Królestwo za ciszę
i
Wassily Kandinsy "Weisser Punkt"
Złap oddech

Królestwo za ciszę

Agnieszka Fiedorowicz
Czyta się 14 minut

Hałas to lekceważone zagrożenie, które zaburza funkcjonowanie ludzi, zwierząt, a nawet roślin. Powoduje stres, prowokuje agresję, zwiększa ryzyko chorób serca. Zagłuszanie problemu hałasu może mieć dla nas katastrofalne skutki.

Poranna kawa. Rozkładam laptopa w ogrodzie. Słychać tylko poranny świergot ptaków. Nic, co by przeszkadzało. Nagle w sielankę wdziera się ryk piły mechanicznej. A konkretnie dwóch pił, którymi nowi sąsiedzi zaczynają masakrować drzewa na działce obok. Ruszyła budowa. Chowam się w domu. Niestety, mimo zamkniętych okien do moich uszu wciąż dochodzi stłumiony, ale rozpraszający warkot. Na wsi, dokąd uciekłam z dużego miasta właśnie przed hałasem, hałas mnie dopadł. Czy nie da się przed nim uchronić?

Konieczny koszt postępu?

A może sieję niepotrzebną panikę? Przecież hałas towarzyszy nam od wieków i jakoś sobie z nim radzimy. W starożytnym Rzymie zabraniano jazdy rydwanami nocą, by turkot kół nie budził mieszkańców, w średniowieczu ulice wygłuszano słomą, dziś montujemy wzdłuż dróg i torów kolejowych ekrany wyciszające, instalujemy dźwiękoszczelne okna. Ale hałas narasta – rozrastające się arterie autostrad, linii kolejowych, tramwajowych, kolejne lotniska – hałasu doświadczamy wszyscy, nie tylko mieszkańcy wielkich miast, ale też małych wsi, takich jak ta, w której mieszkam. Najczęstszym źródłem niechcianych dźwięków jest ruch drogowy: z badań wynika, że 125 mln Europejczyków jest z tego powodu narażonych na dźwięki o natężeniu wyższym niż 55 decybeli (to poziom uznawany za szkodliwy). Dla porównania: szum lasu to około 10 dB, szept – 30–40 dB, a zwykła rozmowa – około 50 dB. Pojedynczy samochód osobowy generuje dźwięk o natężeniu przekraczającym 65 decybeli, ciężarowy – powyżej 70, a start samolotu – 120. W dużych europejskich czy amerykańskich miastach, jak Nowy Jork czy Los Angeles, średnie natężenie dźwięku wynosi 80–90 decybeli. Jeśli przez długi czas słyszymy hałas powyżej ­85 decybeli, narażamy się na uszkodzenia słuchu, zaburzenia równowagi, a nawet ból. Hałas o mniejszym natężeniu powoduje, że stajemy się zdenerwowani i zmęczeni.

Dlaczego większość z nas problem bagatelizuje, mówiąc: „Da się żyć. Można się przyzwyczaić”? – pytam dr Agatę Stasik, socjolożkę z Akademii Leona Koźmińskiego. „Hałas należy do tych szkodliwych czynników, które działają na nas z opóźnieniem – trudno dostrzec, bez długotrwałych i kosztownych badań, negatywny wpływ hałasu na zdrowie. Owszem, łatwo zauważyć niekorzystny skutek hałasu na samopoczucie. Ale fakt, że hałas nam przeszkadza, można łatwo zbyć jako przejaw nadmiernej wrażliwości, na którą nie ma miejsca w wielkim mieście. Dla wielu osób hałas jest uzasadniony, postrzegany jako konieczny koszt postępu. Tym bardziej że zazwyczaj powstaje on jako skutek uboczny takich procesów jak mobilność czy jako efekt działań przemysłu, które służą zaspokajaniu powszechnie uznanych potrzeb. W rezultacie dyskusja często prowadzona jest tak, jakbyśmy mieli wybór jedynie pomiędzy życiem przednowoczesnym a życiem w hałasie” – tłumaczy ekspertka.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

1,6 mln zdrowych lat życia

Może już czas przestać zagłuszać (nomen omen) problem hałasu i skonfrontować się ze skutkami, jakie on niesie? „Zanieczyszczenie hałasem jest drugim po zanieczyszczeniu powietrza zagrożeniem dla zdrowia publicznego” – to wniosek z badań Environmental Burden of Disease Project zaprezentowanych przez Światową Organizację Zdrowia (World Health Organization, WHO). Już osiem lat temu WHO oszacowała, że co roku tracimy 1,6 mln zdrowych lat życia z powodu hałasu płynącego z otoczenia – tylko w Europie! Dodajmy do tego wyliczenia Europejskiej Agencji Środowiska (European Environment Agency, EEA), z których wynika, że na Starym Kontynencie hałas każdego roku odpowiada za 10 tys. przedwczesnych zgonów, 43 tys. hospitalizacji i 900 tys. przypadków nadciś­nienia tętniczego. Dr Yutong Samuel Cai, epidemiolog z Imperial College London, przeanalizował dane 356 tys. Brytyjczyków i Norwegów. Hałas znacząco zwiększał ryzyko wystąpienia chorób układu krwionośnego, jego wpływ był silniejszy niż np. działanie smogu. Do podobnych wniosków doszła prof. Francesca Dominici z Harvard School of Public Health, która wzięła pod lupę dane ponad 6 mln Amerykanów (w wieku powyżej 65 lat) mieszkających w sąsiedztwie 89 lotnisk. Wyniki badań ­opublikowane w 2013 r. w czasopiśmie „BMJ” wskazują, że wzrost natężenia hałasu o każde 10 decybeli przekłada się na podwyższenie (średnio o 3,5%) liczby pacjentów z chorobami kardiologicznymi: zawałem, zaburzeniami rytmu serca, chorobą niedokrwienną. Dlaczego tak się dzieje?

„Hałas wywołuje stres. Dla naszych przodków oznaczał niebezpieczeństwo: grzmot, ryk zwierząt, okrzyki bojowe, i uruchamiał reakcję »walcz albo uciekaj«” – tłumaczy dr Bart Kosko, profesor inżynierii elektrycznej z University of Southern California, autor wydanej w 2006 r. książki Noise. I choć współczesne hałasy, takie jak uliczne odgłosy aut, zwykle nie stwarzają zagrożenia, nasze ciało reaguje na nie wyrzutem hormonów stresu: adrenaliny i kortyzolu, które powodują m.in. wzrost ciśnienia, przyśpieszenie tętna, wzrost stężenia glukozy we krwi oraz zwiększenie metabolizmu lipidów, których nadmiar może się odkładać w naczyniach krwionośnych.

Do tego dochodzą zaburzenia snu. „Układ słuchu działa jak strażnik. Cały czas monitoruje otoczenie w poszukiwaniu niebezpieczeństw, nawet kiedy śpimy. […] Często nie zdajemy sobie sprawy z zakłóceń snu spowodowanych hałasem, bo kiedy śpimy, jesteśmy nieświadomi. Kiedy sprawdzano wpływ hałasu ulicznego na sen, badani często budzili się rano, mówiąc: »Wspaniale mi się spało, od razu zasnąłem i się nie budziłem«. Patrząc na fizjologiczne sygnały zarejestrowane w nocy, często można było zauważyć liczne przebudzenia i bardzo podzieloną strukturę snu. Te przebudzenia były zbyt krótkie, by badany od­zyskał przytomność i pamiętał je następnego dnia rano, ale mogą mieć znaczący wpływ na jakość snu” – tłumaczył w wystąpieniu na TEDMed w 2018 r. dr Mathias Basner z University of Pennsylvania School of Medicine, który od lat bada wpływ hałasu na sen, jest także doradcą WHO i przewodniczącym International Commission of Biological Effects of Noise (ICBEN). Zła jakość snu zaburza nie tylko krążenie, lecz także metabolizm, co zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia cukrzycy typu 2 – potwierdziły szwajcarskie badania obejmujące ponad 2,5 tys. osób. Znacząco, bo aż o 25% rośnie też ryzyko zachorowania na depresję. Niedawne badania zespołu z Narodowego Uniwersytetu Seulskiego wykazały, że może również podnosić ryzyko niepłodności u mężczyzn.

W szkole i w pracy – ciszej bądź!

Dźwięk szkolnego dzwonka ledwo przebija się przez warkot wiertarek i stukot młotów. Nasza wiejska podstawówka, w związku z reformą oświaty i potrzebą zapewnienia miejsca dla siódmo- i ósmoklasistów, przechodzi kolejną fazę rozbudowy. Operacja wykonywana jest na żywym szkolnym organizmie, w trakcie roku szkolnego. O skutkach, takich jak ciągłe bóle głowy, brak koncentracji czy utrata chęci do nauki, nikt tu chyba nie myśli.

Dziwne, bo już w latach 70. XX w. zainteresowała się tym Arline Bronzaft, profesor psychologii środowiskowej. „Jeden z moich studentów z Lehman College pożalił się, że w klasach w podstawówce, do której chodzi jego dziecko, jest tak głośno, że dzieci nie są w stanie się uczyć” – wspomina badaczka w wydanej niedawno książce Davida Owena Volume Control:­ Hearing in a Deafening World. W pobliżu Szkoły nr 98, w północnej części Manhattanu, przebiegał naziemny tor metra.

Część rodziców zastanawiała się nad złożeniem pozwu przeciw miastu, ale Bronzaft przekonała ich, że potrzebują dowodów, iż hałas faktycznie szkodzi ich dzieciom. Porównała trzyletnie wyniki testów uczniów przebywających w pomieszczeniach zlokalizowanych tuż obok linii z wynikami tych, którzy uczyli się w cichszej części szkoły. Pierwsza grupa była średnio o 11 miesięcy do tyłu, jeśli chodzi o poziom wiedzy, w porównaniu z drugą. Badania Bronzaft nie tylko wywołały burzliwą dyskusję w środowisku naukowym, ale także wymogły na władzach miasta wygłuszenie sufitów w szkole, zostały też zainstalowane specjalne podkładki gumowe między szynami a torami (rozwiązanie to wprowadzono potem na wszystkich trasach nowojorskiego metra).

Powtórzone po sześciu latach badania wykazały, że wyeliminowanie hałasu pozwoliło uczniom wyrównać wyniki. Na rozwój dzieci ma wpływ poziom hałasu zarówno w szkole, jak i w domu. Z badań przeprowadzonych na Cornell University wynika, że dzieci dorastające w hałaśliwym otoczeniu znacznie częściej narażone są na problemy rozwojowe, borykają się m.in. z dysgrafią, wolniej się uczą, mniej rozumieją z czytanego tekstu, z większą trudnością zapamiętują nowe informacje.

Problemy z koncentracją, zdenerwowanie, a nawet agresja dotykają też dorosłych – i w domu, i w pracy. Najbardziej narażone na hałas są oczywiście takie branże, jak budownictwo, górnictwo czy rozrywka, ale problem dotyka również pracujących w coraz powszechniejszych biurowych open space’ach. Gary Evans, psycholog z Cornell University, stwierdził na podstawie badań próbek moczu, że ich pracownicy mieli podwyższony poziom hormonu stresu – adrenaliny. Wykazywali także mniejszą motywację do pracy niż ludzie pracujący w niewielkich, ale osobnych pokojach. Vinesh Oommen z australijskiego Queensland University of Technology uważa, że w open spasie jesteśmy „konfrontowani z całym szeregiem problemów, takich jak brak prywatności czy zalew bodźców, co z kolei skutkuje problemami zdrowotnymi, obniżeniem wydajności i niskim poziomem zadowolenia z pracy”. Nawet zwykła rozmowa prowadzona przez kolegów przy sąsiednich biurkach może znacząco obniżyć koncentrację.

Dlaczego wieloryb nie śpiewa?

Hałas ma negatywny wpływ także na rośliny i zwierzęta. Pierwszych odkryć potwierdzających tę tezę dokonali przypadkowo badacze mierzący poziom hormonów stresu w próbkach kału wielorybów z Bay of Fundy u wybrzeży Kanady. Odkryli, że gwałtownie spadł we wrześ­niu 2001 r., po czym po kilku miesiącach ponownie wzrósł. Naukowcy, którzy używali hydrofonów (mikrofonów do odbierania dźwięków w wodzie), zauważyli, że w tym okresie znacząco zmalał poziom hałasu generowanego przez ruch statków, co było skutkiem zamachów z 11 września 2001 r. Badacze postanowili bliżej przyjrzeć się wpływowi hałasu na morskie życie, a rezultaty ich badań pokazały, że szkodzi on zwierzętom, zaburzając ich komunikację, żerowanie i rozmnażanie. „Pod wodą widoczność może sięgać 10 metrów, ale dźwięk rozchodzi się na setki kilometrów” – tłumaczy Peter Tyack, ekolog z The Woods Hole Oceanographic Institution na Cape Cod. Głównym źródłem hałasu są statki, lecz największe zagrożenie stanowią wykorzystywane do poszukiwania ropy tzw. źródła impulsowe, które generują pod wodą falę sejsmiczną – jej sygnał potrafią wychwycić monitory akustyczne oddalone nawet o tysiące kilometrów.

Jak pokazują badania Tyacka, niektóre zwierzęta reagują negatywnie choćby na dźwięk sonaru. „Wieloryby przestają wtedy żerować, opuszczają dany teren i nie wracają przez wiele dni. Dźwięk sonaru płoszy je, nawet jeśli płyną kilometr głębiej niż źródło dźwięku” – wyjaśnia Tyack w książce Volume Control. Czasem dźwięk sprawia, że zwierzę w ataku paniki gwałtownie wynurza się na powierzchnię i umiera w wyniku choroby dekompresyjnej. Źródła impulsowe zabijają też zooplankton stanowiący pożywienie wielu stworzeń morskich. Robert McCauley z australijskiego Curtin University w Perth pobierał próbki planktonu przed i po „odpaleniu” fali sejsmicznej: po jej emisji obfitość planktonu spadła o 60%, a liczba martwych osobników się podwoiła. Niektóre zwierzęta, jak żółwie, które w reakcji na hałas chowają się do swoich skorup, w związku ze wzrostem częstości tego bodźca przestają szukać schronienia w skorupach – w konsekwencji częściej padają ofiarą drapieżników.

Hałas zaburza też proces rozmnażania morskich ssaków. Badacze obserwujący humbaki z okolic japońskiej wyspy Ogasawara zauważyli, że samce w odpowiedzi na hałas statków zmieniają pieśni godowe lub całkiem zaprzestają śpiewania. W odległości 500 m od trasy, po której często pływają statki, śpiewających humbaków było znacznie mniej, a 1,2 km od kilwateru wieloryby albo śpiewają rzadziej, albo w ogóle. Te zaś, które przestają, wracają do pieśni nie wcześniej niż pół godziny po przepłynięciu statku – wynika z artykułu opublikowanego w czasopiśmie „PLOS ONE”.

I rudzik też zamilkł…

Hałas szkodzi również zwierzętom na lądzie: najczęstszym jego źródłem są sąsiadujące z siedliskami zwierząt drogi, fabryki, miejsca wycinki drzew. Zwierzętom zagraża jednak nie tylko hałas, lecz także nadmierne natężenie sztucznego światła czy zanieczyszczenie powietrza. Jak sprawdzić, w jakim stopniu szkodzi im właśnie hałas? Zastanawiał się nad tym Jesse Barber z Boise State University w Idaho.

W 2012 r. wraz z zespołem w kompletnej dziczy, na terenie Glacier National Park, zbudował półkilometrową drogę widmo. Hałas drogowy emitowały zamontowane na pniach jodeł głoś­niki. Mimo że dźwięki nie były ogłuszające (przeciętny mieszkaniec dużego miasta uznałby je za delikatny szum), wywołały dramatyczny efekt. Liczba migrujących ptaków spadała w czasie emisji o 28%, a niektóre gatunki całkowicie opuściły okolicę. Te, które zostały, cierpiały: cytrynki ubogie nie przybierały na wadze tak, jak powinny, a zapas tłuszczu jest im niezbędny do udanej migracji.

Inne badania potwierdziły obserwacje zespołu Barbera. Dr Gareth Arnott z Queen’s University Belfast wykazał, że hałas zagłusza śpiew rudzików zwyczajnych. „W efekcie rudziki otrzymują niekompletne informacje dotyczące intencji innych osobników, przez co ich reakcje bywają nieadekwatne do sytuacji. W niektórych przypadkach samce walczą bardziej zaciekle, w innych rezygnują z walki przedwcześnie” – wylicza badacz. Hałas zaburza też funkcjonowanie nietoperzy, które wykorzystują echolokację do przemieszczania się i poszukiwania pożywienia.

„Hałas działa kaskadowo na całe ekosystemy, zaburza funkcjonowanie zwierząt, ale też roślin” – tłumaczy Rachel Buxton, biolożka z Colorado State University. Owady stają się pod jego wpływem agresywne, np. chrząszcze atakują się wzajemnie. Bąki rzadziej zapylają rośliny, co sprawia, że wydają one mniejszy plon.

Zróbcie hałas w kwestii hałasu

„Dźwięki, które słyszysz, gdy spacerujesz po lesie, szum rzeki, wiatr poruszający gałęziami drzew, śpiew ptaków – sprawiają, że także my, ludzie, czujemy się lepiej. Są one ważne dla naszego fizycznego i emocjonalnego dobrostanu. Powinniśmy je chronić” – przekonuje Buxton. Ale jak to robić? Zgodnie z wytycznymi UE (opartymi na zaleceniach WHO) nie powinniśmy być narażeni na hałas o poziomie zagrażającym zdrowiu lub jakości życia: „Nie wolno dopuścić do ekspozycji na hałas o poziomie powyżej 85 dB, a dopuszczalny poziom hałasu w terenie zabudowanym w porze dziennej powinien wynosić 60 dB (w porze nocnej – 50 dB)”. Gorzej jest, niestety, z realizacją tych zaleceń. Polska Państwowa Inspekcja Ochrony Środowiska dokonuje oceny „obiektów szczególnie uciążliwych dla środowiska”, tworzy też „mapy akustyczne terenów wokół lotnisk i całych miejscowości”.

Najpopularniejszym rozwiązaniem jest montowanie ekranów akustycznych wzdłuż dróg czy linii kolejowych, które – jak skarżą się okoliczni mieszkańcy – szpecą krajobraz (często utrudniają im także wyjazd na drogę). Rozwiązań typu chowanie ruchu w tunelach nie stosuje się ze względu na wysokie koszty. „Negatywne skutki zdrowotne hałasu trudno jest samodzielnie zaobserwować, co sprawia, że trudno jest również zmobilizować polityków i obywateli do walki z nim. Wydaje się, że kluczowe jest wskazywanie alternatywnych rozwiązań – hałas w wielu sytuacjach nie jest nieunikniony, nawet jeśli zmiany stosowanych technologii i nawyków mogą na początku wiązać się z kosztami” – przekonuje dr Agata Stasik.

Skuteczne rozwiązania wprowadza tzw. trzeci sektor, czyli organizacje pozarządowe. W USA do jednych z prężniej działających należy The Quiet Coalition (jej współzałożycielką jest prof. Arline Bronzaft), która stara się uświadamiać władzom, jak negatywnie hałas wpływa na zdrowie, pracę i naukę. Wspomagała też władze Nowego Jorku przy tworzeniu nowych regulacji dotyczących limitu hałasu w mieście (tzw. noise code), które stały się wzorcem dla innych amerykańskich miast. „O ile w Polsce mamy prężne ogólnopolskie ruchy społeczne walczące ze smogiem, takie jak Polski Alarm Smogowy, organizacje walczące o ciszę są zazwyczaj lokalne, np. stowarzyszenie Ciche Niebo nad Warszawą, walczące o przestrzeganie przepisów przez użytkowników lotniska w Babicach. Pod wpływem nacisku aktywistów władze miasta zapowiadają wymuszenie na użytkownikach lotnisk przestrzegania norm dotyczących hałasu” – wylicza dr Agata Stasik. Ogólnopolskiego ruchu na rzecz ciszy na razie brak. A szkoda, bo jak pokazuje doświadczenie walki ze smogiem, jego powstanie może się walnie przyczynić do zwiększenia świadomości problemu i wywierania nacisku na władze i sektor prywatny. Taki ruch mógłby wspierać działanie nauki obywatelskiej (tzw. citizen science): chodzi o to, że obywatele mogą tworzyć własne mapy hałasu za pomocą smartfonów i odpowiedniego oprogramowania (robi to np. organizacja Sounds of New York City).

Zanieczyszczenie hałasem ma wymiar socjoekonomiczny. Emily Thompson w książce The Soundscape of Modernity wskazuje, że często duże, uciążliwe inwestycje, np. fabryki czy lotniska, są lokalizowane w uboższych dzielnicach, bo ich mieszkańcy nie mają dość siły przebicia, by przeciwko nim protestować. Bogatsi obywatele uciekają przed hałasem do cichszych i droższych dzielnic. „Jest to schemat, który możemy zaobserwować także w Polsce” – potwierdza dr Stasik.

Nie zapominajmy również, że walkę z hałasem możemy zacząć od siebie. „Tak jak zostawiamy ślad węglowy, tak też zostawiamy ślad dźwiękowy. Są sposoby, by go zmniejszyć. Na przykład nie kośmy trawnika o siódmej rano w sobotę. Sąsiedzi będą wdzięczni. […] Planując zakup nowego samochodu, klimatyzacji, blendera, skupmy się na ich głośności” – tłumaczy w wystąpieniu na TEDMed dr Mathias Basner. Funkcjonujący od 2012 r. program Quiet Mark, prowadzony przez UK Noise Abatement Society, podjął współpracę już z ponad 70 ważnymi producentami sprzętu (są wśród nich Electrolux, Bosch Logitech czy Samsung) – od AGD przez kosiarki po komputery. Dr Agata Stasik apeluje też o zmianę przyzwyczajeń komunikacyjnych: wybieranie spaceru, roweru lub komunikacji miejskiej, gdy to możliwe.

Nasze jednostkowe działania – wbrew pozorom – mogą przełożyć się na poprawę relacji społecznych. Hałas robiony przez uciążliwych sąsiadów jest bowiem główną przyczyną wzrostu agresji, a nawet przemocy. Co trzeci badany przez firmę Rockwool przyznał, że głośni sąsiedzi nie pozwalają na sen, powodują nerwowość i agresję. Niemal 2 mln Brytyjczyków twierdzi, że „głoś­ne sąsiedztwo sprawiło, że ich życie jest udręką”. A próby rozładowania stresu to nie tylko rosnąca z roku na rok liczba skarg, coraz częściej dochodzi też do rozwiązywania problemu siłą, co kończy się poważnymi uszkodzeniami ciała, a nawet śmiercią uczestniczących w sporze. Chyba więc lepiej ściszyć tę muzykę.

Jak podsumowuje doktor Mathias Basner: „Robert Koch powiedział, że pewnego dnia ludzkość będzie walczyć z hałasem tak jak kiedyś z cholerą czy zarazą. Zdaje się, że do tego doszliśmy, i mam nadzieję, że wygramy tę walkę. A kiedy wygramy, będziemy świętować w ciszy”.

Czytaj również:

Tak cicho, że aż głośno
Wiedza i niewiedza

Tak cicho, że aż głośno

Marcin Kozłowski

Na co dzień tęsknimy za ciszą. Hałas otacza nas bowiem ciąg­le, nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że w zasadzie niczego nie słyszymy. Dla przykładu: w cichej sypialni poziom hałasu może sięgać nawet 15–20 dB. Ale zetknięcie z komorą bezechową, np. taką, która znajduje się w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, może być szokiem. Zastosowane w komorze elementy pochłaniająco-rozpraszające powodują, że poziom dźwięku bywa tam wręcz ujemny. Mówiąc wprost: jest tam bardzo, bardzo cicho.

„Jeżeli znajdujemy się w hałaśliwym pomieszczeniu, nasz słuch się przytępia, dlatego często po wyjściu z imprezy mówimy do siebie głośniej niż zwykle. Działa to też w drugą stronę: w cichym pomieszczeniu słuch się wyostrza” – wyjaśnia mgr inż. Marcin Zastawnik, doktorant z Laboratorium Akustyki Technicznej AGH. A to powoduje, że przebywając w komorze bezechowej, zaczynamy odbierać dźwięki, które pochodzą z naszego organizmu: słyszymy ruchy treści jelit, krew przepływającą przez czaszkę, a nawet… szumy i piski generowane przez same uszy.

Czytaj dalej