Młodość czterdziestolatka
i
Rawpixel, Flickr (CC BY 4.0)
Przemyślenia

Młodość czterdziestolatka

Mikołaj Łoziński
Czyta się 3 minuty

1. Pierwszy raz tak odkładam w głowie – bo w czasie się niestety nie da – moje urodziny. To zupełnie nie w moim stylu (przynajmniej tak mi się wydaje). Zwykle załatwiam wszystko w terminie zero, nie zostawiam niczego na ostatni moment, bo inaczej musiałbym cały czas o tym myśleć i nie dawałoby mi to spokoju.

Ale może po czterdziestce już się tak po prostu działa? Ponieważ zostaje mało czasu. Takie mam teraz czarne myśli. I chyba właśnie dlatego nie jestem w stanie podjąć podstawowych urodzinowych decyzji: jak, gdzie i z kim chciałbym je obchodzić? I co chciałbym dostać w prezencie?

W ten sposób udało mi się doprowadzić do sytuacji, w której już nie tylko mnie stresują te urodziny, ale powoli też wszystkich naokoło, którzy mają dość zadawania mi tych pytań.

Głupio się z tym czuję, ale na razie nic nie mogę na to poradzić.

2.

Mimo tego odkładania zauważyłem, że moje myśli wciąż krążą wokół jednego tematu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

To nic takiego – próbuję się pocieszyć. Zaczynam nową dziesiątkę. Znowu będę najmłodszy, ale tym razem wśród czterdziestolatków.

Nie działa.

Czy zaraz będę tak stary jak inżynier Karwowski i jego żona z Czterdziestolatka w reżyserii zmarłego na początku roku Jerzego Gruzy? Kiedy oglądałem ten serial w telewizji, byłem w wieku dzieci głównych bohaterów, a może nawet młodszy.

Potem długo byłem również młodszy od sportowców, aktorów, piosenkarzy.

Przypomina mi się piosenka z czołówki serialu:

Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień
Już
bliżej jest niż dalej, o tym wiesz […]

Dzisiaj poważni, elegancko ubrani rodzice, którzy tak jak ja odprowadzają rano swoje dzieci do szkoły, są często młodsi ode mnie. Nie mówiąc o starych i nudnych politykach, których oglądam w telewizji.

Zastanawiam się, kiedy ludzie w sklepach, w kawiarniach i na ulicy zaczęli do mnie mówić na pan. Kiedy moje dzieci tak urosły, że teraz na iPadzie nie oglądają już świnki Peppy, tylko youtuberów, teledyski Kamerzysty i Balladę o cyckach?

Patrzę przez okno na staruszków z trudem chodzących o lasce i na dzieci w wózkach – i zadaję sobie pytanie, czy jestem już w połowie drogi między nimi.

Rozmawiam o tym z rodzicami. Mama mówi, żebym się nie przejmował:

– Czterdziestka to nic! – macha ręką. – Kiedyś to było dużo więcej, dziś to się zmieniło, poprzesuwało. Dzisiejsza czterdziestka to wczorajsza trzydziestka.

Najbardziej chyba przekonuje to tatę, bo opowiada mi, że on miał największy kryzys właśnie przy trzydziestce, ale dlatego, że nic wtedy jeszcze twórczego nie zrobił i wciąż studiował.

– Więc ty nie masz się czym przejmować, synku – uspokajająco gładzi mnie po twarzy.

– Ale tato, po pierwsze mówisz o trzydziestce, a po drugie o sobie.

– No to pomyśl, jak byś się czuł, gdybyś miał mieć tyle lat, co ja teraz?

Starsza znajoma opowiada, że tak naprawdę dopiero po czterdziestce życie nabiera sensu.

– Człowiek tak się nie szarpie i nie męczy jak przy dwudziestce czy trzydziestce, bo wciąż jest młody, ale nie jest już taki głupi.

Na moim miejscu nie mogłaby się doczekać tych urodzin.

Czuję się od razu nie tylko podbudowany, ale też jakby młodszy o 10 lat. Może jednak zrobię imprezę rodzinną i będę zadowolony?

– O ile w ogóle – jak mówi mi filozoficznie mój przyjaciel – można być prawdziwie zadowolonym w swoje urodziny.

Niepotrzebnie dzielę się wątpliwościami z jeszcze jedną osobą: młodszą znajomą, tłumaczką. Od razu mówi, że mnie świetnie rozumie i że też by się czuła dokładnie tak jak ja.

Na szczęście będzie miała czterdziestkę dopiero za dwa lata. Uśmiecha się.

– O nie – autentycznie się zasmuciła. – Właściwie to już za półtora roku.

3.

Właśnie doszło do mnie, że niezależnie od tego, czy zdecyduję się świętować, czy sabotować moje urodziny, po ukazaniu się tego felietonu będę już czterdziestolatkiem.

I pewnie niedługo się dowiem, czy te egzystencjalne niepokoje, bezsilność w podejmowaniu prostych decyzji i zawracanie głowy wszystkim wokół (łącznie z czytelnikami „Przekroju”) moją czterdziestką to była jeszcze młodzieńcza, a może nawet infantylna niedojrzałość, czy już kryzys wieku średniego.

Dam znać.

Rawpixel, Flickr (CC BY 4.0)
Rawpixel, Flickr (CC BY 4.0)

Czytaj również:

O młodości
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Przemyślenia

O młodości

Mini wykłady o maxi sprawach
Leszek Kołakowski

Dlaczego ludzie, którzy wiosnę życia mają już za sobą, raczej nie powinni żałować utraconych lat?

1.

Młodość, jak wiadomo, nie jest szczególną zasługą, nie jest także pomyślnym przypadkiem. Z tych, co młodzi już nie są, większość kiedyś była młoda – zapamiętajmy sobie tę rewelację. Młodość nie jest także czymś, co można sobie zdobyć, zaskarbić, odzyskać, chociaż przywracanie młodości jest celem różnych zabiegów. Niepodobna też młodości dokładnie zdefiniować przez liczbę lat, zależy to bowiem od kulturalnego kontekstu; nie mówimy o noworodku, że jest młody, pewnie więc młodość kiedyś się zaczyna i kiedyś kończy (przypominam sobie, że czytałem raz w gazecie notatkę zatytułowaną „Młody człowiek został ministrem spraw zagranicznych Związku Radzieckiego”; miał on 59 lat). Niemniej młodość uchodzi za stan nadzwyczaj pożądany, chociaż albo ten stan po prostu jest, albo jest nieosiągalny; nie ma nic trzeciego. Kult młodości jest nadzwyczajnie rozpowszechniony i wolno zapytać: dlaczego?

Czytaj dalej