Matka
i
„Portret żony artysty z synkiem Stasiem”, 1904 r., Stanisław Wyspiański; źródło: Muzeum Śląskie w Katowicach
Przemyślenia

Matka

Przekrój
Czyta się 4 minuty

Jaką Ją widzimy we wspomnieniach, w chwilach powrotu do lat dziecinnych, czy w zatrzymanych obrazach z naszego życia?

Matka — sentymentalna i zaborcza, najszczęśliwsza, kiedy się uśmiechamy, najdzielniejsza, gdy trzeba nam pomóc, najmocniejsza, gdy trzeba nas obronić. Zrozpaczona, gdy cierpimy. Ufna w naszą do Niej miłość.

Zawsze przy nas — nawet gdy jesteśmy daleko. Z nami — sercem i myślą, w kolejce, w pracy, w domu, w tramwaju. Zawsze i wszędzie z nami…


Prof. Jerzy Szabłowki — dyrektor Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu:

Mojej Matce zawdzięczam bardzo wiele. Gdybym chciał wyrazić słowami Jej wielką, przeogromną rolę w moim życiu, potrzebowałbym na to, nie jedną stronę, lecz co najmniej cały tom…

Już od wczesnego dzieciństwa zdradzałem zainteresowania z jednej strony rysunkiem i malarstwem, z drugiej zabytkami naszej historii, kultury i sztuki. W tym względzie ogromną rolę, obok predyspozycji wrodzonych, odegrali moi rodzice, którzy starali się te zamiłowania rozwijać i nadawać im właściwy kierunek. Z ojcem i matką stawiałem przecież pierwsze kroki na Wzgórzu Wawelskim, pod ich okiem poznawałem najszacowniejsze pamiątki naszych dziejów, co w okresie niewoli miało przecież i inne, jak najbardziej zasadnicze znaczenie. Bardzo wcześnie, bo w szóstym czy siódmym roku życia, zacząłem uprawiać moje „wyczyny artystyczne”. Do dziś zachowały się w moich zbiorach dwie barwne reprodukcje z 1913, które w tymże roku ofiarowała mi moja Matka wiedząc, że bardzo pragnę je zdobyć, m. in. jako wzory do moich rysunków. Jej pomoc przy moich historyczno-artystycznych pracach towarzyszyła mi nawet wówczas, gdy odbywałem już studia uniwersyteckie. Zajmowałem się wówczas architekturą Kalwarii Zebrzydowskiej, wieloma budowlami z w. XVII, które po większej części nie posiadały jeszcze zdjęć architektoniczno-pomiarowych. Plany te musiałem sam wykonywać. Potrzebna mi była druga osoba do pomocy, a nie chciałem korzystać z pomocy kogoś przypadkowego. I wówczas to moja Matka asystowała mi niestrudzenie przez wiele tygodni przy wykonywaniu tej dokumentacji. A wieczorem, gdy po całodziennej pracy w terenie siadałem przy desce kreślarskiej przerysowując „na czysto” rzuty z badanych przeze mnie budowli, Matka czytała na głos jakąś książkę, by złagodzić moje zmęczenie. Było to zresztą nawiązanie do tradycji, do lat mego dzieciństwa. Ileż to razy wówczas, w długie zimowe wieczory, siedzieliśmy z siostrą zasłuchani w głos Matki czytającej nam książki młodzieżowe, przeważnie o tematyce historycznej, które w okresie zaborów utwierdzały w nas uczucia patriotyczne i marzenia o wyzwoleniu. W roku 1917, gdy miałem 11 lat, otrzymałem na imieniny od obojga rodziców książkę o Wawelu, opatrzoną dedykacją napisaną ręką mego ojca: Aby pamiątki w niej zawarte stały się Twoim największym umiłowaniem. Ta prorocza dedykacja napisana była ręką ojca, lecz podpisana przez oboje rodziców. Pamięci mojej Matki poświęciłem jedną z mych ostatnich prac naukowych


Jerzy Trela — aktor:

…Matka w pojęciu ludzi żyjących w kraju nad Wisłą jest określeniem za często i okazjonalnie sprzedawanym. Mówi się: Matka-Polka, Matka-ojczyzna, Matka-ziemia. Zapominamy — używając tych górnolotnych skojarzeń — o czymś takim najprostszym, najzwyklejszym, najbardziej ludzkim, co stanowi nasze jestestwo, nasz punkt wyjścia właśnie w te inne. W ten sposób gubimy pojęcie najbliższe człowiekowi, skrzętnie chowane, osobiste, własne. Nie chciałbym Matce stawiać pomników. Jest mi zbyt bliska. I skromna. Tak samo skromna jaką pamiętam Ją z dzieciństwa. Mój ojciec zginął niedługo po wojnie, Matka została sama z dwojgiem dzieci. Przywołuję z dzieciństwa obraz mojej Matki: ciągle zmęczonej, spieszącej się, zapracowanej. Nie ma w nim Matki z opowiastek czy bajeczek — wesołej, rozśpiewanej, roześmianej. Jeśli zdarzał się uśmiech, to poprzez gorycz bycia, poprzez łzy.

Być może miałaby w tej chwili powody do jakiejś radości, ale trudno już zdobyć się Jej na wysiłek uśmiechu.

Pamiętam takie zdarzenie z ostatniego okresu, które potwierdza moją myśl, że istnieje podział na ludzi — stworzonych w niezrozumiały przeze mnie sposób przez naturę? Boga? Los? — do radości i do cierpienia. Nowy Rok 1983, godzina 9. Otwieram drzwi, w których stoi moja Matka blada, obolała, ze złamaną przed chwilą ręką.

Bardzo tego pragnąc, nie potrafiłem nigdy zmienić Jej losu, uchronić od jego uderzeń.

A jeśli udało mi się w końcu przyczynić do częstszych — choć skrzętnie chowanych — uśmiechów mojej Matki, to tylko dzięki moim dzieciom. Wnuki Ją cieszą…


Marek Grechuta — piosenkarz, kompozytor:

Moja Matka jest ciągle w tym samym wieku. Mnie przybyło już 37 lat. Jej jakby lat ubywało… Ogromna energia w wypełnianiu potrzeb, w łagodzeniu trosk. Właściwie to wydaje mi się, że dziecko choć przestaje być dzieckiem, im jest starsze, matka ma z nim więcej kłopotów i bardziej chce być matką.

Matka przyjeżdża do mnie z rodzimego Zamościa, by odwiedzić mnie i siostrę, zawsze objuczona sporymi pakunkami. Myślę, że pieluszki ważyły kiedyś mniej. Matka przywozi wiktuały, garderobę, nie zdobywalne na co dzień drobiazgi. Wszystko to wyciąga jak spod ziemi.

Małe dziecko płacze, kwili i siusia, dając tym protest przeciwko braku komfortu w życiu. Duże dziecko — jak wynika z tego co powiedziałem, używa wielu środków wyrazu, by wyjawić Matce swoje kłopoty. Matka więc w moich oczach urasta z biegiem lat, z biegiem dni, staje się człowiekiem-opoką, kobietą o zdrowiu nie do zdarcia i wtedy kiedy uświadamiam sobie jaka jest wytrwała, jaka niezawodna, wiem jak wiele, wiele Jej zawdzięczam!


Anna Świrszczyńska — poetka:

Moja matka zmarła wiele łat temu, ale jej wspomnienie powraca do mnie w snach. Jeden z nich dał początek mojemu wierszowi Sen:

Dziś w nocy tuliłam do
siebie moją zmarłą matkę
Tańczyłyśmy na lekkiej
trawie
Lekkie słońce jej tkliwości
Roztapiało moje ciało jak
mgłę
Dwa nasze ciała
Dwie mgły
Przenikały się błogo
Jak przed narodzeniem.


Tekst pochodzi z numeru 1981/1983 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

Czytaj również:

Matriokracja nadchodzi!
i
Mikuláš Galanda (domena publiczna)
Marzenia o lepszym świecie

Matriokracja nadchodzi!

(A w zasadzie to wraca)
Miłada Jędrysik

Profesor Tamás David-Barrett przyjeżdża na rowerze, a jakże. Na zdjęciach miał całkiem pokaźną brodę, teraz jest gładko ogolony. „To część moich badań – wyjaśni mi potem. – Kiedy miałem zarost, który praktycznie zakrywał połowę twarzy, zdarzało się, że ludzie odbierali mnie jako osobę agresywną”.

Powie również, że przez 30 lat był wegetarianinem, ale i z tego zrezygnował w imię badań nad ludzką naturą. Tym razem jednak mógł żartować – w bufecie wyłożonej rzeźbioną boazerią profesorskiej jadalni Trinity College w Oksfordzie trudno znaleźć choć jedno danie dla wegetarian. Tu „nowinki” wprowadza się późno i z oporami – założone w XVI w. Kolegium św. Trójcy otworzyło swoje podwoje dla kobiet dopiero w 1979 r. Idziemy przez kolejne dziedzińce – barokowy, późnośredniowieczny. Mój zachwyt wzbudza betonowy brutalistyczny budynek z lat 70. XX w., ale profesor wyjaśnia, że będzie wkrótce zburzony, a na jego miejscu powstanie nowy. „Nienawidzimy tej architektury” – krzywi się. Okropni z nich tradycjonaliści w tym Oksfordzie, tymczasem mamy przecież rozmawiać o tym, że idzie nowe.

Czytaj dalej