Kto weźmie starego psa?
i
„Pysk psa”, Edvard Munch, 1927 r. (domena publiczna)
Marzenia o lepszym świecie

Kto weźmie starego psa?

Anna Wyrwik
Czyta się 12 minut

Kiedy już ktoś się na to odważy – zyska przyjaciela na śmierć i życie. Może rzeczywiście czasem trochę paralitycznego, nieraz bez lśniącej sierści albo kompletu zębów czy łap – ale kto powiedział, że w prawdziwej przyjaźni chodzi o cztery łapy i sierść? O starych psach, które czekają w schroniskach na prawdziwy dom, pisze Anna Wyrwik.

Oskar* ma plamkę na języku i wielkie brązowe oczy, którymi patrzy na mnie zza krat. Takim wzrokiem, jakby wiedział już wszystko. Chodzi tam i z powrotem po boksie, na którego betonowej podłodze leży różowa kość do zabawy. Jest owczarkiem niemieckim, więc trochę brązu, trochę czerni i trochę siwych włosów na pysku. Te siwe włosy to dlatego, że ma już swoje lata, urodził się w 2012 r. W 2020 r. opiekunowie oddali go do schroniska, ponieważ „nie radzili sobie z jego zachowaniem”, jak donosi kartka przy kracie. Czyli osiem lat sobie radzili, ale potem już nie – i teraz Oskar czeka na nowy dom.

„Szczeniaki rozchodzą się na pniu” – mówi Arek Kwiecień, dziennikarz i wieloletni wolontariusz w krakowskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt. Razem z nim i jeszcze dwoma innymi wolontariuszami spacerujemy z trzema małymi psami: pierwszy typu jamnik, drugi typu terier i trzeci – czarny w wielkich antyucieczkowych szelkach, mocno wystraszony. Rozmawiamy o tym, że ludzie chcą adoptować psy właśnie takie. Ładne, „w typie rasy”, zdrowe – i młode, mające rok, dwa, maksymalnie do czterech. A tymczasem w Polsce jest też tysiące psów nieładnych, niepięknych i nie w typie rasy, też nie do końca zdrowych i do tego starych.

W krakowskim schronisku starsze psy stanowią ok. 25% z 240 wszystkich czworonożnych mieszkańców. W warszawskim Schronisku Na Paluchu to około 20% z 400 psów. Skąd w ogóle tych psów aż tyle? Odpowiedź jest prosta: zewsząd. Na starość pies zaczyna sikać w domu, to się go oddaje. Albo gryzie swój ogon, reszta jest w porządku, ale ten ogon gryzie i to też jest już dobry powód. A czasem, jak mówi Arek Kwiecień: „Starszy pies przychodzi z normalnego domu tylko dlatego, że się zestarzał”. „Oddawany z adopcji, jak w supermarkecie, termin przydatności się skończył” – dopowiada drugi wolontariusz. Do schronisk trafiają też psy po zmarłych właścicielach, którymi nikt nie mógł albo nie chciał się zaopiekować.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

***

Wychowanie, empatia, wrażliwość, świadomość, takie proste słowa. „Wszystko, co dotyczy zwierząt w Polsce, zaczyna się od słowa mentalność” – mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz, prezeska zarządu Fundacji na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Mondo CANE. Jej fundacja pomaga schroniskom, organizacjom i osobom prywatnym, robi szkolenia dla służb o właściwym stosowaniu przepisów prawa dotyczącego ochrony zwierząt – zresztą w pracach nad tym prawem również uczestniczy. Poza tym przeprowadza interwencje, w tym te najgłośniejsze, jak w 2019 r. w niesławnych Radysach.

Katarzyna Śliwa-Łobacz podkreśla, że po każdej takiej interwencji składają doniesienie do prokuratury, bo według niej ratowanie zwierzęcia nie może skupić się jedynie na ofierze, ale też na tym, by jej oprawca został ukarany i już więcej żadnego innego zwierzęcia nie skrzywdził. Mondo CANE wspiera też akcje sterylizacji i kastracji. To dwa najważniejsze słowa w tym całym dramacie – obok chipowania. Gdyby każde zwierzę miało pod skórą chip z danymi człowieka za nie odpowiedzialnego, to ten człowiek nie mógłby się ot, tak go pozbyć. Według Ustawy o ochronie zwierząt porzucenie to znęcanie się nad zwierzętami, a to z kolei jest przestępstwem, za które grozi do trzech lat więzienia. Z kolei obowiązkowa sterylizacja i kastracja ukróciłyby rozmnażanie się psów (i kotów, bo chodzi także o nie).

Według danych zgromadzonych przez European Society of Dog and Animal Welfare w Polsce jest około 250 tys. bezdomnych psów. To mniej niż w Rumunii, Rosji, Turcji czy na Ukrainie, mniej też niż we Włoszech albo Hiszpanii – ale za to więcej w porównaniu do reszty krajów Europy. Część z bezdomnych psów ma szczęście w nieszczęściu i trafia do dobrej fundacji, domu tymczasowego albo nawet znajduje dom na stałe. Wiele jednak trafia do schroniska. I nawet jeśli to jest miejsce z dobrą opieką i oddanymi wolontariuszami, to wciąż schronisko, a jak mówi Patrycja Jarosz z sekcji promocji i wolontariatu Schroniska Na Paluchu: „Dla każdego zwierzęcia trafienie do schroniska to jest życiowa tragedia”. Najgorzej mają te najstarsze zwierzęta – w ich przypadku szanse na adopcję są praktycznie zerowe.

***

Tajfun* to mały, czarny piesek, do którego takie żywiołowe imię na pierwszy rzut oka w ogóle nie pasuje. Urodził się w 2008 r. Widzę jego zdjęcie przyklejone nad opisem przy kracie pustego boksu. Może poszedł na spacer, a może jest w głębi boksu. Przypominają mi się słowa Agnieszki Wypych, prezeski Krakowskiego Stowarzyszenia Obrony Zwierząt: „Zwierzęta, które mieszkają w schronisku dłuższy czas, nie mają już nadziei, że zostaną adoptowane. Często trudno je nawet zobaczyć, bo w ogóle nie podchodzą do tych krat, nie merdają już zachęcająco ogonem. A to szkoda, bo czasem przecież ktoś opowiada: »Poszedłem do schroniska i tak do mnie merdał, że stwierdziłem, że go wezmę«”. Tajfun nie podszedł do mnie, ale na zdjęciu ma taki wzrok i minę, jakby był gotowy zrobić wszystko, byleby go ktoś wziął. Szanse ma marne, bo nie jest ładny. Przez zaniedbania byłych właścicieli nie ma sierści na szyi. Ale to nie jest objaw żadnej choroby, łyse miejsce nie boli, Tajfun uwielbia głaskanie. Choroby ma za to inne, jak każdy w jego wieku. Mimo to jest radosny i pełen energii, tak o nim piszą. Stąd właśnie jego imię.

Katarzyna Huszcza zajmuje się zwierzętami od ponad 10 lat. Zaczynała od wolontariatu, przeszła przez interwencje, była inspektorem ds. ochrony zwierząt. Z czasem zrezygnowała z walki z systemem, by skupić się na bezpośredniej pomocy. Okazało się, że najbardziej potrzebujący są właśnie seniorzy. Wyciągała ich więc ze schronisk, szukała im domów. Któregoś dnia poznała Belusia. Mały, „taki brzydki, że aż piękny”, ośmiokilogramowy piesek, który żył z sześcioma innymi w ostatnim boksie na końcu schroniska. Koleżanka zaproponowała, żeby Katarzyna wzięła go tymczasowo do siebie – razem miały mu szukać domu. Beluś miał duże problemy zdrowotne, specjalną dietę, nikt się nim nie zainteresował. Można go zobaczyć na profilowym zdjęciu facebookowej grupy „STARSZE PSY TEŻ MAJĄ MARZENIA!!!”, którą Katarzyna Huszcza założyła, gdy postanowiła, że Beluś jednak zostanie z nią. Przeżyli razem pięć lat. Dziś grupa ma ponad 6 tys. członków, często pojawiają się kolejne wpisy o starych psach, które szukają domów albo potrzebują innego rodzaju pomocy.

Jest więcej osób, które decydują się wziąć do domu starszego psa. Po jakimś czasie od naszej pierwszej rozmowy znowu jestem z Arkiem Kwietniem na spacerze, tym razem z dzikim, czarnym psem ze stodoły, Pasterzem.

Pasterz, który wraz z innymi żył tam w zamknięciu, nie widując ludzi, tak bardzo przyzwyczaił się do towarzystwa innych psów, że teraz w sekundę na zabój przywiązuje się do każdego kumpla z boksu i chce go bronić (stąd właśnie wzięło się jego imię). Idziemy, a pan Arek mówi, że zdarzają się ludzie, którzy przychodzą i z miejsca proszą o pokazanie im psa niemającego żadnych szans na adopcję. Takiego na ostatnim odcinku drogi życia. Zdarzało się, że ktoś przyjechał i chciał wziąć tylko jednego, ale wziął dwa. Bywa, że ci sami ludzie po kilku latach wracają. Podobne opowieści słyszę w schroniskach we Wrocławiu i Warszawie.

Rzeczniczka TOZ Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt we Wrocławiu Aleksandra Cukier mówi, że u nich widać tendencję spadkową, jeśli chodzi o liczbę trafiających do schroniska szczeniaków i psów w ogóle, za to wzrostową – jeśli chodzi o liczbę adopcji. Wiadomo, że starsze psy wymagają więcej działań promocyjnych, ale te działania faktycznie przynoszą skutek. Zwierzęta, które brały udział w kampaniach promocyjnych wrocławskiego schroniska, błyskawicznie znajdowały domy. Przy okazji rosło zainteresowanie innymi psami. Promocja to dziś siła w każdej dziedzinie życia, również psiego. Dlatego pracownicy i wolontariusze z Na Paluchu organizują kolejne akcje i wychodzą z psami do ludzi, na miasto i do parków, ich psy są w telewizji i na planach seriali, w operze, na sesjach zdjęciowych, po prostu same się reklamują, bo tak najlepiej. I znajdują domy. Wszystkie psy. Starsze też.

Agnieszka Wypych zajmuje się psami, nie tylko zawodowo, ale też prywatnie. „Do mojego domu trafiają psy, które nie miały żadnych szans na adopcję, takie, których nikt nie chciał” – mówi. Sama przez 15 lat adoptowała ich kilkadziesiąt. Niektóre, ciężko chore, szybko odchodziły, inne żyły nawet po kilka lat. Obecnie z nią i jej rodziną mieszkają: kulawy ślepiec Bryś, chore na serce Skits i Serduszko oraz Bambosz, którego pani Agnieszka znalazła na wsi w komórce, gdzie miał umrzeć z uszkodzonymi w wypadku i już gnijącymi tylnymi łapami. Jednej z łap nie ma, w drugiej nie wszystkie palce, ale żyje. Bambosz trafił do pani Agnieszki prosto z interwencji. Inne – ze schronisk czy przytulisk, do których z kolei trafiały odbierane od ludzi, którzy się nad nimi znęcali.

***

Misiek* jest średniej wielkości kundlem. Stoi i szczeka, unosząc pysk do nieba. Z jednej strony, chyba się cieszy, że podeszłam do niego, ale z drugiej – jednak mi nie ufa. I ma rację, bo niby czemu tak od razu ma każdemu ufać? Ma 13 lat na karku i dużo złych wspomnień. Był w schronisku, potem w domu, potem znowu w schronisku i znowu w domu, tylko innym, a po sześciu latach znowu jest w schronisku, tym samym, co wcześniej, bo w tym drugim domu posikiwał i chodził w nocy po mieszkaniu. A to przeszkadzało jego właścicielom. Ma swoje problemy zdrowotne i emocjonalne, o których czytam na kartce przyklejonej do kraty. Jednocześnie zerkam na niego, a on na mnie. Myślę, że jak już ktoś sobie na to jego zaufanie zapracuje, to zyska dobrego przyjaciela.

Oczywiście, łatwiej przeczytać artykuł, nawet wzruszyć się i rozczulić, niż naprawdę wziąć do swojego domu jednego z jego bohaterów. To jednak są stare albo bardzo stare psy. Jest strach, czy się podoła, czy wystarczy pieniędzy, bo czasem koszty leczenia wynoszą tyle, co dobre wczasy all inclusive. Na szczęście wiele jest do zorganizowania. Chociaż niestety wciąż oddolnie, a nie systemowo, ale jednak zawsze można znaleźć zniżki u weterynarzy, w sklepach, u behawiorystów i na psich szkoleniach, darmową pielęgnację u groomera na start. Niektóre schroniska wydają psy z kompletami badań, czasem nawet z wyprawkami. Bywa, że finansowo robi się niebezpiecznie, a wtedy niezmordowani wolontariusze organizują zrzutki na leczenie. Poza tym po adopcji takiego psa pojawia się poczucie sensu. „Myśmy zwierzętom zgotowali ten los, to przez nas są w tych schroniskach, to przez nas cierpią” – twierdzi Patrycja Jarosz. Przypomina, że każda istota zasługuje na godną starość. Sama adoptowała swojego psa, gdy miał 13 lat. „To jest tak, jak z ludźmi. Kogo otaczamy szczególną opieką, a przynajmniej kogo powinniśmy? Seniorów, ludzi starszych, tych, którzy nas czegoś w życiu nauczyli. Stary pies i stary człowiek są w pewnym sensie istotami bezradnymi i czasami już nie potrafią funkcjonować samodzielnie” – mówi z kolei Katarzyna Śliwa-Łobacz. To od niej słyszę, że chociaż pies posiada wspomnienia, to nie umie liczyć czasu i dlatego nawet dwa ostatnie miesiące w nowym, fajnym domu będą dla niego jak całe życie.

Wreszcie Agnieszka Wypych: mówi o tym, że szczęście takiego starego psa od razu widać. „Pies, który zazwyczaj ma najtrudniejszą drogę do domu i jest na szarym końcu kolejki po szczęście, staje się fantastycznym członkiem rodziny i cieszy się z tego bycia w domu od pierwszych chwil. Ta radość i wdzięczność, niezależnie od tego, jak bardzo pies jest stary i chory, to najlepsza odpowiedź na pytanie o to, czy jest jakaś dobra przyczyna, by adoptować starszego psa, a nie szczeniaka”. I jeszcze jedna moja rozmówczyni, Katarzyna Huszcza: „Jeżeli chcemy zrobić coś dobrego, jeżeli możemy sobie na to pozwolić, to idealna jest właśnie opieka nad kimś słabszym”. Moi rozmówcy mówią też o „ułatwieniach technicznych” adopcji starego psa. Taki pies jest przewidywalny, bo opiekun ze schroniska, który nam go oddaje, zna jego charakter i nam o nim opowie. Staruszek nie wymaga długich spacerów, więc jeśli my też ich nie lubimy, to świetnie się składa – razem możemy całymi wieczorami siedzieć na kanapie. Do tego nie trzeba go już niczego uczyć, bo wszystko umie. Nie ma się również co martwić o dobra materialne, bo stary pies nie zdemoluje nam domu i nie pogryzie kapci. No i trudno o wierniejszego przyjaciela.

* Oskar, Tajfun i Misiek to psy z krakowskiego schroniska. Trzy z wielu mieszkających tam na stałe i spośród wielu, wielu innych, które w fundacjach, organizacjach, domach tymczasowych, schroniskach, w postach na Facebooku czekają na swoje prawdziwe domy. Psów jest wciąż w Polsce zdecydowanie za dużo, a do tych najstarszych kolejki są krótsze, więc nie trzeba się specjalnie wysilać, by zdobyć super przyjaciela. Do końca jego życia. Bo nawet jeśli całe to życie było nie najlepsze, to przynajmniej ten koniec może taki być.

Czytaj również:

Pies to nie auto, kot nie telewizor
i
rys. Igor Kubik
Ziemia

Pies to nie auto, kot nie telewizor

Rozmowa z adwokatką zwierząt, mec. Karoliną Kuszlewicz
Aleksandra Pezda

Nawet zdeklarowani miłośnicy zwierząt często traktują je w kategoriach użytkowych. Tymczasem godność przecież ma to do siebie, że jest przynależna każdemu, niezbywalna i nie trzeba nic robić, by na nią sobie zasłużyć. O tym, dlaczego wciąż odmawiamy godności zwierzętom, mówi prawniczka Karolina Kuszlewicz.

Pod koniec czerwca Sąd Okręgowy w Warszawie obalił nasze polskie, okropne powiedzenie, że „dzieci i ryby głosu nie mają”. Przynajmniej w tej części, która dotyczy ryb. Ponad 10 lat zajęło sądom różnych instancji ustalenie tego, co po pierwszych lekcjach biologii wie każde dziecko: że karpie potrzebują wody, aby oddychać i że bez wody się męczą.

Czytaj dalej