Kiedy rozgniewała się ziemia
i
Burza pyłowa w Teksasie w roku 1935, fot. NOAA George E. Marsh Album, domena publiczna
Ziemia

Kiedy rozgniewała się ziemia

Opowieść o „Brudnych latach trzydziestych”
Anna Wyrwik
Czyta się 12 minut

To jest opowieść ku przestrodze. Prawie sto lat temu, podczas wielkiego kryzysu na Wielkich Równinach, rozpoczął się okres burz pyłowych, który trwał ponad siedem lat. Bezwodne burze pustoszyły gospodarstwa, piasek niszczył uprawy, wciskał się w oczy, zatykał oddech. Do dzisiaj ten okres jest uznawany za najstraszliwszą w skutkach katastrofę naturalną w dziejach Ameryki, wywołaną bezmyślnością człowieka.

W drugiej połowie XIX w. i na początku wieku XX ludzie z całej Ameryki przybywali na Wielkie Równiny. Kiedyś rdzenni mieszkańcy polowali tam na bizony, ale rząd ich przepędził i teraz na nowych osadników czekały bezkresne połaci trawy idealnej do wypasu bydła. Ludzie przybywali, bo po raz kolejny uwierzyli w istnienie „ziemi obiecanej”, raju, w którym w końcu będą mogli osiedlić się już na stałe. Uwierzyli, że ta ziemia odmieni ich los. Szli z wiarą, że wszystko mogą, że się spełni wszystko, co zamarzą, wystarczy tylko ciężko pracować i świat należy do nich. Dosłownie.

Brudne lata trzydzieste (wyd. Czarne) to kawał historii Ameryki na kawale jej terytorium – Wielkich Równinach. Autor, reporter Timothy Egan, przejechał te tereny wzdłuż i wszerz, odbył też podróż w czasie dzięki rozmówcom, którzy opowiedzieli mu o tym, jak to wtedy wyglądało, jakie stały domy, jakie były farmy, miasta, miasteczka i wsie, ziemie na styku Oklahomy, Teksasu, Nowego Meksyku, Kolorado, Kansas, sięgające aż do Nebraski. Opowiedzieli mu, kto był bogaty, kto mniej, kto jaki miał dom i ile akrów ziemi, kto uczył w szkole, a kto był najlepszym kowbojem. Egan wspomagał się archiwalnymi dokumentami, fotografiami i wszystkim tym, co mogło mu pomóc odtworzyć tamten czas w tamtym miejscu. Historię świetności i upadku Wielkich Równin opisał przez pryzmat konkretnych ludzi i rodzin tak, że czytając jego książkę, czujemy się czasem, jakbyśmy czytali epicką powieść o podbojach Dzikiego Zachodu. Podczas lektury my też przenosimy się w czasie i naprawdę stoimy na tych ulicach Dalhart w Teksasie albo Boise City w Oklahomie, patrząc na ich mieszkańców, jak jadą ulicą swoim fordem T, odprowadzają dzieci do szkoły, sieją zboże albo jedzą kolację.

Podczas I wojny światowej doszło do pszenicznego boomu. Tak się sytuacja na świecie potoczyła, że za pszenicę rząd USA płacił krocie, więc farmerzy obsiewali nią kolejne hektary Wielkich Równin. Coraz więcej i więcej, orali i eksploatowali bez przerwy, przyjeżdżali kolejni farmerzy i całe równiny zajęła pszenica. Bogacili się, budowali domy, kupowali samochody, brali kredyty. Czasem jakiś ekspert albo inny naukowiec bił na alarm, że tak nie można ziemi traktować, że to poszło za daleko i czym prędzej trzeba się wycofać, bo to wszystko obróci się przeciwko ludziom. Ale kto by słuchał, kiedy pieniądze dosłownie rosły w oczach? Orali dalej. „Ziemia jest jedynym niezniszczalnym i trwałym bogactwem, jakie posiada nasz kraj – ogłosiło Federalne Biuro do spraw Gruntów Rolnych, kiedy trawiaste równiny ulegały całkowitej transformacji. – To jedyny z naszych zasobów, który jest niewyczerpany, którego nie sposób nigdy zużyć” – cytuje Egan. Ceny pszenicy rosły, kombajny młóciły, pieniądze spływały.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

I tak to trwało. Dopóki nie przestało.

Spekulacje cenami pszenicy – jak każde spekulacje – musiały w końcu zderzyć się ze ścianą. „Amerykańska gospodarka […] stała się czymś w rodzaju największego na świecie kasyna” – pisze Egan. Nieruchomości, ropa naftowa, akcje i ta pszenica, ludzie naprawdę wtedy powariowali. Można zakłamywać rzeczywistość, ale ona się w końcu sama odezwie. Odezwała się w Czarny Czwartek 24 października 1929 r. Ceny pszenicy zaczęły spadać na łeb, na szyję. Co wtedy zrobili farmerzy? Zaczęli orać jeszcze więcej i szybciej, by móc spłacić kredyty. Ceny wciąż spadały, więc oni jeszcze więcej i jeszcze, by wyjść chociaż na zero. I nagle znaleźli się w sytuacji, w której tej pszenicy było tyle, że cena za nią zaczęła wynosić kwotę ujemną. Nie było co z nią zrobić, ludzie palili nią nawet w piecach. Zaczęły się bankructwa i dramaty.

Kryzys finansowy nie był jednak największym problemem mieszkańców Wielkich Równin. Największym stało się to, że wyeksploatowana ponad wszelką miarę ziemia „zwróciła się przeciwko nim”.

Dust Bowl – tak się nazywa okres między 1931 a 1938 r., gdy na Wielkie Równiny spadła niewyobrażalna katastrofa ekologiczna z niekończącą się suszą i kolejnymi „dusterami”, czyli burzami pyłowymi. To on jest głównym tematem książki Egana. Dust Bowl i to, co do niego doprowadziło. Poza chciwością i parciem na bogactwo to głównie chyba ignorancja i arogancja. „Rząd jednak w dalszym ciągu przekonywał za pośrednictwem swoich biuletynów, że gleba stanowi jedyne »bogactwo naturalne, którego nie sposób wyczerpać«”.

Wielu zaklinało rzeczywistość, nie chcąc widzieć tego, co się działo nawet po słynnej Czarnej Niedzieli 14 kwietnia 1935 r., kiedy to „duster” przerżnął Amerykę z szybkością 100 km/h od Oklahomy do Kanady, przewalając setki milionów ton wierzchniej warstwy gleby. 

Podczas tamtego kataklizmu ludzie nie widzieli dłoni trzymanej przed twarzą. To byli ci sami ludzie, którzy przybywali na Wielkie Równiny w połowie XIX w. i na początku wieku XX z całej Ameryki, i którzy nie umieli zrozumieć, że świat jednak nie należy do nich. Bogaci farmerzy i pionierzy, ziemscy zdobywcy wieszali w oknach mokre koce, by powstrzymać pył, odkopywali z piachu swoje fordy i maszyny rolnicze, i przecierali oczy z pyłu i zdziwienia, patrząc, jak ich zwierzęta ogryzają z głodu ogrodzenia i jak ich rajska kraina zmieniła się w postapokaliptyczną pustynię. Umierali na pylicę płuc. Starcy i niemowlęta.

Rolnik i jego dwaj synowie podczas burzy piaskowej (Oklahoma, 1936 r.), fot. Arthur Rothstein
Rolnik i jego dwaj synowie podczas burzy piaskowej (Oklahoma, 1936 r.), fot. Arthur Rothstein

Timothy Egan pisze o mieszkańcach Wielkich Równin z ogromnym szacunkiem. Podkreśla ich pracowitość, dumę, ogromną wolę walki i przywiązanie do ziemi. Wielu z nich mimo tej katastrofy nie chciało albo nie potrafiło opuścić Wielkich Równin. Wielu opuściło, ale wróciło. Ponieważ to był ich dom, a bardziej właśnie ziemia, w którym to słowie słowo „dom” się zawiera – ich ziemia. Wszyscy cierpieli, patrząc na to, co się z nią stało. Ci, którzy jeszcze żyją, wciąż z tęsknotą mówią o tym, jak piękne były Wielkie Równiny przed katastrofą.

Co zatem poszło nie tak? Przecież farmer czy rolnik to z definicji osoba związana z ziemią. Żyje zgodnie z jej rytmem według pór roku, pogody i niepogody, zna właściwości gleby, wie, co można, a czego nie. Amerykański farmer przecież kocha i rozumie ziemię. A ta historia jest tego wszystkiego zaprzeczeniem, więc – jeszcze raz – co poszło nie tak? Co zaślepiło farmerów? Pieniądze? Sukces? Dobrobyt rodziny? Pewnie tak. Państwo, które rozpędziło produkcję? Spekulacyjne ceny? Amerykańska propaganda sukcesu? Pewnie też. Wiara w to, że skoro wszyscy prą naprzód, to faktycznie nie może się nie udać, bo przecież ziemia się nie wyczerpie?

Brudne lata trzydzieste to wielki reportaż, który napisany jest też w dużej mierze ku przestrodze. Bardzo łatwo można odnaleźć w nim nasze codzienne działania. I błędy. Naszą XXI-wieczną ignorancję i arogancję. Krótka relacja z teraźniejszości? To przecież spekulacje na rynku kredytów i nieruchomości doprowadziły do kryzysu finansowego w latach 2007–2009. Bańka rosła i rosła, ludzie powariowali po raz kolejny. Oglądaliście Big Short Adama McKaya? Obejrzyjcie. A potem przeczytajcie Nomadland Jessiki Bruder, by zobaczyć, co stało się z ludźmi, gdy ta bańka pękła. Nomadzi wciąż jeżdżą po Stanach, a w filmie Wszystko w porządku Kelley Kali i Angelique Moliny matka mieszka z córką w namiocie przy drodze i usilnie próbuje wykombinować 200 dolarów, by móc wpłacić całość za wynajem mieszkania. I to jest film z tego, 2021 r. 

Czasem też wystarczy spojrzeć za okno, by wiedzieć, że katastrofa klimatyczna trwa już w najlepsze. Produkcja oleju palmowego, uprawa awokado, wycinka drzew, wołowina, tanie loty i prywatne odrzutowce dla każdej drużyny każdej z lepszych, a nawet tych średnich piłkarskich lig świata, dziesiątki kartonów wyrzucanego jedzenia na tyłach supermarketów po zamknięciu… 

My też zaklinamy rzeczywistość. Pionierzy z Wielkich Równin byli marzycielami, ale my jesteśmy już tylko starymi wyjadaczami, wiemy, co może się stać. Ale nadal wierzymy, że świat dosłownie należy do nas. Trudno nam przyjąć do wiadomości, że ziemia nie jest niezniszczalna, trwała, że to nie „jedyny z naszych zasobów, który jest niewyczerpany” i że można ją zużyć. Wbrew nauce, wbrew logice, wbrew rzeczywistości arogancko i ignorancko brniemy naprzód. Co nas czeka?

***

Wielkie Równiny do dziś nie otrząsnęły się po katastrofie z lat 30. Wszelkie raporty wykazały, że to, co się tam stało, jest winą człowieka. Wszelkie raporty zrobione o naszych czasach wykażą dokładnie to samo.

„Brudne lata trzydzieste”, Timothy Egan, wyd. Czarne 2021
„Brudne lata trzydzieste”, Timothy Egan, wyd. Czarne 2021

Czytaj również:

Freeganizm, czyli jest jedzenie do uratowania
i
zdjęcie: Flickr, domena publiczna
Marzenia o lepszym świecie

Freeganizm, czyli jest jedzenie do uratowania

Anna Wyrwik

W kontenerach pod polskimi sklepami gniją tony jedzenia. Z jednej strony – każdemu żal, że się marnuje, ale z drugiej: wyjąć i zjeść? A dlaczego nie? – odpowiadają freeganie. 

Kiedy jedzenie staje się odpadem 

„To był dla mnie szok, gdy zobaczyłam, ile jest tego jedzenia” – mówi Ewelina (imię zmieniono na jej prośbę; najciekawsze znalezisko: paczki pączków i słodyczy), z którą parkuję przy ulicy za marketem w jednym z polskich miast. 

Czytaj dalej