Kochaj jak bocian
i
Fragment obrazu "Bociany", Józef Chełmoński, 1900 r./MNW (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Kochaj jak bocian

Paweł Janiszewski
Czyta się 11 minut

Bociany nie zawsze zajmowały się przynoszeniem dzieci, choć starożytnym Rzymianom pomagały w prowadzeniu polityki prorodzinnej, a Grekom w uwodzeniu kochanków. Już w antyku przyczyniły się także do powstania przepisów o ochronie praw zwierząt! 

Na wstępie będzie może w nieco zbyt osobistym tonie, ale nie bez powodu. Rok akademicki 1987/88, początek moich studiów w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Wszyscy chcą poznawać zakazane stronice historii (wojna polsko-bolszewicka 1920 r.), studiować wielkie idee (wolność!), niektórzy zaś pragną nawet posłuchać o demokracji parlamentarnej i wolnym rynku, czyli o czymś, co podobno gdzieś jest, ale nigdy nie zawita nad Wisłę. A tu na początek dwa semestry socjologii, co z pozoru wygląda nieźle, póki na pierwszych zajęciach prowadzący nie zacznie od stwierdzenia mającego udowodnić, że jak genetyka w Seksmisji, tak socjologia w ogóle: „jest najważniejszą z nauk, czy się to komuś podoba, czy nie”. Brzmiało to tak: „istnieje naukowo dowiedziony związek pomiędzy liczbą bocianów i liczbą dzieci”. Pytanie: „jaki?”. Odpowiedź: „bociany żyją na wsiach, a tam ludzie mają więcej dzieci”. A potem to już z zajęć na zajęcia było tylko gorzej. Pozostał mi uraz do socjologii i… bocianów.

Chroniony wężojad

Traumę, przynajmniej jeśli chodzi o poczciwe ptaki, pozwoliła przezwyciężyć nadzwyczajna wyobraźnia antycznych autorów, których dzieła czyta się na pierwszym roku studiów historycznych. Pisarze ci uważali bociana za niezwykłe stworzenie. Widać to już w opowieści o powstaniu pierwszego przedstawiciela tego gatunku.

Zamiast Darwina i ewolucji starożytni mieli ideę metamorfozy: zgodnie z nią niektóre elementy przyrody, także zwierzęta, powstały z niegdyś żyjących ludzi. Taki był też rodowód bociana. Oto siostra Priama, ostatniego władcy Troi, Antygona (której nie należy mylić z jej imienniczką, tebańską księżniczką) była nadzwyczaj piękną kobietą. Wbiło to ją w wielką pychę. Dziewczyna szczyciła się, że jest urodziwsza od bogiń, co wzbudziło ich gniew. Szczególnie rozzłościła się Hera, gdy Antygona orzekła, że ma piękniejsze włosy niż potężna małżonka Zeusa.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich trzech treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Aby ukarać zarozumiałą Ziemiankę, bogini zmieniła jej bujne loki w kłębowisko węży. Dziewczyna wpadła w szaleńcze przerażenie. Bogowie ulitowali się w końcu nad nieszczęsną i zamienili ją w bociana: węże opadły na ziemię, a ptak dopadł je i pożarł. Opowieść ta zawiera dwie istotne dla starożytnych myśli: bocian jest rodzajowo bliski ludziom oraz pożera groźne dla nich węże, jest więc wężojadem, nie zaś żabojadem jak w naszej tradycji. Tyle mit, a co o bocianach wiedzieli badacze przyrody?

Zoologii Arystoteles pisze o nich kilka razy. Klasyfikując ptaki, dzieli je na żerujące na lądzie, „przy rzekach i stawach” oraz „na morzu”. Bocian pojawia się jako typowy przykład w drugiej kategorii. Mamy więc klasycznego zjadacza drobnych stworzeń, żerującego na podmokłych łąkach. Drugą cechą ptaków, która przykuła uwagę Arystotelesa, jest ich wędrowny charakter, to, że zimę i lato spędzają w innych częściach świata. Choć filozof zaznacza, że niektóre bociany, wbrew powszechnemu przekonaniu, zimują w Grecji. Dalej jednak bocian zaczyna urastać do rangi niezwykle mądrego stworzenia. Arystoteles pisze, że zwierzęta mają swoje metody leczenia, np. podtruty pies zjada pewne trawy, aby wywołać wymioty, natomiast „bociany i inne ptaki, które otrzymały w potyczce jakąś ranę, kładą na nią macierzankę” [tłum. P. Siwek]. Na tym nie koniec, autor Zoologii podaje też: „Co się tyczy bocianów, często się mówi, że są utrzymywane z kolei przez swoje młode”. Tak te ptaki stały się wzorem miłości rodzinnej.

Z kolei w Opowiadaniach zdumiewających Arystotelesa czytamy [tłum. L. Regner]: „W Tesalii wspominają, że węże rozpleniły się do tego stopnia, iż gdyby nie zostały wyniszczone przez bociany, [mieszkańcy] musieliby sami się wynieść. Dlatego to otaczają bociany życzliwością, a zabijanie [ich] jest bezprawiem. Jeśli zaś ktoś zabił [bociana], zasługuje na te same kary, co morderca”. Były to jedne z pierwszych przepisów o ochronie praw zwierząt! Przekaz ten potwierdzają inni autorzy antyczni, np. Pliniusz w Historii naturalnej i Plutarch z Cheronei w dziele O Izydzie i Ozyrysie. Warto też zwrócić uwagę na surową karę, która grozi za zabicie bociana. Antyczny ustawodawca się nie patyczkował: dura lex, sed lex. I wszyscy traktują taką bezwzględność jako przejaw szczególnej mądrości. No, może nie wszyscy, bo chrześcijański autor Klemens Aleksandryjski – nieprawdziwie i złośliwie – pisze (w Zachęcie Greków), że Tesalczycy oddają cześć boską bocianowi. Ale to już specyfika sporu chrześcijańsko-pogańskiego: przypisywano wyznawcom starych bogów wszystko, co najgorsze, mniejsza o prawdę.

Równi bocianowi

Antyczni mędrcy lubili bociany z banalnych z naszego punktu widzenia powodów. Na przykład dlatego, że migrują wraz z porami roku, co przykuło uwagę Arystotelesa. Z kolei mówca i filozof Dion Chryzostom, żyjący na przełomie I i II w., pisał, że są to mądre ptaki, które żyją zgodnie z naturą, latem bowiem opuszczają gorące kraje, zimą zaś zimne (a głupi człowiek zimuje w mroźnym, ciemnym kraju, gdzie Słońce zachodzi o 15.00).

Współczesny Dionowi Epiktet, były niewolnik i stoicki filozof, wybrał bociana do zobrazowania jednej ze swoich ważniejszych myśli. Oto wbrew heroicznej tradycji pyta: co wielkiego i szlachetnego jest w wojnie? Nic! Tylko śmierć i zniszczenia. Dotykają one nawet zwierzęta, bo zagłada domostw pociąga za sobą zniszczenia gniazd bocianów. Tymczasem nie „zachodzi różnica pomiędzy domem człowieka a gniazdem bocianim”, jedno i drugie jest mieszkaniem [Diatryby, tłum. L. Joachimowicz]. Stwierdzenie to prowadzi do takiego dialogu: „A zatem równy jest bocian człowiekowi? Jaki sens ma takie pytanie? Przecież pod względem ciała jest jak najbardziej równy”. Słowa te i dziś jeszcze mogą zaskakiwać, mało tego, wielu się z nimi nie zgadza, uważając, że mamy prawo wycinać lasy i niszczyć siedliska zwierząt, bo tak czyni się ziemię „sobie poddaną”.

Epiktet, człowiek o wielkiej wrażliwości, widzi to jednak inaczej: jesteśmy częścią świata przyrody, jeśli już coś różni nas od zwierząt, to to, że powinniśmy mieć „zrozumienie tego, co czynimy”. Dzięki temu możemy dostrzec, że prawdziwe klęski, które sprowadza chociażby wojna, nie polegają na tym, iż wróg przyniesie śmierć i zniszczenie. Największe nieszczęście to upadek człowieka, który posuwa się do zabijania. Epiktet głosi: „Nikt nie ponosi klęski przez cudze działanie”. Jest w tym sokratejska idea, że z dwojga złego lepiej doznać cierpienia, niż je wyrządzać. Jeśli bowiem postrzegamy zło tylko jako zewnętrzne zniszczenia, mamy perspektywę bociana. Istoty identycznej nam co do ciała, ale pozbawionej głębszej refleksji.            

Z człowieka powstałeś i w człowieka się obrócisz

Tym, co najbardziej fascynowało starożytnych w bocianach, była jednak ich dbałość o młode oraz przekonanie, że odwdzięczają się one potem rodzicom, zajmując się nimi, gdy są starzy. Pobrzmiewa to w dziesiątkach tekstów. Dla przykładu Elektra Sofoklesa to ponura tragedia o mordach w najbliższej rodzinie. Król Myken Agamemnon składa w ofierze swą córkę Ifigenię, jego żona Klitajmestra zabija go potem z zemsty, sama zaś ginie z rąk dzieci, Orestesa i Elektry. Nic więc dziwnego, że chór w pewnym momencie dramatu śpiewa [tłum. K. Morawski]:

Patrząc na ptaki przemyślne w błękicie,
Jako się troszczą, by głodu
Ci nie zaznali, co dali im życie,
Kiedyś niańczyli za młodu –
Czemu ród ludzki w ich ślady nie idzie?

Zwierzęta są więc lepszymi rodzicami i dziećmi niż ludzie. Na tym jednak nie koniec, bocian w podobnej roli przechodzi od antycznej fantasy. Oto w 414 r. p.n.e., w czasach klęsk Aten oraz szerzącej się w mieście obsesji spisków, Arystofanes wystawił komedię pod znamiennym tytułem Ptaki. Dwaj obywatele mający serdecznie dość swej ojczyzny uciekają z miasta i razem z ptakami zakładają idealne państwo zawieszone między niebem a ziemią. Jego mieszkańcy szczycą się [tłum. J. Ławińska-Tyszkowska]:

Ale jest inne prawo u nas, ptaków,
stare, wyryte na bocianich słupach:
Gdy ojciec-bocian wykarmi pisklęta,
Gdy je uczyni zdolnymi do lotu,
To wtedy młode muszą żywić ojca
.

Jeszcze dalej w świat fantazji wprowadza bociany Klaudiusz Elian, rzymski pisarz żyjący na przełomie II i III w., autor dzieła O właściwościach zwierząt. Bociany zajmują w nim poczesne miejsce. Używają oregano jako leku, czują wstręt do nietoperzy i kochają sprawiedliwość. Autor powiada, że pewien bocian, widząc, jak kobieta zdradza męża z niewolnikiem, rzucił się na niewierną i wydziobał jej oczy. Jeszcze inny, z wdzięczności za uratowanie życia, przyniósł swej wybawicielce drogocenny szlachetny kamień. Szczytem fantazji jest jednak opowieść o tym, że gdy bociany się zestarzeją, lecą na cudowną wyspę położoną na wodach okalającego świat oceanu i tam zamieniają się w ludzi. Jest to nagroda za ich troskę o dzieci i rodziców. Można by powiedzieć: „Z człowieka powstałeś i w człowieka się obrócisz”.

Bocian ma swoje miejsce nawet w onirycznych wizjach. Z II w. n.e. pochodzi traktat o snach autorstwa Artemidora. Dowiadujemy się z niego, że jeśli przyśni ci się stado tych ptaków, powinieneś się liczyć z napadem rabunkowym lub atakiem wroga. Gdy sen taki przydarzy się zimą, oznacza też burzę, latem zaś suszę. Na szczęście pojedynczy przedstawiciel tego gatunku to dobry prognostyk. Zwiastuje powodzenie w sferze podróży, małżeństwa i posiadania dzieci. Dlaczego? Ponieważ ptaki te wracają regularnie wiosną do gniazd, łączą się w pary na całe życie i opiekują czule pisklętami oraz starymi rodzicami.

Bocian może również stać się wzorem miłości wobec obcych. Filostratos, mówca działający na przełomie II i III w., napisał fikcyjne listy miłosne adresowane do dziewcząt i młodzieńców. W jednym z nich przedstawia się jako cudzoziemiec zakochany w pewnym chłopcu [tłum. M. Szarmach]: „Nie dziw się, że jako przybysz zakochałem się w tobie. Nie wypada, by oczy poniosły karę za obce pochodzenie”. I dalej podaje wiele zaczerpniętych z mitologii i historii przykładów szczęśliwych związków z przybyszami, np.: Herakles i Hylas, Achilles i Patroklos, spartański król Agesilaos i młody perski arystokrata Megabates. „Dlatego też lepszy jest obcy kochanek, bo jako nieznany nie wzbudza podejrzeń i bywa owiany tajemnicą”. I w tym kontekście pojawi się bocian jako zwierzę, którego przybycie wita się pokłonem do samej ziemi. Zatem kochanek cudzoziemiec jest pożądany jak bocian na wiosnę.

Ten sam Filostratos w biografii cudotwórcy żyjącego w I w. n.e. Apolloniosa z Tiany pisze, że bociany umieszczają w podstawie swych gniazd cudowne kamienie, które jako talizmany chronią jaja przed wężami. Z kolei w Kyranides, późnoantycznym tekście poświęconym magicznym właściwościom roślin, zwierząt i kamieni, przeczytamy makabryczne opisy praktyk z wykorzystaniem bocianów. Według nich proch ze zwęglonego żywcem pisklęcia miał leczyć choroby oczu, ścięgna wyprute z żywego stworzenia i przywiązane do rąk oraz nóg pomagałyby na artretyzm, a cały ugotowany i zjedzony na wiosnę ptak chroniłby przed chorobami utrudniającymi ruch. Wśród składników wielu preparatów pojawiają się też bocianie odchody, żółć i wnętrzności. Serce ptaka, zawinięte w skórę sokoła lub sępa, opatrzone napisem „zwyciężyłem mych przeciwników” i przywiązane do prawego ramienia to talizman, który zapewni sukces na polu bitwy i w sądzie.

Jeśli ktoś myśli, że wszystkie te szalone pomysły to tylko rojenia pogan, nich weźmie do rąk Fizjologa, czyli późnoantyczny chrześcijański tekst o alegorycznym rozumieniu rzeczy.

O bocianie przeczytamy [tłum. K. Jażdżewska], że jest to kochający swoje gniazdo ptak, którego górna część jest biała, dolna zaś czarna. Stąd wyciągnięty zostaje śmiały wniosek, że ptak jest symbolem… Jezusa, który „będąc dla wszystkich Bogiem”, łączy to, co niebiańskie i wzniosłe, z tym, co ziemskie i ludzkie. Tekst przywołuje też wielokrotnie już odnotowany motyw troskliwej opieki nad pisklętami i kładzie nacisk na to, że młody bocian nigdy nie jest sam w gnieździe. Podobnie więc człowiek pogrążony nieustannie w modlitwie, czyli będący pod opieką Jezusa-Bociana, jest bezpieczny, bo nie zostanie „opanowany przez diabła”. Nie pominął również Fizjolog faktu powrotu bocianów na wiosnę, widząc w tym obraz Jezusa, który „został nam zabrany i znów przybędzie w odpowiednim czasie”.

Rzymska polityka prorodzinna

Przywołane wyżej idee pochodzą z prac greckich autorów, choć większość z nich działała już w czasach Imperium Romanum. Pytanie, co na to praktyczni Rzymianie, prości italscy chłopi, którzy podbili świat. Ano najbardziej zainteresował ich obraz ptaka kochającego dzieci i rodziców, co jest o tyle zrozumiałe, że dla potomków Romulusa rodzina i więzi rodowe były niezmiernie istotne. Rzymianie słynęli też z niezwykłej czci okazywanej bogom. W rzymskiej ideologii jednym, trudnym do przetłumaczenia słowem pietas określano pełne szacunku, uległości i bogobojnego lęku uczucie, którym człowiek powinien darzyć i rodziców, i bóstwa.

Tłumaczy się je zazwyczaj jako „pobożność”, choć zubażamy tak wymowę łacińskiego pierwowzoru. Ludzie spersonifikowali tę ideę, powołując do życia kobiece bóstwo o imieniu Pietas. Liwiusz w Dziejach Rzymu podaje, że w 181 r. p.n.e. Acyliusz Glabrio poświęcił jej świątynię usytuowaną między Kapitolem a Tybrem. Co ciekawe, ustawił w niej pierwszy w Rzymie pozłacany posąg ukazujący jego ojca i imiennika, który 10 lat wcześniej pokonał syryjskiego króla Antiocha III i ślubował wybudowanie tej świątyni. Wzorowy syn doprowadził ów zamiar do końca.

Jeszcze w czasach republiki na monetach rzymskich pojawił się wizerunek ujętej z profilu głowy Pietas, której towarzyszy bocian. Ale ta boska personifikacja stała się niezwykle popularna dopiero za cesarstwa. August uznał Pietas za najważniejszy składnik nowej ideologii. Za jej pomocą lansował ideę swego przywiązania do adoptowanego i ubóstwionego ojca Cezara, do rodziny i imperium w ogóle oraz do bogów w szczególności. Cesarz głosił, że tylko dzięki Pietas państwo pokona wrogów i będzie kwitło. Stąd szczególną troską otaczano jej kult w armii. Sam August przyjął też tytuł „ojca ojczyzny” (pater patriae). Dzięki temu był rodzicem wszystkich mieszkańców imperium, którzy winni go kochać jak własnego ojca. A że w antycznym wychowaniu kluczową rolę odgrywała rózga, cesarz często za jej pomocą wychowywał niesforne dzieci. Na przykład nakłaniając obywateli rzymskich do rozmnażania poprzez prawa faworyzujące mających co najmniej troje dzieci i komplikujące życie nieżonatym lub bezdzietnym. Następcy Augusta poszli w jego ślady. Bito monety z wizerunkiem Pietas otoczonej dziećmi lub bocianami. W samym Rzymie był plac zwany Bociany (łac. ciconiae), na którym stał chyba jakiś powszechnie znany wizerunek tych ptaków. W miastach imperium z radością witano bocianie gniazda na murach i budynkach publicznych. Nagły odlot tych ptaków uważano za zły znak. Prokopiusz w dziele O wojnach podaje, że gdy w 452 r. Hunowie pod wodzą Attyli oblegali Akwileję, ucieczka bociana z młodymi z gniazda na murach skłoniła barbarzyńców do kontynuacji oblężenia aż do upadku nieszczęsnego miasta.

Nieco tylko przesadzając, można zatem powiedzieć, że cesarstwo było jednym wielkim gniazdem „bociana Pobożności”, który troskliwie strzegł swych młodych. Chyba już nigdy potem poczciwy ptak nie był darzony taką estymą. Na pewno daleko stąd do naszego sympatycznego żabojada, który przynosi dzieci. Choć w jednej z ostatnich scen przywołanej na wstępie Seksmisji to widok lecącego ponad lasem bociana przekonał bohaterów, że życie na Ziemi jest wciąż jeszcze możliwe.
 

Czytaj również:

W imieniu zielonego dzięcioła
i
Obrońcy Puszczy Białowieskiej odpoczywają pod harvesterem/ fot. Jacek Kusz
Ziemia

W imieniu zielonego dzięcioła

Michał Książek

W imieniu dzięcioła zielonego. W imieniu dudka, muchołówki szarej i sowy uszatej. Latolistka cytrynka, trzmiela gajowego i karlika malutkiego:

idę do gminy zawiadomić o wycięciu dwóch olch i trzech wierzb. Pan Siekiera nie należy do uprzejmych: czasem trzeba czekać, aż wypali papierosa na schodach. Ostatnio powątpiewał w prawo obywatela do informacji publicznej. Potrafi ścichapęk przejść na „ty”, by nagle wrócić do oficjalnej formy. Zaraz potem mięknie i narzeka na trudny los. Funkcjonariusz publiczny, od kilku lat na stanowisku referenta w wydziale ochrony środowiska. 

Czytaj dalej