Ludzie z żelaza
i
"Wiklinowy człowiek", Thomas Pennant, około 1773–1776 r./National Library of Wales (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Ludzie z żelaza

Maciej Świetlik
Czyta się 13 minut

Mało o nich wiemy, bo Celtowie mieli do pisma mniej więcej taki sam stosunek jak do Rzymian. Nieugięci, jeśli chodzi o tę zdobycz cywilizacji, jednocześnie wprowadzili do Europy żelazo, a także nowe wierzenia, odrębne tradycje i kulturę, której echa słychać do dzisiaj.

Celtowie funkcjonują w naszej świadomości na pograniczu historii i mitu, już sama nazwa stwarza problemy. Słowa keltoi pierwsi użyli Grecy, mając na myśli barbarzyńskie ludy z północy, które napotykali na swojej drodze, gdy żeglowali po Morzu Śródziemnym i wzdłuż wschodniego wybrzeża Atlantyku. Dziś niektórzy historycy uważają ten termin za mało pomocny, gdyż spaja on luźno ze sobą powiązane społeczności.

Jedno jest pewne: Celtowie rozpalają wyobraźnię jako ogniwo łączące klasyczną cywilizację europejską z dawniejszymi czasami wyłaniającymi się z mroków prehistorii. A ponieważ nie zostawili po sobie niemal żadnych pisemnych świadectw, znamy ich głównie dzięki tekstom starożytnych Greków i Rzymian. Ci zaś przedstawiali Celtów jako przeciwieństwo własnej cywilizacji. Darzyli ich pewnym szacunkiem jako walecznych, szlachetnych i lubujących się w ucztach ludzi, ale zasadniczo uznawali za barbarzyńców. Dużo informacji dostarcza nam również literatura celtycka spisana przez irlandzkich mnichów wczesnego średniowiecza, choć odnosi się ona tylko do Celtów z Wysp.

W XVIII w. dzieje Celtów posłużyły do budowania mitu narodowego państw przyznających się do celtyckiej spuścizny – spory wpływ mieli na to zwłaszcza antykwariusze irlandzcy. A w czasach nam najbliższych Celtowie stali się obiektem zainteresowania skrajnych ruchów politycznych i neopogan zafascynowanych druidyzmem. Każdy konstruował więc nieco inny obraz Celtów w imię własnych celów. Dzisiaj zaś wiedzy o tej tajemniczej grupie dostarczają nam zarówno wykopaliska archeologiczne, jak i językoznawstwo, a nawet… badania DNA. Kłopot w tym, że wszyscy ci badacze dochodzą czasem do zgoła odmiennych wniosków. Celtyckość okazuje się płynna i może być rozumiana na wiele sposobów.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zastanawiające znaleziska

W 1846 r. w austriackiej gminie Hallstatt odkryto wielkie cmentarzysko około tysiąca grobów datowanych na VIII w. p.n.e. W trakcie prac wykopaliskowych znaleziono szczątki ponad 5 tys. prehistorycznych mieszkańców doliny i około 20 tys. obiektów. Zdobione żelazne miecze z grawerowanymi symbolami solarnymi, złote bransolety oraz wazy z brązu świadczą nie tylko o bogactwie mieszkającej tam niegdyś ludności, lecz także o jej umiejętnościach metalurgicznych. Niektóre z ozdób zawierały bursztyn, co dowodzi udziału w wymianie handlowej między basenami Morza Bałtyckiego i Morza Śródziemnego. Halsztaccy górnicy pozyskiwali te dobra w zamian za wydobywaną w Alpach Salz­burskich sól, którą niezwykle wówczas ceniono jako konserwant żywności.

Obrazu rozwoju zachodniej kultury halsztackiej, kojarzonej z początkami Celtów, dopełniają kolejne znaleziska archeo­logiczne. Jako przykład warto wymienić położony na stromym brzegu Dunaju gród w Heuneburgu (VI w. p.n.e.), który z czasem został otoczony wysokim murem z cegieł z wysuszonej gliny. Wcześni Celtowie nie znali tej techniki, więc zapewne zapożyczyli ją od Fenicjan. Wielkość osiedla, które zajmowało powierzchnię 100 ha i liczyło około 5 tys. mieszkańców, predestynuje je do miana pierwszego znanego miasta na północ od Alp. Ślady wielokrotnych zniszczeń i prac remontowych świadczą o wojennym charakterze fortu od co najmniej VI w. p.n.e.

Nie mniejszą rewelacją okazał się odkryty 100 km dalej na południe grobowiec „księcia z Hochdorfu”. W kurhanie znaleziono zwłoki wysokiego mężczyzny oraz cały ekwipunek potrzebny komuś, kto wybiera się na „tamten świat”. W komnacie grobowej natrafiono na miecze i sztylety, czterokołowy wóz, leżankę z brązu długości niemal 3 m, a także… kocioł o pojemności blisko 400 l z osadem po miodzie pitnym. Jak widać, pochowany tam wielmoża był gotowy na wszelką ewentualność, w tym na pośmiertne ucztowanie. O jego bogactwie i pozycji świadczy zaś wielość złotych ozdób o zadziwiającej precyzji wykonania – tym kruszcem obite miał nawet buty. Co ciekawe, już w tak wczesnym okresie istniało rozwarstwienie społeczne, które potwierdzają zgromadzone wokół kurhanu pochówki zwyk­łych rolników.

Ale nie tylko wielcy wojownicy zyskiwali władzę. Datowany na VI w. p.n.e. grobowiec w pobliżu Mont Lassois nad Sekwaną skrywał ciało kobiety o równie wysokiej pozycji społecznej. Zawierał on wielki grecki krater na wino, najprawdopodobniej dar z Massalii (dzisiejsza Marsylia), czyli ogromnej greckiej kolonii, która utrzymywała kontakty z celtycką północą. Szlaki wymiany handlowej wiodły wzdłuż Rodanu i Sekwany, co pokrywa się z rozwojem osadnictwa celtyckiego w pobliżu dużych rzek zachodniej i centralnej Europy. Wino, które najpewniej służyło celom rytualnym i podkreślało prestiż kapłanki z Mont Lassois, stało się z czasem obiektem pożądania celtyckich plemion. Pokrywę krateru wieńczy figura bogini lub księżniczki podkreślająca wysoką pozycję kobiet w społeczeństwie celtyckim. Rosnący dobrobyt – a co za tym idzie powiększająca się populacja – jak również chęć posiadania dóbr pochodzących z południa (ach, to greckie wino!) stanowiły dla Celtów impuls do ekspansji.

Odrobina historii

Około 400 r. p.n.e. celtyckie plemiona zaczęły się masowo osiedlać na terenach leżących na południe od Alp. Według Herodota Celtowie zamieszkiwali ziemie od źródeł Dunaju po obszary na zachód od Słupów Heraklesa (czyli Cieśniny Gibraltarskiej). Właśnie wtedy nastał okres największej potęgi Celtów, o czym świadczą odkrycia archeologiczne kojarzone z kulturą lateńską.

Nazwa ta odwołuje się do odnalezionego w pobliżu miejscowości La Tène nad jeziorem Neuchâtel w Szwajcarii wielkiego ołtarza ofiarnego pełnego artefaktów ukazujących rozwój celtyckiej sztuki. Liwiusz w swoim dziele o historii Rzymu wspominał o tym, że Celtowie już wcześniej zapuszczali się na tereny etruskie, Pompejusz Trogus twierdził zaś, że Galowie (jak nazywali Celtów Rzymianie) wyruszyli w sile 300 tys., aby zająć tereny zwane odtąd Galią Przedalpejską. Ludy z Półwyspu Apenińskiego były od tego momentu narażone na podobne napady, a najważniejszy z nich doprowadził niemal do upadku Rzymu – miasta dopiero budującego swoją pozycję. Pod wodzą Brennusa plemiona Senonów i Lingonów rozgromiły rzymską armię nad Alią (390 lub 387 r. p.n.e.), by następnie złupić Rzym. Ostatni bastion obrony mieszkańców miasta znajdował się na Kapitolu – wedle legendy obrońców miały uratować kapitolińskie gęsi. W rzeczywistości nękani zarazą Celtowie zrezygnowali z dalszego oblężenia po otrzymaniu okupu.

W kolejnym stuleciu Senonowie, wypierani przez biorącą odwet republikę, zaczęli przesuwać się na wschód i kolonizować iliryjskie wybrzeże Adriatyku. Spotkawszy Macedończyków, chwilowo wstrzymali się z ekspansją, ale po śmierci Aleksandra Wielkiego sprzymierzyli się z mieszkańcami Tracji i najechali na Macedonię, a potem na greckie miasta. Wtedy nastąpił podział. Część ruszyła do Delf, zwabiona informacjami o gromadzonych tam bogactwach, jednak napotkała twardy opór pod Termopilami. Niewielkie siły greckie w 279 r. p.n.e. – czyli niemal 200 lat po pierwszych Termopilach – przez długi czas dawały odpór przeważającym wojskom barbarzyńców. Dobrze zorganizowana falanga grecka okazała się skuteczniejsza od bezładnie atakujących Celtów.

Była to pierwsza zapowiedź późniejszych klęsk celtyckich wojowników w starciu ze zdyscyplinowaną armią. Celtowie musieli wycofać się z Delf ze względu na zamieć śnieżną, którą Grecy zinterpretowali jako gniew Apolla. Jeszcze ciekawsze są losy północnej grupy, która przez Hellespont (Dardanele) dotarła do Azji Mniejszej, gdzie osiedliła się w centralnej Anatolii, m.in. w starożytnym Gordionie. Helleńscy sąsiedzi cenili waleczność wąsatych wojowników, których określali mianem Galatów. W tym okresie nastąpił szczyt potęgi ludów celtyckich, a ich wpływy sięgały od Wysp Brytyjskich aż po Azję Mniejszą.

Opcja atlantycka

Według klasycznej interpretacji pochodzący z centralnej Europy Celtowie kolonizowali również tereny położone na zachodzie, tj. osiedlali się na Półwyspie Iberyjskim i na ziemiach dzisiejszej Wielkiej Brytanii oraz Irlandii. Problem w tym, że Iberoceltowie, którzy posługiwali się na pewno językiem celtyckim, nie pozostawili po sobie żadnych śladów materialnych sugerujących powinowactwo z kulturą lateńską. W przeciwieństwie do nich Celtowie wyspiarscy byli pod wpływem kultury materialnej z kontynentu, co podtrzymywało tezę o stopniowym zasiedlaniu Wysp Brytyjskich przez kolejne fale migracji.

Podobnie widzieli to lingwiści – języki, które funkcjonują do dzisiaj na terenach francuskiej Bretanii, części Irlandii, Walii oraz Szkocji (której gaelicki jest najstarszym żywym językiem europejskim), a do niedawna jeszcze Kornwalii i wyspy Man, określa się jako celtyckie. Tę grupę języków wyodrębnił Walijczyk Edward Lhuyd w dziele Archaeologia Britannica z 1707 r. Badał on języki w terenie, by następnie w wyniku studiów porównawczych powiązać je w jedną rodzinę i interpretować jako efekt migracji ludności z kontynentu w IV w. p.n.e. Jednak badania DNA ludności brytyjskiej – szeroko omówione w 2007 r. w książce Stephena Oppenheimera The Origins of the British: The New Prehistory of Britain – jednoznacznie wskazują na to, że większość populacji brytyjskiej urodzonej na początku XX w. nosi gen związany z migracją w czasach mezolitu, czyli co najmniej 4 tys. lat przed domniemaną kolonizacją celtycką.

Podobne argumenty przytacza w książce The Origins of the Irish (2013) James P. Mallo­ry, który bazuje na bada­niach genetycznych oraz archeologii i wskazuje na dużo starsze pochodzenie większości populacji irlandzkiej. Znany brytyjski archeolog z Oxfordu, prof. Barry Cunliffe, sumując dane z różnych dyscyplin, uważa, że grupa języków znana jako celtycka musiała się wykształcić z języka indoeuropejskiego na krawędzi atlantyckiej, czyli na terenach od dzisiejszej Portugalii przez zachodnie wybrzeże Francji aż po Szkocję, jako lingua franca bardzo wczesnego osadnictwa datowanego od mezolitu (6000–5000 p.n.e.). Społeczności, które łączył sposób pochówku czy budowle megalityczne – takie jak Stonehenge lub Newgrange – brały udział w wymianie hand­lowej lub rozprzestrzenianiu się idei, co z kolei miało doprowadzić do wykształcenia wspólnego języka celtyckiego, ten zaś zróżnicował się z czasem na gaelicki, kornijski etc.

Ten obraz odwraca kierunek ekspansji o 180 stopni. „Celtowie” mieli się według tej interpretacji narodzić na zachodzie i migrować w kierunku wschodnim. Nie przekreśla to oczywiście poświadczonego w antycznych pismach podboju dokonanego przez galijskie plemiona w Italii, na Bałkanach, od Grecji aż po Anatolię, lecz z pewnością każe przemyśleć, co owa „celtyckość” tak naprawdę oznacza.

Boginie i mordercy

O ile pochodzenie Celtów budzi dziś w świecie nauki gorące dyskusje, o tyle ich upadek znamy dość dobrze. Pierwszy akt tego dramatu opisał Gajusz Juliusz Cezar w Wojnie galijskiej, która nie tylko dokumentuje historię podboju wszystkich celtyckich plemion z terenów dzisiejszej Francji, ale także dostarcza ciekawych informacji o życiu jej mieszkańców. Cezar wskazuje tam na „religijność” Galów i wysoką pozycję, jaką w ich społeczeństwie zajmowali druidzi. Kiedy wymienia nazwy lokalnych bogów, posługuje się rzymskimi imionami, stosując zasadę interpretatio Romana. Z czasem podbita i poddana romanizacji ludność rzeczywiście oddawała cześć bóstwom galloromańskim o podwójnych imionach, takim jak Lugos Merkury. Jeśli spróbujemy zrekonstruować dawniejsze wierzenia religijne, to możemy podzielić je na dwa etapy: pierwszy polegał na czczeniu sił przyrody, drugi zaś na personifikacji tych sił w postaci bóstw, których mnogość nie tworzy żadnego zorganizowanego panteonu na wzór greckiego Olimpu. Każdy z bogów mógł pełnić wiele funkcji i być opiekunem poszczególnych plemion.

Co ciekawe, okres archaiczny charakteryzuje się silną pozycją bóstw kobiecych związanych z szerszym kultem bogini matki. Są to często opiekunki miejsc, w tym szczególnie ważnych dla Celtów rzek oraz ich źródeł. Celtyckie boginie do dzisiaj patronują wodom Europy, np. Se­quana (Sekwana) czy Matrona, która użyczyła imienia płynącej przez Szampanię Marnie. Kult Matron stanowi echo najstarszych matriarchalnych wierzeń. Przy okazji warto wspomnieć o bogini Eponie, którą powszechnie czczono na terenach od Wysp Brytyjskich po Bułgarię i przedstawiano z boską klaczą. Jako jedno z nielicznych barbarzyńskich bóstw dołączyła ona do panteonu rzymskiego. Niektóre formy jej kultu bulwersowały jednak pisarzy chrześ­cijańskich w Irlandii, którzy utyskiwali na intronizację tamtejszych królów poprzez obcowanie z klaczą – symbolizujące boski związek nowego władcy z darowaną mu pod opiekę ziemią.

Z pierwiastkiem męskim kojarzono powszechnie dzika, czyli symbol siły i waleczności, który z czasem zaczął być utożsamiany z Teutatesem. Ten bóg z kolei łączy się według rzymskiego poety Lukana w dość złowieszczej triadzie z Esusem i Taranisem. Wszyscy trzej żądali bowiem rytualnej ofiary z ludzi. Teutatesowi sprawiał przyjemność topielec, Esus wolał człowieka powieszonego na drzewie, a Taranis – spalonego. Cezar opisuje np. ołtarz ofiarny dla Taranisa w formie podpalonej słomianej kukły wypełnionej ludźmi. Obraz ów – choć nie wiadomo, czy prawdziwy – powszechnie zakorzenił się w celtyckich wyobrażeniach. Wiklinowego chochoła znajdziemy m.in. w XVII-wiecznym zbiorze rycin Britannia Antiqua Illustrata, a wątek palenia ludzi wewnątrz słomianej kukły pojawia się m.in. w słynnym horrorze psychologicznym z 1973 r. The Wicker Man (Kult) z bardzo sugestywną ścieżką dźwiękową.

Rytualne morderstwa przyjmowały niekiedy wyrafinowaną formę potrójnej śmierci (uduszenie, rozpłatanie głowy i utopienie), która pozwalała obdzielić sprag­nionych krwi bogów jednym męczennikiem. Ofiarą takich zabójstw mieli padać np. irlandzcy królowie, kiedy zawied­li oczekiwania swojego ludu. Mogą to poświadczyć znajdowane na wyspach zwłoki z torfowisk, takie jak Old Croghan Man.

Równie ambiwalentne wrażenie jak religia wywoływali celtyccy kapłani – drui­dzi. Cezar, zwykle nieskory do zachwytów, podkreślał zwłaszcza ich rolę polityczną. Grecki geograf Strabon podzielił zaś owych kapłanów na trzy grupy: vates mieli być wróżami i przeprowadzać rytualne ofiary, bardowie układali hymny i byli żywą pamięcią plemienia, a otoczeni najwyższą estymą druidzi pośredniczyli między codziennością i „tamtym światem”. Ten sam autor zwracał też uwagę na ich rolę wiernych obserwatorów przyrody.

Dzięki opisom Pliniusza Starszego mamy obraz starca w białej powłóczystej szacie, który ścina sierpem jemiołę w dębowym gaju. Z kolei Cyceron nazywał druidów pitagorejczykami wśród barbarzyńców, postrzegając ich jako przyjaciół filozofii oraz odnosząc się do ich wiary w nieśmiertelność duszy. Druidzi obecni na terytorium Galii i Wysp Brytyjskich irytowali zaś Rzymian tym, że sprawowali władzę polityczną. Organizowali bowiem doroczne zjazdy plemion w świętych gajach, gdzie rozsądzali sporne sprawy. Rytm tych spotkań wyznaczał kalendarz świąt powiązany z cyklami przyrody. Wiele tych szczegółów znamy dzięki Kalendarzowi z Coligny. To unikatowy przykład zapisu wiedzy druidów, którzy uważali komunikat ustny za godny sposób przekazywania świętej wiedzy.

Umiejętność unifikacji zwaśnionych plemion niepokoiła Cezara. Zdołał on jednak pokonać połączone pod wodzą Wercyngetoryksa siły Galów pod Alezją (52 r. p.n.e.). Gdy ponad 100 lat później namiestnik Brytanii Swetoniusz Paulinus tłumił bunt Brytów, zadbał o to, by zniszczyć „akademię” druidów na walijskiej wyspie Monie (obecnie Anglesey). Był to symboliczny koniec epoki Celtów w Europie. Druidzi przetrwali jedynie w izolowanej Irlandii, gdzie zaadaptowali się do nowych warunków, przyjęli chrześcijaństwo i przystąpili do ruchu monastycznego.

Celtowie dziś

To właśnie Irlandia i w mniejszym stopniu pozostałe celtojęzyczne kraje Wysp Brytyjskich pozwoliły na przemyt starej kultury celtyckiej do czasów współczes­nych. Obok Kościoła irlandzkiego, który dopuścił przypisanie świętym pochodzenia od miejscowych bogów, na długo przed tym, zanim pojawili się tu w V w. misjonarze chrześcijańscy, nośnikiem dawnych legend jest literatura celtycka. Poprzez ten termin rozumiemy spisane przez mnichów lub przekazane przez bardów legendy o mitologicznych korzeniach. Wlicza się do nich m.in. Cykl Ulsterski, którego głównym bohaterem jest Cú Chulainn broniący swojej prowincji przed saksońskimi najeźdźcami.

Wzrost zainteresowania dawnymi tradycjami nastąpił w czasach odrodzenia celtyckiego na przełomie wieków XIX i XX, gdy niektóre wątki pomogły w formowaniu się współczesnego nacjonalizmu w opozycji do dominacji brytyjskiej. O żywotności starych symboli świadczą obchodzone do dzisiaj święta, np. Beltaine (wigilia 1 maja), które w Edynburgu przybrało formę Festiwalu Ognia i gromadzi tysiące uczestników utożsamiających się z Celtami. Drugie najważniejsze święto w roku, czyli Samhain, ewoluowało w skomercjalizowanej formie w znane wszystkim Halloween. Obu towarzyszy celtycka muzyka, choć trzeba przyznać, że stanowi ona raczej obraz folkloru szkockiego czy walijskiego z dużo późniejszego okresu niż rzeczywisty wyraz dawnej kultury celtyckiej. Najlepiej zresztą historycznie poświadczony instrument – carnyx, róg wojenny Celtów – nie odgrywa w tej XIX-wiecznej hybrydzie żadnej znaczącej roli. Ale dla wykonawców oraz odbiorców ważniejsze są poczucie wspólnoty i ponadregionalne podobieństwa. Dlatego też muzycy z Bretanii spotykają się na festiwalach z trubadurami w hiszpańskiej Galicji i poszukują wspólnych motywów, które wzmacniałyby zanikającą wraz z językiem tradycję.

W Bretanii w latach 50. XX w. bretońskim mówiło milion osób, obecnie – cztery razy mniej. W tym samym regionie celtyckość jest używana jako środek walki z dominującą i opresyjną kulturą francuską, a politycznym ośrodkiem tej walki są takie grupy, jak Front Wyzwolenia Bretanii czy ekstremistyczna „Pięścią w twarz”. Wpływu Celtów na dzisiejszą tożsamość europejską można szukać także szerzej. Symbolizują oni bowiem opór zagrożonej grupy wobec sprawnej machiny państwowej, ale też stanowią łącznik z dawnymi mitycznymi czasami sprzed okresu cywilizacji klasycznej.

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!

Czytaj również:

Boudika znaczy wiktoria
i
"Królowa Boudika", John Opie, 1793 r./National Portrait Gallery (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Boudika znaczy wiktoria

Andrzej Kula

Co takiego miała w sobie królowa Icenów, jednego z plemion Brytów, że doczekała się pomnika w centrum miasta, które niegdyś zrównała z ziemią? Trudno powiedzieć, czy Boudika już triumfuje, czy może jest jeszcze w trakcie natarcia. Lewą rękę ma uniesioną, a w prawej trzyma włócznię. Konie ciąg­nące rydwan z królową stoją na tylnych nogach, przednie są uniesione, jakby szykowały się do pokonania przeszkody, skoku albo broniły się przed agresorami. Do obu kół przyczepiono kosy. Za Boudiką na rydwanie siedzą jej dwie córki. Na cokole pomnika autorstwa Thomasa Thornycrofta napisano: „Boadicea (Boudicca). Królowa Icenów. Zmarła w 61 roku po poprowadzeniu swoich ludzi przeciwko rzymskiemu najeźdźcy”. Nie da się być bardziej w Londynie. Stojąc przed pomnikiem celtyckiej rebeliantki, po prawej stronie mamy Tamizę, a na drugim jej brzegu zbudowany z okazji nadejścia XXI w. diabelski młyn London Eye. Za naszymi plecami jest pałac westminsterski, w którym mieszczą się Izba Gmin oraz Izba Lordów, a także kolejny symbol stolicy Wielkiej Brytanii – Big Ben. Choć monument przedstawia postać z I w., i pomnik, i uwieczniona na nim Bou­dika doskonale nadają się do komentowania współczesności. W 2005 r. Banksy założył na rydwan królowej blokadę kół. Być może, aby o niej przypomnieć, być może po to, aby zażartować. Dekadę później, w czasie kampanii przed referendum w sprawie brexitu i późniejszych negocjacji z Unią Europejską postać Boudiki była eksploatowana przez publicystów i ekspertów. Tom Holland z „New York Timesa” uznał ten pomnik za dowód brytyjskiego eurosceptycyzmu, wyspiarskie gazety przywoływały królową w czasie, gdy rządem kierowała Theresa May, a na karykaturze Chrisa Riddella opublikowanej w „Guardianie” ubrany w pieluchę Boris Johnson jedzie rydwanem (przypominającym ten z pomnika) z napisem „No deal brexit” [dosłownie „Brexit bez umowy”, określenie to dotyczyło porozumienia handlowego z Unią Europejską – przyp. red.]. Boudika zorganizowała największe w historii Wysp powstanie przeciwko rzymskiemu okupantowi. Zostało ono krwawo stłumione, lecz legenda królowej, która rzuciła wyzwanie imperium – jak widać – przetrwała.

Wojna Kaliguli z Neptunem

Swetoniusz w Żywotach cezarów opisuje, jak na Brytanię – tak nazywali krainę za morzem Rzymianie – zasadzał się Kaligula. W okolicach 39 r. z wyspy został wypędzony Adminiusz, syn króla jednego z plemion. Po przybyciu na kontynent z niewielkim oddziałem poddał się cezarowi. „Kaligula wysłał napuszony list do Rzymu, jakby podbił całą wyspę” – pisze rzymski historyk. Następnie ekscentryczny – możliwe, że chory psychicznie – przywódca wypowiedział wojnę bogu mórz Neptunowi. Rzecz działa się w okolicach dzisiejszego francuskiego Boulogne-sur-Mer, na zachód od Calais. Kaligula rozmieścił wojska i ciężki sprzęt na plaży, nakazał ludziom rzucić się do ataku i ciąć fale, a po ofensywie zbierać muszle, które miały być łupem wojennym. Nie był to ani początek, ani koniec zakusów Rzymu na Wielką Brytanię. Wyspa fascynowała cezarów od zawsze. Była trochę tajemnicą wzmacnianą przez opowieści o druidach, czyli celtyckich kapłanach, trochę potencjalnym celem nowych podbojów, dzięki którym imperium wciąż mogło się rozwijać. Dwie nieudane próby inwazji Juliusza Cezara z lat 55–54 p.n.e. na dziesięciolecia zniechęciły jednak jego następców. Do pomysłu – zapomnijmy o anegdotycznych wyczynach Kaliguli – wrócił dopiero w 43 r. Klaudiusz. Około 60 r. Rzymianie kontrolowali już tereny dzisiejszej Walii od zachodu i Sheffield na północy. Prasutagus był królem Icenów zamieszkujących obecną Anglię Wschodnią. Nie wiadomo, kiedy się urodził ani kiedy ożenił. Wybranką była Boudika (Boadicea, Boudicca), której imię pochodziło od celtyckiego słowa bouda oznaczającego „zwycięstwo”. Królowa prawdopodobnie wywodziła się ze szlachetnego rodu, urodziła dwie córki (ich imion nie znamy). Plemię Icenów zajmowało się rolnictwem, hodowało bydło oraz konie i – jak na warunki rzymskiej okupacji – żyło mu się całkiem spokojnie. Był to efekt polityki Prasutagusa. Być może król na początku poddał się Rzymianom, być może próbował się opierać, ale przegrał. Koniec końców został jednym z wielu marionetkowych przywódców na Wyspach. By utrzymać spokój, musiał płacić podatki i wysyłać młodych mężczyzn na służbę do armii. Nawiasem mówiąc: większość tego, co wiemy o tych miejscach i czasach, zawdzięczamy Tacytowi oraz Kasjuszowi Dionowi, którzy jednak nie byli naocznymi świadkami opisywanych wydarzeń. Urodzony około 55 r. Tacyt miał szansę wysłuchać bezpośrednich relacji. Dion pisał natomiast ponad 100 lat po śmierci Prasutagusa i Boudiki. Dzieła rzymskich historyków uchodzą jednak za ważne źródła, a uzupełniają je późniejsze odkrycia archeologów (dochodzi do nich również współcześnie). Prasutagus do końca próbował lawirować, szukał rozwiązań, które jednocześ­nie zaspokoją oczekiwania najeźdźców i zapewnią byt rodzinie. W testamencie podzielił majątek między córki i Nerona. Według praw Icenów kobiety mogły dziedziczyć ziemię po mężczyznach. Prawo rzymskie nie dopuszczało jednak takiej możliwości. A przecież Brytania zamieniła się już w kolonię Rzymu, nadrzędne były więc regulacje prawne narzucane przez metropolię. Po śmierci Prasutagusa imperium upomniało się zatem o swoje. Legioniści wtarg­nęli do jego posiadłości, rozebrali i wychłostali Boudikę (chodziło o to, by pokazać, że po śmierci męża stała się równa niewolnikom) oraz zgwałcili córki. Mężczyźni z rodziny zmarłego króla skończyli jako niewolnicy, a majątki innych bogatych Icenów także zostały splądrowane. To bestialstwo kilka miesięcy później doprowadziło do tego, że – jak pisze his­toryczka Caitlin C. Gillespie w książce ­Boudica:­ Warrior Woman of Roman Britain – „na przełomie 60 i 61 r. Rzym niemal stracił całą prowincję na rzecz kobiety”.

Czytaj dalej