Mit o Guernice
Wiedza i niewiedza

Mit o Guernice

Paweł Drąg
Czyta się 12 minut

Bilbao zapracowało na miano gospodarczego centrum Kraju Basków. Vitoria jest stolicą administracyjną. San Sebastian zaś to kulturalna perła regionu i najpopularniejsze miejsce na turystycznej mapie północnej Hiszpanii. Pomiędzy nimi leży Guernica, niewielkie miasteczko liczące zaledwie 16 tys. mieszkańców, najstarsza historycznie stolica i miejsce, które obrosło licznymi mitami.

Na początku hiszpańskiej wojny domowej Baskonia opowiedziała się po stronie Frontu Ludowego, który przyznał jej wiele autonomicznych praw. Guernica była wtedy siedzibą rządu Kraju Basków i jednocześnie kluczowym miastem regionu. To tutaj znajdowała się fabryka pistoletów i amunicji, szpital, koszary, most na rzece Oca, a przede wszystkim węzeł komunikacyjny i najdogodniejsza droga do Bilbao. Polityczno-administracyjna decyzja stała się początkiem zbliżających się przeciwności. Wybuch wojny domowej mocno podzielił Basków. Społeczeństwo Navarry i Alavy opowiedziało się za generałem Franco, zaś nacjonaliści – po stronie rządu ludowego, powołując na terenie Vizcaya i Gipuzkoa republikę Euzkadi.

Astra Guernica – działająca do dziś fabryka broni krótkiej/ Wikimedia Commons
Astra Guernica – działająca do dziś fabryka broni krótkiej/ Wikimedia Commons

Uprzemysłowiony obszar z ambicjami przekształcenia się w samodzielny podmiot polityczny był sporym problemem dla hiszpańskich nacjonalistów, dlatego też rebelianci w pierwszej kolejności  rozpoczęli działania zmierzające do podporządkowania sobie regionu. Ponadto, zdawali sobie sprawę, że ich sojusznicy zza granicy żądali pokrywania kosztów pomocy wojskowej dostawami rud żelaza, których największe złoża znajdowały się na terytorium Basków. Francisco Franco wiedział, że przełamanie oporu Basków będzie potężnym ciosem dla rządu madryckiego. Dlatego też rok później, 26 kwietnia 1937 r., Guernica została zbombardowana przez niemiecki korpus ekspedycyjny Legion Condor, który w hiszpańskiej wojnie domowej wspierał Generała Franco. Spadło na nią około 40 ton bomb. Efektem wielu kłamstw i zrzucania odpowiedzialności na wszystkie strony konfliktu jest to, że do dzisiaj nie można być pewnym ostatecznej ilości ofiar. Według przeróżnych danych zginęło od 100 do 3000 osób, zaś zniszczeniu uległo co najmniej 71 proc. zabudowy miasta.

W tym samym roku Pablo Picasso otrzymał od hiszpańskiego rządu 200 tysięcy peset, czyli około 5 tysięcy złotych, za namalowanie obrazu olejnego, który miał być wyrazem hołdu złożonemu okaleczonej Guerniki. Wydarzyło się jednak o wiele więcej. Poruszony skalą zniszczeń, Picasso stworzył arcydzieło, które na stałe trafiło do historycznych annałów malarskich. Co prawda, z początku obraz nie spotkał się z pozytywnym odbiorem otoczenia, dla którego kubizm nie był najlepszym stylem na odwzorowanie tragedii. Artysta wielokrotnie zmieniał koncepcję, wykonując setki szkiców, by ostatecznie namalować ludzkie szczątki, dogorywającego żołnierza, płaczące kobiety, martwe dziecko i byka. Skalę cierpienia podkreślił oszczędną i mroczną kolorystyką – szarością, czernią i bielą. Na szczycie obrazu umieścił światło, znak wolności. Gigantyczny obraz – 3,49 na 7,76 m  – mimo podzielonych opinii, błyskawicznie stał się symbolem cierpienia całego narodu baskijskiego. O Guernice, która na obrazie Picassa stała się archetypem ofiary wojennego terroru, jeszcze długo mówił cały świat,.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

W 1940 r. Picasso pokazał fotografię obrazu niemieckim oficerom. – „To pana dzieło?” – padło pytanie. – „Nie. Wasze” – odpowiedział. Przez wiele lat obraz podróżował po świecie, zwiedził ponad sto wystaw malarskich. Aż do 1981 r., kiedy na kilka lat wylądował na lotnisku Barajas w Madrycie. Obecnie znajduje się w madryckim Muzeum Narodowym Centrum Sztuki Królowej Zofii.

Mural przedstawiający obraz Pabla Picassa "Guernica"/ Wikimedia Commons
Mural przedstawiający obraz Pabla Picassa „Guernica”/ Wikimedia Commons

Po latach zaczęła zmieniać się optyka postrzegania dramatu w Guernice. Zwrócono uwagę, że skomplikowanych historycznie i administracyjnie wydarzeń nie wolno opisywać w jednoznaczny sposób. Zarówno lewa, jak i prawa strona politycznej barykady prześcigała się w ferowaniu wyroków. Poza oczywistymi wnioskami, że tragedia nigdy nie powinna mieć miejsca, a samo zaangażowanie lotnictwa Rzeszy Niemieckiej było skandaliczne, należy wziąć pod uwagę kilka informacji, które nie przedostały się do masowej świadomości. Pamiętając, że zarówno relacje prorepublikańskie, jak i profranksistowskie są mniej lub bardziej przeinaczone przez polityczne przepychanki.

W Guernice nietknięte pozostały strategiczne punkty miasta, takie jak most, koszary oraz wspomniana fabryka broni i amunicji. Przetrwała też, niemalże w nienaruszonym stanie, historyczna część z licznymi zabytkami. Kompletnemu zniszczeniu uległy trzy z czterech dzielnic, ale akurat ta najważniejsza przetrwała. Miasto zostało zbombardowane w poniedziałek, kiedy tradycyjnie odbywał się tam targ. Istnieją jednak dowody historyczne, że akurat tego dnia targ został odwołany, zaś sam atak zaczął się dopiero o 16:15. Dzięki temu ofiar śmiertelnych było znacznie mniej. Część historyków sugeruje też wyjątkową opieszałość i nieudolność w gaszeniu pożarów w mieście, co miało stać się głównym powodem wielu zniszczeń. Sztab generała Franco zareagował propagandowym komunikatem: „Guernicę zniszczono ogniem i benzyną. Została doszczętnie spalona przez czerwoną hordę kryminalistów na służbie Aguirre. To Aguirre przygotował akcję zniszczenia miasta, by oskarżyć potem o to swego przeciwnika i spowodować falę oburzenia wśród Basków”.

Dzisiaj funkcjonują dwie wersje historyczne wydarzeń w Guernice i o żadnej z nich nie można powiedzieć, że przywołuje dowody, które ostatecznie wyjaśniają wszelkie wątpliwości dotyczące zdarzenia, na każdą z wersji należy zatem spoglądać z dużą dozą ostrożności. Z szacunku dla wszystkich.

Dąb królów Kastylii

Guernica jest jednak dla Basków wyjątkowa także z innych względów. To tutaj jeszcze w średniowieczu odbywały się generalne zgromadzenia baskijskie przed drzewem dębu, nazywanym Gernikako Arbola, który jest symbolem wolności baskijskiej. Pierwsze drzewo zasadzono w XIV wieku, przetrwało około 450 lat. W tym miejscu spotykali się królowie Kastylii, przysięgając dochowania wolności autonomicznej regionu, na podobnej zasadzie, jak czyniono z polskimi artykułami henrykowskimi. Uschnięte drzewa zastępowano kolejnymi i ta tradycja funkcjonuje od dzisiaj. Obecnie szef rządu baskijskiego składa przy dębie przysięgę przed rozpoczęciem urzędowania. Brzmi ona: „Stojąc na baskijskiej ziemi, pod drzewem z Guerniki, przed Wami, przedstawicielami społeczności baskijskiej, wspominając przodków, z szacunku do prawa obiecuję wiernie wypełniać moją funkcję lehendakari”. Tarcza w herbie Kraju Basków otoczona jest gałęziami dębowymi ze świętego drzewa.

Gernikako Arbola/ Wikimedia Commons
Gernikako Arbola/ Wikimedia Commons

Guernica i dąb to także polskie akcenty we współczesnej historii. W kwietniu 2017 r. delegacja z Kraju Basków wspólnie z prezydentem Oświęcimia Januszem Chwierutem zasadziła dąb Wolności w parku na Zasolu, który jest zlokalizowany w pobliżu niemieckiego obozu Auschwitz. Drzewo zostało przywiezione właśnie z Guerniki. –- Ten dąb symbolizuje godność ludzką. To wartość, którą należy bronić, szanować i promować – mówił Iñigo Urkullu Renteria, prezydent Kraju Basków. – Sadzimy drzewo z Guerniki wspólnie, chcąc wyrazić nasze zobowiązanie do tworzenia lepszego świata, który będzie szanował życie, godność i prawa wszystkich ludzi – uzupełnił. Prezydent wyraził również opinię, iż Guernikę i Oświęcim łączy przeszłość naznaczona cierpieniem i niesprawiedliwością, a akcja to zobowiązanie do tworzenia lepszego świata.

Odrodzenie Kraju Basków

Do Guerniki trafiłem na początku października, podczas jednego z najważniejszych dni w roku dla tej społeczności. Z tej okazji odbywa się wówczas wielka baskijska fiesta. Miasteczko wydaje się senne i opuszczone, ale to złudne wrażenie, ponieważ większość mieszkańców i przyjezdnych zebrała się w okolicy głównego placu, gdzie trwa zabawa. Wszędzie powiewają flagi Kraju Basków: biały krzyż, symbolizujący Boga i jego nieskończoną moc, oraz krzyż zielony, znany jako krzyż świętego Andrzeja, przywołujacy nadzieję na niepodległość, na czerwonym tle. W latach 1939-1975 wywieszanie flagi było surowo zabronione, a za złamanie zakazu groziła odsiadka w więzieniu. Podobnie, jak w Katalonii i pozostałych silnie autonomicznych regionach Hiszpanii.

Na ścianach budynków oraz na okolicznych słupach wisiały dziesiątki niepodległościowych napisów i plakatów. Niektóre nie dotyczyły wyłącznie Kraju Basków – „Katalonia jest wolna!” czy „Baskowie o wolność z Katalonią!” – zaskakiwały. Mniej więcej połowa z nich napisana jest językiem euskara, zresztą jednego z najstarszych używanych w Europie. Istniał już 3000 lat temu, zanim ze wschodu przybyły plemiona używające języków indoeuropejskich. Językoznawcy twierdzą, że zbliżony jest do kilku innych języków: gruzińskiego, węgierskiego, walijskiego, szkockiego, fińskiego, a nawet japońskiego. Należy jednak pamiętać, że ten język porównuje się ze wszystkimi, których pochodzenie jest nieznane, zatem niekoniecznie oznacza to, że są z tej samej rodziny. Pewne zamieszanie wprowadza także fakt, że na niewielkim terytorium Kraju Basków wyróżnia się aż 10 dialektów baskijskich, co nie ułatwia pracy językoznawcom. Obecnie 40 proc. Basków nie zna rdzennej mowy, mimo że jest ona tutaj oficjalnie językiem urzędowym. 

Przypomina mi się utwór François’a Rabelais’ego Gargantua i Pantagruel, napisany w latach 1532-1564, gdzie pada kilka zdań w różnych językach, w tym również po baskijsku. Nikt z bohaterów nie zna jednak tej mowy.

Myli się jednak ten, kto uważa, iż kultura Basków jest w odwrocie. Dzieje się wprost odwrotnie – odsetek osób mówiących w rodzimym języku oraz świadomość społeczna własnej tożsamości stale rosną. Znajomość języka baskijskiego zaczyna być traktowana jako przynosząca prestiż. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że według najnowszych badań znajomość baskijskiego w przedziale wiekowym 16-24 jest lepsza, niż wśród osób w wieku 25-34 lat.                             

Jeszcze ciekawiej wygląda kwestia pochodzenia Basków, które do dzisiaj nie zostało ostatecznie wyjaśnione. Interesujące jest to, że nie występuje u nich gen grupy krwi B, zaś grupa 0 jest procentowo najwyższa w Europie. Aż 35 proc. z nich ma grupę krwi Rh-, podczas gdy w pozostałych rejonach Europy średnia wynosi około 15 proc. Według naukowców Baskowie są jedyną grupą obok rodziny kaukaskiej, która od tysiącleci zamieszkuje ten sam obszar, choć, jak niemalże wszystko co dotyczy Basków, nie ma co do tej materii żadnej pewności. W każdym razie, to właśnie izolacja od reszty świata i dążenie do zawierania małżeństw w obrębie własnej grupy przyniosła tak zdumiewające wyniki w pomiarach grup krwi. Trudno jednak o zaskoczenie, że próbują wykorzystać to skrajni poglądowo politycy. – Kraina Basków powinna zostać niepodległym państwem, ponieważ jej rdzenni mieszkańcy różnią się genetycznie od innych Europejczyków – powiedział Xabier Arzallus, przywódca Nacjonalistycznej Partii Baskijskiej, ściągając na siebie falę krytyki płynącą z wielu stron świata. Intensywność podobnych wypowiedzi wzrosła wraz ze skalą napięcia pomiędzy władzami Katalonii a rządem centralnym Hiszpanii. Baskowie, nomem omen, poczuli krew, wierząc, że to najlepszy moment do zintensywnienia swoich narodowościowych działań.

Kraj Basków, czyli jednak Hiszpania     

Na moment ponownie wróciłem wspomnieniami do Guerniki, by odtworzyć zarejestrowane emocje i doznania. W ścisłym centrum większość osób nosiła rdzenne stroje, w których obowiązkowym elementem są flagi. Z każdego lokalu dobiegała dudniąca muzyka. Jak gdyby założeniem było, że im głośniej, tym lepiej. Dźwięki więc mieszały się ze sobą, a wokół gwar, zgiełk, wrzawa i chaos odmieniany na wszelkie sposoby. Stosy śmieci rosły w zastraszającym tempie, ale – jak to w Hiszpanii – nikomu to szczególnie nie przeszkadzało. Pary tańczyły pomiędzy stolikami, pod którymi piętrzyły się stosy butelek. Dorośli popijali lokalne wino txakoli oraz mocne, cierpkie piwo. Dzieci wesoło bawiły się rozdawanymi balonami, biegając bez butów po zielonym skwerku. Mnie znęcił zapach świeżo upieczonych bułek i pikantnych kiełbasek, którymi szczyci się ten region. Nie byłem w stanie ich zamówić, ponieważ nazwy wszystkich potraw napisano po baskijsku. Pozostało mi więc wskazać je palcem, by po chwili zjeść nieziemsko dobry, ale i potwornie tłusty posiłek. Niedługo później rozpoczęły się zawody sportowe w rąbaniu drewna na czas. Wśród innych tradycyjnych „sportów” Basków są wyścigi w łodziach rybackich, koszenie trawy kosą, przenoszenie kamieni na czas czy wyścig psów pasterskich. Co zresztą niejednoznacznie kojarzy się z tradycjami nordyckimi i celtyckimi. Wszystkie z nich są praktykowane z dumą i estymą, bo inaczej tu się nie da. Czy jednak w innych miejscach świata najważniejsze tradycje traktowane są inaczej? Czy przeróżnego rodzaju kiełbasy nie są towarem eksportowym na świat i innych regionów Hiszpanii? Czy aby na pewno Baskowie tak bardzo rożnią się od Hiszpanów? Tutaj leży klucz do niejednoznacznych, trudnych założeń i spostrzeżeń. Kraj Basków, pomimo swojej stale podkreślanej odmienności, mocno przesiąknięty jest Hiszpanią. Dlatego też od początku XX wieku stosunek społeczeństwa do dążeń niepodległościowych rządu niemalże się nie zmienił – około 45% Basków głosowałoby na nie, na tak – zaledwie 30%…

Próbowałem rozmawiać po hiszpańsku. Nie jest to przyjmowane z uśmiechem, choć nikt nie okazuje mi wrogości. Ostatecznie dałem sobie z tym spokój i przystąpiłem do wspólnej zabawy – z tym nie było żadnych problemów. Piwo w końcu zaczęło smakować. Chwilowe otrzeźwienie przyszło w momencie, gdy zacząłem rozważać start w zawodach na koszenie trawy kosą. Niestety, chyba za późno. Zagrałem w tę grę. Zmięte notatki urywają się w tym miejscu.

 

Czytaj również:

Ajatollahowie też ćwierkają
i
BalkansCat / Shutterstock.com
Przemyślenia

Ajatollahowie też ćwierkają

Ludwika Włodek

Najpopularniejszy irański bloger Hosejn Derachszan, który wprowadzał Internet do Iranu, odsiedział za to sześć lat więzienia. W rozmowie z Ludwiką Włodek mówi o wierze, hipokryzji irańskich elit i życiu w muzułmańskim reżimie oraz poza nim. 

Ludwika Włodek: Co czułeś, kiedy zostałeś aresztowany?

Hosejn Derachszan: To nie było zaskoczenie. Od dawna wiedziałem, że jak tylko wrócę do Iranu, będę aresztowany. Ale byłem na to gotowy. Miałem dwa wyjścia: wrócić, odsiedzieć swoje, a potem normalnie mieszkać i pracować w Iranie albo wieczną emigrację, bez prawa powrotu. Wybór był dla mnie oczywisty.

Czytaj dalej