1
Kiedy przeżuwam coś, co lubię, gorgonzolę na świeżej bagietce albo czekoladę, moich kubków smakowych w ogóle to nie obchodzi. Moich myśli też. Kubki same z siebie nie odczuwają przyjemności, a myśli zdają się należeć do świata impregnowanego na glukozę. Powiecie, że z czekolady przyjemność ma mózg. Daliście się uwieść współczesnym naukowcom lub popularyzatorom nauki z redakcji magazynów bardziej błyszczących niż ten. Ale oni wyznają religię zwaną redukcjonizmem pozytywistycznym, i zgodnie z jej dogmatem muszą wielbić boga nie mniej urojonego niż inni bogowie – Materię, Substancję lub Świat, istniejącą inaczej niż przedmiot ludzkiej świadomości i będącą jej podstawą. Filozofowi jednak nie wypada być wyznawcą. Za to wypada pytać. Czy więc naprawdę przyjemność z czekolady odczuwa te 1,4 kg pofałdowanej galarety w czaszce? Weźcie kostkę waszej ulubionej – czekolady lub galarety – i sprawdźcie.
Pewnie poczuliście przyjemność w tylnej części sklepienia jamy ustnej. Możliwe też, że dopadła Was zgubna myśl o tym, jaka ta kostka dobra. A ja i tak upieram się, że kubki smakowe nie odczuwają przyjemności. Myśli też nie. Ani mózg. I jeszcze upieram się, że przypisywanie ciału zdolności do odczuwania przyjemności kończy się lękiem, podrażnieniem i pełzającym przygnębieniem, które odbiera ludziom radość życia. A skoro tak, to powstrzymanie się od tego przypisywania może nas uwolnić od tych podrażnień albo – bądźmy realistami – złagodzić je. To, co nas pęta, może nas wyzwolić. Popularna obsesja na punkcie jedzenia (książki, filmy, programy telewizyjne, celebryci) wcale nie musi być więzieniem. Może