Mów mi „kochanie”
Opowieści

Mów mi „kochanie”

Trzecia płeć w kraju machos
Ola Synowiec
Czyta się 7 minut

Kobiety, mężczyźni i muxes. Podział na trzy płcie utrzymuje się na południu Meksyku od czasów przedhiszpańskich. Jadę na doroczne święto muxes, które zaczyna się mszą w ich intencji.

„Jak mam się do ciebie zwracać: w formie żeńskiej czy męskiej?” – pytam Lukasa Avendaño. „Po prostu mów do mnie kochanie” – odpowiada, puszczając mi oczko. Lukasa wcześniej widziałam w spodniach, teraz ma na sobie spódnicę zwaną enagua. To część tradycyjnego stroju kobiet z regionu, z którego pochodzi – Istmo de Tehuantepec na południu meksykańskiego stanu Oaxaca.

Lukas dodaje, że w języku zapoteckim, którym posługuje się na co dzień, to pytanie nie ma racji bytu. „W naszym języku, inaczej niż w hiszpańskim, nie ma form onona. Dlatego muxes nigdy nie musiały się zastanawiać, czy bliżej im do kobiety, czy do mężczyzny. Były po prostu muxes. Trzecią, odrębną płcią” – wyjaśnia. Muxes [wym. „muszes” – przyp.] urodziły się w męskim ciele, ale większość mówi o sobie w formie żeńskiej. Część z nich, jak Lukas, zostaje przy swoim nadanym po urodzeniu męskim imieniu, inne – zmieniają je na kobiece.

Córki świętego Wincentego

Lukas zawodowo zajmuje się teatrem, jeździ po świecie z monodramem o byciu muxe. W spektaklu podkreśla wielką rolę religii w swoim życiu. „Muxes zawsze odgrywały  ważną rolę w lokalnym kościele katolickim. Ich zadaniem było przygotowywanie kościelnych dekoracji. W mojej miejscowości muxes mają swoje katolickie bractwo” – mówi.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

To w kościele rozpoczyna się co roku impreza zwana vela, doroczne święto trzeciej płci, odbywające się w połowie listopada w miejscowości Juchitán de Zaragoza. Proboszcz Arturo Francisco Herrera González, zwany przez mieszkańców Ojcem Panchitem, odprawia mszę w intencji muxes. „Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, ale stworzył także ludzką naturę – i niech mi Bóg wybaczy, jeśli go obrażę – ale możliwe, że to właśnie ta stworzona przez niego natura decyduje o tym, jaki jest człowiek. A wśród ludzi są także homoseksualiści i jest to zupełnie naturalne” – mówi podczas kazania. – „Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo i każdy z nas jest wyjątkowy. Nie ma dwóch identycznych osób i musimy to uszanować”.

Lokalna legenda mówi, że muxes wypadły z dziurawej kieszeni świętemu Wincentemu Ferreriuszowi, patronowi lokalnego kościoła. Oznacza to, że są urodzone pod szczęśliwą gwiazdą. Szacuje się, że w Juchitánie jest ich około trzech tysięcy – co znaczy, że stanowią 6% lokalnej społeczności.

Ważna komórka społeczna

Moim przewodnikiem po uroczystościach jest Fernando, nauczyciel w tutejszej podstawówce. On sam jest heteroseksualnym mężczyzną, ale ma dużo koleżanek, które są przedstawicielkami trzeciej płci. Gośćmi jednej z nich, Kiki, będziemy na dzisiejszej veli. Po mszy i procesji przychodzi bowiem czas na rasową meksykańską fiestę. Są trzy sceny, muzyka na żywo, a wśród bawiącego się tłumu jest chyba całe miasto. Mężczyźni mają na sobie tradycyjne koszule guyaberas. Kobiety ubrane są w tradycyjne czarne spódnice oraz bluzki hupiles, wyszywane w kolorowe kwiaty. To właśnie strojami z regionu Tehuantepec, inspirowała się Frida Kahlo, tworząc swoje kreacje.

Każda z organizatorek ma swoją strefę ze stolikami, gdzie sadza gości. Rodziny muxes serwują posiłki i nie pozwalają, by komuś skończyło się piwo serwowane – jako remedium na upały – w malutkich buteleczkach, zwanych „ampułkami”.

Muxes stanowią tak ważną część społeczeństwa, gdyż są bardziej płcią kulturową, a nie seksualną” – stwierdza Fernando. Opowiada, że Juchitán słynie z silnych i dumnych kobiet. Niektórzy nawet, nie do końca prawidłowo, nazywają to matriarchatem. W rzeczywistości kobiety w rodzinie zarządzają pieniędzmi i dobrami: sprzedają to, co mężczyzna wyhoduje w polu albo złowi na morzu. Na dzisiejszą fiestę kobiety w ramach tradycyjnego prezentu przynoszą pieniądze. Mężczyźni zaś, wedle zwyczaju, pojawiają się ze skrzynką piwa.

„Kiedy kobieta jest na targu, a mężczyzna w polu lub na morzu, nie ma nikogo, kto mógłby zająć się domem i dziećmi. Tutaj pojawia się muxe. To najczęściej jeden z synów, który ma największy dryg do gotowania, szycia, haftowania i opiekowania się rodzeństwem” – wyjaśnia Fernando. Dodaje, że z tego, co mu wiadomo, muxe nie można się stać, muxe po prostu się rodzi – „Syn-muxe to dla matki błogosławieństwo. Nie dość, że zatroszczy się o dom, to jeszcze zostanie z nią na starość. Muxes bowiem wedle tradycji nie mogą wchodzić w stałe związki”.

Kto kręci muxe

Nie znaczy to, że nie prowadzą życia seksualnego. To jednak ich w żaden sposób nie definiuje. Muxes tradycyjnie mogły utrzymywać relacje z kobietami, jak i z mężczyznami, mogły być biseksualne albo aseksualne. Mogą ubierać się zarówno w ubrania kobiece, jak i w męskie. To nie orientacja seksualna ani wygląd zewnętrzny decydują o byciu muxe, ale rola w społeczeństwie.

Podobnie było wśród innych grup rdzennych. Koncept trzeciej płci (a czasem czwartej, piątej i kolejnych) występował lub występuje w wielu kulturach tradycyjnych na świecie. U Indonezyjczyków z południa Sulawesi rozróżnia się pięć płci: kobiety, mężczyzn, tych, którzy urodzili się kobietami, ale czują się i żyją jak mężczyźni, kobiety urodzone jako mężczyźni oraz piątą płeć, bissu, którzy są gdzieś pośrodku. Bissu są uważani za wybrańców Allaha. Dlatego pełnią funkcję kapłanów, szamanów, osób, które zanoszą modlitwy bogu. Podobnie było u Lakotów w Ameryce Północnej – urodzona w ciele mężczyzny winkte pełniła w społeczności funkcje magiczne. Mogła też zawierać małżeństwa z mężczyznami, często jako kolejna z żon, biologicznych kobiet.

Dzisiaj na fieście większość muxes ma na sobie tradycyjne damskie stroje. Niektóre z kolei są w męskich guayaberas, czasem tylko delikatnie podkreślając oczy i usta makijażem. Inne postawiły na fantazyjne przebrania. Jest kobieta cyborg ze święcącymi przewodami wzdłuż szyi. Jest meduza – z wężami zabawkami wpiętymi we włosy. Tańczą w rytm salsy i cumbii otoczone wianuszkiem mężczyzn. Heteroseksualnych mężczyzn.

„Ważną różnicą w porównaniu z zachodnią kulturą seksualną jest to, że u Zapoteków zachodzą jedynie relacje seksualne między muxe a heteroseksualnym mężczyzną. Relacje między poszczególnymi muxes albo między muxe a gejem nie mają sensu, są one zupełnie niewyobrażalne. Żadna muxe nie prześpi się z mężczyzną, który uznaje się za geja” – pisze Marinella Miano Borruso, badaczka zajmująca się muxes. I dodaje: „Społeczność zapotecka nie uznaje mężczyzny, który utrzymuje relacje z muxe, za homoseksualistę. Jego status hetero nie jest kwestionowany”.

Badacze podkreślają też, że mówiąc o tradycyjnej roli muxe, nie można posługiwać się zachodnimi pojęciami, takimi jak „gej”, „biseksualista”, „transwestyta” czy „transseksualista”. Muxe jest pojęciem, które da się zrozumieć tylko przez pryzmat zapoteckiej kultury, jest niezastępowalnym terminem oraz zjawiskiem występującym tylko tutaj, w meksykańskim regionie Przesmyku Tehuantepec. Juchitán stał się jednak symbolem dla meksykańskiej społeczności LGBT+. Miasteczko ma być dowodem na to, że ziemie dzisiejszego Meksyku nie funkcjonowały tradycyjnie w heteronormatywnym podziale. I że to dopiero Hiszpanie wespół z kościołem przywieźli tu homofobię.

Bastion tolerancji

Osoby LGBT+ były akceptowane nie tylko przez Zapoteków, ale też przez Indian Raramuri na północy Meksyku, przez Azteków w centralnej części kraju oraz przez Majów na półwyspie Jukatan. Kościołowi nie zawsze udawało się wojować z tym zastanym porządkiem społecznym – w ludowym katolicyzmie do dziś udało się zachować bezpieczne miejsce dla osób nieheteronormatywnych. Święty Sebastian w meksykańskich wsiach uważany jest za patrona homoseksualistów, ich świętą jest też nieuznana przez Watykan koścista Santa Muerte.

Ponad 50% Meksykanów popiera małżeństwa jednopłciowe, te zresztą można zawierać już w większości meksykańskich stanów (w 19 na 32). Równocześnie jednak Meksyk ma jeden z najwyższych na świecie wyników, jeśli chodzi o odsetek zabójstw na tle homofobicznym.

Na dzisiejsze uroczystości przyjechali przedstawiciele społeczności LGBT+ z różnych części Meksyku oraz świata. Velę poprzedza co roku Kulturalny Tydzień, podczas którego w tej edycji odbył się m.in. lesbijsko-gejowski turniej koszykówki oraz konferencja na temat transseksualizmu naszej ery. Jednym z głównych wydarzeń wieczoru są wybory Miss Gay. Obok muxes z Juchitánu startują w nich kandydatki z innych części Meksyku. „Dedykujemy tę noc nie tylko muxes” – słyszę ze sceny – „to też wasza noc, wszystkich homoseksualistów, nie tylko tych z Oaxaki, ale gejów z całego świata. Juchitán jest otwarty dla was wszystkich”.

Muxes poczuwają się do roli trybunek w walce o równe prawa. Założyły grupę Las Auténticas Intrépidas Buscadoras del Peligro (Autentyczne Nieustraszone Poszukiwaczki Niebezpieczeństwa), która oprócz tego, że organizuje velę, prowadzi też warsztaty i kampanie edukacyjne. W 2005 r. muxe z Juchitánu, 25-letnia Amaranta Gómez Regalado, kandydowała jako lokalna reprezentantka w wyborach parlamentarnych. Jej postać zyskała międzynarodową sławę jako „pierwsza transseksualna kandydatka Meksyku”. W wyborach nie uzyskała wystarczającej ilości głosów, ale nie zrezygnowała z pracy społecznej.

Mimo opinii bastionu tolerancji Juchitán wciąż boryka się z homofobią. Muxes spotykają się z agresją i nie chcą zaakceptować, że dzisiaj, w rozwijającym się świecie, wielu wciąż najchętniej widziałoby je w tradycyjnej roli i zamykało w domach. Walczą o równe szanse w rozwoju zawodowym. Zakładają własne biznesy. Kika, nasza gospodyni na veli, ma salon piękności w centrum miasteczka. Podobnie jak Felina, główna organizatorka imprezy.

„Zamiast poświęcać się wyszywaniu, rękodziełu czy sprzedażom ulicznym coraz więcej z nas zdobywa też wyższą edukację” – mówi Felina. – „Bo jeśli my, córki świętego Wincentego, same o siebie nie zawalczymy, to kto to zrobi?”.

 

Czytaj również:

Krwista konkwista
i
Diego Rivera, fragment muralu przedstawiającego historię Meksyku, w tle azteckie miasto Tenochtitlán, między 1929 a 1935 r., Palacio Nacional, Meksyk
Opowieści

Krwista konkwista

Tomasz Wiśniewski

Sentymentalno-przygodowy obrazek odkrycia Nowego Świata jest jednym z największych kłamstw ludzkości. Dlatego naprawdę nie ma co się dziwić tym, którzy obalają pomniki Kolumba czy Cortésa. Tylko w pierwszym półwieczu konkwisty indiańska ludność obu Ameryk została zredukowana o 90%.

Claude Lévi-Strauss w książce Smutek tropików trafnie zauważył, że pierwsze spotkanie Europejczyków z mieszkańcami Ameryki należy uznać za największą przygodę w historii ludzkości, która jest już prawdopodobnie nie do powtórzenia, chyba że kiedyś odwiedzą nas obce cywilizacje.

Czytaj dalej