Kiedy piłka była kobietą
i
Kapitanki drużyny francuskiej i angielskiej, Carmen Pomies (po lewej) i Florrie Redford, przed meczem na londyńskim Herne Hill, 12 maja 1925 r.; zdjęcie w domenie publicznej
Marzenia o lepszym świecie

Kiedy piłka była kobietą

Piotr Żelazny
Czyta się 15 minut

Dziewczyny tak dobrze haratały kiedyś w gałę, a publiczność tak je pokochała, że mężczyźni się przestraszyli. I zniszczyli kobiecy futbol.

Przyszłe pokolenia nazwały tę tragedię pierwszą wojną światową, ale wtedy była po prostu wojną. Straszną i wyniszczającą, która spowodowała, ­że mężczyźni musieli założyć mundury, wzuć ciężkie buciory, na ramię zarzucić karabiny i ruszyć marszem przed siebie. Na „wojnę, która miała skończyć wszystkie wojny” powołano pod broń 70 mln osób, w Wielkiej Brytanii – prawie 5 mln, w zdecydowanej większości mężczyzn. Spośród nich ­700 tys.­ już nigdy nie zobaczyło York­s­hire, Kentu, Oksfordu, Manchesteru, Londynu oraz innych miast, miasteczek i wsi. Ponad 1,5 mln powróciło z ranami. Pozostali z traumą.

W męskich butach

Kobiety na początku XX w. głównie zajmowały się domem. Owszem, ruch sufrażystek był prężny, działał z rozmachem, ale napotykał wielki opór, poza tym wciąż pozostawał niszowy. Ich radykalne skrzydło w walce o swoje prawa nie przebierało w środkach – bojowniczki podkładały nawet bomby. Władze nie pozostawały dłużne, każąc przymusowo karmić sufrażystki głodujące w więzieniach. Ruch doczekał się nawet pierwszej męczennicy – w 1913 r. Emily Davison podczas derby próbowała założyć królewskiemu koniowi chustę w barwach sufrażystek i została stratowana przez galopujące zwierzę.

Gdy jednak mężczyzn wysłano do okopów, emancypantki zmieniły taktykę. Uznały, iż najpierw muszą mieć ojczyznę, by móc domagać się od niej swoich praw. Postanowiły, że ich wkładem w działania wojenne będzie odgrywanie męskich ról, których nie było komu odgrywać, gdyż mężczyźni maszerowali w ciężkich butach przez Europę. Liderka ruchu kobiecego Emmeline Pankhurst uważała, że wtedy politycy nie będą już mieli argumentów, by odmawiać im prawa głosu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Kobiety zaczęły masowo się zgłaszać, aby prowadzić tramwaje, spawać, przerzucać koks i węgiel, rozwozić, także samochodami, mleko i pocztę. Nie zostały dopuszczone jedynie do prowadzenia pociągów. Półtora miliona pań pierwszy raz w życiu podjęło pracę zarobkową. Kolejny milion działał w ramach wolontariatu – przyjmowały uchodźców, prowadziły kantyny i kluby.

Zachęcały do tego władze, nakazując zatrudnianie kobiet na miejsce zwerbowanych mężczyzn – oczywiście nie tylko sufrażystek. W ten sposób proces emancypacji gwałtownie przyspieszył.

Najtrudniejsza praca czekała na kobiety w fabrykach amunicji. Codziennie musiały obcować z niebezpiecznymi materiałami wybuchowymi, wytwarzając pociski artyleryjskie. W tych fabrykach, szczególnie na początku wojny, liczyła się produktywność, 12-godzinne zmiany były czymś normalnym.

Skoro kobiety zajmowały się tym wszystkim, co robili mężczyźni, zanim ruszyli marszem przez Europę, to dziewczyny z fabryk amunicji postanowiły, że będą grać w piłkę. Najsłynniejszy i najbardziej utytułowany klub w historii kobiecego futbolu, który do dziś powinien być punktem odniesienia dla wszystkich innych, powstał w zakładach Dick, Kerr & Co. w Preston.

Legenda głosi, że w październiku 1917 r., podczas okresu niższej produkcji w fabryce, w trakcie przerw na obiad czy herbatę, kobiety spontanicznie dołączały do grających na dziedzińcu nastoletnich chłopców. Bramką były niewielkie okna szatni. Zazwyczaj kobiety grały przeciwko mężczyznom czy też dziewczyny przeciwko chłopakom, bo Dick, Kerr – nie mogąc w czasie wojny liczyć na inną siłę roboczą – zatrudniał głównie nieletnich. Jeśli wygrywały dziewczyny, dostawały tabliczkę czekolady Five Boys do podziału, gdy zaś lepsi okazywali się chłopcy, zgarniali paczkę papierosów Woodbine. Tak brzmi mit założycielski, bo futbol był propagowany jako zdrowy sposób spędzania przerw nie tylko w Dick, Kerr & Co., ale także w innych fabrykach.

Zanim w Sarajewie Gavrilo Princip zastrzelił z browninga Franciszka Ferdynanda Habsburga, kobiety zniechęcano do futbolu. Wciąż jeszcze znajdowali się zgorszeni krzyczący, że niewiastom nie wypada odsłaniać nóg, a już na pewno tarzać się w błocie i nosić męskich ubrań. Pierwszy kobiecy klub w Anglii założyła Nettie Honeyball, a przynajmniej pod tak ładnie brzmiącym pseudonimem przeszła do historii. Jej prawdziwego imienia i nazwiska nie znamy, najwyraźniej nie chciała przysporzyć kłopotów rodzinie. Z otwartą przyłbicą występowała za to arystokratka lady Florence Dixie, która została prezeską British Ladies’ Football Club. Dixie wierzyła w równość płci, była entuzjastką kobiecych sportów i sztuk walki, a w trakcie pierwszej wojny burskiej została korespondentką „The Morning Post”. Żeński futbol do pierwszej wojny światowej pozostawał jednak raczej kwestią krótkotrwałych buntów.

Czekolada za gola

Na dziedzińcu fabryki Dick, Kerr & Co. dziewczyny wygrywały często, zdecydowanie częściej niż chłopaki. Te mecze oglądał z okien zatrudniony w biurze fabryki Alfred Frank­land i to on zaczął namawiać kobiety do utworzenia żeńskiej drużyny z prawdziwego zdarzenia. Zamiast próbować trafić w okno szatni, by strzelić gola, dziewczyny uderzałyby w kierunku prawdziwej bramki.

Frankland zaproponował, iż zostanie ich menedżerem i trenerem. W innych fabrykach kobiety też zakładały drużyny, więc umówił mecz z pracownicami Arundel, Coulthard & Co. Dochód ze spotkania miał zostać przeznaczony na cele charytatywne – pomoc szpitalowi, który opiekował się rannymi na froncie żołnierzami.

Arundel, Coulthard & Co. to również firma z Preston – przed wojną produkowała maszyny tkackie, od lat 30. XX w. przerzuciła się na kosiarki spalinowe. Gdy angielscy mężczyźni tkwili w błotnistych okopach Belgii i Francji, w Arundel także wyrabiano pociski artyleryjskie. Frankland załatwił, że panie mogły zagrać na stadionie Deepdale należącym do miejscowego klubu piłkarskiego – Preston North End, pierwszego w historii mistrza Anglii z 1889 r. i z roku następnego. W Boże Narodzenie 1917 r. Dick, Kerr’s Ladies (bo tak nazywał się oficjalnie klub) pokonał rywalki 4:0, a pierwszy od dwóch lat i od wybuchu wojny mecz na Deepdale obejrzało 10 tys. ludzi. „Daily Post” pisał: „Zawodniczki Dick, Kerr’s udowodniły, że rozumieją grę, a ich ataki były zaskakująco dobre” oraz że „jedna lub dwie z pań pokazały świetną kontrolę piłki”.

Po opłaceniu kosztów (20 funtów za wynajem obiektu) Frankland mógł przekazać 200 funtów szpitalowi dla weteranów, co według dzisiejszego przelicznika było równowartością około 40 tys. funtów (190 tys. zł).

Pierwszymi gwiazdami kobiecego futbolu były robotnice z fabryki – postawna blondynka Florrie Redford strzelała mnóstwo goli. W piłkę zaczynała grać z braćmi, podobnie jak jej koleżanka ze szkoły i zakładu pracy Alice Kell. Dla większości piłka nożna była czymś nowym, ale sport jako taki niekoniecznie. Alice Woods wcześniej biegała i była nieformalną pierwszą mistrzynią Wielkiej Brytanii w sprintach (na 80 m).

Szybko zaczęły się też transfery. Po porażce z Lancaster Ladies 0:1 Frankland namówił dwie najlepsze zawodniczki rywalek, by dołączyły do Dick, Kerr’s Ladies. Mógł je skusić nieźle płatną pracą w fabryce, odprawą w przypadku zwolnienia, co było wówczas czymś niezwykłym, i dodatkowymi pieniędzmi z futbolu. Dziewczyny dostawały po 10 szylingów za mecz, a także zwrot kosztów podróży. Frankland załatwiał również swoim wybrankom mieszkanie lub pokoje w Preston.

Pracownice przemysłu zbrojeniowego nazywano w Anglii „Munitionettes” – Amunicjożystkami. Na przełomie lat 1917 i 1918 zespoły kobiet z fabryk amunicji w regionie Newcastle rywalizowały w rozgrywkach o srebrny puchar, który do historii przeszedł jako Munitionettes Cup. Triumfatorkami zostały dziewczyny z Blyth, występujące pod nazwą Spartans, które pokonały załogę fabryki Bolckow, Vaughan. Także w innych miejscach Anglii i Szkocji dziewczyny kopały piłkę. W rocznikach gazet z Leeds można znaleźć wzmiankę, że lokalne kobiece drużyny uzbierały „setki funtów” na pomoc rannym.

Panie mogą odejść

Wojna się skończyła, mężczyźni przymaszerowali z powrotem do domów i w końcu mogli zrzucić buciory oraz zdjąć z ramion karabiny. Kobiecy zryw nie okazał się aż takim sukcesem, o jakim marzyła Emmeline Pankhurst i inne sufrażystki. Większość dziewczyn, które zgłosiły się do pracy i które stanowiły „niewidzialną armię”, jak pisała wówczas prasa, została zwolniona. Miały wracać do domów i mężów. A że wiele z nich po wojnie mężów już nie miało, nikogo specjalnie nie obchodziło.

Jednocześnie 6 lutego 1918 r. brytyjski parlament uchwalił Representation of the People Act, który dał prawo głosu wszystkim mężczyznom powyżej 21. roku życia, niezależnie od dochodów. Wcześniej głosować mogli tylko ci, którzy ukończyli 30 lat i spełniali określone wymagania finansowe. Prawo głosu dostały też kobiety, choć pod pewnymi warunkami – musiały mieć ukończone 30 lat i być właścicielkami domu lub mieszkania wartego przynajmniej 5 funtów (dzisiejsze 1500 zł – kwota była więc symboliczna) albo których mąż posiadał takie na włas­ność. Na pełne prawo wyborcze kobiety musiały czekać jeszcze dekadę. Niemniej jednak było to przełomowe wydarzenie, do którego w jakimś stopniu przyczyniły się również dziewczyny z Dick, Kerr i innych fabryk/klubów piłkarskich.

Wraz z końcem wojny, która – jak doskonale wiemy – nie zakończyła innych wojen, popularność żeńskiego futbolu nie zmalała. Przeciwnie. Dick, Kerr’s Ladies (fabryka Dick, Kerr & Co. w przeciwieństwie do wielu innych w Wielkiej Brytanii nie rozpoczęła „ery pokoju” od zwolnienia kobiet) grały przy coraz większych widowniach. Choć można podejrzewać, że w tej epoce przyspieszonej emancypacji i odkrywania kobiecego ciała część widzów przede wszystkim chciała popatrzeć na damskie uda, sportowe relacje podkreślają wysokie umiejętności zawodniczek.

Cel pozostawał szczytny – wciąż zbierały na weteranów, rannych i tych wracających do domów z potarganymi głowami, którzy w okopach widzieli zdecydowanie za dużo. We wrześniu 1919 r. ich mecz z Newcastle United Ladies na londyńskim St. James’s Park obejrzało 35 tys. widzów. Zebrano wówczas 1200 funtów na cele charytatywne (równowartość dzisiejszych 250 tys. zł).

Francuskie łączniczki

W 1920 r. Frankland zaprosił żeńską reprezentację Francji na serię meczów ze swoim zespołem, który na potrzeby chwili nazwał Dick, Kerr’s International Ladies. Sekretarz generalną francuskiego związku sportu kobiecego była jego pionierka Alice Milliat – wioślarka, hokeistka i pływaczka, dziś uznawana za kluczową postać w walce o włączenie sportu kobiecego do programu igrzysk. W 1921 r. zorganizowała w Monte Carlo pierwsze sportowe zawody wyłącznie dla dziewczyn.

Zanim Milliat wyruszyła z piłkarkami za kanał La Manche, udzieliła kilku wywiadów paryskiemu korespondentowi „Daily Mail”, by inicjatywa zyskała rozgłos i zaintrygowała widzów. Gdy wraz z grupą mademoi­selle Francuzka przybiła do klifów Dover, była jednak zdziwiona liczbą dziennikarzy, którzy na nie czekali, oraz faktem, iż o ich przyjeździe informowano na pierwszych stronach gazet. Francuzki pociągiem pojechały do Preston, gdzie zostały hucznie przywitane przez kierownictwo fabryki, zespół muzyczny oraz tłumy gapiów, którzy stanęli w dwóch szeregach na drodze z dworca do hotelu.

Pierwszy mecz odbył się na domowym dla Dick, Kerr’s Ladies stadionie Deepdale w Preston, a grające w tradycyjnych strojach w biało-czarne pasy Angielki pokonały Francuzki 2:0. Spotkanie obejrzało 25 tys. widzów. Następnego dnia w Stockport Dick, Kerr’s wygrały 5:2. Kolejny mecz zorganizowano w Black­pool, tym razem Francuzki wywalczyły remis 1:1. Dzień później gazety na pierwszych stronach zachwycały się zdobywczynią bramki dla gości, która świętowała gola pełnym saltem w przód zakończonym udanym lądowaniem na obu nogach.

Wszystkie te mecze miały być rozgrzewką przed szlagierem na londyńskim stadionie Stamford Bridge. Reklamowano go jako starcie żeńskich reprezentacji Anglii i Francji oraz konfrontację dwóch zupełnie różnych stylów: eleganckie, drobne, dobrze wyszkolone technicznie Francuzki kontra wysokie, duże, silne dziewczyny z Lancashire. Wedle relacji prasowych zawodniczki Milliat wyszły na murawę gęsiego, trzymając się za barki, przy dźwiękach Marsylianki, a dziewczyny z Preston wybiegły na boisko w dzikim nieładzie.

Już na początku meczu piłkarka Dick, Kerr’s Jennie Harris po starciu bark w bark padła na ziemię nieprzytomna. W tamtych czasach o zmianach jeszcze nie słyszano, więc Angielki grały w dziesiątkę. Przegrały 1:2 i była to pierwsza porażka DKL od dwóch lat.

Lily kopie i przeklina

Nie wpłynęła ona jednak na popularność Dick, Kerr’s Ladies. Wkrótce na Deepdale zorganizowano jeden z pierwszych meczów w historii piłki nożnej przy sztucznym świetle. Frankland poprosił wówczas ministra wojny Winstona Churchilla, by wypożyczył dwa szperacze przeciwlotnicze.

Kilka tygodni później padł rekord – w wygranym 4:0 meczu z St Helens, rozgrywanym na Goodison Park w Liverpoolu, Dick, Kerr’s Ladies oglądało 53 tys. kibiców. Media pisały, że zainteresowanych biletami było 14 tys. więcej. Do dziś to największa widownia, jaka oglądała kobiecy mecz piłkarski. W tym samym roku finał męskiego Pucharu Anglii Aston Villa–Huddersfield Town (1:0) obejrzało 50 tys. kibiców.

Rewanż z Francuzkami w Paryżu, w trakcie którego zawodniczki Dick, Kerr’s nie wystąpiły w swoich pasiastych strojach, tylko w barwach reprezentacji Anglii (białe koszulki, granatowe szorty), oglądały z trybun 22 tys. widzów. Sędzia skończył mecz 5 minut przed czasem przy stanie 1:1, gdyż na boisko wbiegli awanturujący się kibice. Z tego meczu pochodzi fotografia, która wywołała wówczas niemały skandal, gdy kapitanki obu zespołów przywitały się gorącym pocałunkiem w usta.

Największą gwiazdą Dick, Kerr’s była Lily Parr, która – jak mówiła jej przyjaciółka z zespołu – „piła, paliła i przeklinała równie płynnie jak mężczyźni”. Parr żyła w związku z inną kobietą (Mary), o czym wiedzieli wszyscy, bo nie robiła z tego tajemnicy. No i miała piekielnie mocny strzał. Kiedyś bramkarz grający na co dzień w męskiej drużynie założył się z nią, że nie pokona go z rzutu karnego. Uderzenie Parr złamało mu nadgarstek.

Frankland skaperował ją z St Helens­ w 1920 r. jako 14-latkę. Zaoferował jej standardową wówczas stawkę – 10 szylingów za mecz, zwrot kosztów przejazdu, obietnicę pracy w fabryce. Parr ponoć zamiast 10 szylingów zażyczyła sobie równowartość tej sumy w papierosach bez filtra Woodbine. Już wtedy była duża – mierzyła 6 stóp, czyli ponad 180 cm. Grać w piłkę nauczyli ją bracia. W 1921 r. strzeliła ponad 100 goli dla Dick, Kerr’s Ladies i powoli stawała się gwiazdą, a media coraz częściej i coraz więcej o niej pisały. Gdy w 1951 r. kończyła trwającą 31 lat karierę, miała na koncie prawie 1000 goli.

Niemniej jednak, gdy w 2002 r. otwierano Muzeum Futbolu pod auspicjami angielskiej federacji piłkarskiej, a wraz z nim Galerię Sław, mało kto wśród zgromadzonych wiedział, kim była Lily Parr – jedyna kobieta, która się w tejże galerii znalazła. Dopiero brawurowy wykład Gail J. Newsham, autorki książki o Dick, Kerr’s Ladies In a League of Their Own! (W swojej własnej lidze), przybliżył Parr temu zdecydowanie męskiemu towarzystwu, z mistrzami świata z 1966 r. na czele.

Wąsata kontrrewolucja

Dlaczego mało kto słyszał wcześ­niej o niesamowitych dokonaniach lewej łączniczki? Pewnie dlatego, że angielska federacja w 1921 r. zakazała kobietom grać w piłkę na stadionach klubów, które do niej należały. Oficjalnych uzasadnień tej decyzji i teorii na temat jej ukrytych powodów jest wiele. Działacze federacji wciąż byli oburzeni, że kobiety kopią piłkę. Do tego w szortach! Mogli się też bać, że żeńskie drużyny odwracają uwagę od męskich, a tuż po wojnie nastąpił gwałtowny rozwój męskiej piłki nożnej. Konserwatywni, brzuchaci i wąsaci działacze podpierali się również autorytetem lekarzy, którzy nagle zaczęli twierdzić, iż „futbol jest grą niewskazaną dla kobiet i może im szkodzić”. W wydanym przez federację oświadczeniu znalazły się też wątpliwości, czy aby na pewno odpowiedni procent dochodów z organizacji takich spotkań jest przeznaczany na pomoc charytatywną. Działacze widzieli, ile pieniędzy zbierają dziewczyny, i chcieli strumień z kieszeni kibiców przekierować do swoich.

W filmie dokumentalnym o kobiecym futbolu w okresie pierwszej wojny światowej Ali Melling z University of Central Lancashire rzuca decyzję władz związku na szersze, polityczno-społeczne tło. Tłumaczy, że te same zespoły, które jeszcze niedawno zbierały pieniądze na pomoc rannym żołnierzom, teraz zaczęły organizować charytatywne spotkania na rzecz strajkujących górników. Tymczasem w powojennej Wielkiej Brytanii elity jak ognia bały się widma bolszewizmu. „Kobiecy futbol postrzegany był jako rewolucyjny i groźny. Kobieca piłka rozwinęła się zbyt szybko, za bardzo urosła w siłę, a dodatkowo była zorientowana klasowo, zbyt niebezpieczna i dlatego przerażała elity” – tłumaczy Melling.

Kobiecy futbol został zduszony w zarodku. Dick, Kerr’s Ladies musiały grać na stadionach rugby, na które jeszcze przez jakiś czas przyciągały sporo widzów, ale pozbawione wsparcia, wypchnięte na margines radziły sobie coraz gorzej. Jeszcze jako reprezentacja Anglii zagrały ze Szkocją i zdobyły coś na kształt mistrzostwa świata, jeszcze pojechały na tournée po USA, lecz to już był łabędzi śpiew. Fabryka zmieniła właściciela i wkrótce wycofała się z finansowania drużyny, która musiała przechrzcić się na Preston Ladies FC i grać wyłącznie amatorsko. Jednak trwały – Lily Parr zakończyła karierę w 1951 r., a klub oficjalnie przestał istnieć w 1965 r.

Zakaz gry na „męskich” stadio­nach został cofnięty dopiero w 1971 r. Federacja przyjęła dziewczyny z powrotem, ale wciąż traktowała je jak piąte koło u wozu. Pierwsze mistrzostwa Europy kobiet odbyły się w 1984 r., a na ich pierwszy mundial trzeba było czekać aż do 1991 r.

Dziś futbol w żeńskim wydaniu staje się coraz popularniejszy, ale przepaść dzieląca go od męskiego wydaje się nie do zasypania.

Czytaj również:

Trener ze stadionu Babel
i
zdjęcie: Jean Catuffe/Getty Images
Wiedza i niewiedza

Trener ze stadionu Babel

Michał Okoński

Próbuje wymyślić piłkę na nowo. Nie wziął tylko pod uwagę, że mają w nią grać ludzie, nie roboty.

Wszechświat (który inni nazywają Biblioteką) składa się z nieokreś­lonej, i być może nieskończonej, liczby sześciobocznych galerii” – brzmi początek Biblioteki Babel. U Borgesa każdej ze ścian każdego sześcioboku odpowiada pięć szaf (ostatni bok przylega do sieni), w każdej szafie mieszczą się 32 książki znormalizowanego formatu, każda książka liczy 410 stron, każda strona 40 wierszy itd. Gdybyśmy próbowali wyobrazić sobie funkcjonowanie mózgu Marcela Bielsy, mogłoby to być boisko podzielone na trójkąty, których wierzchołki są wyznaczane przez nieustająco zmieniających pozycję zawodników. Jego trenerski projekt jest bowiem równie niemożliwy do zrealizowania jak wizja autora Fikcji.

Czytaj dalej