Jak latały czarownice?
i
ilustracja z archiwum, nr 2392 /1991 r.
Wiedza i niewiedza

Jak latały czarownice?

Brian P. Levack
Czyta się 6 minut

Zgodnie z tradycją, zakorzenioną w kulturze niemieckiej i rozpowszechnioną w Europie, w nocy z 30 kwietnia na 1 maja — tzw. nocy Walpurgii, o której pisał J. W. Goethe w Fauście — na szczyt Brocken w górach Harzu zlatywały się na sabat czarownice, by oddawać się hulankom i orgiom z szatanem.

Nie była to jednak wyłącznie kwestia przesądów i legend, o czym pisze Brian P. Levack w swoim eseju Polowanie na czarownice w Europie wczesnośredniowiecznej. Prowadził on na Uniwersytecie Teksańskim w Austin przez 10 lat wykłady na temat dziejów czarów. W swojej książce zajął się wielkim prześladowaniem czarownic w Europie w latach 1450—1750, kiedy to ponad 10 tys. osób — od Szkocji po Siedmiogród i od Hiszpanii po Finlandię — stanęło przed kościelnymi i świeckimi sądami za rzekome uprawianie magii oraz uleganie piekielnym siłom. Przedstawiamy fragmenty książki prof. Levacka, (…) w przekładzie Edwarda Rutkowskiego.

Ponieważ sabaty odbywały się w bardzo odległych krajach (jak np. zgromadzenia w Nowej Fundlandii, w których uczestniczyli chłopi francuscy z krainy Labour) i ponieważ utrzymywano, że liczba uczestników była bardzo duża (górna granica wynosiła 100 000 osób), wiara w możliwość lotu była tego koniecznym następstwem. Wiara jednakże w sabaty mogła istnieć, i istniała, niezależnie od wiary w nocne loty, tak jak to było w Szkocji. (…)

Wierzenia związane z lotem czarownic mają znacznie wyraźniejsze źródła ludowe niż wiara, iż zawierają one pakt z Diabłem lub uczestniczą w nocnych zgromadzeniach. Istniały początkowo dwa różne elementy wierzeń ludowych, które leżą u podstaw tego pojęcia. Pierwszy, pochodzący z czasów starożytnych, wiązał się z podaniami, iż kobiety mogą przemieniać się w nocy w latające sówki lub strigae (strzygi), zjadające noworodki. Postać „nocnej czarownicy” (ponocnicy) napotykamy w wielu kulturach, m.in. współcześnie w kulturach prymitywnych; powszechna była ona także wśród ludów germańskich nawet w okresie poprzedzającym wpływy rzymskie. Wyrazem strigae, jedną z licznych łacińskich nazw czarownic, określano również lamiae, od imienia mitycznej królowej Libii, ukochanej Zeusa, która wysysała krew z niemowląt z zemsty za zabicie jej dzieci przez Herę. Drugi element — to wierzenia dotyczące kobiet odbywających nocne wędrówki — czasem określane jako „szalone polowania” — w orszaku Diany, rzymskiej bogini płodności, ściśle związanej z księżycem i nocą, często utożsamianej z Hekate, boginią zaświatów i magii. (…)

ilustracja z archiwum, nr 2392 /1991 r.
ilustracja z archiwum, nr 2392 /1991 r.

Wiara zarówno w strzygi, jak i w „panie nocne” była tak silna wśród pospolitego ludu w Europie, że niektóre kobiety rzeczywiście żywiły przekonanie, iż dokonywały nocnych lotów jako strzygi, podczas gdy inne przyłączały się rzekomo do orszaku królowej w jej nocnych wędrówkach. Gdy w końcu również wykształcona elita uznała taką możliwość, kobiety te zazwyczaj podejrzewano i oskarżano o czary. Do XIV w. jednakże wykształceni ludzie traktowali wszelkie tego rodzaju wierzenia jako złudzenia wywołane przez Diabła. Ponieważ Kościół zawsze uważał Dianę i inne bóstwa pogańskie, zwłaszcza chtoniczne i bóstwa płodności, za demony, rzeczą zupełnie naturalną było traktowanie całego spektaklu pań podążających za Dianą jako dzieło Diabła. (…)

W późnym średniowieczu nastąpiło wiele przemian w postawie warstw wykształconych w sprawie wierzeń w strzygi i panie nocne. Po pierwsze, połączyły się dwa pojęcia dotychczas w kulturze powszechnie rozdzielane. Nocne panie obciążano oskarżeniami o zabójstwa dzieci w celach kanibalistycznych, ich zaś pochody czy podróże na zwierzętach przekształciły się w loty napowietrzne. Połączenie tych obu pojęć można zauważyć nie wcześniej niż w XII w. w dziele Johna z Salisbury, ostatecznie nastąpiło ono jednak dopiero w XV w. Po drugie, elita posiadająca sztukę czytania i pisania, która poprzednio uważała, że czynności opisywane przez pospolity lud wydarzały się jedynie w snach, zaczęła je uważać za realne fakty.

Nadprzyrodzeni goście stali się demonami przybierającymi postać istot ludzkich, podczas gdy ludzie, którzy dawniej tylko śnili lub wyobrażali sobie, że podążają za tymi demonami, rzeczywiście tak postępowali, i to w stanie pełnej świadomości. Kobiety, którym dawniej śniły się nocne loty i udział w misjach kanibalistycznych, obecnie latały dzięki mocy przenoszenia się pochodzącej od Diabła. Źródła tej przemiany w poglądach warstw wykształconych, która nastąpiła w XIV w., pozostają niewyjaśnione. Najbardziej prawdopodobną przyczyną wydaje się wpływ oddziaływania scholastycznej demonologii. Ponieważ z definicji wynikało, iż Diabeł posiada nadprzyrodzoną moc przenoszenia z miejsca na miejsce, naturalną konsekwencją była zdolność przenoszenia drogą powietrzną (powietrze było jego domeną). (…)

ilustracja z archiwum, nr 2392 /1991 r.
ilustracja z archiwum, nr 2392 /1991 r.

Należy odnotować, iż sceptyczna postawa, w myśl której przenoszenie człowieka drogą napowietrzną przez Diabła uważane było jedynie za wytwór imaginacji, nie została nigdy całkowicie odrzucona nawet w kręgach scholastycznych, chociaż wielu przedstawicieli europejskiej elity podpisywało się pod poglądem, iż fakty takie miały miejsce. Obszerna rozprawa Malleus Maleficarum na temat diabelskich umiejętności, m.in. przenoszenia czarownic z miejsca na miejsce, nie pomija również i takiego wyjścia. W obliczu nienaruszalnego autorytetu prawa kanonicznego autorzy nie mogli jednakże zanegować faktu, iż niektóre czarownice były przenoszone jedynie „w wyobraźni”. Przyznali oni tylko, że z prawa kanonicznego nie można wnioskować, jakoby wszystkie czarownice były przenoszone w ten sposób. „Lecz któż jest tak głupi, by wnioskować stąd, że nie mogły być one również cieleśnie przeniesione?” — zapytuje Malleus. (…)

Wierzenia, iż czarownice latały na sabaty, a także mogły dzięki swej mocy uciec przed uwięzieniem, różniły się w wielu szczegółach. Czasem czarownice opisywano i przedstawiano w dziełach sztuki jako dosiadające zwierząt, na wzór towarzyszek Diany. Kiedy indziej jeździły na kijach rozwidlonych na końcu na kształt różdżki. Mniej powszechne były wyobrażenia czarownic jadących na widłach lub trójzębach — symbol często kojarzony z Diabłem, pochodzący od Posejdona (Neptuna). Ze wszystkich środków powietrznej lokomocji używanych przez czarownice najczęściej wymieniany i bardziej utrwalony w kulturze ludowej był jednak kij, nie miotła. Miotła była pierwotnie symbolem seksu kobiecego, jej obecność w fantastycznych wyobrażeniach związanych z sabatem może być zatem refleksem ni mniej, ni więcej tylko przewagi czarownic płci żeńskiej. W tym znaczeniu miotła spełnia taką samą funkcję symboliczną, jaka pojawia się czasem w opisach czarów. Może ona również mieć dodatkowe znaczenia, w tym także często jako rekwizyt w obrzędach kultu płodności, co sugerowałoby związek ze starożytnymi bogami pogańskimi. Wreszcie, ale nie na ostatnim miejscu, należy wspomnieć, że miotła była symbolem fallicznym — i w tej funkcji przedstawiano ją w scenach przepojonych seksualnością.

ilustracja z archiwum, nr 2392 /1991 r.
ilustracja z archiwum, nr 2392 /1991 r.

Czasem opisywano czarownice lecące bez żadnych środków pomocniczych, jedynie w porywie wiatru lub własną mocą. Ponieważ w niektórych wypadkach relacjonowano jedynie, iż nacierały się maściami ułatwiającymi lot, pojawił się problem, czy maści zawierały składniki halucynogenne, które wywoływały u czarownic złudzenie, iż przebywały wielkie odległości, a nawet wyobrażały sobie, że uczestniczą w sabacie. Przeprowadzone w XX w. eksperymenty z ingrediencjami, wyliczonymi w przepisach na tego rodzaju specyfiki, wykazały zawartość atropiny i innych substancji trujących, które wcierane w naskórek mogły wywoływać silne podniecenie, złudzenia i sny na jawie. Wiemy również, że ekskrementy ropuchy, często stosowane przez czarownice z Kraju Basków, mogą działać halucynogennie. Bardzo jednak możliwe, iż niektóre osoby, używając tych maści, rzeczywiście wyobrażały sobie, że latają i uczestniczą w sabatach — argument po raz pierwszy wysunięty w XVII w. przez takich sceptyków, jak Johann Weyer. Nie musimy jednak spieszyć się z wyciąganiem wniosków. Wiele spośród najwcześniejszych recept na maści, pochodzących z XVI w., zawiera jedynie obojętne składniki, takie jak krew nietoperza i sadza, wszystkie zaś wczesne opisy zastosowań tych maści wskazują, iż nacierano nimi kij od miotły, nie zaś bezpośrednio ciało. Czarodziejskie maści, być może, należy zatem uważać za wytwór albo nieszkodliwego folkloru, albo też teorii demonologicznych, nie zaś za skuteczne substancje wywołujące zmiany w świadomości.


Tekst pochodzi z numeru 2392 /1991 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

Czytaj również:

W polskiej krainie czarów
i
ilustracja: Katarzyna Korzeniecka
Przemyślenia

W polskiej krainie czarów

Adam Węgłowski

Gdy niemieccy zakonnicy Heinrich Kramer i Jakob Sprenger wydali w 1487 roku „Młot na czarownice” – czyli praktyczny podręcznik inkwizytorów walczących z „czarostwem” – odniósł on na Zachodzie błyskawiczny sukces. Było tylko kwestią czasu, kiedy ta modna obsesja duchownych i świeckich decydentów dotrze do Polski.

Już wcześniej wątki dotyczące czarów pojawiały się na obrzeżach innych spraw sądowych, ale w 1511 roku doszło w Polsce do pierwszego spalenia domniemanej czarownicy. Płomienie ze stosu w Chwaliszewie stały się symbolicznym początkiem polowań, które potrwały w naszym kraju aż do drugiej połowy XVIII stulecia – „wieku rozumu”.

Czytaj dalej