jeszcze powiedzieć jej o zaburzeniach trawienia?

Różańska: „Kiedy Kraków przystąpił do sieci, dyrektorką Stowarzyszenia Willa Decjusza była kobieta, dr Danuta Glondys, koordynatorem programu też kobieta, czyli ja, wiceprezydentem znów kobieta, Magdalena Sroka. Dla niektórych stypendystów była to zatem sytuacja zupełnie nowa, nieznana w ich krajach. Na dodatek większość stypendystów poza Kareemem i Marią Amelie była ode mnie starsza, co więcej – byli to mężczyźni. Problem pojawiał się, gdy chciałam umówić się na konkretną godzinę – takiemu mężczyźnie fakt, że młodsza kobieta wyznacza mu termin czegokolwiek, wydaje się uwłaczający”.

Od takich codziennych problemów pomagają oderwać się twórczość oraz spotkania z ludźmi. Miasta sieci współpracują z festiwalami literackimi – Kholoud w czerwcu wystąpiła na krakowskim Festiwalu Miłosza, Umar w październiku 2017 r. prezentował swą poezję podczas wrocławskiego Bruno Schulz. Festiwal, w tym roku wystąpił na wrocławskim Festiwalu Poezji Silesius i podczas generalnej konferencji ICORN w Malmö.

Zachować twarz na forum europejskim

Gdy pytam o znaczenie uczestnictwa polskich miast w programie ICORN, Danuta Glondys podkreśla: „Dajemy światu świadectwo, że to, w co wierzymy – solidarność i prawa człowieka nie są dla nas tylko deklaracją. Pokazujemy, że wcielamy je w życie. To niezwykle ważne, zwłaszcza w tym czasie, gdy wizerunek Polski pod tym względem jest mocno zachwiany. Miasta są na tyle niezależne – zawsze je zachęcam, by prowadziły własną politykę zagraniczną – że mogą podejmować działania na rzecz międzynarodowej solidarności i praw człowieka. Dzięki programowi ICORN mogą one pokazać, że nie jest tak, jak na temat uchodźców mówi nasz rząd. Mogą zachować twarz na forum europejskim. Jako Polska zyskujemy więc i wizerunkowo, i świadomościowo. Przecież nasi stypendyści nie siedzą zamknięci w domach – rozmawiają, spotykają się z mieszkańcami, opowiadają o swoich krajach, o wydarzeniach, takich jak arabska wiosna, o czym dziennikarzom z całego świata mówił choćby Kareem Amer, laureat nagrody Reporterzy bez Granic. To jest bezcenna wiedza, do której na co dzień nie mamy dostępu”.

Małgorzata Różańska: „Historie Marie Amelie i Kareema pokazały mi, że tacy ludzie jak oni są generatorami zmian w ich społecznościach. Kareem, mając tysiące czytelników swego bloga, niesie wolnościowy przekaz dalej. Albo Aslı. To żyjąca ikona, ktoś dający siłę innym, również w Polsce”.

Mosty z miłości

Gdy pełna obaw i nadziei Kholoud była w drodze do Europy, Omar (lub Umar – tej formy używa na potrzeby literatury) Abdul-Nasser także przeżywał stres. Szykował się bowiem do prezentacji swojej poezji. Literackie spotkanie „Mosty z miłości” miało się odbyć 23 lutego, w klubie Proza we Wrocławskim Domu Literatury. Przez kilka dni przed występem Umar, perfekcjonista w każdym calu, wspólnie ze swym asystentem Maciejem Koziołem dopracowywał tłumaczenie arabskich wierszy na angielski (zostaną wyświetlone z rzutnika), z gitarzystą Marcinem Wisłockim koordynował akompaniament, z akustykiem – nagłośnienie. W dniu spotkania klub jest pełen. Umar nieco teatralnie, jak na polski gust, z dramatyczną gestykulacją deklamuje wiersze o wojnie i miłości. Każdemu z nich towarzyszy inna muzyka. „Tytuł Mosty miłości wziął się z tego, że gdy się nie znamy, nie ma między nami zrozumienia. Chciałbym to zmieniać, budować mosty przyjaźni ponad wszelkimi podziałami – wyjaśnia publiczności Umar. – Takie mosty powstały już we Wrocławiu dzięki ludziom, których poznałem”.

„Szła dzieweczka do laseczka...” - lekcja polskiego w Szkole Języka Polskiego i Kultury dla Cudzoziemców Uniwersytetu Wrocławskiego. Umar Abdul-Nasser w pierwszej ławce po prawej stronie, zdjęcie: Aleksandra Kozłowska
„Szła dzieweczka do laseczka…” – lekcja polskiego w Szkole Języka Polskiego i Kultury dla Cudzoziemców Uniwersytetu Wrocławskiego. Umar Abdul-Nasser w pierwszej ławce po prawej stronie, zdjęcie: Aleksandra Kozłowska

Ma na myśli m.in. Maćka, swojego asystenta i przewodnika po mieście, polskiej kulturze i niełatwej nieraz codzienności. „Dopiero po trwającej miesiąc odysei bankowej udało się założyć Omarowi konto. Wszystkie banki odmawiały, bo to klient spoza UE i bez NIP-u – opowiada Kozioł. – Kolejne pięć miesięcy zajęło nam oczekiwanie na kartę pobytu. A gdy została przyznana, spędziliśmy w Urzędzie Wojewódzkim ponad 7 godzin, by ją odebrać”.

Maciek: „Pierwszą rzeczą, o którą Omar poprosił, był rondelek z długą rączką do parzenia kawy po arabsku. Przyniosłem mu taki, ale nie pasował do kuchenki indukcyjnej, poradziłem więc, żeby na Allegro kupił elektryczną, jednopalnikową. Od razu też chciał zapisać się na siłownię, co znów okazało się kłodą pod nogi, bo trudno zarejestrować kogoś, kto nie ma polskiej karty płatniczej. A jednak szybko się tu odnalazł. Sam poznawał miasto, ludzi. Idziemy kiedyś koło Rynku, mijamy jedną z bram, a Omar mówi: »Tu jest mój ulubiony klub«. Zaskoczył mnie, bo ja sam, wrocławianin od lat, nie znałem tego miejsca”.

Chodziło o muzyczną knajpkę Pieśniarze przy ul. Szewskiej. W zastawionym po sufit książkami klubiku regularnie odbywają się koncerty nie tylko lokalnych wykonawców. To właśnie tu Omar poznał gitarzystę Marcina i zaprzyjaźnił się z nim. „Miejsce to przypomina mi piwnicę w naszym domu w Mosulu, gdzie ukrywałem się w czasie bombardowań. Przesiadywałem tam całymi tygodniami, pisząc wiersze i tworząc muzykę, by nie zwariować” – wspomina poeta.

„W tej piwnicy napisał swoje sztandarowe dzieło Więzień z Mosulu, wiersz w formie wideo ze świetną pracą kamery, za którą stała jego 13-letnia siostra – mówi Maciej. – Moich rodziców też mocno poruszył ten utwór. Poznali Omara, gdy zaprosiłem go do nas na Wigilię. Nie wiedział, że to bezmięsne święto – przyniósł kurczaka na ostro. Czego się od niego nauczyłem? Żeby doceniać to, co mamy. Bo nigdy nie wiadomo, jak długo będziemy to mieć”.

„Omar, będziesz myśliweczkiem”

Wrocław dołączył do sieci ICORN w 2015 r. na zaproszenie Krakowa. Umar Abdul-Nasser jest pierwszym stypendystą programu, przyjechał tu na dwa lata. Pochodzący z Mosulu poeta i muzyk specjalizuje się w performance’ach łączących obie te dziedziny. Publikował je na YouTubie. Gdy w czerwcu 2014 r. tzw. Państwo Islamskie zajęło Mosul, mieszkańcy znaleźli się pod twardym butem ekstremistów. Ludzie tacy jak Omar, którzy sprzeciwiali się ekstremizmowi religijnemu, tyranii, bezprawiu, musieli się ukrywać. Zimą 2016 r. Omarowi udało się uciec z Mosulu i po kilkumiesięcznych perturbacjach dotrzeć do Polski. Od początku chodzi na kurs w Szkole Języka Polskiego i Kultury dla Cudzoziemców Uniwersytetu Wrocławskiego. Jego grupa (poziom elementarny) to 11 narodowości, m.in. kursanci z Ukrainy, Białorusi, Francji, USA, Chin, Brazylii, Filipin, Korei Południowej. Dziś akurat przygotowują się do występu na uczelni. Zaprezentują Szła dzieweczka do laseczka. „Omar, ty będziesz myśliweczkiem, a Hania dzieweczką” – wywołuje prowadząca zajęcia Marta Jaroszewicz.

Umar Abdul-Nasser (z prawej) i Marcin Wisłocki podczas spotkania „Mosty z miłości” (na ekranie rodzinne zdjęcia Umara), Wrocławski Dom Literatury, zdjęcie: Aleksandra Kozłowska
Umar Abdul-Nasser (z prawej) i Marcin Wisłocki podczas spotkania „Mosty z miłości” (na ekranie rodzinne zdjęcia Umara), Wrocławski Dom Literatury, zdjęcie: Aleksandra Kozłowska

Znaczenie kilku słów musi wyjaśnić: „»Śwarny« to znaczy młody, przystojny, zupełnie jak Omar” – dodaje ku radości klasy. Po czym zasiada do keyboardu i wygrywa skoczną melodię. Myśliweczek z Iraku i blond dzieweczka z Ukrainy odgrywają scenkę spotkania w lesie, podczas gdy siedzący w ławkach międzynarodowy chórek wesoło wyśpiewuje piosenkę.

Aby odsunąć swoją śmierć

Choć doniesienia o rasistowskich napadach w Polsce pojawiają się od dwóch lat coraz częściej, stypendystom ICORN w Krakowie i Wrocławiu nic takiego – na szczęście – się nie przydarzyło. „Może to kwestia ich nastawienia – przypuszcza Różańska. – Rezydent z Demokratycznej Republiki Konga, Felix Kaputu, opowiadał, że owszem – ludzie patrzą, ale nikt go nie zaczepia. »Są ciekawscy, ale co się dziwić, w końcu jestem jedynym czarnym w tej dzielnicy« – śmiał się”.

We Wrocławiu Omar jak dotąd też nie miał żadnych problemów. Sporadyczne okrzyki „Hej, mister kebab!” rozbraja żartem, uśmiechem, spokojem. Tylko w Gdańsku, który od 3 maja gości Palestyńczyka Sariego Alhassanata posypały się zarzuty o wspieranie Hamasu i działanie antyizraelskie. Paweł Adamowicz, prezydent miasta, odpowiedział na Facebooku: „Zaproszenie i gościna Sariego to wyraz praktyczny misji, że nasz Gdańsk jest miastem Wolności i Solidarności”.

Sari Alhassanat jest pierwszym stypendystą ICORN w tym mieście. Gdańsk podpisał umowę o przystąpieniu do sieci 30 sierpnia 2017 r., podczas festiwalu Solidarity of Arts w Europejskim Centrum Solidarności. Koordynatorem pobytu pierwszego stypendysty ICORN jest Gdańska Galeria Güntera Grassa (oddział Gdańskiej Galerii Miejskiej).

Piotr Stasiowski, dyrektor Galerii Grassa: „Sari Alhassanat przyjechał do nas na rok. Jego wizytę traktujemy jako rozpoczęcie naszego programu rezydencji artystycznych, który uruchomimy wraz z otwarciem Domu Daniela Chodowieckiego w 2021 r. Naszą rolą jest promocja poezji Sariego (do tej pory publikował tylko w Internecie), organizacja spotkań autorskich, integracja z tutejszym środowiskiem twórczym”.

„Piszę, aby jak najbardziej oddalić swą duszę od zgiełku/Piszę aby odsunąć swoją śmierć i dalej pogrążać się w majakach” – mówi w jednym z wierszy Sari. 28-letni Palestyńczyk pochodzi ze Strefy Gazy, urodził się w jednym z tamtejszych obozów dla uchodźców. O sytuacji politycznej w regionie i przyczynach swego wyjazdu mówi bardzo ostrożnie. Obawia się o liczną rodzinę, która została w Palestynie. „Panuje tam bieda, bezrobocie, beznadzieja. Wiele osób chce wyjechać, ale granica z Egiptem otwierana jest raz, dwa razy w miesiącu, wtedy kilka tysięcy desperatów próbuje ją przekroczyć. Mnie się udało, ale większość żyjących tam ludzi skazana jest na marazm” – mówi.

Informacja o tym, kiedy granica zostanie otwarta, podawana jest w ostatniej chwili, Sari miał zatem niewiele czasu na spakowanie bagażu – zostawił szczoteczkę do zębów, ale o dywaniku modlitewnym pamiętał. W poetyckiej impresji napisał: „[Gdańsk] Przytulił mnie mocno jak oczekująca kochanka swego ukochanego, który wrócił z wojny. Pocałował mnie i natchnął mnie powietrzem nadziei i wolności, których od dawna mi brakowało”. Na razie Sari uczy się polskiego i nawiązuje relacje z mieszkańcami. Nawet bez znajomości języka – kiedy miał problem z pralką, porozumiał się z sąsiadką na tyle, że zrobiła mu pranie u siebie.

A ICORN podbija Polskę. Obecnie do wejścia do sieci przygotowują się Katowice.

Czytaj również:

Nie omieszkaj
i
Georges Seurat, „Snow Effect: Winter in the Suburbs”, 1882–1883 r., źródło: domena publiczna
Doznania

Nie omieszkaj

Joanna Lech

Wspaniały jest śnieg. Czysty.
O świcie skrzy się i stęka w podeszwach.
Nie skrzypi, wchodzi w powieki. Kłuje.
Dybie. Ciśnie się na usta.

Im bardziej nie muszę dzisiaj nigdzie,
z nikim, po nic wychodzić, tym bardziej
mi się podoba: jest świetny.

Czytaj dalej