Lament
i
Annibale Carracci, "Opłakiwanie Chrystusa", około 1604 r., National Gallery w Londynie; zdjęcie: domena publiczna
Opowieści

Lament

Ewa Grochowska
Czyta się 13 minut

W niemal każdej wsi wiedza dotycząca pierwszych i ostatnich chwil życia należała do kobiet. Częścią tradycji związanej z pochówkiem był lament. Płaczki – nie tylko w Polsce – żałowały zmarłego, pomagając innym lub samym sobie uzewnętrznić ból, wylać wzbierającą rozpacz.

Jest zima, zmierzcha, siedzimy w ciepłej izbie i rozmawiamy o śmierci. Leokadia, Albina i trzecia, której imienia nie pamiętam. Zamiast: „odejść”, „osoba zmarła”, „ostatnie pożegnanie”, „wzruszenie” mówimy: „umarł”, „trup” lub bardziej miękko: „nieboszczka”, „pogrzebać”, „iść do ziemi”, „zawodzić”.

„A za waszej młodości były jeszcze płacze na cmentarzu?” – pytam. Wiedzą, że nie mam na myśli zwykłego płaczu rodziny i bliskich, tylko ten, który był częścią pogrzebowego rytuału. Dobrze nam się rozmawia, serdecznie, chciałabym spotykać się z nimi codziennie i popijając herbatę, przy ciemniejącym niebie za oknem, rozważać sprawy tego i tamtego świata. „Jak to robiłyście?” – pytam znowu, niepewnie. Boję się wejść na teren, o którym za bardzo się nie opowiada. Leokadia jest zmieszana, onieśmielona, w końcu zaczyna się śmiać. „Coś mi się przypomniało, dlatego mi tak wesoło, zaraz opowiem” – mówi. Poważnieje i za chwilę, z początku trochę nieśmiało, zaczyna lament.

Historia, z której śmiała się Leo­kadia, zdarzyła się, gdy była małą dziewczynką. Matka nie miała jej z kim zostawić w domu, więc zabrała ją na czuwanie przy zmarłym. Lato, duszno, okna i drzwi pootwierane. Chowało się zmarłego najpóźniej na trzeci dzień po śmierci. Ale co robić, kiedy jest gorąco i ciało puchnie? Ludzie mieli różne sposoby. Brano drut miedziany, owijano nim lewy nadgarstek nieboszczyka, bo bliżej serca, przewlekano przez rękaw, żeby nie było widać, a pod trumną stała na podłodze donica wypełniona ziemią. Tam wkładano drugi koniec tego drutu, to odciągało opuchliznę, ciało się tak szybko nie psuło.

„No i – ciągnie dalej Leokadia – musiałam jakoś niechcący zahaczyć o ten drut, co spowodowało, że zmarły poruszył ręką. Rozległ

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Miłość i mięsień
i
Śpiewnik Jeana de Montchenu (pomiędzy latami 1460 a 1477), kolekcja Henriego de Rothschilda – przechowywany w Bibliothèque nationale w Paryżu
Opowieści

Miłość i mięsień

Grażyna Bastek

Popularny wizerunek ludzkiego serca to dwa symetryczne łuki zbiegające się w spiczasty koniuszek. Jest krwistoczerwone, czyli w kolorze krwi tętniczej, nie żylnej, która jest ciemniejsza, szkarłatna. Dziwić może jednak, że to walentynkowe serce nie przypomina zbytnio narządu ulokowanego w śródpiersiu. Skąd taki kształt? Poznajcie dzieje serca w sztuce.

Dlaczego to właśnie ten organ ludzkiego ciała uzyskał wyjątkowe miejsce w kulturze? Czy dlatego, że wciąż słyszymy jego miarodajne bicie? Bo przyśpiesza, kiedy odczuwamy silne poruszenie, i „zatrzymuje się”, gdy jesteśmy przerażeni? Serce to w potocznym rozumieniu centrum dowodzenia emocjami, siedlisko miłości, dobroci lub wręcz przeciwnie – nienawiści i zła. Można wszak posiadać dobre lub złe serce.

Czytaj dalej