Moja duchowa rewolucja
Rozmaitości

Moja duchowa rewolucja

Mateusz Kołczinger
Czyta się 3 minuty

Adepci czasem pytają mnie, jak zacząłem przygodę z Nieuważnością i co takiego spowodowało, że postanowiłem wstąpić na Niewyraźną Ścieżkę, stając się pierwszym i jak na razie ostatnim mistrzem tej szkoły życia. Jestem gotów udzielić odpowiedzi na to pytanie. Nie mam co prawda pewności, czy historia, którą tu przedstawię, jest prawdziwa, czy też utkałem ją ze strzępków snów i wrażeń – ale to bez znaczenia, przynajmniej dla kogoś, kto pobieżnie choćby obeznany został z arkanami Nieuważności.

Było to przed dwoma lub trzema laty, wiosną albo jesienią, w wielkim polskim mieście.

Z kartą płatniczą w dłoni wszedłem do autobusu środkowym wejściem, gotów do zakupu biletu w automacie. Automatu jednak nie było. Widziałem go jeszcze

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Przypadek i konieczność w świetle Nieuważności
Doznania

Przypadek i konieczność w świetle Nieuważności

Mateusz Kołczinger

Pewien uczeń zapytał mnie kiedyś, co wedle doktryny Nieuważności rządzi światem: konieczność czy przypadek?

– Sprawdźmy to! – zaproponowałem i wręczyłem mu monetę. – Niech pan rzuca – poleciłem. – A ja zamknę oczy, żeby pan wiedział, że nie oszukuję.

Czytaj dalej