Jeden dzień życia
i
zdjęcie: Aziz Acharki/Unsplash
Promienne zdrowie

Jeden dzień życia

Paulina Wilk
Czyta się 10 minut

Kult przepracowania można zastąpić kulturą pracy, odpoczynku i kreatywności. Godziny, które spędzamy za biurkiem, możemy poświęcić rozwojowi i przyjemnościom. Wiemy to nie z bajek, lecz z prowadzonych na świecie badań nad skróceniem tygodnia pracy.

Wyobraź to sobie: dostajesz jeden dodatkowy wolny dzień w tygodniu. W każdym tygodniu. Co z nim zrobisz? Może połowę prześpisz. Może zaczniesz grać w tenisa. Odbierzesz zaległą przesyłkę z poczty, zrobisz zlecone dawno badania krwi. Ugotujesz coś z książki kucharskiej, którą dostałeś w prezencie rok temu i która od tamtej pory kurzy się nieużywana z braku wolnego czasu. Albo pomarzysz na jawie. Cokolwiek wybierzesz, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że ten dzień polepszy twoje samopoczucie i sprawi, że z radością wrócisz potem do pracy. A ku uciesze pracodawcy podskoczy także twoja produktywność.

Jednym z powodów, dla których przestajemy lubić swoją pracę, jest to, że zajmuje ona tak dużo czasu w naszej codzienności. A ponieważ w cyfrowej ekonomii całodobowej kurczy się czas na odpoczynek, prawie nie wychodzimy już ze stanu ciąg­łej gotowości. Żyjemy w erze rosnących wskaźników wypalenia zawodowego, które pandemia zaostrzyła, de facto wydłużając godziny pracy wielu z nas. A jednak pomogła również spojrzeć krytycznie na kult tyrania bez wytchnienia. Dzięki temu idee do niedawna marginalne teraz testuje się w praktyce.

Brytyjski pilotaż

Jednym z takich pomysłów jest czterodniowy tydzień pracy – koncepcja, którą

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Traktat o góralskiej robocie
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Marzenia o lepszym świecie

Traktat o góralskiej robocie

Wojciech Bonowicz

Robiło się w domu i wokół domu, w polu i przy owcach. I nawet gdy zdrowych nóg zabrakło. Każda para rąk miała zajęcie. A praca była rozmową, relacją, przekraczaniem egoizmu. Nie panowaniem nad kimś, lecz wzajemnością i wymianą.

Tego nie zapomnę nigdy: siedziałem w szpitalu w Zakopanem przy łóżku blisko 80-letniego górala i słuchałem jego wspomnień. Opowiadał, że w Jurgowie, skąd pochodził, ludzi oceniało się wedle ich pracowitości: szacunkiem cieszył się taki, który „robił”, to znaczy zawsze umiał znaleźć sobie pożyteczne zajęcie. Zdarzyło się, że jeden z gospodarzy stracił obie nogi. Kiedy po amputacji wrócił do Jurgowa, zbliżały się akurat sianokosy. Chłop, choć sam kosić nie mógł, zabrał się do strugania ostrewek (drewnianych stojaków do suszenia siana). Wieść szybko się rozeszła. „Nogi stracieł, ale jesce robi” – mówiono we wsi z podziwem.

Czytaj dalej