Louis Kahn i mistyka architektury Parlament Bangladeszu w Dakce
i
Parlament w Bangladeszu (Wikimedia Commons)
Przemyślenia

Louis Kahn i mistyka architektury Parlament Bangladeszu w Dakce

Adam Przywara
Czyta się 6 minut

W Bangladeszu pierwszym, co rzuca się w oczy, jest nieprzejednany, mulisty nurt rzeki. Poza położoną wyżej granicą północno-wschodnią, w obrębie kraju stały ląd właściwie nie istnieje. Każdy skrawek ziemi podlega ciągłym zmianom kształtowanym przez rozciągniętą na setki kilometrów sieć rzek spływających do Zatoki Bengalskiej. Każdy dom, wioska i miasto mają tu podstawę na mierzei usypanej z rzecznego piasku na powolnym, choć często katastrofalnym, nurcie rzeki. Dakka, stolica tego 160-milionowego kraju, jest miastem magmatycznym, gdzie pyliste powietrze miesza się z jazgotem samochodów, riksz i tuk tuków. Nad rytmiką tej miejskiej opery czuwają muezini, którzy pięć razy dziennie wzywają do modlitwy z wież minaretów.

Na początku lat 60., przed wojną o niepodległość, w Dakce – wówczas stolicy Pakistanu Wschodniego – podjęto inicjatywę architektoniczną, która miała podkreślić odrębność regionu od władz części zachodniej. Zlecenie na wybudowanie kompleksu parlamentarnego w pierwszej kolejności otrzymał nestor nowoczesnej architektury regionu, kształcony w USA i Wielkiej Brytanii Muzharul Islam. Odrzucił on jednak propozycję i ku ogólnemu zdziwieniu urzędników zasugerował, że budynek powinien zbudować jego mentor z Yale University, czyli Louis Isadore Kahn. Tak rozpoczęła się trwająca do połowy lat 80. budowa kompleksu parlamentarnego, przerwana przez krwawą wojnę o niepodległość, w której Bangladesz uzyskał niezależność od Pakistanu. Budynek ukończono zatem dopiero 10 lat po śmierci jego projektanta, ale stał się on Kahnowskim opus magnum.

Absolwenci architektury na Yale University wspominają go jako wymagającego profesora, wizjonera i mistyka sztuki budowania. Wielu z nich zachowało w pamięci scenę dialogu, którym miał się posłużyć na jednym z wykładów do zilustrowania relacji pomiędzy architektem a używanym przez niego budulcem:    

„Jeśli na budowie myślisz o użyciu cegły i pytasz cegłę: »Czym chciałabyś zostać, cegło?«, cegła odpowiada: »Chciałabym zostać łukiem«. Odpowiadasz: »Cegło, przecież łuki są bardzo drogie. Zmniejszymy koszty, zastępując cię betonowym nadprożem. Co o tym sądzisz?« Cegła powtórzy: »Chciałabym zostać łukiem«. Ten dialog ma wam ukazać, że nie ma innego sposobu budowania niż szacunek wobec materiałów, których używamy. […] Nie ma drogi na skróty, prawda leży w szacunku wobec pojedynczych cegieł i oddaniu im należnej czci”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Rozmawiającym z cegłami profesorem był Louis Isadore Kahn, jeden z największych architektów nowoczesności. Urodził się jako Leiser Itze Schmuilowsky wiosną 1901 r. na terenie dzisiejszej Estonii, w biednej żydowskiej rodzinie. Był dzieckiem, gdy wraz z ojcem uciekającym przed poborem do rosyjskiej armii i matką migrował do Stanów Zjednoczonych. W 1915 r. w ramach asymilacji rodzina przyjmuje nazwisko Kahn, które po niemiecku oznacza „małą łódkę”. Dzięki stypendium młody Kahn – już Louis Isadore – dostaje się na studia architektoniczne na University of Pennsylvania. Pod koniec lat 20. podróżuje do Europy – fascynuje go styl międzynarodowy, ale także szkockie zamki z okresu średniowiecza. Do 50. roku życia Kahn realizuje kilka prywatnych i publicznych zleceń, ściśle trzymając się obowiązującego na świecie stylu międzynarodowego modernizmu inspirowanego Bauhausem i projektami Le Corbusiera. W 1951 r. podczas rezydencji, którą architekt odbywa w Rzymie, odwiedza Grecję i Egipt, co skutkuje znaczącą zmianą w jego twórczości. Pod wpływem starożytnych budowli i ruin projekty Kahna nabierają uniwersalnego i monumentalnego charakteru, przepisując na nowo ukute definicje stylu nowoczesnego budownictwa.

Parlament w Bangladeszu (Wikimedia Commons)
Parlament w Bangladeszu (Wikimedia Commons)
Parlament w Bangladeszu (Wikimedia Commons)
Parlament w Bangladeszu (Wikimedia Commons)

Kahn złożył na ręce urzędników gotowe projekty budynków bangladeskiego parlamentu dwa lata po przyjęciu zlecenia. Całe założenie nawiązywało do warunków naturalnych kraju – gmachy zbudowano na poprzecinanym mierzejami sztucznym akwenie. Serce kompleksu stanowi centralnie położona siedziba parlamentu kształtem przypominająca kwiat lub kryształ. Grube bloki betonowych ścian z zachowanymi widocznymi śladami drewnianego szalunku przecinają prostopadłe pasy białego marmuru. Kompleksowe i wielopiętrowe założenie jest czytelne, oparte na powtarzających się motywach podstawowych figur: kole, kwadracie i trójkącie. To w tej geometryczności można upatrywać źródła dysonansu, jaki odczuwamy, odwiedzając budynek. Gdy przechadzamy się po jego wnętrzu, trudno nam stwierdzić, czy chodzimy wśród starożytnych ruin, czy może po galaktycznym mieście rodem z najdalszej przyszłości. Budynek poza betonowymi ścianami nie ma widocznych elementów konstrukcyjnych, a fakt ten miał wzbudzić przerażenie zleceniodawców, którzy nie mogli uwierzyć, że gmach będzie trwały, skoro brakuje kolumn. Jak głosi anegdota, było to podobno powodem początkowego odrzucenia propozycji Kahna. Architekt poszedł jednak na ustępstwo. W parlamencie znajdziemy jedną kolumnę znajdującą się w ukrytej pod ziemią bibliotece.

Budynek, podobnie jak zbudowana na rzymskich założeniach Bazylika św. Piotra projektu Michała Anioła, został zaprojektowany na planie centralnym. W jego środkowej części znajduje się sala plenarna otoczona z zewnątrz czterema identycznymi segmentami mieszczącymi partyjne biura. Osiowość założenia zaburza jedynie odchylenie frontalnego segmentu w stronę Mekki. Główne wejście do budynku, w kształcie charakterystycznych cylindrów, mieści bowiem meczet, pod którym parlamentarzyści przechodzą, by dostać się do sali obrad. Zaprojektowane przez Kahna miejsce modlitwy zajmuje dwa piętra i w odróżnieniu od tradycyjnych budowli tego typu ma geometrię idealnego sześcianu, co uniwersalizuje jego religijny aspekt. Uniwersalność, monolityczność i stałość są zresztą cechami charakterystycznymi dla całej twórczości Louisa Kahna. Projekt parlamentu uznaje się za kulminację badań i fascynacji architekta, punkt styczny pomiędzy nowoczesnością architektury a budowlami starożytności. W gmachu, który materializuje narodową autonomię Bangladeszu, Kahn starał się dotrzeć do esencji tego, co w architekturze trwałe – zarówno w jej warstwie przestrzennej, jak i symbolicznej. Co znaczące, dzięki ponadnarodowym naukom modernizmu osiąga on swój cel bez ornamentalnych dosłowności czy konkretnych nawiązań do historii kraju i jego mieszkańców, jego bohaterów, klęsk i sukcesów.

Parlament w Bangladeszu (Wikimedia Commons)
Parlament w Bangladeszu (Wikimedia Commons)
Parlament w Bangladeszu (Wikimedia Commons)
Parlament w Bangladeszu (Wikimedia Commons)

Budynek parlamentu w Dakce jest dziś krytykowany ze względu na swoje funkcjonalne aspekty. Koszt jego wzniesienia podwoił się w trakcie budowy, utrzymywanie kompleksu pochłania zaś rocznie monstrualne pieniądze. Khan, mimo wielu zrealizowanych zleceń, pozostawił po sobie spore długi. Śmierć dosięgnęła architekta w 1974 r., kiedy wracał z Indii do Ameryki. W toalecie na stacji dostał ataku serca. Z powodu opieszałości dochodzenia żona i biuro architektoniczne zostali powiadomieni o zdarzeniu dopiero kilka dni później. Jak szybko miało się okazać, życie prywatne Kahna dalekie było od prostoty geometrycznych brył, które stosował w swoich budynkach. Na pogrzebie architekta zjawiły się trzy kobiety będące jego partnerkami i matkami jego dzieci. Nie wiedziały one o swoim istnieniu aż do tamtego momentu. Dochodzenie prawdy o życiu prywatnym architekta zostało udokumentowane w jednym z najlepszych filmów o tej tematyce, obrazie autorstwa syna Khana Nathaniela pod tytułem Mój architekt: podróż syna (ang. My Architect: A Son’s Journey).

 

Czytaj również:

Żaden beton
i
Pałac Bursztynowy, Jaipur, Indie; zdjęcie: RealityImages/Adobe Stock
Marzenia o lepszym świecie

Żaden beton

Klaudia Khan

Tradycyjne domy w gorących rejonach świata – zbudowane z gliny, z małymi oknami, wewnętrznymi dziedzińcami czy wieżyczkami „łapiącymi wiatr” – nie potrzebowały klimatyzacji i wiatraków, aby użyczyć chłodnego schronienia mieszkańcom.

W Bannu, położonym w południowej części prowincji Khyber Pakhtunkhwa w Pakistanie, popołudniami życie spowalnia. Wyludniają się dziedzińce tradycyjnych domów. Mieszkańcy udają się na poobiednią drzemkę albo chronią przed słońcem na werandzie od wewnętrznej strony domu. Jest kwiecień i temperatura dochodzi do 30°C. Wysokie stropy, grube gliniane ściany i podłogi wyłożone płytkami z gliny oraz niewielkie otwory okienne znajdujące się niemal pod sufitem skutecznie chronią nas przed żarem dnia. W czerwcu i lipcu będzie jeszcze goręcej, nawet do 45°C. Werandy zostaną osłonięte kotarami albo trzcinowymi roletami, a gdy zabraknie prądu – czyli przez większą część doby – odrobinę chłodu zapewnią jaali, tzn. ażurowe łamacze światła zdobiące ściany.

Czytaj dalej